- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 85041 |
Komentarzy: | 788 |
Założony: | 1 kwietnia 2010 |
Ostatni wpis: | 30 października 2014 |
Postępy w odchudzaniu
okrutnie u mnie wieje, w pracy mam zimno a tutaj mówią, że dopiero wieczorem się zaczną zawieje i zamiecie hmm...to co jest teraz? - kurzawa i wiejawa śnieżna
Dietowo nawet jakoś idę, jutro lub pojutrze powiniem się pojawić@, a mam smaki ooo mam, dobrze, że taka zima, bo już się zastanawiałam nad czymś słodkim, ale teraz to mnie tam nie wygonią o nie!!
Jeśli chodzi o ruch, to co rano ćwiczę mięśnie wewnętrzne (czyt. sflaczałe) mych ud oraz pośladki czasem biceps. Dokładam kolejne serie i jest ok, czuję się dobrze i nawet mam na to ochotę. Wieczorami jednak już nie daję rady, żeby się zmobilizować, więc robię to rano.
Smutno mi się bardzo zrobiło, właśnie usłyszałam w radio, że zmarła jedna z moich ulubionych aktorek Gabriela Kownacka:///
ostatnie dni są moją dietową porażką:/ ale nie będę się z tego powodu załamywać....o nie!!! Jutro z rana wskakuję na moją maszynę tortur, o imieniu leg magic i dokładam kolejną serię; ostatnio 2x100 + 1x50, jutro 3x100 + 1x50 ściągnięć nóg. Oj drżyjcie pośladki me drżyjcie....A w pracy biceps kilogramową farbą + 2x20 - 5kg. farbą do wnętrz bardzo wysokiej jakości na bazie żywic winylowych - nie zakolorowaną;) uważam, że trzeba wykorzystywać sytuację, skoro siedzę i się nudzę to przynajmniej ramiona me uczynię znowu pięknymi....
Dzisiaj zakupiłam "byczki w pomidorach" i bynajmniej nie będę ich jadła, to pokarm dla duszy mojej. Schowałam na półkę razem z ok. 45 innymi pozycjami Joanny Chmielewskiej. Zostawię sobie na deser i poczeka na okres świąteczny, najlepsze rarytasy zostawiam zawsze na Święta. To magiczny czas ze wspaniałymi wspomnieniami z dzieciństwa i maksymalnie go umilam ukochanymi autorami....Życie bez książek? Mąż jakiś rok temu stwierdził, że powinnam kupować książki na płytach, chyba audio book to się zwie, nawet dokładnie nie wiem, bo totalnie mnie taki wyrób nie interesuje i powiedziałam, że jak tylko z czymś takim do mnie przyjdzie to będzie fruwał, urazi mnie śmiertelnie, pogryzę go, nalepię zdjęcie na worek bokserski i założę rękawice i będę ulepszała mój lewy sierpowy. Książkę posłucham z płyty tylko wtedy jak oślepnę (ale tylko do momentu opanowania metody czytania przez dotyk). Jak idę do biblioteki i pytam mamę - jaką książkę Ci wypożyczyć, odpowiada - starą hehe, coś w tym jest, ja też uwielbiam stare, żółte kartki (zapach nowych też jest cudowny, mogę wąchać i wąchać) czuć w takiej starej książce duszę. Ehhhh zrozumie mnie tylko drugi taki mól książkowy jak ja...
A wracając do diety, bo to temat główny tego forum to w początku dzisiejszego zapisu wspomniałam, że nie jest dobrze ostatnio, potem chciałam zagadać Was innym tematem, bo wstyd mi, że jestem Cienki Bolek ostatnio zamiast Twardy Mietek, jak właścicielka jednego z moich ulubionych forum. Głupio mi...wagę omijam, ale zaczyna się nowy tydzień, za jakieś 3/4 dni przyjdzie @ i uwolni mnie przed pokusami szafek kuchennych, a właściwie to nie czekam tylko od jutra walczę jak lew (mój zodiak) z zakusami, pokusami, zachciankami, słodyczami. chętkami i innymi paskudami...Rozpisałam się troszkę, jak ktoś dotarł do końca to dziękuję za cierpliwość i ślę moc energii....silna jestem, bo dużo jadłam ostatnimi dniami, co tu dużo mówić:))) Jestem z Wami i Wy bądźcie ze mną....
ten miesiąc nie nastraja optymizmem. Dobrze, że jeszcze tydzień pozostał, bo chyba bym oszalała.
