Oglądałam dziś urywek programu "schudnij z Gilian". Bohaterką byłą wdowa z dwójką dzieci. W toku pracy z Gilian, bohaterka "pęka". Całą w łzach mówi, że jest już tak zmęczona, taka samotna, że nie daje rady......... Wdową została jakieś 6 lat temu, spadły na nią wszystkie obowiązki, tak że wieczorami nie miała siły na nic, nawet na gotowanie. Zjadała więc co było pod ręką. (Ale brzmi znajomo) Ta pani popadła w otyłość, ponieważ wzięła na swoje barki zbyt dużo a nie potrafiła poprosić o pomoc.
Raz że wzruszyła mnie ta historia, a dwa to jakaś taka myśl, że za otyłością rzadko kiedy kryje się lenistwo i brak silnej woli a są to głęboko ukryte problemy. Pewnie najczęściej z emocjami.
Idąc tym torem zaczęłam szukać u siebie....
Rano byłam gotowa przyznać że to jednak lenistwo, bo nadwaga zaczęła rosnąć, kiedy wspólnie z mężem spędzaliśmy wieczory na oglądaniu filmów, chrupiąc przy tym większe co nieco.
Potem uświadomiłam sobie, że od zawsze uważałam się za "grubaskę". Nawet wtedy, kiedy potrafiłam objąć się rękoma w pasie.
Jak miałam 17 lat na odchudzenia zaczęłam palić. Na początku podziałało, potem został już tylko nałóg niestety. (Chociaż do nadwagi było mi wtedy jeszcze daleko)
Nieudany związek, praca w sklepie spożywczym (do dziś pamiętam te poranne pączki) a kg rosły. Rozwód, praca ponad siły, niedojadanie albo odwrotnie - ciągłe jedzenie. Chudłam i tyłam na przemian, jeszcze mieszcząc się w granicach normy.
Potem wymarzona praca biurowa. Czułam się tam dobrze jednak w wieku 27 lat nie miałam żadnych dobrych nawyków żywieniowych ( no może poza tym, że piłam dużo płynów i lubiłam owoce i warzywa), więc im więcej pracowałam przy komputerze tym mniej się ruszałam. Jadłam nie czując smaku i zapachu i zaczęło mnie przybywać.
Kiedy poznałam moją lepszą połowę miałam już 3 kg nadwagi. Szczęście w tym wypadku mnie nie odchudziło. Oboje lubimy jeść tłusto i wieprzowo.
W ciąży musiałam uważać na cukier, tym samym przestrzegać pór posiłków. dla dziecka potrafiłam zrobić coś czego nie potrafię dla siebie. A przecież jestem dla siebie ważna. tylko gdzieś tam ciągle jest ta mała wstydliwa, nie znająca swojej wartości dziewczynka....
Więc to nie lenistwo.
Teraz prawie wcale nie gotuję tego, co było rarytasami w moim rodzinnym domu.
Mało tego, po miesiącu diety obiad u teściowej (bardzo smaczny zresztą) ale raziła mnie jego tłustość. Wiem, że jestem na dobrej drodze.
Wiem, że będzie trudno, bo
1.wzór zdrowego jedzenia "nie jest we mnie wdrukowany" a więc kosztuje bardzo dużo wysiłku
2.o naturze kanapowej już pisałam:)
3. po drodze są pokusy (i jak łatwo i miło im ulec:))
Ważne żeby sobie za to nie dokopywać, bo paradoksalnie ta tusza jest dzięki "dokopywaniu" i braku troski o siebie. Poza tym, odchudzanie jest podobne do nauki chodzenia. Ile razy takie maleństwo musi się przewrócić?? Łooo mamo. Brak mi tej dziecięcej zawziętości i niezrażania się:)
To tak zamykając ten wywód bezsennej nocy "bądźmy dla siebie delikatni":)
PS Z góry przepraszam za błędy ortograficzne i stylistyczne ale nie chce mi się tego czytać:)
dziękuję za to, że jesteście :
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
WielkaPanda
24 grudnia 2011, 07:47Wesołych Świąt!!!
