Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka

O mnie

Zdeterminowana 27latka z glowa pelna pomyslow i marzen, ktore sukcesywnie stara sie realizowac. Lubiaca horrory, thrillery i podroze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3787
Komentarzy: 21
Założony: 9 września 2015
Ostatni wpis: 12 kwietnia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Miranda2

kobieta, 37 lat, Kraków

175 cm, 108.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

12 kwietnia 2016 , Komentarze (1)

Dawno mnie tu nie bylo, oj bardzo dawno. Niestety, przez ostatni czas tyle dzialo sie w moim zyciu dobrego i zlego, ze nie mialam ani sil, ani ochoty na dodawanie jakichkowiek wpisow. Dlatego, pomyslalam sobie, ze dobrze byloby o sobie przypomniec. Dzisiaj chcialam napsiac o czyms przyjemniejszym, ale moje emocje siegnely zenitu, zatem wybaczcie za tresc wpisu. Musze wyrzucic z siebie kilka rzeczy, dzieki ktorym ulzy mi troche, mam taka nadzieje.

Nie wiem od czego zaczac, w glowie jedna mysl goni druga. Chyba zaczne od tego, ze jest mi cholernie ciezko ostnatnimi czasy, gdyz mimo wielu osob wokol mnie, czuje sie samotna. Tez tak macie? Odnosze wrazenie, ze ze wszystkim jestem sama i sama musze poradzic sobie z problemami czy zrealizwac wszystkie moje pomysly. Co raz bardziej czuje obco wsord znajomych, chciaz spedzam z nimi mnostwo czasu. Co raz bardziej czuje sie nie zrozumiana. To uczucie pojawilo sie z tematem remontu mieszkania oraz zblizajacego sie wesela, le po kolei. 

Mieszkanie nadaje sie do remotnu, patrzec na nie moge, bo niby jest duze, ale miejsca nie ma graciarna, syf malaria. Gadam od kilku miesiecy o tym, aby sie wreszcie tematem zajac. Przede wszystkim zrobienie wstepnego kosztorysu - no, bo przeciez nie porywam sie z motyka na wiatr. Zanim przejde do dzialania, chcialabym wiedziec z czym to sie wiaze i na ile jestem w  stanie sobie pozwolic na ten moment. Do zrobienia kosztorysu trzeba pomierzyc sciany - ile razy prosilam narzeczonego, aby to zrobil. Pff, temat jeszcze sprzed swiat Bozego Narodzenia! Dopiero dzisiaj mi sie to udalo i to dzieki temu, ze sama w koncu wzielam metrowke i porobowalam zmierzyc sciany. Wtedy sie chlop zlitowal, aczkolwiek i tak mialam wrazenie ze robi to z wielka laska. O remoncie chetnie gada, ze trzeba to zrobic, tamto zrobicm to wymienic, ale przychodzi co do czego to nawet nie zroientuje sie jakie sa koszta, czy moze znajomi maja kogos z polecenia. Wszystko robie sama, ogladam, pytam sie, dowiaduje, porownuje. No, ale ilez mozna??! podobnei jest z tematem sprzedanie naszego obecnego mieszkania i kupnie domku lub wiekszego mieszkania. Cisza. Znowu ja sprawdzam, szukam. 

Nie ukrywam, przyznaje sie bez bicia, ze chyba troche nauczylam swoich bliskich swoja zaradnoscia. Nawet moja przyszla Tesciowa juz wie, ze ja wszystko zalatwie, bo jestem zaradna. Tak samo jest z moja mama. Ciagla padaja hasla "Ty sie tym zajmiesz", "Ty pojedziesz" etc. Fakt, iz nie jestem w ciemie bita, znam sie na pewnych tematach, nie dam sie latwo naciagnac itd. Zawsze umialam o siebie sama zadbac, ZAWSZE i rzadko korzystalam z czyjejs pomocy. ALE juz mam dosc wiecznego ciagniecia za soba innych. Teraz pojawi sie pewnie pytanie 'a czy z kims o tym rozmawialas?", "Czy powiedzialas to bliskim?" A i owszem. Ale to jak grochem o sciane. Niby wysluchali, przeprosili, obiecali poprawe i tyle. Kilka dni jest wtedy ok, a potem wszystko wraca do normy. Tez nie jestem typem osoby, ktora co chwila bedzie o to awantury robila. Jak mnie ktos o cos prosi, to staram sie zawsze pomoc. Bo wychodze z zalozenia, ze wszystko co w zyciu robimy, wraca do nas ze zdwojona sila. Zatem, staram sie byc dobra dla innych. Z kolei to tez nie jest tak, ze nie potrafia wyrazic wlasnego zdania - lubie pomagac, wole zyc bezkonfliktowo, ale jak sie czara przeleje to swoje powiem. Taka wybuchowa mieszkanka, bo charakteru nie mam latwego. To tez cale zycie slysze, jaki to ja mam trudny charakter, zwlaszcza jak postawie na swoim i jestem uparta, zwlaszcza kiedy wiem, ze mam racje. Ale dzieki temu mam to co mam. 

Przyklad - nie boje sie zmian i podejmowac ryzyka. Jezeli dana prace mi nie odpowiadala i czulam sie w niej zle, szukalam nowej. Nigdy na tym zle nie wyszlam. Przynajmniej nie narzekam jak polowa moich kolezanek, jak to im jest zle, jak to malo placa, jaki to szef beznadziejny, jakie to stresy maja i placza przed pojsciem do pracy. Ale jak sie ich pytam, czy szukaly czegos nowego, to mowia "eeee...no, co Ty..teraz szukac nowej pracy? Zaczynac od nowa. Tu mnie ludzie znaja" itd itd. To jaki jest sens narzekania? Chyba dla zasady. Zycie to niestety ciagla praca nad soba i nad tym co mamy. Jezeli jest mi zle, to dlaczego mam w tym tkwic, przy odrobinie woli i checi, mozna zmienic wszystko na lepsze. Tylko jest jeden warunek - trzeba w to wierzyc.Tak samo jest z charaktem - wiele z nas nie zdaje sobie sprawy z pewnych swoich wad, bo ich po prostu nie zauwazamy. Dlatego ja, lubie uslyszec co jest do zmiany i jezeli faktycznie to jest co moze byc irytujace sataram sie zmienic. Oczywiscie, nie zmieniamy wszystko z swoich zachowaniach - bo jezeli komus przeszkadza wszystko z naszym sposobie bycia, to oznacza, ze powinnismy zmienic znajomych. I z tego powodu, jak ostatnio kolezanka mi powiedziala "no, znajac Twoch charakter, to ja wiem jakby to bylo" - sytuacja odnosila sie do sfery zawdowoej, kiedys pracowalysmy razem - ale jak zna? W tym czasie ja przeszlam juz kawalek innej drogi zawodowej, bez niej, z innymi ludzimi, w innym miejscu i ja juz sama wiem ze pewne rzeczy sa juz inne, bo np sama akurat chcialam je zmienic.

