Na wagę rano wchodziłam z obawami i drżeniem serca. I nic.... Daję słowo, nic nie wzrosło...
Śniadanie na snująco, jakieś bułczane i chlebowe przylepki, lekko obeschnięte, kroiłam na malusie i cieniusie kromeczki, cześć jadłam bez masła, część z pasztetem, a część na sucho, z solą tylko. + 432 Jakaś mnie drętwota ogarnęła.
Bo Pan i Władca właśnie się szykuje do wyjazdu, jedzie na kilka dni. Boję się! Samotność jest okrutna dla starych kobiet.
2 drinki i pasztet z puszki to +504
Poszłam na basen, pływałam do, uczciwszy uszy, usranej śmierci, tzn przepłynęłam 3 kilometry i 50 metrów, na kcale przeliczając to jakieś -1220
Wróciłam, jedzenie jakoś mnie nie pociąga.... co robić?.... przecież nia chce umrzeć, tylko stracić brzucha...... ach, zawsze jest jeszcze mój nałóg, dałam mu więć pożyć, 4 drinki oraz tabletka na sen, zeby nie tęsknić, żeby sie nie zastanawiać... co ON robi?... +734
wypiłam, chyba się ułożę z pilotem przed tivi.....
jutro też jest dzień
BILANS
+450
już biorę pilota....
a ten tłuszcz niechciany niech zdycha....
ehhh, nocne kanapki mnie zawołały, 2 duże były, + 343 kcal
Granti
22 maja 2009, 08:15a od czego są koleżanki, idź lepiej do kina i nie trać czasu na czekanie, czas i tak upłynie,lepiej z niego skorzystać - nosek do góry! Pozdrawiam