W dwóch słowach - TOTALNA MASAKRA. Nie mam wytłumaczenia dla tej sytuacji - tak jak pisałam przeszłam już kiedyś głodówkę i poza uczuciem głodu nic mi nie było, a teraz hardcore! Obudziłam się o 3 w nocy z koszmarnym bólem głowy i uczuciem tępego bólu całego ciała. Jestem ogólnie zdrowa - jedyny mój problem to notoryczne problemy z zatokami - jeśli ktoś chorował na zatoki to wie o czym mówię, ściskający ból, rozsadza czachę. Oprócz zatok miewałam jeszcze bardzo silne bóle migrenowe, ale przeszły wraz z rzuceniem palenia. A dzisiaj obie te dolegliwości targały mną cały dzień. Uwierzcie mi nie czułam się tak fatalnie już dawno - nie da się tego porównać do niczego, nawet do bardzo ostrego kaca. Myślałam, że mi głowa eksploduje, z zatok coś spływało, do tego doszły odruchy wymiotne i ściskanie w żołądku. Nie byłam w stanie napić się tego szajsu z cytryny, ledwo mi woda wchodziła. Ledwo wystałam w kościele. U teściowej wszyscy jedli, a ja zwijałam się na łóżku próbując usnąć. Chyba nawet udało mi się zdrzemnąć, ale nie było żadnej poprawy. Nie byłam w stanie zająć się Jankiem, dobrze, że to niedziela i mogłam go "sprzedać" tatusiowi. Po południu dałam się namówić na spacer mając nadzieję, że świeże powietrze i ruch dodadzą mi sił. Nic z tego... snułam się za wózkiem, a ból stawał się nie do zniesienia. Wtedy pomyślałam, kurcze coś jest nie tak, nie będę robiła z siebie wariatki, skoro mój organizm tak zareagował to trzeba sobie odpuścić i spróbować innym razem. Pod wózkiem jechały biszkopty Jana - stwierdziłam, że jak je zjem to mi się poprawi. Wzięłam jednego i żuję. Żuję i żuję, ale nie mogę połknąć, zbiera mi się na wymioty. Ale połknęłam i od razu wzięłam następnego, potem kolejnego. Tak chyba z cztery. Niestety wszystkie po kilku minutach wylądowały na trawniku. Biszkopty zwróciłam, ale dały mi ulgę na chwilę. Niestety na chwilę. Wróciłam do domu i znów się przespałam. Tym razem sen trochę pomógł, ale byłam już u kresu sił. Nie mogłam wstac z łóżka. Postanowiłam wypić kawę i to był strzał w dziesiątkę :) Niestety zawaliłam założenia diety, ale trudno, jutro też jest dzień. Jeżeli jutro także dopadną mnie takie dolegliwości to będę musiała skapitulować i podjąć mniej drastyczne środki. Już widzę te wpisy i komentarze "a nie mówiłam" , ale trudno. Nawet zastanawiałam się czy nie pościemniać, ale byłoby to nie fair wobec innych. Podsumowując - nie wiem, dlaczego tak mnie złapało - zrobiłam wszystko tak jak kiedyś, może za mało wody piłam... Tak czy siak jeszcze nie wywieszam białej flagi ;)
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Nejtiri
17 sierpnia 2014, 22:41Byłam sceptycznie nastawiona do twojej głodówki, bo sama jak byłam młodsza próbowałam różnych rzeczy i bardzo źle na tym wyszłam. :( Jakby nie było jestem pełna uznania Twojej szczerości.. wobec forumowiczów, jak i samej siebie. Cokolwiek postanowisz, trzymam kciuki byś znalazła złoty środek dla siebie i osiągnęła swoją wymarzoną sylwetkę. :) Pozdrawiam.
tortillka
18 sierpnia 2014, 09:48:)
Paatik
17 sierpnia 2014, 22:21W żadnym wypadku nie mam ochoty pisać "A nie mówiłam?". Mam tylko ochotę napisać, że masz ciało mądrzejsze od wczorajszej głowy (bez obrazy, miało być obrazowo i porównawczo) - i Twoje ciało mówi Ci wyraźnie że masz przestać je krzywdzić. Skoro tak bardzo nie lubisz cytryn, to tym bardziej to nie dla Ciebie. Uwielbiam wodę z miodem, cytryną i imbirem - ale jako dodatek do normalnego jedzenia.