Temat: odddd

..........................................

sacria napisał(a):

Użytkownik4535693 napisał(a):

Adanbareth napisał(a):

Mieszkając 20 km od rodziców to sobie możesz codziennie jeździć, jeśli masz taką potrzebę, nikt Ci nie broni. Ja mieszkam 500 km od rodziców, mam 2 letnie dziecko. Masz dziecko autorko? Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaka to jest męczarnia taka podróż. Mąż pada jak kawka po takiej trasie, jest wyrąbany z butów. A zaraz trzeba wracać (wyjazd powiedzmy piątek, też bierz pod uwagę, że trzeba wziąć urlop, powrót niedziela). Syn siedzi kilka godzin ściśnięty w foteliku i co z tego, że robimy przystanki, dojechać trzeba. Zapewnienie atrakcji takiemu maluchowi  na trasie to też wyzwanie. Chyba, że nie robi Ci by małe dziecko przez 6h będzie oglądało bajki.... Już nie wspominając o takim zapakowaniu się na weekend, trzeba wziąć dosłownie wszystko, nocnik na trasę, lekarstwa itd. Nie jest to Twoja sprawa, nie masz prawa się wtrącać uważam, że tym bardziej jak zauważono wyżej to nie jest Twój mąż. A Twoi rodzice? Nie mają nic przeciwko, że w święta jesteście u narzeczonego? My jeździmy na każde święta do moich rodziców, kilka razy do roku oprócz tego, bo chcemy by mieli kontakt z wnukiem, tym bardziej, że mają tylko mnie (moja siostra zginęła w wypadku), więc odwiedzamy ile się da. Ale też mamy swoje obowiązki, pracę, syn przedszkole, więc taka podróż to nie jest jak pstryknięcie palca, typu wsiadasz i jedziesz. 

My w święta się dzielimy, jedne spędzamy u moich rodziców, drugie u rodziców narzeczonego. Dzieci póki co nie mamy. Nie rozumiem dlaczego niektóre z Was mnie atakują. Nie wmawiam nikomu swoich racji, pytam jak Wy to widzicie, bo może właśnie mój punkt widzenia jest błędny. Ich dziecko w tym roku skończyło 9 lat, więc to nie jest wyprawa z nocnikami itp. no ale ok, mogą nie chcieć odwiedzić rodziców, ja mam trochę inny punkt widzenia, rodziców narzeczonego bardzo bardzo lubię, są naprawdę super i po prostu jest mi ich szkoda. Nie mogę pojąć tego, że przez cały rok tylko na powrocie znad morza znalazło się parę godzin w ramach postoju żeby zajechać do tych rodziców. To nie jest inny kontynent, żeby nie znaleźć chwili, jednego weekendu, żeby przyjechać, specjalnie do nich. No ale może po prostu ja mam trochę inne spojrzenie na świat i może dzięki Waszym odpowiedziom będę patrzyła na to inaczej. 

a czy rodzice ich czasem zapraszają? W sensie zadzwonia i zapytają czy nie chcieliby wpaść w jakiś weekend w przyszłym miesiącu, tak przykładowo?

o, bardzo dobre pytanie 

Trochę nie rozumiem tego ataku, dość zgryźliwego na autorkę. Oczywiście to nie ona ma ustalać kto, kiedy kogo odwiedza, zwłaszcza że dopiero dołącza do rodziny, z tym się zgadzam. Nie znamy jej, fakt że z tonu wypowiedzi trochę wygląda jakby mieszała się w nieswoje sprawy.

Ale wg mnie problem jest gdzie indziej. Jeśli pozostałe rodzeństwo przyzwyczai się do tego stanu rzeczy, to tylko na niej, i jej mężu będzie spoczywać obowiązek pomagania rodzicom...no bo przecież są tak blisko (przepraszam nie będę pisać w trzeciej osobie).

Jeszcze jest oczywiscie taka mozliwosc, ze starsi rodzice będą idealizować resztę rodzeństwa które będzie sie pojawiać tylko od wielkiej okazji. Bo o takich przypadkach tez slyszalam, bardzo roznie ludzie sie starzeją i w zwiazku z tym roznie mogą reagować. Tych ktorzy są na zawołanie, no cóż nie koniecznie doceniać. Oczywiście w zajmowaniu się rodzicami, gdy jest taka potrzeba, nie chodzi o bycie ciągle stawianym na piedestał, ale jakas rownowaga powinna byc miedzy rodzeństwem.

Tak wiec autorko, byc moze forma w jakiej przedstawilas twoj problem, zdenerwowal pare osób, ale zgadzam sie z Tobą co do treści.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.