Temat: odddd

..........................................

Neverthinktwice napisał(a):

Użytkownik4535693 napisał(a):

Cześć, co ile odwiedzacie swoich rodziców? 

My mieszkamy 20 km od nich i minimum raz w tygodniu jesteśmy, jak coś trzeba pomóc to oczywiście zawsze jesteśmy. Mamy bardzo dobre stosunki z rodzicami jednak bardzo boli nas fakt, że pozostała dwójka odwiedza ich tylko od święta lub nawet nie. Co prawda mieszkają jakieś 300 km od rodziców, tj. dobrą drogą jakieś trzy godzinki, ale nikt nie potrafi tak o przyjechać ich odwiedzić. Ja wiem, mają swoje rodziny, obowiązki , no ale chociaż raz na dwa-trzy miesiące chyba by wypadało przyjechać? Już nie mówię o jakiejś pomocy przy domu, w domu itp., bo pomagamy tylko my, ale o zwykłe odwiedziny... Jeden syn rzeczywiście z rodziną starają się w Wielkanoc i Boże Narodzenie przyjechać no i zdarzy się dodatkowo raz-dwa razy  w roku na weekend.Natomiast drugi w tamtym roku przyjechał do rodziców raz, na jeden dzień, kiedy to wracał  z rodziną z nad morza. Nie był w żadne święta, teraz była wielkanoc i też nie. Spędzają wszystkie święta  z rodziną jego żony. Jak mają przyjechać do rodziców narzeczonego to zawsze jest coś - a to dziecko chore, a to dentysta, a to coś, a potem okazuje się że mimo że córka chora to na obiedzie  u rodziców żony dali radę się pojawić i jeszcze potrafią wysyłać fotki jak to Antosia szukała jajek od zajączka itp. Rodzice po 75 lat, wspaniali, kochani ludzie (w poście mowa o rodzicach narzeczonego), więc to nie kwestia tego, że byli/są źli dla swoich dzieci a teraz te dzieci nie chcą przyjeżdżać.  Widzę, że rodzicom jest trochę przykro, chociaż nie mówią tego na głos... Mój narzeczony jest najmłodszy, ale nie ma takich sytuacji że on jest wyróżniany, że rodzeństwo mogłoby mieć o to żal. Nie ma takich sytuacji, że my dostajemy od rodziców więcej, raczej wszyscy dostają po równo,  na każde urodziny, imieniny my dostajemy prezenty na miejscu, a tamci dostają przelew. Jeśli chodzi o rodziców, to minimum raz w roku odwiedzają swoje dzieci (nie są na siłach żeby jechać samemu, zależy to od nas czy z nimi pojedziemy, a szczerze powiedziawszy jak widzimy że tamci mają ich gdzieś to co będziemy rodziców częściej do nich wozić ? Zresztą dla rodziców wytrzymać 3 h w drodze jest już ciężko..)Co o tym myślicie? Powinniśmy z nimi pogadać czy raczej nie? Ich zachowanie aż razi w oczy. A może źle ich oceniamy i nie powinniśmy wymagać od nich by odwiedzali rodziców? 

Jesli ktoś mieszka 300km od swoich rodziców, to naprawdę 'wpadniecie' w odwiedziny na kawę jest 'out of question'. Każde odwiedziny w takim przypadku, to już jest wyprawa większa i raczej z noclegiem, więc nie dziw się, że rodzice nie są odwiedzani co miesiąc.

wtedy pojawia się zawsze przecież problem żeby całą rodzina, czyli syn, żona i dzieci, w dany weekend rzucili swoje hobby czy zobowiązania, bo trzeba odwiedzić teściów...

nawet jeśli teściowie są przemili, to co... Przecież można rozmawiać przez telefon, what's appa, a widywać się fizycznie raz czy dwa razy do roku

moze i rodzicom jest przykro, ale oni pewnie rozumieją dlaczego i wiedza że syn kocha ich i pamięta, nawet jeśli nie odwiedza, a ty się trochę wtracasz, w końcu nikt wam nie kazał mieszkać 20 km od rodziny, tak wyszło, lubicie się, więc odwiedzacie często, fajnie ale to wasz styl życia, rodzeństwo twojego narzeczonego ma inny styl bycia, co nie znaczy że ma w de rodziców 

Ja sama, mieszkam za granicą i odwiedzam rodziców teraz już, raz w roku. 

Kiedys,odwiedzałam co święta, co wolne od pracy, bo czułam się winna, że układam sobie życie z dala od rodziny.... 

