Wczoraj wieczorem wszytsko bylo ok a dzis obudzilam sie z zatkanym nosem i bolacym gardlem, co jakis czas kaszle...buuu...
Naprawde wspolczuje temu biednemu chlopakowi ktory ze mna pracuje i przez caly dzien biedny sluchal mojego smarkania i kaszlu, ale zrobil mi herbatke chyba z 5 razy - pewnie mial nadzieje ze przestane kaszlec haha :)
Nie mam goraczki (jeszcze) wiec nie chce opuszczac pracy zwlaszcza ze za tydzien w czwartek i piatek mam wolne, poza tym lubie moja prace i nie chce siedziec sama w domu :/ Zobaczymy co to bedzie jutro... No ale sama jestem sobie winna, w sobote wyszlam z dziewczynami na drinki i jak to zwykle bywa bez kurtki zdarzylo mi sie wyjsc na zewnatrz ze trzy razy zeby zadzwonic a zimno jest cholernie i mamy gardelko chore...
Jak doszlam do pracy i otworzylam torebke to myslalam ze padne ze smiechu, Kochany A. zapakowal mi mnostwo witamin, 2 mandarynki, 3 jablka, 2 jogurty, owocowa herbate, rutinoscorbin, orofar, jakis spray do psikania gardla i gripex max. Wspanialy xx
Dzis nici z silowni - dobrze ze bylam wczoraj wiec nie bede miec wyrzutow sumienia :)
P.S jakby ktos chcial wirusika to boge wyslac :) Oddam katar za darmo :)
Qruszynka
20 listopada 2012, 00:16Nie, dziękuję za wiruska :) Tak się akurat składa, że mam swojego ;) Dopadł mnie w niedzielę, ale już lepiej dziś. Przestawiłam się z lekarstw do rozpuszczania w gorącej wodzie na tabletki. Doszłam do wniosku, że przecież zawierają one masę cukru a ja głupia je piłam codziennie co 4 godziny :/ Ehh Miło, że Twój A. o Ciebie dba. Mój M. to takie przejawy opiekuńczości ma rzadko, no ale ważne że są. Szybkiego powrotu do zdrowia Justyś :*