To kolejny punkt mojego dlugiego wywodu - jezeli ktos do tego momentu wytrwal, to mu szczerze gratuluje :) Chodzi o wesele. O moje wesele w sierpniu. Bo wszyscy mnie znaja, to maja milion rad. Ale to jest MOJE wesele, nawet jezeli bede chciala miesc fontanny z czekolady, iluzjonistow, barmanow i tancerki go go, to nadal jest ot moje wesele i tak ma byc. A mnie do szalu doprowadzaja te wszystkie rady, zaczynajad od sukienki i konczac na ilosci dan goracych. Ludzie! Co Wam do tego? Jezeli mam kolezanki, ktore juz sa mezatkami, niech mi posluza rada w kwestii kiedy najlepiej isc zrobic nauki przedmalzenskie, co jest potrzebne w tym dniu, aby nei zapomniec. A nie, ze ja chce granatowe zaproszenie, to bede od razu skrytykowana, ze sa za ciemne i wygladaja jak na pogrzeb! Niestety, lub stety - jeszcze nad tym mysle, ktore slowo byloby najlepszego do okreslenia - poprosilam kolezanki o to, aby byly druzkami. Na poczatku wszystko ok, ale teraz powoli zaczynam zalowac. Bo maja najwiecej do powiedzenia jakie by sukienki chcialy i co by mogly robic na tym weselu, nie wspomne juz o wieczorze panienskim. Doprowadza mnie to do szalu, zwlaszcza, ze za sukienki place JA. W tym wypadku stwierdzilam, ze jeszcze jedno ale w tym temacie z ich strony, a zrezygnuje z druzek. Tak bedzie prosciej i taniej. 

Ufff....Tyle na dzisiaj, troche mi lepiej:)

15 października 2015 , Komentarze (1)

Od mojego ostatniego wpisu, nie ukrywam, minelo sporo czasu. A to wszystko dlatego, ze bylam pochlonieta powrotem do kraju. Wracajac do rzeczywistosci i szukajac mobilizacji do napisania postu, spojrzalam przez okno i stwierdzilam, ze zjadlabym zupe dyniowa. O, tak! W zimny, jesienny dzien, nic tak dobrze nie rozgrzewa jak zupa dyniowa.

Dynia jest warzywem dosc wdziecznym do wszelkiego rodzaju wyrobow. Sama w sobie jest bez smaku, wiec zle przyprawiona moze nie przypasc do gustu. Ba, mozna sie do niej nawet zrazic. Jednak, jej „nijakosc” daje nam mnostwo manewrow w sposobie jej przyrzadzenia. Moim ulubionym daniem z dynia w roli glownej, jest wlasnie zupa. Najbardziej lubie w wersji na ostro z dodatkiem curry i chilli, ktore nadaja dobrego aromatu i smaku, a przy okazji rozgrzewaja.

Przygotowanie zypy dyniowej jest stosukowo proste. Do jej wykonania bedzie nam potrzebna dynia :), dwie srednei cebule, 3 zabki czosnku, przyprawy (sol, pieprz, chilli, curry, papryka slodka) oraz wywar. W przypadku wywaru to sa dwa wyjscia – pierwszy z nich jest wywar warzywny na zasadzie kostek rosolowych. Druga opcja to przygotowanie lekkiego wywaru samemu. W zaleznosci od checi i czasu, przygotowuje jeden lub drugi rodzaj wywaru :)

Jezeli zdecydujemy sie na przygotowanie wywaru samemu, to potrzebne nam beda 2 male marchewki, 1 srednia pietruszka, cwiartka selera, porcja rosolowa, liscie laurowe, jedna mala cebula, ziele angielskie i pieprz czarny ziarnisty. Wszystko wrzucam do garnka z woda, zagotowuje na malym ogniu i gotuje przez chwile. Poniewaz nie jest to rosol, to nie ma koniecznosci gotowania go przez kilka godzin :)

Dynie do zupy trzeba najpierw odpowiednio przygotowac. Jezeli mamy cala duza dynie wystarczy tylko jej polowa, z reszty mozna zrobic z niej ciasto lub dzem. Kiedy mamy juz przepolowiona dynie, wydrazamy z jej srodka pestki i „miekki”, wloknisty miasz. Nastepnie obieramy ja, pluczemy i kroimy w kostke.

Tak, przygtowana dynie wrzucamy do garnka w woda, dwoma cebulami pokrojonymi w cwiartki i zabkami czosnku. Wode delikatnie solimy, zagotowujemy. Calosc gotujemy do momentu, az dynia bedzie miekka.

Kiedy dynia bedzie juz miekka, odlewamy od niej wode. Nastepnie, dodajemy przygotowany wywar. Najlepiej jest nie wlewac wszystkiego, tylko czesc. Reszte odlac do miseczki i dodac na koncu, jezeli zupa bedzie za gesta.

Calosc blendujemy na gladka mase. Jezeli krem bedzie za gesty, nalezy dodac troche wywaru. Dodajemy przyprawy do smaku. Ja wspomnialam, dynia jest warzywem raczej bez konkretnego smaku, wiec przypraw z reguly trzeba dodawac wiecej niz normalnie, aby wydobyc jej smak.

