Przeczytałam swój poprzedni wpis i złapałam się za głowę :) strasznie ponury...nauczka dla mnie, nie wolno pisać nic w emocjach, na gorąco...warto chwilę zaczekać i stonować napięcie.
Minął tydzień, w pracy obowiązków pod sam sufit. Mam problem ze znalezieniem kogoś do pracy. Ale liczę, że niebawem ktoś się znajdzie.
Ostatnie dni dały mi popalić...dlatego w piątek rano spakowałam manatki i wyjechałam na weekend nad morze, moje ukochane morze. Zero tłumów, cisza, spokój i piękna pogoda. Oj, pogoda taka piękna że teraz wzbudzam litość każdego, kto mnie widzi. Jestem czerwona jak rak..czekam aż opalenizna zmieni się w przyjemny brąz. Ale ja nie o tym.
Jestem młoda, organizm szybko się regeneruje. Przekonałam się po tym wyjeździe, że raz na jakiś czas warto rzucić wszystkie obowiązki i odpocząć, po prostu wyluzować, nawet jeśli to ma trwać 2 dni! Warto. Zupełnie z innym nastawieniem idzie się w poniedziałek do biura..
Czas na różne przemyślenia w weekend spowodował, że postanowiłam zawalczyć o siebie. O to jak wyglądać, jak postrzegam siebie. Bo wcale dobrze się sama ze sobą nie czuję, jest mi za siebie wstyd. Na zewnątrz tego nie widać. Z uśmiechem na ustach wmawiam innym i trochę sobie, że moja zewnętrzność wcale mi nie przeszkadza. A to guzik prawda.
Dlatego dzisiaj robię odpowiednie zakupy, a od jutra zmieniam swój sposób odżywiania. I nie mówię tu o restrykcyjnej diecie, bo w tą trochę nie wierzę...po zakończeniu odchudzania wszystko wróci. Chce zweryfikować co jem, w jakich ilościach i kiedy...i trochę to zmodyfikować. Więcej warzyw, owoców. Może w innych proporcjach. Jak widać mam z czego zrzucać. Jutro rano ważenie i do dzieła!
Trzymam kciuki sama za siebie, bo już jestem przerażona.