Już z ponad pół roku mam ten pamiętnik i doprawdy, nie uczyniłam żadnego postępu. Czas się chyba zbierać z vitalii Na vitalii, to w sumie luzik - pół roku, to jeszcze nic. Ja z tymi tłustymi myślami żyję na co dzień od czterech lat.
Gdybym wiedziała, ze niegdysiejsze anorektyczne schudnięcie tak wpłynie na moje późniejsze myśli, życiową perspektywę, to nigdy bym się na to nie zdecydowała. Trzeba było sobie istnieć, jako spokojny grubasek, doceniający to, co ma, potrafiący się skupić na innych rzeczach i odnosić tam sukcesy.
Wcale nie mam tyle czasu, by siedzieć, i użalać się nad sobą z tak (nie oszukujmy się) idiotycznych powodów.. A jednak w kółko to robię. Przez to czuję się mnej-więcej tak ważna jak mokra paczka zapałek. Zawalam ważne rzeczy. Oczywiście nie możesz dopuścić się do takich wynurzeń publicznie, bo usłyszysz pewną przejęcia odpowiedź "przestań, wcale tak nie jest" "masz niskie poczucie własnej wartości, myśl pozytywnie", w najlepszym wypadku" "pierdolisz mloszka, inni mają prawdziwe problemy", "widzisz tylko swój czubek nosa".
Problem w tym jednak, ze ta oto błahostka - odchudzanie, mnie zupełnie przerosła. Mam zdolność spoglądania na sprawy z bardzo wielu kątów widzenia, jestem dość elastyczna, potrafię myśleć nieszablonowo, w zależności od potrzeb zmieniać "filtr" żeby radzić sobie z rzeczami które mi do końca nie pasują. Na odchudzanie żadnego filtra nie znalazłam.
z resztą, w sumie,po co to pisać, to tylko takie pieprzenie. Gdybym przeczytała takiego posta u którejś z vitalijek odpisałabym tylko "to weź się do roboty, a nie mów że nadprzyrodzone siły ci w przeszkadzają w odchudzaniu" . Ale co z tego, skoro sobie i tak mówię, a to nie działa.