Podawac ja mozna z jajkiem, groszkiem ptysiowym, grzankami lub sama. Ja zazwyczaj dodaje jajko, lyzke jogurtu greckiego i przyozdabiam pietruszka :)

Podaje link z calym przepisem na zupe dyniowa - rozpiska skladnikow, kalorycznoscia i zdjeciami :) http://vitalia.pl/index.php/mid/118/fid/1480/kalor...

Smacznego :)

23 września 2015 , Komentarze (1)

Mam wielu znajomych, ktorzy sa na przeroznego rodzaju dietach. Jednak, co raz czesciej slysze, ze raz w tygodniu maja "cheat meal". Czy ktoras z Was praktykowala lub praktykuje to?

Co to jest ten cheat meal? W zalozeniu, jest to posilek, ktory dopuszczalny jest raz w tygodniu. Jezeli posiadamy szybsza przemiane materii mozna pozwolic sobie na dwa oszukane posilki w ciagu tygodnia. Wtedy, mozna zjesc co tylko sie chce, a na swojej diecie nie powinno lub jest zabronione. Czyli, innymi slowy mozna zjesc pizze, hamburgera, frytki, ciastka. Tego rodzaju posilkiem nie powinno sie ani rozpoczynac dnia, ani tez konczyc. Najlepiej jest go zjesc w srodku dnia, pozostale posilki pozostaja bez zmian, zgodnie z nasza dieta - jemy dopiero wtedy, kiedy poczujemy sie glodni. Jezeli po cheat meal po 3 godzinach dalej jestesmy syci, nie jemy na sile. 

Jednak, czy to tak  mozna jest bez limitu? No, i tutaj jak zawsze zdania sa podzielone. Jedni twierdza, ze podczas tego posilku mozna zjesc ile dusza zapragnie - jak masz sile zjesc cala pizze, to smialo. Z kolei drudzy, ze owszem, mozesz pozwolic sobie na wiecej, ale nie powinno byc tego za duzo. Jest tez wersja "clean cheat meal", czyli posilek jest adekwatny do naszej zalecanej diety, ale podnosimy jego kalorycznosc. Na przyklad, dorzuciimy wiecej makaronu, badz miesa.

Oszukany posilek moze byc fajna alternatywa, kiedy jest sie dluzszy czas na diecie. Pozwala on na urozmaicenie, a i tez moze zapobiec podjadaniu. No, bo przeciez jak ma sie swiadomosc, ze jest jeden dzien w tygodniu, kiedy moge zjesc to lub tamto bez wyrzeczen, to nie bedzie tak kusic. Wazne jest tylko, abysmy cheat meal nie przeksztalcili na cheat day, a potem na cheat week.

21 września 2015 , Skomentuj

Piekne i zgrabne cialo same sie nie zrobi, kazdy o tym wie. Potrzebna jest odpowiednio dobrana dieta i regularne cwiczenia. Jednak, malo kto pamieta, ze 3 sila w calym tym procesie, jest pielegnacja ciala. Wbrew pozorom, nie wystarczy jeden balsam do ciala, lecz potrzebny jest szereg zabiegow, ktore na szczescie mozemy wykonac we wlasnej lazience. 

Do wielu zaslyszanych zabiegow sama podchodzilam sceptycznie, ale metoda prob i bledow wypracowalam sobie odpowiedni dla mnie "system" pielegnacji. U mnie sie on sprawdzil, moze i sprawdzi sie u ktorejs z Was :) 

Na poczatek, proponuje sobie wziac kartke, podzielic ja na siedem czesci, kazda czesc opisac dniem tygodnia. Rozpisanie pomaga, aby wyrobic sobie pewna systematycznosc - a zanim wpadna nam te zabiegi w nawyk, dobrze jest miec male przypomnienie na kartce. Nie bede pisala, co powinno byc w poniedzialek, czy czwartek, ale ile razy w tygodniu dany zabieg powinien byc wykonany:)

PEELING 

1. okolice ud i posladkow, brzuch - zabieg do wykonania codziennie. Do tego najlepsze beda peelingi antycellulitowe zawierjace skorke pomaranczy, kawe. Peelingujemy okreznymi ruchami, od dolu ku gorze. Podczas odchudzania, zwlaszcza na poczatku, organizm traci bardzo duzo wody, przez co skora traci napietosc, moze stac sie szorstka, sucha i bardziej wiotka. Przez to, bardziej widoczny staje sie cellulit, tkanka tluszczowa nieregularnie sie rozchodzi. Peeling spowoduje, ze pobudzimy krezenie w tych czesciach ciala, a grudki sie rozejda. Polecam: peeling Eveline lub Perfecty. 

2. cale cialo - wystarczy raz w tygodniu wykonac peeling calego ciala, aby usunac martwy naskorek. Ja do tego uzywam peelingow grubozianistych, cukrowych. Polecam: peeling cukrowy Bielendy lub Farmony.

3. twarz - w zaleznosci od potrzeb, do stosowania 1 lub 2 razy w tygodniu. Polecam: peeling do twarzy Be Beauty. 

KREMY

1. do codziennej pielegnacji ciala, dobre beda kremy nawilzajace, alby skora pozostala napieta. Kremy nawilazajace uzupelnia  brak wody i pozwola naszej skorze utrzymac sprezystosc. Wazna jest tez zasada doboru kremu do pory roku - w zimie sprawdza sie lzejsze kremy, a w lecie niezastapione beda oliwki. Polecam: maslo do ciala Czarna Oliwka Bielendy, nawilzajacy krem do ciala Vaseline, muszkatolowe maslo do ciala Bania Agafii, krem Intensive Repair Garniera. 

2. krem antycellulitowy - dwa razy dziennie wmasowac w uda, posladki i brzuch. Dobre bede kremy termokatywne, ktora przez zmiane temperatury pobudza krazenie. Polecam stosowanie na zmiane, raz chlodzace, a raz rozgrzewajace. Polecam: kremy Eveline, Perfecty, Avon lub Bielenda.

