- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 25857 |
Komentarzy: | 336 |
Założony: | 5 sierpnia 2010 |
Ostatni wpis: | 13 marca 2016 |
kobieta, 50 lat, Płock
164 cm, 86.70 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
No nie wiem właśnie, to może być przejściowe, ale po weselichu waga wykazała pona kilo mniej, po prostu szok, a jadłam nawet lody i w sumie sporo, aczkolwiek np całej porcji obiadowej nie zmogłam. No i piłam nie dośc, że wino, to drinki i to z normalną colą.
ALE przetańczyłam dosłownie cała noc, tak mniej więcej od 20 do 5 rano z niewielkimi jedynie przerwami na wizytę w toalecie, pogadanie itp. Wszystko mnie boli, ale fakt, wybawiłam się jak nigdy. A zaczynało się dość nudno i nieciekawie. Jak to czlowiek nigdy nic nie wie.
Nie wiem, co prawda, co będzie jutro, bo jednak trochę tej coli jeszcze dzisiaj wypiłam z braku inych płynów, zjadłam sajgonki i surówkę, potem parówki dwie, a dzisiaj wieczorem się piwa napiję na mur beton. A na wagę jutro nie będę, bo na wiochę jadę i nastepne ważenie chyba dopiero w czwartek. Nic to, dzisiaj zgrzeszę, jutro już stawiam samą siebie do pionu.
Trzeba się zbierać, bo jeszcze do sklepu muszę wejść.
Normalnie padam i przestaję mysleć, ale robota niestety na ostrzu noża. Trochę się na własne życzenie w to wrypałam, ale jakoś przetrwam, mam nadzieję.
dzisiaj zjadłam trzy parówki drobiowe, potem sałatkę z twarogu chudego, otrąb owsianych, krewetek marynowanych, mleka i przypraw, następnie pół gyrosa z Biedronki z sosikiem takim z torebki i kiełkami, a teraz mam ochotkę na Zebrą, bo już czeka w lodóweczce
Waga mi wróciła do tej sprzed wyjazdu po dwóch dniach P, co uważam za dobry sygnał. Poza tym znaczyłoby to, że jednak ta dieta dobrze na mnie działa. Gdyby nie wyjazdowe szaleństwa (łącznie 9 dni) to pewno bym była jakieś dwa kilo lżejsza, kto wie, ale martwić się nie będę.
Inna rzecz, że w brzuchu i talii zgubiłam po 2 cm i aż 5 pod biusem. To mnie cieszy. A i 1 cm w bicepsie.
Także sobie mysle, że na razie będę na systemie 5/5, potem się zobaczy.
a teraz trzeba do roboty siadać, bo czas mnie goni, a marzy mi się dzisiaj poćwiczenie z półgodzinki
No tak znowu dobrze to nie bylo po tym stąpnięciu na wagę, chociaż z drugiej strony zwazywszy wszystkie głupoty wyczynione w minionym czasie to przybytek 0,5 kg można uznać za blogosławieństwo, hehe.
Na razie waga stoi. Ja natomiast padam na ryjek. No i skusiłam sie na białe wino, ale w sumie to i tak plus (rezygnacja z piwa na rzecz wina, wow!). Poza butelka białego wina: 2 parówki drobiowe, kilka kotlecików z wczoraj (mielone miąsko, otreby, jajko, kiełki, cebulka, biały ser, mniam), wędzona makrelka, mały pudding z tapiocą (słodki, fakt, ale trudno), smażona pierś z kuraka i odrobina sałatki z tuńczyka (z puszki, z sosem chińskim, dlatego tylko dwa kęsy, dla smaka). Niestety, czasu na ćwiczenia nie znalazłam, ale jutro juz się zepnę.
Problem w tym, że trochę sobie pozwoliłam na lenistwo ostatnio i teraz mam tysiąc pilnych zleceń na karku. a fizycznie więcej niż 20-22 strony dziennie się nie da, a i to oznacza praktycznie 12 godzin pracy. Niestety, nasi klienci uważają, że prace naukowe produkuje się w fabryce. Tylko nie rozumiem, czemu potem są pretensje, hehe... Produkt fabryczny to przecież nie rękodzielo artystyczne, tylko właśnie produkcja praktycznie seryjna, tyle że w systemie produkcji elastycznej.
Notabene moje doświaczenia, że tak powiem "zawodowe" nasuwają mi mało fajne mysli na temat młodego pokolenia Polaków. To, że im się nie chce (powiedzmy, nie mają czasu) to ja rozumiem, nawet to, że zwracają się o pomoc do "fachowców" w przeddzień ostatniego dzwonka i oczekują, że ktoś im wysmaże dyplomówke albo magirkę w kilka dni, ew. tygodni, nawet to jeszcze..., ale fakt, że nawet materiałów nie zbiorą i nie dostarczą, a potem mają pretensje, że się do jakiejs pozycji nie dotarło (jasne, najlepiej jak zacznę kupowac wszystkie potrzebne ksiązki, primo w tydzień się okaże, że dokładam - i tak troche kupuję, ale tak w ramach rozsądku - a na dodatek miejsca nie mam, żeby cała tę bibliotekę składować).
i w ogóle, skoro ktoś zleca serwisowi pisanie pracy, to chyba nie liczy, że dostanie pracę na poziomie piątkowym, mimo wszystko, chociaż tak się serwisy reklamują. Do pracy piątkowej niestety niezbędne jest zbiertanie materiałów, czasami trwa to miesiącami, a ja mam w kilka dni zdobyć wszystko, wszystko przeczytać i jeszcze napisać genialną pracę, jakbym tylko tę jedną pisała. Tylko, że w takiej sytuacji nawet przy minimalnej stawce godzinowej taka praca powinna kosztować jakieś dziesięć - piętniaście razy więcej. Z tego jednak nasi kochani studenci nie zdają sobie sprawy i ich żądania są absolutnie nieadekwatne do oferowanej zapłaty. Ludzie u nas jednak nie mają szacunku do cięzkiej pracy umysłowej, jak rany.
A juz jak ktoś sieje defetyzm, bo promotorowi coś się nie spodobalo, albo dlatego, że debilna uczelnia stosuje skądinąd sprzeczny z prawem system plagiat.pl, a klient nie raczył uprzedzić o fakcie i na bazie cytatów(!!!!! zaznaczonych jako cytaty) praca zostala odrzucona, to cos mi się robi. Tylko pretensje, a jeszcze się jnie spotkałam z jakimkolwioek wyrazem uznania... jezu, wybrałam sobie chyba najbardziej wredny zawód pod slońcem... ale na razie nie mam koncepcji na lepszą opcję...
Nie musze brać urlopu, bo mogę jechać gdzie chcę i kiedy chcę, z laptopem pod ręką i blueconnectem, mogę przez cały dzien biegać i coś załatwiać, albo iśc do kina, a pracować wieczorem... Nie mogę narzekać, wyżyć się z tego da... Ciężej w wakacje, bo i mniej zleceń i ja bardziej luzacko podchodzę i sama sobie daję więcej wolnego czasu, zwłaszcza podczas pobytów w lesie czy u znajmoych... ale suma sumarum jest ok, tylko ten brak satysfakcji w senise, żeby mnie ktoś docenił, ech...