Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Jakież było moje zdziwienie....
5 lutego 2009
kiedy zajrzałam dziś do dokumentów a tu termin wizyty u specjalisty na dziś na godz. 9.00. a była 11.45. No cóż mam urlop i zapominam o prostych reczach. Tragedia. Na szczęści mam nowy termin za tydzień w czwartek ale będę gonić prosto z pracy biegiem. Zła jestem. Jeśli chodzi o dietę to ok. chyba wracam na dobre tory. Wracam do pracy w poniedziałek i chyba zmarnowałam ten urlop, bo prócz solidnego sprzątania nic nie zrobiłam. Macie też tak, że im więcej czasu tym mniej zrobicie?????? Zgroza.
DagusiaS
26 lutego 2009, 11:29mam nadzieję, że się nie poddałaś, bo szkoda by było ...
DagusiaS
5 lutego 2009, 20:36Tak to już bywa pod koniec urlopu, że człowiek żałuje, że tego, tamtego i jeszcze czegoś nie zrobił. Mam dokładnie to samo ;-) Cieszę się, że wróciłaś i pokonałaś ten impas. Życzę powodzenia i trzymam kciuki żebyś już nie zeszła z tych dobrych torów.
annuschka
5 lutego 2009, 16:08mnie wcale tak swietnie nie idzie ja po prostu troche rozhulalam metabolizm (jak juz po wielu latach nauczylam sie jak to sie robi) i praktycznie prawie bezkarnie moge sobie pozwolic na jakies wyskoki dietowe co jakis czas (byle nie za czesto)
duzaKluska
5 lutego 2009, 12:12Ojjj ja tak w grudniu mialam--->okropienstwo!!! max czau min roboty :P no ale od tego sa urlopy nie?? Pozdrawiam