3. krem ujedrniajaco-nawilzajacy do stosowania raz w tygodniu, najlepiej po peelingu calego ciala. Ladnie wniknie w swieze wypeelingowana skore. Polecam: krem ujedrnijaco - nawilzajacy do skory suchej Garniera (zolty).

MASECZKI

1. twarz - 2 razy w tygodniu. Ja stosowalam maseczke odswiezajaca - relaksujaca, ktora przyjemnie chlodzila. Twarz nabierala blasku. Niemniej, dobor maseczki zalezec bedzie od rodzaju cery i potrzeb danej osoby. Ja mam skore sucha i wrazliwa, wiec wybieram maseczki o wlasciwosciach bardziej nawizlajacych, regenerujacych. Polecam: maseczki nawilzajace Bielendy, Bania Agafii, Ziaja. 

Jak szysbko widac efekty? Pierwsze gdzies okolo po 2 tygodniach. Wazna jest systematycznosc i wytrwalosc. Moim zdaniem najbardziej widoczne sa na udach i posladkach - skora staje sie bardziej wygladzona, napieta, jednolita. Charakterystyczne grudki zmniejszaja sie :) 

Ponadto, od niedlugiego czasu stosuje rogrzewajacy krem antycellulitowy przed kazdymi cwiczeniami. Smaruje uda, posladki, brzuch i ramiona, nastepnie zawijam je folia, na brzuch jeszcze daje pas. Wrazenia? Na poczatku nie byly zbyt przyjemne, bo cyba dalam za duzo kremu i dosc mocno mnie palio. Jak daje mniej, jest lepiej. Duzo tez zalezy jak intensywny trening wykonuje. Efekty? Wydaje mi sie, ze uda sa jeszcze bardziej gladkie i napiete, ale musze jeszcze poczekac na efekty. Czy polecam? Mam mieszane uczucia, pobrubuje jeszcze troche i zobacze, czy efekty beda bardziej widoczne.

Namawiam Was wszyskie do pielegnacji ciala podczas gubienia naprogramowych kilogramow :)

17 września 2015 , Komentarze (1)

Brak motywacji jest jak powracajacy koszmar. Nie tylko w kwestii odchudzania, ale i codziennym zyciu czlowieka motywacja jest motorem naszych dzialan. Jak ja mamy, to super - powinnismy czerpac z tego, jak tylko sie da i zrobic tyle, ile mamy na to sil. Ale, jak sobie poradzic, kiedy motywacja opada? Zwlaszcza teraz, jesien i zima nadchodza wielkimi krokami i jest to okres, kiedy najczesciej nam sie nic nie chce. 

Wyobrazmy sobie, dobrze nam znany, scenariusz pewnego jesiennego dnia. Dzwoni budzik, Ty ledwo otwierasz oczy, juz nie mowiac o wylaczeniu tego "wyjca". Kiedy uda Ci sie podniesc, patrzysz przez okno, a tam "pizdzi, gwizdzi" i leje deszcz. Super. Zwlekasz sie do lazienki, myjesz sie, malujesz. Dreptasz do szafy, po raz kolejny nie masz sie w co ubrac. Po pol godzinnym staniu przed szafa, wreszcie cos wynajdujesz, ale to nie jest to, na co mialabys ochote. Idziesz do kuchni, robisz sniadanie - wszystko Ci leci z rak. Wychodzisz do pracy, idziesz na przystanek, lub wsiadaz do samochodu, korek. Spozniasz sie do pracy. Juz wiesz, ze to bedzie bardzo ciezki dzien. Na wstepie juz Ci sie nic nie chce.Po 8 godzinach wracasz, dalej leje, znowu korki. Wchodzisz do domu. Kladziesz sie na lozko. Nie chce Ci sie NIC. Zoladek burczy, ale nie masz natchnienia na ugotowanie obiadu. Mijaja dwie godziny, dalej nic. Bezsilnosc i brak motywacji na cokolwiek wygrywa. Myjesz sie, kladziesz sie spac. Kolejny dzien taki sam.

Od samego czytania juz motywacja opada. Jak mozemy sobie z tym poradzic? Na poczatek, musimy zmienic nastawienie - pada? No trudno, deszcz tez jest potrzebny jak slonce. Wstan, nie skupiaj sie na pogodzie. Pojdz do lazienki, spojrz w lustro i powiedz do siebie cos milego. Nawet z pozoru glupie dzien dobry, moze juz nam poprawic samopoczucie. Zjedz sniadanie, napij sie kawy. Stoisz w korku? Posluchaj muzyki lub radia w tym czasie, lub jezeli masz mozliwosc poczytaj ksiazke. Moi znajomi na dzwien budzika ustawiaja jakies wesole, optymistycznie utwory, aby przyjmniej sie wstawalo. Teog sama nie proboowalam, ale jedna z moich przyjaciolek ustawila sobie "You're my sunshine" Doris Day i potwierdza, ze pobudka po 6 rano jest o wiele przyjemniejsza. Dobrze jest tez miec kompana, ktory bedzie nas zachecac do dzialania. Na przyklad w pracy, kiedy mialam spadek motywacji i nic mi sie nie chcialo, a wiedzialam, ze mam cos do zrobienia, nakrecalam sie razem z kolezanka - mowilam do niej mniej wiecej: "Chodz, zrobimy to i to, a potem mozemy isc na chwile, zrobic sobie kawe". Tym sposobem, nakrecajac ja, nakrecalam sama siebie. Nie raz bardzo pomagalo. 

Natomiast, co zrobic kiedy spada nam motywacja podczas walki o swoje lepsze ja? Na kazdego dziala cos innego. Ja ponaklejalam na lustrach i drzwiach lodowki wydrukowane hasla "Dasz rade", "Jestes silna" oraz wypisane w punktach, po co i dlaczego to robie. Na poczatku wygladalo to glupio. Wyobrazcie sobie, ze wchodzicie do czyjegos domu, a tutaj jakies takies hasla na lustrach, w lazience, w kuchni, pokoju do tego porozspizywane cele. Mozena sobie pomyslec, ze jaksi wariat tutaj mieszka, nie? Mi to pomagalo, zwlaszcza na poczatku. Potem te wszystkie moja motta mialam tak juz zkaorzenione w glowie, ze nie byly mi one potrzebne. Aczkolwiek, nadal mam swoj magiczny notatnik, gdzie mam to wszystko spisane. Ot tak, na wszedlki wypadek.

