Znowu za Waszą radą nie ważyłam się od czasu kiedy ostatnio tu pisałam... albo nawet dłużej. Dziś jest 3 dzień kiedy się nie ważę, a to jest moje drogie sukces ;)
Powiem Wam też jedną rzecz: wczoraj baaaardzo długo siedziałam w internecie i szukałam motywacji i mam dwa przemyślenia:
1. Muszę schudnąć więcej niż zamierzałam - właściwie nikt nie musi o tym wiedzieć. Przecież czy taka wielka jest różnica WAGOWA między 50 a 47? Nie. Ale ją WIDAĆ. Chociaż tak naprawdę ta granica 50-ciu jest taka przełomowa, ale w głębi duszy zakładałam, że mogłabym ważyć mniej. Widzieć 4 z lewej strony... TO JEST DOPIERO COŚ!!
Ale nie martwcie się, nie wpadnę w anoreksję, ani nic takiego ;) Zresztą przeczytajcie przemyślenie nr...
2. Anoreksja to naprawdę straszna choroba - i przyznaję rację tym, którzy mówią, że to choroba PSYCHICZNA. Bo w to nie wierzyłam, a naprawdę taką jest. "Dążymy do perfekcji", "Thin is a skill", "Jedzenie, surowo zabronione", "Thin - do tego dążę"...
Warto dla przestrogi poczytać trochę takich blogów. Chociaż może to być naprawdę ciężkie doświadczenie dla niektórych i od razu przestrzegam, że to balansowanie po granicy - szczególnie dla tych z nas które uważają, że BMI 17-18 to BMI PRAWIDŁOWE... Bo takim NIE JEST. Mimo, że powyżej sama powiedziałam, że chcę mieć takie BMI, to przyznaję, że...
To chyba trochę za mało. W każdym razie trzeba mieć tego świadomość. WIEDZIEĆ. Wbić sobie raz na zawsze do głowy GDZIE JEST GRANICA. Ja mam tylko 158 cm. wzrostu, więc mogę sobie ważyć nawet te 45-48. Ale osoba, która wzrostu 178, NIE MOŻE TYLE WAŻYĆ I BĘDZIE WYGLĄDAĆ ŹLE!! I to nie jest kwestia żadnej wiary, przekonań, po prostu tak JEST i tyle.
A rozmiar XXS... Jest dla dzieci, albo dla osób, które mają wzrostu 140 cm.
Tyle przemyśleń.
Co do mnie, to czuję się w miarę, więc podejrzewam, że ważę ok 56,2. Ale NIE PRZECZĘ, że w poniedziałek, albo w niedzielę chciałabym 55,7 :P
Wczoraj na śniadanie zjadłam jajecznicę, dwa kawałki serka pleśniowego i kromkę chleba z pastą warzywną, a potem miałam wielką wyrwę w jadłospisie bo spędziłam z mamą, siostrą i jej dzieckiem pół dnia na działce - pierwszy dzień wiosny rolnika zaliczony :P No więc po przyjeździe do domu dosłownie rzuciłam się na spaghetti, które zrobiła moja siostra... :P Zjadłam cały talerz z dokładką :P Ale o dziwo nie czułam się jakaś kosmicznie najedzona, a nawet pod wieczór byłam głodna! I to jak wilk. Ale oglądałam w internecie obrazki szczupłych dziewczyn, więc jak bym mogła coś jeść przy tym i to o 21. No więc sukces - nic nie zjadłam.
A dzisiaj było tak:
Śniadanie (godz 9:45)
1. bułka (z małą ilością masła, ale niestety pszenna) z szynką
2. spory kawałek czerwonej papryki* (tak na zapchanie się :P)
3. kubek herbaty bez cukru
II Śniadanie (godz. 11)
1. bułka pszenna (bułki mojej mamy można - że tak powiem - z powodzeniem jeść bez niczego... :D)
2. kawa z mlekiem wiejskim (ale za to bez cukru :D)
...
Jakieś pomysły od Was na obiad? :P
Dobra, to by było na tyle, bo coś mi się zdaje, że ta notka jest już straaasznie długa :D
Papa :*
PS Postanowiłam sobie, że w poniedziałek (dzień ważenia) zrobię sobie zdjęcia figury z przodu i z boku. W końcu muszę się czymś motywować, więc zacznę sobie robić takie zdjęcia.
*mam pytanie do Was: jak bardzo tucząca jest papryka? bo wiem, że ogórek praktycznie nie ma kalorii, ale nie wiem jak jest z papryką...
Julia551
7 marca 2013, 19:25Papryka ma mało kcal zresztą wszystkie warzywa są mało-kaloryczne;)Miałam kompulsy i wiem jak trudno jest to rzucić!Dlatego należy się strzec głodówek bo prowadzą do tragedii...Trzymaj się;*
FemmeFatale.
7 marca 2013, 13:29` Wszystkie formy zaburzeń odżywiania są straszne, wszystkie wyniszczają, są drogą do destrukcji nie tylko fizycznej ale i psychicznej. Od nich trzeba się trzymać z dala !!! A co do papryki to ma bodajrze czerwona 31 kcal w 100 g, a zielona 21 kcal ;] Ogórek ma 15 kcal. Akurat ja tak je liczę ;]