Dlaczego jem?
Dlatego, że jedzenie daje mi poczucie szczęścia, kontroli nad emocjami i samą sobą. To jest ważniejsze nawet od późniejszego okropnego uczucia kompromitowania swojego zdrowia i wzrostu wagi.
Jem bo nie umiem się ograniczyć, jem jakbym nie jadła przez rok mimo że jestem najedzona. Nie umiem powiedzieć sobie stop, przekonać samą siebie że robię to dla siebie i swojego zdrowia.
Jem bo kocham te uczucie napełniania siebie tymi wszystkimi dobrami co widziałam w sklepie. To bardzo dziwne stwierdzenie, ale tak jest. Ten dreszczyk emocji otwierania ciastek itp. jest niesamowity.
Jem bo nikt nie wie jak duży mam problem i że jest on aż tak duży, mimo że mój wygląd wskazuje na problem. Przez samotność w walce z nadwagą/otyłością jest ciężej. Ale sama skazuję się na taką samotność.
Jem bo czasem czuję, że nie jestem tym kim chciałam być 10 lat temu. Nie czuję się spełniona/ważna/ambitna, a to wywołuje znów uczucie pragnienia szczęścia które mam w jedzeniu.
Problem z jedzeniem jest w głowie.
Wracam tu znów bo dłuższym czasie. Mimo że schudłam, to znów przytyłam.
Dziś jest 3 dzień "od nowa". Byle się nie poddać.