16 września 2015 , Komentarze (4)

Czy czasami zastanawialiscie, dlaczego ktos jest gruby/ otyly, mimo iz "nic takiego nie robi" czy "nic takiego nie je"? Jak, tak. Moge sie przyznac, ze wrecz rozmyslalam o tym szukajac jakies konkretnej odpowiedzi. Zdaje sobie sprawe, ze jest to drazliwy temat, bo ktos powie, ze ma takie geny, bo choroba, bo zazywa leki, albo po prostu taki jest. Niemniej, z doswiadczenia wiem, ze nie ma rzeczy nie mozliwych - sama przeciez walcze z nadprogramowyi kilogrami, ktore po glebszym zastanowieniu, mam na wlasnie zyczenie. Tak, "zapracowalam" sobie na te faldki. Jak? Przede wszystkim wlasna glupota, nieodpowiednio biorac sie za odchudzanie, LENISTWEM, zla dieta, brakiem ruchu etc etc. 

Jednak, zdaje sie sprawe, ze kazdy jest inny - zatem, czy przyczyny sa zawsze takie same? Pod lupe wzielam moja starsza przyrodnia siostra, ktora jest pulchniejsza odkad pamietam. Swoj wyglad tlumaczy druga ciaza, co jest nie wykluczone, aczkolwiek to bylo 15 lat temu. Nie mieszkamy/ nie mieszkalysmy na co dzien ze soba - ona mieszka w Stanach, ja w Polsce. Kiedy byla u mnie w styczniu, zauwazylam, ze malo je, a mimo to, nie moze zmienic swojej wagi. W czasie mojego obecnego pobytu w Stanach, mieszkamy pod jednym dachem.

Ona, nazwijmy ja Aga, twierdzi, ze jej waga sie nie zmienia od ponad 10 lat i taka po prostu jej uroda. Akctepuje sama siebie, co uwazam za duzy plus, bo ktora z nas ma z tym problem? Niemniej, obserwowalam ja przez dwa tygodnie - od momentu wstania z lozka, do pojscia spac. O to jakie wyciagnelam wnioski: 

1. Nie jada sniadan, bo nie ma czasu. Rano wstaje, ubiera sie wychodzi. W pracy, tez nie ma czasu. Zje najwczesniej dopiero kolo poludnia, kiedy zoladek zacznie nerwowo sie upominac o swoje. Rzuci byle co - albo paczka, albo kanapke zrobiona na szybko lub jakas salatke. Generalnie, to co wpadnie jej w reke. 

2. Nie jada regulanie - powiazane z punktem pierwszym. Aga je wtedy, kiedy stwierdzi, ze ma czas, lub kiedy zle sie czuje z glodu. Ponadto, je bardzo male porcje, bo nie jest w stanie zjesc konkretnego posilku, wiec bedzie skubala porcje makaronu z miesem i wrzaywami prawie 2 godziny. I tak nie zje wszystkiego. 

3. Pije duzo napojow gazowanych, zwlaszcza cole, bo uwaza, ze woda niegazowana jest dla psow. Dziennie wypija od 3 - 5 puszek coli. Nie moze pojsc spac ze swiadomoscia, ze w lodowce nie ma schlodzonej puszki.

4. Je w nocy. Tak, potrafi wstac o 4 nad ranem, bo obudzi ja glod i drepta do kuchni. Je co wpadnie jej do reki - albo kanapka, albo jakies ciastka. Cokolwiek. 

5. Czesto pije alkohol - lubi kolorowe drinki, zlwaszcza wieczorem po meczacym dniu w pracy. 

6. Totalny brak ruchu. Wszedzie porusza sie samochodem. 

Po dokonaniu tych obserwacji, "posadzilam" Age w salonie i przedstawilam jej swoje wnioski. Nie ukrywam, ze byla troche zaskoczona. Powiedzialam, jej co robi zle - wytlumaczylam, ze nieregularne posilki, praktycznie nie jedzenie w ciagu dnia powoduja to, ze organizm w obawie przed wyglodzeniem, zamiast spalac spozyte posilki, kumuluje je w postaci tluszczu. Podliczylam jej ile mnie wiecej spozywa samych kalorii z picia coli i przynajmniej jednego drinka. Zrobilam jej male pranie mozgu i staralam sie uswiadomic, ze jest na tyle mloda, ze powinna o siebie jeszcze bardziej zadbac, bo jej styl zycia moze powaznie odbic sie na zdrowiu. Ma 37 lat, a narzeka na rozne dolegliwosci jak 80latka. poszlysmy na uklad, ze bede ja pilnowala z posilkami, bedzie jadla sniadanie, w miare regularnie i przestanie pic cole, a alkohol tylko weekendami.

Po poltora miesiaca odstawienia slodzonych napoi, ograniczenia spozywania alkoholu, jedzenia rano sniadan (to bylo njagorsze, musialam stac nad nia rano i prawie wmuszac sniadanie, teraz  je bez problemu) i podstawiania jej posilkow srednio co 3 - 4 godziny, Aga schudla 5 kg. Sukces? Mysle, ze maly napewno, ale o wiekszym bede mogla powiedziec, jezeli jak wyjade Aga bedzie jadla sniadania i nie zlamie sie na puszke coli.

Podsumowujac, jak wspomnialam na poczatku, sa rozne przyczyny tego, ze mamy o te kilka kilo za duzo. Nie smiem stwierdzic, ze nie sa one spowodowane roznego rodzaju chorobami, lekami itd. Sama podejmujac kilka prob w ostatnich latach, w pewnym momencie pokusialm sie o mysl, ze moze faktycznie juz taka moja "uroda". Jednak, teraz analizujac swoje wczesniejsze nawyki, wiem, ze one napewno nie pomagaly w utrzymaniu szczuplej sylwetki. Tez pamietam, jak nie jadlam sniadan, jadlam na noc bo caly dzien nie mialam czasu. Po prostu, dla chcacego, nic trudnego - trzeba usiasc, przeanalizowac swoje nawyki/ styl zycia i zastanowic sie, czy moze czegos nie zmienic. Bo kto wie, moze tym razem akurat sie uda. 

