Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Powroty...


A więc stało się, wróciłem. Od ostatniego odchudzania udało mi się mniej więcej utrzymywać wagę poniżej 90kg, najwyżej na ile wszedłem to 88kg w okolicy lata 2019, ale w sierpniu zapisałem się na siłownię i zrzuciłem do 82,5kg. Nie idealnie, ale zastosowałem intermittent fasting - mogłem sobie pozwolić, bo pracowałem w stałych godzinach 8-16, co pozwoliło otworzyć okno żarcia o 12:30, a zamknąć o 20:30. W 1,5 miesiąca zrzuciłem wtedy 1,2kg, ale po sprawdzeniu na wadze InBody Weight wyszło -4kg tłuszczu, +2,8kg mięśni.

I tak sobie hulałem powoli do lutego 2020, pod koniec miesiąca postanowiłem znowu pojechać z dietą i treningami, żeby wyciąć resztę tłuszczu i... 2 tygodnie później mieliśmy już "pandemię". Siłownie pozamykane, waga skoczyła do 87kg. Otworzyli w lecie, od razu poszedłem ale pierwsze 5 treningów na bieżni dało mi w kość, miałem 180 tętna przy spacerku 5,4km/h i 5 stopni inklinacji. Po 5 treningach mnie odetkało i było dobrze aż za 3 miesiące znowu zamknęli siłownie. Na wyjście z domu bez powodu trzeba było mieć pozwolenie, praca siedząca... dość powiedzieć, że dobiłem do 91kg. Ale jadąc na święta do Polski na parkingu złapała mnie zadyszka po drodze do toalety. 30 metrów i zadyszka! Doszło do tego, że przy wiązaniu butów się zasapałem. No ale po świętach powrót do domu i 2 tygodnie izolacji, wyjście tylko po zakupy. I tu po 2 tygodniach w pierwszy dzień w pracy musiałem 3 razy odpoczywać wchodząc na 2 piętro po schodach - od razu poszedłem do lekarza, gdzie pobrali mi krew do badania.

I telefon o 0:30 od lekarza rodzinnego - zasuwaj koleżko do szpitala, bo w analizie wyszły skrzepy we krwii. Tak jest, po złamaniu nogi 13 lat temu miałem materiał skrzepowy w okolicy lewego kolana, przez co nie mogłem wyciągnąć lewej łydki przy przeciąganiu, bo łapał mnie szalony skurcz - no i te wszystkie zakazy wychodzenia i ruchu doprowadziły u mnie do pogłębienia problemu, na kontraście wyszło ~70% powierzchni płuc zablokowane. Kilka miesięcy z podwyższonym tętnem doprowadziło do arytmii serca i przemęczenia mięśnia - zalecenie lekarza po rozpuszczeniu skrzepów - siedzieć na dupie, żadnych ćwiczeń, jak spacery to powoli... więc pewnie już się domyślacie jak to się skończyło. 97kg na wadze, ponad 30% tkanki tłuszczowej.

Niestety, od 2019 mam ciężkie problemy w związku, był okres, że nie mogłem spać przez większość nocy, kołatanie serca pozwoliło mi zasnąć dopiero o 3 rano, gdzie o 4:30 musiałem budzić się do pracy. W pracy też nie najlepiej, nie mam szczęścia do ludzi, którzy decydują o wzlotach i upadkach. Mając te 2 problemy na głowie doprowadziłem do stłuczki. Niby niewielka, ale...4 elementy, €3000. No więc doszły problemy finansowe. Doszło do stanu najgorszego - życie przynosiło same minusy, cios za ciosem, do tego stopnia, że nawet moje hobby nie sprawiały mi przyjemności. Siedziałem po pracy i oglądałem seriale i filmy, na których się nie skupiałem. Czarne myśli i te sprawy.

Próbowałem się odchudzać, ale od 2020 dochodzę do granicy 90kg i kiedy już spodziewam się zobaczyć 8 z przodu mój organizm protestuje. Kilogram w górę. Liczyłem kalorie z Fitatu, 2200 i ładnie chudłem, ale po dojściu do 90,15kg odbicie w górę na 91kg. Tydzień później 91,5kg. Kolejny tydzień i znowu 91,5kg. No więc zrzucałem kalorie o 100kcal i nic. kolejne 100 i nic. Doszedłem do 1600kcal a waga... idzie w górę o 100-200g.

Od pół roku, kiedy już było pewne, że siłownie się nie zamkną, znowu się zapisałem. Znowu z 96 zjechałem do 92,5kg (ale wiem, że z 32% tkanki tłuszczowej zszedłem do 24,8%, więc schudłem więcej tylko dorzuciłem trochę mięśni) z dietą z Fabryki Siły. Ale znowu dotknąłem tylko 90,8kg i odbiłem z powrotem na 92,5.

Od ~25 stycznia jestem na diecie IG z Vitalii na poziomie 0,7kg/tydzień, z 92,5kg zszedłem do 90,7kg w zeszłym tygodniu i 90,0kg w poniedziałek. A wczoraj (wtorek) znowu 91kg, dzisiaj to samo. Tak bardzo chcę zobaczyć te 8 z przodu, a jednak nie dane mi tego doczekać. Trzymam dietę, treningi regularnie co 2 dni, ominięte 3 od maja zeszłego roku (nie licząc wakacji), a sylwetka jak wyglądała tak wygląda. W sensie, wygląda nieco lepiej, bo doszły mięśnie, ale nie chcą wychodzić spod tłuszczu. Boczki kompletnie psują całość.

Ale uszy do góry, dnie coraz dłuższe, uczę się fotografii co przynajmniej jest hobby "aktywnym", daje motywacje do spacerów poza siłownią. No i tutaj już wiosna ;)

  • Krummel

    Krummel

    22 lutego 2023, 20:44

    nie poddawaj się byku :P powodzenia !

  • Berchen

    Berchen

    22 lutego 2023, 19:58

    Powodzenia:)

  • ognik1958

    ognik1958

    22 lutego 2023, 16:08

    Hmm...."witamy na pokładzie" jak mówiło sie na jachcie witając załogantów😀...mozna i to... sposobem i...na luzie byle by było to skutecznie i bez cofki "już po" bo inaczej byłoby to bez sensu i..dlatego warto czego i Ci życze-tomek😀

  • marta715

    marta715

    22 lutego 2023, 12:19

    Weź sobie teraz pomyśl, że wszystko co złe już miałeś i teraz, jak już wyczerpałeś limit, będzie z górki :)

    • TapChan

      TapChan

      22 lutego 2023, 13:57

      Albo z drugiej strony, jest to dopiero przedsmak, mała próba :) trend jest spadkowy.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.