Zacznijmy w ogole od tego, ze kiedys nie bylo ani internetu, ani nawet telefonow. Ludzie wyjezdzali, przyjezdzali co 5 lat i jakos wszyscy zyli...

cancri napisał(a):

Neverthinktwice napisał(a):

Użytkownik4535693 napisał(a):

Cześć, co ile odwiedzacie swoich rodziców? 

My mieszkamy 20 km od nich i minimum raz w tygodniu jesteśmy, jak coś trzeba pomóc to oczywiście zawsze jesteśmy. Mamy bardzo dobre stosunki z rodzicami jednak bardzo boli nas fakt, że pozostała dwójka odwiedza ich tylko od święta lub nawet nie. Co prawda mieszkają jakieś 300 km od rodziców, tj. dobrą drogą jakieś trzy godzinki, ale nikt nie potrafi tak o przyjechać ich odwiedzić. Ja wiem, mają swoje rodziny, obowiązki , no ale chociaż raz na dwa-trzy miesiące chyba by wypadało przyjechać? Już nie mówię o jakiejś pomocy przy domu, w domu itp., bo pomagamy tylko my, ale o zwykłe odwiedziny... Jeden syn rzeczywiście z rodziną starają się w Wielkanoc i Boże Narodzenie przyjechać no i zdarzy się dodatkowo raz-dwa razy  w roku na weekend.Natomiast drugi w tamtym roku przyjechał do rodziców raz, na jeden dzień, kiedy to wracał  z rodziną z nad morza. Nie był w żadne święta, teraz była wielkanoc i też nie. Spędzają wszystkie święta  z rodziną jego żony. Jak mają przyjechać do rodziców narzeczonego to zawsze jest coś - a to dziecko chore, a to dentysta, a to coś, a potem okazuje się że mimo że córka chora to na obiedzie  u rodziców żony dali radę się pojawić i jeszcze potrafią wysyłać fotki jak to Antosia szukała jajek od zajączka itp. Rodzice po 75 lat, wspaniali, kochani ludzie (w poście mowa o rodzicach narzeczonego), więc to nie kwestia tego, że byli/są źli dla swoich dzieci a teraz te dzieci nie chcą przyjeżdżać.  Widzę, że rodzicom jest trochę przykro, chociaż nie mówią tego na głos... Mój narzeczony jest najmłodszy, ale nie ma takich sytuacji że on jest wyróżniany, że rodzeństwo mogłoby mieć o to żal. Nie ma takich sytuacji, że my dostajemy od rodziców więcej, raczej wszyscy dostają po równo,  na każde urodziny, imieniny my dostajemy prezenty na miejscu, a tamci dostają przelew. Jeśli chodzi o rodziców, to minimum raz w roku odwiedzają swoje dzieci (nie są na siłach żeby jechać samemu, zależy to od nas czy z nimi pojedziemy, a szczerze powiedziawszy jak widzimy że tamci mają ich gdzieś to co będziemy rodziców częściej do nich wozić ? Zresztą dla rodziców wytrzymać 3 h w drodze jest już ciężko..)Co o tym myślicie? Powinniśmy z nimi pogadać czy raczej nie? Ich zachowanie aż razi w oczy. A może źle ich oceniamy i nie powinniśmy wymagać od nich by odwiedzali rodziców? 

Jesli ktoś mieszka 300km od swoich rodziców, to naprawdę 'wpadniecie' w odwiedziny na kawę jest 'out of question'. Każde odwiedziny w takim przypadku, to już jest wyprawa większa i raczej z noclegiem, więc nie dziw się, że rodzice nie są odwiedzani co miesiąc.

wtedy pojawia się zawsze przecież problem żeby całą rodzina, czyli syn, żona i dzieci, w dany weekend rzucili swoje hobby czy zobowiązania, bo trzeba odwiedzić teściów...

nawet jeśli teściowie są przemili, to co... Przecież można rozmawiać przez telefon, what's appa, a widywać się fizycznie raz czy dwa razy do roku

moze i rodzicom jest przykro, ale oni pewnie rozumieją dlaczego i wiedza że syn kocha ich i pamięta, nawet jeśli nie odwiedza, a ty się trochę wtracasz, w końcu nikt wam nie kazał mieszkać 20 km od rodziny, tak wyszło, lubicie się, więc odwiedzacie często, fajnie ale to wasz styl życia, rodzeństwo twojego narzeczonego ma inny styl bycia, co nie znaczy że ma w de rodziców 

Ja sama, mieszkam za granicą i odwiedzam rodziców teraz już, raz w roku. 