15 września 2015 , Komentarze (2)

Swoja przygode z odchudzaniem rozpoczelam jeszcze jako nastolatka, kiedy to w glowie rodzi sie przekonanie, ze TRZEBA byc chudym. No, wlasnie - chudym, bo akurat jak siegam pamiecia, lub spojrze na zdjecia, to bylam szczupla. Wygladalam dobrze, nie potrzebowalam tych kilku kg mniej  - zreszta, teraz daze do tego, aby wygladac tak dobrze, jak wtedy. Co mi sie upierdzielilo w tej mojej glowie, aby byc jeszcze chudsza? Nie wiem, do tej pory sie nad tym zastanawiam, zwlaszcza po tym, jak wiem ile mnie to zdrowia kosztowalo. 

Wszystko sie rodzi w glowie, bez watpienia. Gorzej, jak w niej tak sie zakorzeni,  tak ze nawet bomba atomowa tego nie zniszczy. Wtedy, nawet gadanie przyjaciol, czy czytanie madrych artykulow nic nie da. Oj nie!. Problem polegal na tym, ze za to odchudzanie bralam sie, przepraszam za okreslenie, "od dupy strony". Jak wspomnialam bylam szczupla, to byl tez czas, kiedy trenowalam gimnastyke artystyczna z tancem towarzyskim, wiec ruchu mialam nadto. Lecz jak jajko jest madrzejsze do kury  i nic sie nie bedzie jest, to napewno osiagne sukces. To, co teraz napisze,  bedzie z serii, czego NIE ROBIC, jak sie chce zrzucic pare kilo. I nie sa to rzeczy zaslyszane od kolezanek, ale niestety, doswiadczone na wlasnej skorze. 

Moje pierwsze podejscie do odchudzania zaczelo sie od zwracania obiadow. Mialam wtedy 17 lat, bylam w drugiej liceum i mialam to "szczescie", ze chodzilam na popoludnie do szkoly, zatem nikt w domu nie byl w stanie przyuwazyc tego, czy faktycznie jem, czy nie jem. Na poczatku, robilam tak 2 - 3 razy w tygodniu, bo nie ukrywam, ze wsadzanie sobie plauchow do buzi i prowokowanie wymiotow nie nalezalo do najprzyjemniejszych. Problem zaczal sie rozszerzac do tego stopnia, ze juz nie potrafilam jesc, aby nie zwymiotowac po posilku, chociaz troszke. Jednak, po paru tygodniach nie czulam sie najlepiej. Faktycznie, schudlam, ale to nie bylo najmadrzejsze. Jeszcze trenujac - teraz jestem w stanie powiedziec, ze to byl szczyt glupoty. Efekt mojej "przygody" z BULIMIA byl taki, ze doznalam kontuzji kolana, ktora wykluczyla mnie zdalszych treningow. Zostalam uniruchomiona na kilka tygodni. A jak sie wyleczylam ze sztucznych wymiotow? Moja tajemnice rozgryzla bardzo spostrzegwacza przyjaciolka. Zrobila mi pranie mozgu, a ze moja kontuzja wypadla na okres wakacyjny, to pilnowala mnie z posilkami, codziennie. Az wybilam sobie TO z glowy.

Oczywiscie, to nie byl koniec moich super pomyslow. Faktycznie, z bulimii wyleczylam sie, ale kontuzja kolana i uziemienie na 7 tygodni, spowodowalo, ze ogarnal mnie strach, iz z braku ruchu przytyje. Musialam wymyslec cos innego i to tak, zeby ta "menda" (moja przyjaciolka) nie podlapala co sie dzieje.

Rozpoczelam kolejna "diete", ktora poczatkowo wygladala dosc niewinnie. Zaczelo sie od redukcji pewnych produktow z mojej diety, ktore tlumaczylam tym, ze z braku ruchu musze jesc mniej i nie moge pozwalac sobie na wszystko. To wyjasnienie przyjelo sie w domu i wsrod znajomych, nawet u "mendy", bo kazdy wiedzial jak jest. Przestalam jesc maslo, jadlam pieczywo tylko chrupkie, mleko 0,5%, na sniadania tylko platki kukurydziane z mlekiem, smazone rzeczy odciskalam na reczniku papierowym, aby nie byly za tluste. Zaczelam ograniczac liczbe posilkow do 3 dziennie - sniadanie, obiad, kolacja i nie daj Boze zjesc cos wiecej. Waga leciala, ale mi bylo wciaz malo, poniewaz stajac przed lustrem, cialge widzialam sie gruba. Taka diete trzymalam okolo roku, dopiero na kolejne wakacje zaczelo mi jeszcze bardziej odbijac. Przestawalam jesc, jedzenie wrecz wyrzucalam, az doszlo do takiego momentu,ze zylam o samej kawie! Na tym super napoju przetrwalam tydzien, w ciagu ktorego schudlam okolo 4 kg! Przyznam sie Wam, ze to byl moment, w ktorym sama juz wiedzialam, ze musze cos wreszcie z tym zrobic. Czulam, ze jeszcze 2 kg mniej, a ja juz nie przezyje tego. Powaznie! Czulam sie tak fatalnie, ze nawet nie mialam sily otworzyc mleka. Powiedzialam o tym mojej "mendzie", ktora oprocz kilkugodzinnej litanii na temat tego co robie, pomogla mi, abym wrocila do zywych. Wrocilam, ale musialam zaplacic za swoje. 

