Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wybuch Wulkanu


Dawno mnie tu nie bylo, oj bardzo dawno. Niestety, przez ostatni czas tyle dzialo sie w moim zyciu dobrego i zlego, ze nie mialam ani sil, ani ochoty na dodawanie jakichkowiek wpisow. Dlatego, pomyslalam sobie, ze dobrze byloby o sobie przypomniec. Dzisiaj chcialam napsiac o czyms przyjemniejszym, ale moje emocje siegnely zenitu, zatem wybaczcie za tresc wpisu. Musze wyrzucic z siebie kilka rzeczy, dzieki ktorym ulzy mi troche, mam taka nadzieje.

Nie wiem od czego zaczac, w glowie jedna mysl goni druga. Chyba zaczne od tego, ze jest mi cholernie ciezko ostnatnimi czasy, gdyz mimo wielu osob wokol mnie, czuje sie samotna. Tez tak macie? Odnosze wrazenie, ze ze wszystkim jestem sama i sama musze poradzic sobie z problemami czy zrealizwac wszystkie moje pomysly. Co raz bardziej czuje obco wsord znajomych, chciaz spedzam z nimi mnostwo czasu. Co raz bardziej czuje sie nie zrozumiana. To uczucie pojawilo sie z tematem remontu mieszkania oraz zblizajacego sie wesela, le po kolei. 

Mieszkanie nadaje sie do remotnu, patrzec na nie moge, bo niby jest duze, ale miejsca nie ma graciarna, syf malaria. Gadam od kilku miesiecy o tym, aby sie wreszcie tematem zajac. Przede wszystkim zrobienie wstepnego kosztorysu - no, bo przeciez nie porywam sie z motyka na wiatr. Zanim przejde do dzialania, chcialabym wiedziec z czym to sie wiaze i na ile jestem w  stanie sobie pozwolic na ten moment. Do zrobienia kosztorysu trzeba pomierzyc sciany - ile razy prosilam narzeczonego, aby to zrobil. Pff, temat jeszcze sprzed swiat Bozego Narodzenia! Dopiero dzisiaj mi sie to udalo i to dzieki temu, ze sama w koncu wzielam metrowke i porobowalam zmierzyc sciany. Wtedy sie chlop zlitowal, aczkolwiek i tak mialam wrazenie ze robi to z wielka laska. O remoncie chetnie gada, ze trzeba to zrobic, tamto zrobicm to wymienic, ale przychodzi co do czego to nawet nie zroientuje sie jakie sa koszta, czy moze znajomi maja kogos z polecenia. Wszystko robie sama, ogladam, pytam sie, dowiaduje, porownuje. No, ale ilez mozna??! podobnei jest z tematem sprzedanie naszego obecnego mieszkania i kupnie domku lub wiekszego mieszkania. Cisza. Znowu ja sprawdzam, szukam. 

Nie ukrywam, przyznaje sie bez bicia, ze chyba troche nauczylam swoich bliskich swoja zaradnoscia. Nawet moja przyszla Tesciowa juz wie, ze ja wszystko zalatwie, bo jestem zaradna. Tak samo jest z moja mama. Ciagla padaja hasla "Ty sie tym zajmiesz", "Ty pojedziesz" etc. Fakt, iz nie jestem w ciemie bita, znam sie na pewnych tematach, nie dam sie latwo naciagnac itd. Zawsze umialam o siebie sama zadbac, ZAWSZE i rzadko korzystalam z czyjejs pomocy. ALE juz mam dosc wiecznego ciagniecia za soba innych. Teraz pojawi sie pewnie pytanie 'a czy z kims o tym rozmawialas?", "Czy powiedzialas to bliskim?" A i owszem. Ale to jak grochem o sciane. Niby wysluchali, przeprosili, obiecali poprawe i tyle. Kilka dni jest wtedy ok, a potem wszystko wraca do normy. Tez nie jestem typem osoby, ktora co chwila bedzie o to awantury robila. Jak mnie ktos o cos prosi, to staram sie zawsze pomoc. Bo wychodze z zalozenia, ze wszystko co w zyciu robimy, wraca do nas ze zdwojona sila. Zatem, staram sie byc dobra dla innych. Z kolei to tez nie jest tak, ze nie potrafia wyrazic wlasnego zdania - lubie pomagac, wole zyc bezkonfliktowo, ale jak sie czara przeleje to swoje powiem. Taka wybuchowa mieszkanka, bo charakteru nie mam latwego. To tez cale zycie slysze, jaki to ja mam trudny charakter, zwlaszcza jak postawie na swoim i jestem uparta, zwlaszcza kiedy wiem, ze mam racje. Ale dzieki temu mam to co mam. 