Kiedys,odwiedzałam co święta, co wolne od pracy, bo czułam się winna, że układam sobie życie z dala od rodziny.... 

Zacznijmy w ogole od tego, ze kiedys nie bylo ani internetu, ani nawet telefonow. Ludzie wyjezdzali, przyjezdzali co 5 lat i jakos wszyscy zyli...

Listy się pisało, Cancri. Takie papierowe. Posyłało paczki, czasem dzwoniło. I tak, wszyscy jakoś żyli.

Jest jeszcze jeden aspekt odwiedzin. Kiedy się przyjeżdża z daleka, to zwykle z noclegiem. Trzeba zapewnić wszystkim miejsce do spania, nakarmić, zająć się towarzystwem. A potem po gościach posprzątać. Dla starszych osób to jest uciążliwe. Niezależnie od tego jak miłe jest spotkanie z rodziną, to rozgardiasz, dostosowywanie się do gości męczy. 

Epestka napisał(a):

Jest jeszcze jeden aspekt odwiedzin. Kiedy się przyjeżdża z daleka, to zwykle z noclegiem. Trzeba zapewnić wszystkim miejsce do spania, nakarmić, zająć się towarzystwem. A potem po gościach posprzątać. Dla starszych osób to jest uciążliwe. Niezależnie od tego jak miłe jest spotkanie z rodziną, to rozgardiasz, dostosowywanie się do gości męczy. 

to prawda. A jak rodzina chce się zatrzymać w najbliższym hotelu, żeby tego uniknąć, to na ogół jest obraza boska.

krolowamargot napisał(a):

Epestka napisał(a):

Jest jeszcze jeden aspekt odwiedzin. Kiedy się przyjeżdża z daleka, to zwykle z noclegiem. Trzeba zapewnić wszystkim miejsce do spania, nakarmić, zająć się towarzystwem. A potem po gościach posprzątać. Dla starszych osób to jest uciążliwe. Niezależnie od tego jak miłe jest spotkanie z rodziną, to rozgardiasz, dostosowywanie się do gości męczy. 

to prawda. A jak rodzina chce się zatrzymać w najbliższym hotelu, żeby tego uniknąć, to na ogół jest obraza boska.

Bo rodzice chcieliby ugościć, wiadomo. I nie przyznają się, że są zmęczeni. Dlatego ograniczyłam wizyty i u mamy i u teściowej. 

Epestka napisał(a):

Jest jeszcze jeden aspekt odwiedzin. Kiedy się przyjeżdża z daleka, to zwykle z noclegiem. Trzeba zapewnić wszystkim miejsce do spania, nakarmić, zająć się towarzystwem. A potem po gościach posprzątać. Dla starszych osób to jest uciążliwe. Niezależnie od tego jak miłe jest spotkanie z rodziną, to rozgardiasz, dostosowywanie się do gości męczy. 

Moj tata zawsze jak jeździł z nami do babci to wszystko tam robił, chociażby skoszenie podworka kosa, nie było kosiarek, nie oczekiwał, że będzie obsługiwany... Fakt, obiad dostaliśmy, ale raczej wypadało by pomóc rodzicom, jeśli się przyjeżdża a nie oczekiwać sprzątania po nas.. 

panna_slodka_szprotka napisał(a):

Epestka napisał(a):

Jest jeszcze jeden aspekt odwiedzin. Kiedy się przyjeżdża z daleka, to zwykle z noclegiem. Trzeba zapewnić wszystkim miejsce do spania, nakarmić, zająć się towarzystwem. A potem po gościach posprzątać. Dla starszych osób to jest uciążliwe. Niezależnie od tego jak miłe jest spotkanie z rodziną, to rozgardiasz, dostosowywanie się do gości męczy. 

Moj tata zawsze jak jeździł z nami do babci to wszystko tam robił, chociażby skoszenie podworka kosa, nie było kosiarek, nie oczekiwał, że będzie obsługiwany... Fakt, obiad dostaliśmy, ale raczej wypadało by pomóc rodzicom, jeśli się przyjeżdża a nie oczekiwać sprzątania po nas.. 

Ale to nie o to chodzi. My też pomagamy. Ale samo zamieszanie, zmiana rutyny w pewnym wieku jest męcząca. 