Czy bylam wtedy anorektyczka? Nie trwalam z tym zbyt dluo, ale musze przyznac, ze tak. Czy nie bylo widac po mnie, ze jest cos nie tak? Nie jestem bardzo drobnej budowy ciala, wiec bylam bardzo szczupla, ale do tych anorektyczek, ktore mozna widziec w telewizji, to mimo wszystko brakowalo mi troche. Jednak, uwierzcie mi, ze przy mojej budowie ciala, wzroscie 175 cm i wadze 55 kg bylo naprawde zle. Dlaczego w domu nikt nie zauwazyl w domu? Kreatywnosc ludzi borykajacych sie czy bulimia, czy anoreksja, nie zna granic. Do tej pory nie moge wyjsc z podziwu, co ja wyprawialam, aby sie nikt nie zorientowal. Czy nie bylam glodna? Moj problem, byl tak gleboko zakorzeniony w mojej glowie, ze caly czas widzialam siebie gruba. To wlasnie bylo to (nie)Zdrowe Myslenie. 

Jakie byly konsekwencje zdrowotne mojego postepowania? Po pierwsze, wspomniana kontuzja. Do dzisiaj mam problemy z kolanem, nie moglam juz wrocic do wyczynowego uprawiania sportu. Po drugie, wyszly mi problemy z sercem - kilka razy ladowalam w szpitalu, poniewaz nagle mdlalam. Musialam zaczac brac leki. Po trzecie, problemy z gospodarka hormonalna - "zanikl" mi okres. Musialam brac leki, aby wszystko doszlo do normy, co trwalo kilka lat. Przed odchudzaniem wszystko "dzialalo" jak w zegarku.Po czwarte, przez te wszystkie problemy, nie moglam przez chwile uprawiac sportu, a przez zazywane lekarstwa i "normalne" jedzenie przytylam 30 kg. To spowodowalo, ze popadlam w depresje, nie akceptowalam swojgo ciala, a kolejne proby zrzucenia paru kilogramow konczyly sie fiaskiem. Potem, przyjelam postawe obronna i swoja wage tlumaczylam "nie mam na to czasu". Dopiero z poczatkiem tego roku powiedzialam sobie dosc, znalazlam czas i wzielam sie za odchudzanie od dobrej strony. 

14 września 2015 , Komentarze (2)

Do tego wpisu zainspirowal mnie tekst z pamietnika jednej z Was. Otoz, zostalo w nim napisane, ze pomimo tygodnia cwiczen (6 dni w tygodniu) jej waga wzrosla o kilka dkg, a w obwodach jest po -0,5 cm. Pojawil sie smutek i zal, ze po wyciskaniu siodmych potow, sa male efekty i czy w ogole warto sie meczyc. 

Moi Mili, nie bede sie za wiele rozpisywac o tym, jak bardzo wazne sa cwiczenia podczas diety, i nie tylko. Pozwole sobie tylko napomniec, ze podczas odchudzania to zbilansowana dieta daje 70%, a cwiczenia to tylko 30%. Natomiast, chcialam napisac kilka rzeczy jakie dzieja z naszym organizmem podczas intensywnych trenignow - mysle, ze to przyda sie kazdemu z Was. Byc moze wiele z Was o tym czytalo i sie powtarzam, ale sa kwestie ktore warto walkowac, tak, aby zapadly w pamiec :) 

Tym razem rozpisze to w punktach, bo tak bedzie latwiej :)

1. Nie cwiczymy o pustym zoladku, ale zjesc powinno sie najpozniej 1,5 przed treningiem. W innym wypadku moze zrobic nam sie niedobrze, a nawet slabo. Po treningu powinnismy zjesc mala dawke weglowodanow dla regeneracji w przeciagu 30 minut po jego zakonczeniu - wystarczy porcja owocow. Dopiero potem pelnowartosciowy posilek, no kolacja zgodnie z rozplanowana dieta.

2. Cwiczyc nie nalezy codziennie - w ciagu 7dniowego tygodnia powinnismy zaplanowac przynajmniej 1 dzien (max 3 dni) odpoczynku. Podczas odpoczynku miesnie sie regeneruja i dopiero wtedy buduja. Zatem, dajmy im odpoczac przynajmniej ten jeden dzien. Jezeli bedziemy cwiczyc dluzej, np 10 dni pod rzad mozemy dostac boli miesni (znam to z doswiadczenia) i nasze treningi nie beda efektywne, nie bedziemy miec sily na nic, a przy okazji sie zniechecimy. Wszystko dobre, ale w umiarze :)

3. Na poczatku najlepiej nie jest cwiczyc codziennie, tylko powoli sie przysposabiac cwiczac, np co drugi dzien lub zalozyc sobie 3 treningi w tygodniu. A jezeli po pierwszym treningu dostaniemy zakwasy, nalezy je rozcwiczyc, a nie przechodzic. Poniewaz, podczas kolejnego treningu moga one powstac ponownie i bedziemy toczyc bledne kolo.

4. Przy czestych i intensywnych treningach nie wazymy sie zbyt czesto. Dlaczego? Po pierwsze do samym treningu nasza waga moze ulec zmianie nawet do +2kg - miesnie absorbuja wode na regeneracje, ktora przyjelismy podczas treningu. Ponadto, po dluzszym czasie, nasza waga moze byc nawet wieksza, poniewaz miesnie rozrastaja sie. Najlepsze efekty bedzie widac po obwodach, wiec odkladamy wage na bok i co tydzien mierzymy sie obwodach - szyja, biceps, talia w najwezszym miejscu, brzuch na wyskosci pepka, biodra, udo i lydka. Wazyc wystarczy sie raz w miesiacu - jak sie odchudzamy, waga zacznie spadac, tylko moze mniej efektywnie, lecz z kolei efekty beda bardziej widocznie golym okiem. 

5. Nie cwiczymy ciagle tego samego. Nasze cialo nie lubi jednorodnosci - to takbysmy jedli caly czas np zupe pomidorowa. Nawet jezeli ja lubimy, to po pewnym czasie mielibysmy jej dosc. Zmieniajmy treningi - nie musi byc codziennie, ale wazne, aby jedna sekwencja treningu nie byla powtarza dluzej niz przez 2 tygodnie. Jezeli za czesto powtarzamy jeden trening (te same cwiczenia i intesywnosc) nie przyniosa one efektow, bedzie mniej energii zuzywanej, a my znudzimy sie monotonia i zniechecimy z braku efektow.