Przyklad - nie boje sie zmian i podejmowac ryzyka. Jezeli dana prace mi nie odpowiadala i czulam sie w niej zle, szukalam nowej. Nigdy na tym zle nie wyszlam. Przynajmniej nie narzekam jak polowa moich kolezanek, jak to im jest zle, jak to malo placa, jaki to szef beznadziejny, jakie to stresy maja i placza przed pojsciem do pracy. Ale jak sie ich pytam, czy szukaly czegos nowego, to mowia "eeee...no, co Ty..teraz szukac nowej pracy? Zaczynac od nowa. Tu mnie ludzie znaja" itd itd. To jaki jest sens narzekania? Chyba dla zasady. Zycie to niestety ciagla praca nad soba i nad tym co mamy. Jezeli jest mi zle, to dlaczego mam w tym tkwic, przy odrobinie woli i checi, mozna zmienic wszystko na lepsze. Tylko jest jeden warunek - trzeba w to wierzyc.Tak samo jest z charaktem - wiele z nas nie zdaje sobie sprawy z pewnych swoich wad, bo ich po prostu nie zauwazamy. Dlatego ja, lubie uslyszec co jest do zmiany i jezeli faktycznie to jest co moze byc irytujace sataram sie zmienic. Oczywiscie, nie zmieniamy wszystko z swoich zachowaniach - bo jezeli komus przeszkadza wszystko z naszym sposobie bycia, to oznacza, ze powinnismy zmienic znajomych. I z tego powodu, jak ostatnio kolezanka mi powiedziala "no, znajac Twoch charakter, to ja wiem jakby to bylo" - sytuacja odnosila sie do sfery zawdowoej, kiedys pracowalysmy razem - ale jak zna? W tym czasie ja przeszlam juz kawalek innej drogi zawodowej, bez niej, z innymi ludzimi, w innym miejscu i ja juz sama wiem ze pewne rzeczy sa juz inne, bo np sama akurat chcialam je zmienic.

To kolejny punkt mojego dlugiego wywodu - jezeli ktos do tego momentu wytrwal, to mu szczerze gratuluje :) Chodzi o wesele. O moje wesele w sierpniu. Bo wszyscy mnie znaja, to maja milion rad. Ale to jest MOJE wesele, nawet jezeli bede chciala miesc fontanny z czekolady, iluzjonistow, barmanow i tancerki go go, to nadal jest ot moje wesele i tak ma byc. A mnie do szalu doprowadzaja te wszystkie rady, zaczynajad od sukienki i konczac na ilosci dan goracych. Ludzie! Co Wam do tego? Jezeli mam kolezanki, ktore juz sa mezatkami, niech mi posluza rada w kwestii kiedy najlepiej isc zrobic nauki przedmalzenskie, co jest potrzebne w tym dniu, aby nei zapomniec. A nie, ze ja chce granatowe zaproszenie, to bede od razu skrytykowana, ze sa za ciemne i wygladaja jak na pogrzeb! Niestety, lub stety - jeszcze nad tym mysle, ktore slowo byloby najlepszego do okreslenia - poprosilam kolezanki o to, aby byly druzkami. Na poczatku wszystko ok, ale teraz powoli zaczynam zalowac. Bo maja najwiecej do powiedzenia jakie by sukienki chcialy i co by mogly robic na tym weselu, nie wspomne juz o wieczorze panienskim. Doprowadza mnie to do szalu, zwlaszcza, ze za sukienki place JA. W tym wypadku stwierdzilam, ze jeszcze jedno ale w tym temacie z ich strony, a zrezygnuje z druzek. Tak bedzie prosciej i taniej. 

Ufff....Tyle na dzisiaj, troche mi lepiej:)

  • zwolkam

    zwolkam

    12 kwietnia 2016, 14:18

    Doskonale Cie rozumiem, zrobiłam dokładnie ten sam błąd. Teraz załatwiam wszystko za wszystkich, no bo przecież ja jestem taka szybka i zaradna to mi łatwo pójdzie...masakra :( Nie raz już dawałam wyraz mojego niezadowolenia z tej sytuacji, ale moi bliscy wówczas podobnie do Twoich twierdzą,że przesadzam. Można niby powiedzieć DOŚĆ, ale ja nie umiem, mam taki charakter, że wydaje mi się,że wszystko zrobię najszybciej, najlepiej, także pozostało mi jedynie się z tym pogodzić i mieć pretensję do siebie,że taka jestem. Co do zaproszeń granatowych, to są cudowne! Sama miałam takie dodatki: zaproszenia, kwiaty, buty, itd. Wyszło BARDZO elegancko i wszyscy chwalili efekt ostateczny, także trzymaj się swojego wyboru, bo jest genialny :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.