Co do tytułu-chciałam jeszcze dopisać "świeczkę", ale to byłoby już przegięciem ;)
Postaram się krótko i bez zbędnego rozpisywania (chociaż kusi mnie bardzo!).
3 stycznia przechodzę znowu na dietę Vitalii. Tym razem motywacją nie są czekające połowinki i za mała sukienka. Tym razem nie mam miesiąca, żeby osiągnąć cokolwiek (a później porzucić). Nie ma żadnych świąt po drodze, które zepsują ciągłość. Jednym słowem monotonia. Smutne? Dla mnie nie. Nic mnie nie rozproszy, będę szła jak burza, jak tornado i niszczyła wszystko, co stanie na mojej drodze. Zwłaszcza Maćka. Maciek zepsuł mi życie, teraz ja zepsuję jego. Decyzję podjęłam już dawno, przemyślałam, dietę wykupiłam jeszcze przed świętami, jeśli teraz się nie uda, nie uda się już nigdy. Ale wierzę, że się uda. Właśnie teraz.
P.S. Jeśli ktoś jeszcze się nie domyślił-Maciek to mój ogromny brzuch.
annna1978
2 stycznia 2015, 21:29Haha:-) domyslilam sie, ale ja bym radzila kochac macka kochac sibie i dawac sobie to co najlepsze.ale widze ze Ty wiesz co jest najlepsze dla Ciebie mala:-) tak trzymamy:-)
LooLoo
29 grudnia 2014, 16:56super, idź do przodu i nie oglądaj się na Maćka :D monotonia sprzyja, powodzenia !
MyszyPuszka
29 grudnia 2014, 16:50hehe czytam czytam mysle o co chodzi a tu... brzuch ;p powodzenia ;)
Partenope
29 grudnia 2014, 16:37Rozbawił mnie twój wpis, oczywiście w pozytywnym sensie :) zwłaszcza zdanie, że on zepsuł ci życie, a teraz ty zepsujesz jego :) Też tak myślę o swoim, bo wszystko jestem w stanie zaakceptować tylko nie mojego wielkiego brzucha na którym skupia się cały tłuszcz (jestem bardzo typowym jabłkiem)! Wiec rozumiem Cię i życzę powodzenia w poskromieniu Maciusia! Pozdrawiam:)