Chyba wy też tak macie, że najbardziej lgniecie do pamiętników dziewczyn na vitalii, które są w podobnej sytuacji wagowej. Najlepiej jeszcze wagowo/wzrostowej. A już w ogóle idealnie jak wagowo/wzrostowo/wiekowej. Wiadomo - czyta się więcej. Fajnie się czyta jeszcze jakieś duże sukcesy dla zmotywowania i czasem ktoś po prostu fajnie pisze.
Ale wracając do pierwszego punktu - podobnej wagi. Dla mnie to zawsze było ważne, bo przyszłam tu z wagą 128kg i trudno mi się było jakość utożsamić z dziewczynami, które walczyły ze swoim 75. A teraz.. zauważyłam, że to jest dla mnie świetny wskaźnik jak nowa waga "przyjęła" mi się emocjonalnie.
Podczas swojego życia w wiecznej otyłości miałam różne fazy. I akceptacji i nienawiści, mnóstwa stanów pośrednich i tak dalej.
Bywało tak, że każde słowo "gruba" i podobne sprawiało, że się spinałam. Nawet jak ktoś mówił o grubej książce. Serio serio.
Bywało tak, że każdy śmiech, który usłyszałam za sobą, obok siebie był w mojej głowie śmiechem ze mnie. Serio serio.
W fazie akceptacji, prawdopodobnie bywały jakieś skrajnie pozytywne nastroje, ale bez przesady. Zwykle było tak, że - no, jestem gruba - i co Ci do tego? :P Ale miałam poczucie (zresztą słuszne), że odstaję od normy. I to bardzo. Ale zwykle o tym nie myślałam.
Około 95kg poczułam, że przestałam tak strasznie odstawać. Dalej jestem gruba - fakt. Ale jakoś tak.. No wiecie, nie ekstremalnie. Nie czuję spięcia jak czyjś wzrok się na mnie dłużej zatrzyma. I nie wyczekuję tego. Muszę wam powiedzieć, że to duża ulga.
Kiedy zaczęłam znowu chodzić na uczelnię - po drodze mam budynek, w którym bardzo dobrze się można przejrzeć. I wiecie co? Myślę, że do swojego nowego odbicia przyzwyczaiłam się dopiero w tym miesiącu. Wcześniej byłam zdziwiona - jak to? Przecież jakby więcej miało być (kojarzy mi się to ze zdziwieniem w lustrze jakie miałam przez jakiś czas, kiedy w czasach szkolnych ścięłam włosy z długich na dość krótkie). Także przyzwyczajanie się do nowej mnie nadal w procesie.
A teraz jeszcze raz wracamy do pamiętników. Znowu jest to zdziwienie jak przeglądam nowe. Że przecież powinno mi być bliżej do kogoś z wagą, powiedzmy 87, niż do 104. A w głowie ciągle bywa bliżej 100 niż cokolwiek poniżej 90.
Czyli wygląda na to, że 90tka jest kolejnym moim progiem mentalnym.
I to jakim. Jak teraz sobie pomyślałam, że może w końcu niedługo zobaczę 8 na wadze to tak mi puls przyśpieszył, że ja cie :D
No i powoli przerzucam się na to, żeby korzystać z tych pamiętników z mniejszymi wagami - inna waga, inne problemy. Mniej ograniczeń w ruchu, inne tempo chudnięcia, inne żywienie.
A wy?
Jak się czujecie chudnąc?
etvita
24 listopada 2014, 13:31Jeszcze nie dawno też reagowałam na słowo "gruba", niezależnie od tego o czym mówiono :) Jak czytałam te twoje słowa to tak jakbym sama je napisała. Powodzenia :)