Ostatnio deprecha mnie dopadła, mam w sobie tyle jakiejś złości, że aż do płaczu mnie to doprowadza i ta złość jest przeplatana ze strasznym zniechęceniem do życia ogólnie.
Biorę do ręki lekką, pozytywną książkę ("Aneczka" Hanki Lemańskiej) i myślę, że to będzie moje lekarstwo, bo i zawsze było...niestety nie pomaga.
Już druga połowa listopada, ależ leci ten czas!!!
Muszę zacząć kupować prezenty świąteczne, potem ciężko wszystkie w grudniu kupić.
Jakoś nie dochodzi do mnie, że jest już końcówka roku, dopiero lato się kończyło...Nachodzą mnie wtedy refleksje nad moim życiem...
A dieta? Nie jest ostatnio moją mocną stroną, niby nie jest tragicznie, ale wagę omijam, podjadam dietetycznie albo nie... Widzę większy brzuszek, muszę się zmobilizować. Dzisiaj idę pomaszerować z kijami, jutro i pojutrze basen. Przydałyby się dni samych białek, ale też jakoś nie wychodzą. Nic to, walczymy, będzie dobrze. Na Święta chciałabym mieć 60kg, żeby mieć takie 2 kg. w zapasie w razie szaleństw. A moja mama robi takie ciasta, że nie dam rady się im oprzeć
fryzury, otoczenia, a właściwie to czegokolwiek.....dlaczego ciągle jest ciemno???
Hmm...marzy mi się ocean, okulary i rura do nurkowania i palące słońce ehhhh Nie mam kasy na wyjazd. Ale smęcę dzisiaj, siedzę na wprost okna i patrzę na czarne chmury i krążące stada ptaków, beznadzieja. Chyba zacznę wizualizacje Majlook, będę wyobrażała sobie skały wchodzące do oceanu i szum fal rozbijających się o brzeg. Oooo to jest TO!!
Nowy tydzień, nowe wyzwania, ale jakoś ostatnio nie lubi mnie waga. Nie wiem już, czy liczyć na jakiś spadek:((( Muszę chyba do diety wprowadzić więcej węgli, chociaż przez weekend zjadłam ciemne pieczywo dwa razy i dzisiaj wzrost o 1 kg. :///
Ale nic to, w sobotę naładowałam się pozytywną energią i jest mi dobrze. Poza tym ten kilogram to chyba w jelitach siedzi, ponieważ paskiem od spodni dzisiaj się prawie dwa razy owinęłam Za oknem jest ciemno ale mogę dać trochę swego dobrego nastroju, jak by ktoś potrzebował:))) Tylko tak dziwnie mam ostatnio, niby nastrój ok, ale szybko w złość wpadam i trochę się wyżywam na bliskich, jakoś drażnią mnie ostatnio domownicy, kocham ich najbardziej na świecie... a udusiłabym czasem i poszarpała. Hm...do lekarza mam się zgłosić? Może tak...
mi jest:( brakuje słońca, ruchu na świeżym powietrzu, nie umiem namówić męża na góry, żeby trochę pochodzić i tak kapcaniejemy w tym domu. Ale jutro popływam to pewnie nastrój mi się poprawi.
A menu:
Dzisiaj na śniadanko: parówka (muszę z nimi skończyć, bo tłuszczu mają trochę)
o 12tej jogurt light z otrębami
potem jajecznica
i po powrocie do domu może brokuł z fetą.
Ponieważ wczoraj zjadłam kawałek lasagni , wściekła jestem, tym bardziej, że nie przepadam, więc nie wiem, czemu??? Czuję się gruba, jakiś zastój mam wagowy, czuję to, wcześniej czekoladki, teraz to. Może dzisiejszy basen troszkę zneutralizuje grzechy...hmm
Beznadziejna jestem, co tu dużo mówić.
a dzisiaj:
2 małe chude parówki drobiowe z rana
kawa + cukierki bez cukru (ale trochę tłuszczu pewnie tam było)
sałatka z piersi kurczaka, szynki, jaja, ogórka kiszonego, jogurtu naturalnego z czosnkiem i bułka otrębowa(koło 14)
bułka otrębowa ,jogurt light jogobella (po16tej)
rybka po basenie i kefir0%
i to chyba wszystko;)