Sprzątania po gościach się nie uniknie. Nawet, jeśli sami zdejmą pościel, to jej nie zdążą wyprać i wyprasować. Rzeczy leżą gdzie indziej, bo trzeba było zrobić miejsce dla gości. Jest ogólny rozgardiasz. 

Epestka napisał(a):

panna_slodka_szprotka napisał(a):

Epestka napisał(a):

Jest jeszcze jeden aspekt odwiedzin. Kiedy się przyjeżdża z daleka, to zwykle z noclegiem. Trzeba zapewnić wszystkim miejsce do spania, nakarmić, zająć się towarzystwem. A potem po gościach posprzątać. Dla starszych osób to jest uciążliwe. Niezależnie od tego jak miłe jest spotkanie z rodziną, to rozgardiasz, dostosowywanie się do gości męczy. 

Moj tata zawsze jak jeździł z nami do babci to wszystko tam robił, chociażby skoszenie podworka kosa, nie było kosiarek, nie oczekiwał, że będzie obsługiwany... Fakt, obiad dostaliśmy, ale raczej wypadało by pomóc rodzicom, jeśli się przyjeżdża a nie oczekiwać sprzątania po nas.. 

Ale to nie o to chodzi. My też pomagamy. Ale samo zamieszanie, zmiana rutyny w pewnym wieku jest męcząca. 

Sprzątania po gościach się nie uniknie. Nawet, jeśli sami zdejmą pościel, to jej nie zdążą wyprać i wyprasować. Rzeczy leżą gdzie indziej, bo trzeba było zrobić miejsce dla gości. Jest ogólny rozgardiasz. 

A wnuki chcą bajki, a nie Fakty oglądać, czy tam inny turecki serial. I nie każdy ma ochotę spać na rozkładanej wersalce, czy materacu, choć kiedyś się tak sypiało. Nawet jeśli rodzice mają specjalny pokój gościnny w domu, to i tak trzeba brać pod uwagę, ze ktoś go musi przygotować etc. 

krolowamargot napisał(a):

Epestka napisał(a):

Jest jeszcze jeden aspekt odwiedzin. Kiedy się przyjeżdża z daleka, to zwykle z noclegiem. Trzeba zapewnić wszystkim miejsce do spania, nakarmić, zająć się towarzystwem. A potem po gościach posprzątać. Dla starszych osób to jest uciążliwe. Niezależnie od tego jak miłe jest spotkanie z rodziną, to rozgardiasz, dostosowywanie się do gości męczy. 

to prawda. A jak rodzina chce się zatrzymać w najbliższym hotelu, żeby tego uniknąć, to na ogół jest obraza boska.

Zgadzam sie w zupelnosci.

panna_slodka_szprotka napisał(a):

Epestka napisał(a):

Jest jeszcze jeden aspekt odwiedzin. Kiedy się przyjeżdża z daleka, to zwykle z noclegiem. Trzeba zapewnić wszystkim miejsce do spania, nakarmić, zająć się towarzystwem. A potem po gościach posprzątać. Dla starszych osób to jest uciążliwe. Niezależnie od tego jak miłe jest spotkanie z rodziną, to rozgardiasz, dostosowywanie się do gości męczy. 

Moj tata zawsze jak jeździł z nami do babci to wszystko tam robił, chociażby skoszenie podworka kosa, nie było kosiarek, nie oczekiwał, że będzie obsługiwany... Fakt, obiad dostaliśmy, ale raczej wypadało by pomóc rodzicom, jeśli się przyjeżdża a nie oczekiwać sprzątania po nas.. 

No coz, znow wypowiedz osoby, ktira mieszka “rzut beretem” i jej sie wydaje, ze wie lepiej.

Pracuj na pelen etat, maz tez, dzieci do szkoly, wszyscy ograniczeni urlopem, przerwa swiateczna, feriami szkolnymi. Trzeba to zgrac. Podroz kilka godzin w jedna strone, spanie jak sie da i gdzie sie da, pielgrzymka po rodzinie i powrot, bo w pn do pracy/szkoly. Dolicz korki na autostradzie czy kilka godzin w drodze i czas wyjazdu (pt po szkole /pracy pozna noca czy sobota i powrot w nd- tracac polowe czasu). O zmeczeniu i innych rzeczach nie wspomne. Tak, powiedziala ta ci ma “blisko”. Aha, jak jestes na miejscu to skos podworko i pomaluj przedpokoj. 

Te wypowiedzi sa coraz bardziej absurdalne. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.