marusia84
23 grudnia 2011, 20:59Z tego wynika że dieta to jest sposób myślenia o tym co jemy, a nie jedzenia co mamy na myśli (ochotę)
waga79
22 grudnia 2011, 16:14rodzice nauczyli nas tego co sami potrafią. Nawet moge zrozumieć to nagradzanie. Kiedyś słodycze były na kartki:) Ale teraz mamy inne czasy i mniej się ruszamy ( pralka automatyczna, w piecu palić nie trzeba i samochód wszędzie podwiezie) i mamy łatwiejszy dostęp do jedzenia, o tym, że porcje jedzenia są coraz większe i bardziej się to opłaca nie wspomnę. Na szczęście jesteśmy dorosłe i same uczymy się "życia" i radzenia z emocjami. Trudne to ale nasze własne:)
Antiko
22 grudnia 2011, 14:56Ales sie rozpisala, jak nigdy! Fajnie! Ciekawe to co piszesz. Tez wiele razy zastanawiam sie skad u mnie sie bierze to ciagle jedzenie. Ja posunelam sie prawie do niemowlectwa :) A to dla tego, ze ktoregos dnia przypatrzylam sie swojej mamie jak opiekuje sie wnuczka. Sadzac, ze ze mna bylo podobnie nasunelo mi sie kilka spostrzezen. Po pierwsze, ze zawsze trzeba wszystko zjesc. Mamie chodzi o to, ze musi miec pewnosc ze dziecko nie bedzie chodzic glodne, druga sprawa to mimo ze dopiero co to dziecko zjadlo posilek to babcia zaraz biegla z jabluszkiem, ''malutkim'' ciasteczkiem'', soczkiem.... a po trzecie i to co mnie najbardziej dobilo, to traktowanie jedzenia jako pocieszacza- mala sie przewrocila i placze to bach jej cos do zjedzenia, placze bo ma zly humor znow jedzenie. No takim sposobem nalatwiej wyksztalcic zly nawyk pociesznia sie jedzeniem. Mysle, ze ze mna mama postepowala identycznie! Nikt mnie nigdy nie nauczyl jak radzic sobie ze stresem inaczej jak tylko jedzeniem. O!
monica31
22 grudnia 2011, 12:40Ja tez już kiedyś doszłam do takiego wniosku. U mnie wiąże się to z tym, ze cała rodzina jest szczupła a ja niestety mam geny po rodzinie ojca i tyje jak tylko coś zjem.. Skoro już doszłaś do takiego wniosku, może być tylko lepiej :))) Tak więc nie poddawajmy się a osiągniemy sukces! Pozdrawiam
vitalia1985
22 grudnia 2011, 11:15Niewątpliwie nasze nadprogramowe kilogramy w większości wiążą się z emocjami. Ja byłam kiedyś zakompleksioną nastolatką i chociaż dziś częściej spoglądam w lustro, to jednak, kiedy jest mi źle moim najlepszym przyjacielem stają się słodycze. Pozdrawiam:)
patasola
22 grudnia 2011, 10:04też to oglądam i doszłam do podonnych wniosków. takim ludziom potrzebne jest przede wszystkim wsparcie psychiczne. ja nadwagi nie miałam nigdy, ale fakt, że całe życie uważałam się za zbyt grubą i niezbyt dobrą.
bega30
22 grudnia 2011, 10:03Mądrze napisane. Powiem Ci, że ja też jakiś czas temu doszłam do tego, że objadanie ma ścisły związek z naszymi emocjami. Zwłaszcza jak nie mamy ich gdzie upuścić.
edysia1977
22 grudnia 2011, 08:26Ładnie napisane:) Świetnie że potrafisz zauważyć psychologiczny apsekt swojej nadwagi, to połowa sukcesu, naprawde. Wiedząc co robiliśmy źle, gdzie popełnialiśmy błąd, wystarczy już tylko czerpać naukę z własnych błędów. Jesteś silną osóbką:) dasz radę. Ja w Ciebie wierze:) Buziaki
WielkaPanda
22 grudnia 2011, 08:21Też masz bezsenne noce? Współczuję! Chętnie bym obejrzała taki program o odchudzaniu ale mam tylko podstawowe programy:((brak kablówki, brak satelity brak cyfry itd)
cancri
22 grudnia 2011, 00:56Gilian jest cudowna. To ona mi uświadomiła, że to, jak się teraz odżywiam, problemy jakie z tym mam, mają naprawdę odzwierciedlenie w banalnych sprawach jak to, że w dzieciństwie, za cały zjedzony obiad babcia dawała mi nagrodę- miałam problemy z odżywianiem całe życie. i do tej pory, jak zjem ładnie 2 dni, to potem się przesadnie nagradzam słodyczami...