Zjedliśmy córce pasztet, co go dostała od babci. No, niedużo dostała, to i szybko poszło. Ale była zła.... Nękani rodzicielskimi wyrzutami sumienia postanowiliśmy jej go zwrócić.
Acha.... nigdy w życiu.... ani ja ani Pan i Władca nie robiliśmy pasztetu
własnoręcznie.
Zostały zaangażowane wszystkie możliwe siły. Jego siostra - telefonicznie. Moja siostra..... eh, też niewiele umie. Nasza przyjaciółka i pani od reklamy - te podawały podobne przepisy, podobno sprawdzone w ich rodzinach. Wielka i gruba ksiązka kucharska po mojej przodkini - no nie, smakowicie brzmią, ale czy ja prowadzę dom dla tuzina osób?... Książka kucharska, którą dostałam w posagu - całkiem dorzeczna, tylko jakoś skromnie... Internet i niezastąpiona czarna.oliwka - niezłe, niezłe... Sabat w jatce na moim bazarku.... znowu konsultacje telefoniczne .... sąsiadka z piętra ....
Bo ja nie lubię robić ściśle wedle przepisu. Albo wedle jednego przepisu. Ja wykorzystuję pomysły, podkradam rozwiązania. Potem je mieszam, przyprawiam odrobiną szaleństwa, kroplami fantazji i szczyptą zamyślenia.... A potem mi to wychodzi rozmaicie. Ale jak już coś się uda - to jest pyszne. Śmiem twierdzić, że moja kutia, mój bigos, moje opiekane i duszone kuraki, mój schab, moja zupa pomidorowo-paprykowa, moich jeszcze kilka potraw - są klasy światowej.
Z pasztetem też tak chciałam.....
Smakowity zapach gotowanych i podduszanych mięs rozchodził się po całym domu z 5 godzin. Od garnków chciwe paszcze musiałam odganiać, swoją zresztą też. Pachnące dodatki, oskrobywanie kości, przyprawy, mielenie. Ręce nam odpadały w połowie kręcenia maszynką; przypomnieliśmy sobie, że gdzieś powinien być robot i mieć noże siekające. Znaleźliśmy, poszło sprawniej.
Tylko...
Tylko że....
Proszę uprzejmie się nie śmiać.
Córka dostała od babci tak ze 40 deko pasztetu. Nam wyszło, zważyliśmy na
chwilę przed wlewaniem do form, ponad 3 i pół kilo.
Po przodkini mam sporą kamienną formę do pasztetu, potem zabrakło mi keksówek, ostatnia porcja została upieczona w formie do wielkanocnej baby.
Nie wiem, jak Pan i Władca, ale ja się musiałam przebierać. Dyskretnie. Bo się posikałam. Ze śmiechu.
Pasztet wyszedł pierwszoklaśny. Trochę skórka odpada miejscami, ale to jest do wycyzelowania. I tak sobie myślę, że warto by było, hipotetycznym następnym razem, dosypać siekanych orzechów... albo płatków migdałowych... albo suszonej żurawiny... albo....
Oj, dobry ten pasztet. Zwłaszcza z galaretką żurawinową. Z ogórkami konserwowanymi też. Z ciemnym chlebem. I posypany sezamem. I z sosem tatarskim (no, tego zestawienia to nie ja próbowałam, tylko potomstwo). I pod słonoostrego drinka.
Co prawda dzisiaj mi waga wytknęła to próbowanie pasztetu... Ale tylko wzruszyłam ramionami. Warto było. No i nie będzie się zdarzać codziennie.
ale pasztet...! mniam, mniam !
kitkatka
6 stycznia 2010, 22:42pasztety różne robię i lubię. Najbardziej taki dietetyczny i niedrogi a pyszny. Gotuje i piekę tak jak Ty czyli baza z różnych przepisów i własna myśl twórcza. Najgorzej to z ciatsami bo póżniej ktoś prosi o przepis a ja robię głupią minę i mówię - nie pamietam co dodałam tym razem. Pozdrówka
baja1953
6 stycznia 2010, 17:48Mnie taki domowy pasztet najlepiej smakuje z chrzanem... Ewentualnie może to byc sos tatarski, ale chrzan najlepszy...Pasztet robię wg przepisu Krystyny Jandy...Chyba odpisałam sobie z którejś z jej książek...tak mi się kojarzy...W każdym razie dobry jest i wychodzi go akurat...Ja zazwyczaj piekę pasztety w foremkach keksówkach aluminiowych, jednorazowych. Potem je w tym zamrażam, wygodnie... Pozdrawiam:)
zarowka77
6 stycznia 2010, 14:57taki pasztet to musi tylko odchudzac;)) ale mi narobilas smaku;))
SEREMKA
6 stycznia 2010, 11:43nie powinnam tu włazić...no nie powinnam i już.Teraz mi w brzuchu burczy a rozkoszny zapach pasztetu prawie czuję...Smakowicie piszesz.
Geminia
6 stycznia 2010, 11:37choć za pasztetami nie przepadam, to po Twoim opisie mam nieprzebraną chęć na pasztet z chrzanem :) i co mam z tym zrobić tym zrobić...?pozdrawiam
schizofrenja
6 stycznia 2010, 11:35ale po pierwsze: gdzie przepis? po drugie: ile będziecie go jeść? Udanego dnia
bluebutterfly6
6 stycznia 2010, 11:04Pozdrawiam
veriama
6 stycznia 2010, 11:02czy corce smakowal?:)
haanyz
6 stycznia 2010, 11:01Ales mi narobila smaku tym pasztetem! Umiesz pisac o jedzeniu jak nikt. Pamietam jeszcze Twoje doznania przy jedzeniu letnich brzoskwin - Nie kus babo! Bo ja twrada chce byc! Buziole!