Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Czyżby lepiej...?
1 lutego 2011
Nie mówię, że weszłam z powrotem na dobrą drogę, bo jeden dzień to za krótko żeby to stwierdzić. W każdym razie staram się nie myśleć kompletnie o jedzeniu. Jem duże śniadanie i duży obiad, a jak później jestem głodna albo po prostu chce mi się jeść to jakiś jogurt czy owoce, cokolwiek, byle się nie zapchać. To jest teraz mój priorytet, bo nie powiem, miałam z tym problemy - jedzeniem ulubionych rzeczy bez opamiętania. I szczerze mówiąc wcale nie sprawiało mi to przyjemności, jadłam bo oczy widziały, a później tylko czułam się ciężko i okropnie. I nie powiem, że już na szczęście mnie to nie dotyczy, bo w każdej chwili mogę się w tym zatracić tak jak to zrobiłam niedawno, ale będę starała się z całych sił. I nie waga jest tu najważniejsza, ale zdrowie, samopoczucie. Teorię znam, czasem gorzej tylko z wykonaniem. Dochodzi jeszcze lenistwo. Na jogę wczoraj nie poszłam, ale udało mi się zgarnąć wieczorem na aerobik z czego jestem dumna, bo już prawie się rozmyśliłam. Dzisiaj bolą mnie wszystkie mięśnie, ale przynajmniej czuję, że ćwiczyłam. Wykupiłam sobie karnet, więc już nie mam wyjścia i muszę chodzić. Będzie dobrze;) Byle się tylko nie zniechęcać za szybko;)