Zatem, glowy do gory i sie nie poddawac. Tylko patrzec, jak ubrania staja sie co raz to luzniejsze! :)

14 września 2015 , Komentarze (2)

Najgorsza dla mnie wymowka, czy odpowiedzia na wszystko jest: "Nie mam czasu" - o matulu, jak mnie te slowa denerwuja! No, bo jak mozna nie miec czasu? No, jak? Zdaje sobie sprawe, ze teraz wielu z Was juz zaczyna wlasnie tlumaczyc jak mozna go nie miec, albo myslec, ze ja to pewnie mam zbyt duzo czasu i nie wiem o czym pisze. Jednak, zanim na wstepie zacznienie osadzac, pozwolcie mi napisac swoje spostrzezenia i doswiadczenia, poniewaz sama kiedys czesto uzywalam tego zwrotu i denerowalam sama siebie. 

Czas powinno sie miec zawsze, zwlaszcza dla siebie. Dlaczego czesto jego nie mamy? Moim zdaniem, najczesciej z lenistwa, braku organizacji i tego, ze jest to najlatwiejsza wymowka. Jak powiesz na glos, ze nie masz/ nie mialas na cos czasu, czujesz wewnetrzna ulge, bo znalazlas wytlumaczenie, dlaczego cos nie zostalo zrobione. Spotkanie z kolezanka w deszczowy dzien - nie mam czasu. Nie zdarzylam posprzatac - nie mialam czasu. Mialam pojsc zaplacic rachunek na poczcie - nie mialam czasu. I tak dalej i tak dalej. Lista jest dluga. 

Sama kiedys czesto to powtarzalam, ale tak mnie to denerowalo, ze postanowilam cos z tym zrobic. Paczatki byly trudne - no, bo przeciez to tak latwo powiedziec "nie mam czasu". Tylko, jak naprawde zastanowilam sie, dlaczego tego czasu nie mialam, to uswiadamialam sobie, ze ja ten czas mialam, tylko bylam zbyt leniwa. A zycie jest za krotkie na to, aby ciagle "nie miec czasu" na wszystko. Zatem, nauczylam sie wstawac 15 minut wczesniej, aby zdarzyc zjesc sniadanie i poscielic lozko, czy tez ustalalam sobie mniej wiecej ta sama godzine na cwiczenia.  Nie ukrywam, ze wiaze sie to z planowaniem swojego dnia, aby wyrobic sobie pewna systematycznosc. Pamietam, jak moje kolezanki z pracy, pytaly sie mnie kiedy ja to wszystko robie, to im mowilam, ze po pracy robie to, potem ma czas na to, a wieczorem robie, najwyzej poloze sie pol godziny pozniej spac. Ich odpowiedz byla, ze one na to czasu nie maja - jak sie zapytalam dlaczego go nie maja, nie umialy odpowiedziec. Po prostu nie maja czasu. Tyle.

Tutaj mozna zadac mi pytanie, czy ja mam meza, dzieci, rodzine - jak nie to sie nie znam. Tak, nie mam dzieci, meza tez jeszcze nie, ale mieszkam z narzeczonym, wiec prawie jak maz ;) Ale za przyklad podam moje dwie kolezanki - obie maja mezow, dwoje dzieci i domy. Jedna z nich, nazwijmy ja Ania, cialge powtarza, ze nie ma na nic czasu. Podczas jednych odwiedzin u Ani, prawie zemdlalam jak ja zobaczylam i jej dom. Wszystko bylo do gory nogami, a ona sama strasznie zaniedbana. Przykro zrobilo mi sie na ten widok, zwlaszcza, ze pamietalam Anie sprzed ciazy - zawsze zadbana, ladnie ubrana o pieknych dloniach. Wtedy, nie przypominala dawnej Ani. Jak sie jej zapytalam, co sie podziala z nia, odpowiedziala, ze nie ma czasu, a potem dodala, ze w sumie to jej sie nie chce i juz. Do pracy nie chce wracac, bo jak powiedziala, wtedy trzeba wygladac. Odnosnie porzadku w domu, tez uslyszalam, ze nie ma czasu, bo przy maluchach nie daje rady - zaproponowalam jej pomoc, odmowila. Przyznala sie takze, ze jak jej maz wraca z pracy, to jest zmeczony i odpoczywa, zatem jak go ona moze go prosic o pomoc.

Natomiast, moja druga kolezanka, nazwijmy ja Basia,  wyglada tak samo jak sprzed ciazy. Po drugiej ciazy, zreszta tak samo jak po pierwszej, codziennie znajdywala czas na cwiczenie w domu, raz na jakis czas pojechala do kolezanki na paznokcie, w domu bylo czysto, dzieci zadbane, a jej maz mimo zmeczenia pomagal jej w codziennych obowiazkach.

Do czego zmierzam - nie chodzi mi o udowodnienie, ktora jest lepsza gospodynia, tylko tego, ze przy odrobinie organizacji i checi, mozna miec czas na wszystko. Jakby Ania poprosila meza lub przyjela moja pomoc, mialaby czas, aby wykonac inne rzeczy. Jak zamieszkalam ze swoim wtedy jeszcze chlopakiem, to na poczatku, tez wiele rzeczy robilam sama, a on nie. Nawet jak pytal sie czy mi pomoc, zgrywalam bohatera mowiac ze nie, dam sobie rade same. Po czym bylam zmeczona i nie chcialo mi sie robic juz nic innego. Wtedy, nie mialam czasu na inne rzeczy. Po jakims czasie stwierdzilam, ze tak byc nie moze - zwlaszcza, jak pomyslalam sobie, ze jakby byly jeszcze dzieci, to bym osiwiala z tym wszystkim. Zatem, poprosilam mojego o pomoc i bezproblemo oboje dzielimy sie obowiazkami. 

Podsumowujac,  przestanmy mowic, ze nie mamy czasu - dla leniuchow, to czas aby sie zmotywowac do dzialania, a dla Pan/ Panow z nadmiarem obowiazkow, to czas aby poprosic najblizszych o pomoc - bo "jak sobie poscielisz, to tak sie wyspisz" :)


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.