Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Pani magister architektury obecnie pracująca w biurze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 16477
Komentarzy: 545
Założony: 4 grudnia 2010
Ostatni wpis: 3 maja 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
GlamPop

kobieta, 31 lat,

163 cm, 75.60 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Zdrowe odżywianie + codzienne treningi!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 maja 2018 , Komentarze (24)


Hej piękne
Tak jak wczoraj pisałam, dzisiaj znowu byłam biegać. Tym razem zrobiłam prawie 8 km w czasie podobnym do ostatniego. Pierwsze 3 km całkowicie przebiegłam, potem robiłam marszobieg. Dzisiaj o wiele lepiej mi się biegało, lżej niż ostatnio. Myślę, że jutro odpoczynek i w sobotę znowu. Póki co robiłam 1 km w prawie 7,5 min. Chciałabym zejść do tych 5 min pod koniec miesiąca, żeby bieg w czerwcu skończyć w max 45 min. Chyba nie jest to niewykonalne? 


Trzymajcie się! <3

2 maja 2018 , Komentarze (15)

Hej laski!

Wczoraj w końcu zrobiłam wielki krok i poszłam biegać. Właściwie był to marszobieg. Zrobiłam prawie 7,5 km, co do czasu chyba wstyd się przyznać...Chociaż po tak długiej przerwie 1 h 19 min to chyba nie najgorzej. Nie wiem, nie mam odnośnika. Jutro powtórka z rozrywki. Jakoś muszę przygotować się do tego biegu. Moja kondycja leży i kwiczy. (swinia) Ale pomału do celu. (puchar)


1 maja 2018 , Komentarze (20)

Kwiecień minął jak z bicza strzelił. Ostatnie dni pełne obżarstwa i lenistwa. Nie dość, że moja siostra robiła urodzinowego grilla w sobotę, to jeszcze przez 2 kolejne dni na obiad mieliśmy grillowane mięcho. Na szczęście się zbuntowałam i nie jadłam. Ileż można żreć. W tamtym roku nie grillowałam ani razu i dobrze mi z tym było. Łatwiej wtedy jeść normalnie, jak zwykle jem. Dobrze, że mój metabolizm mnie nie zawiódł, bo bym się bała stanąć na wagę chyba. :x Kiedy jestem u rodziców, nie ma mowy o takim jedzeniu, jakie robię sobie kiedy jestem sama...Nawet nie ma w lodówce moich rodziców takich produktów, z których mogłabym sobie zrobić normalny obiad, do jakiego jestem przyzwyczajona...Muszę sama sobie kupować produkty, bo inaczej bym głodna chodziła. Nic nie można zjeść. Same jogurty, sery, jajka...na dodatek chleb i bułki czego już od długiego czasu nie jem. To znak, że czas wracać do siebie...

***
U siebie nawet więcej ćwiczę. Chodzę na te kursy sportowe, nawet na rower czy na spacery. Tutaj jakaś atmosfera totalnego lenistwa, mimo że rodzice mieszkają na wiosce, a wokół pełno lasów i łąk. Mam w planach dzisiaj wieczorne bieganie. Czas zacząć coś robić, skoro 02.06 mam biec 5 km w Muddy Angel Run w Berlinie. Chociaż żebym nie umarła tam. Miesiąc mi został, żeby wyrobić kondycję. Kiedy rejestrowałam się w grudniu na ten bieg, myślałam, że mam w chuj czasu. Gdzie to przepraszam spierdoliło? (kreci) 
***
Wczoraj byłam z koleżanką na ostatniej przymiarce sukni ślubnych. Poprosiła mnie o zrobienie zdjęć jej przygotowań. Byłyśmy w Szczecinie. W podróży byłam od godziny 5.50, na nogach od 4.00. W domu byłam o 19.30. Koleżanka kupiła 3 suknie - jedna do kościoła, druga na wesele, a trzecie na poprawiny...Tak...3 suknie...Nie mogła się zdecydować. Opowiadała mi, że w innym sklepie, w innym mieście cena jednej sukni była taka sama jak za te wszystkie trzy, więc żal jej było nie wziąć. Ok, nie oceniam :D Suknie piękne. W sumie w tym sklepie nie widziałam sukni, która byłaby brzydka. ^^ Pojechałyśmy z jej mamą i ciotką. Na początku nie byłam jakoś tak przekonana do obydwu, ale się rozkręciło i było na prawdę super. Bardzo fajnie spędziłam wczorajszy dzień. Chciały mnie namówić na przymiarki, ale ja podziękowałam...przynajmniej na razie. Pytały kiedy mój ślub...hahaha...to jeszcze potrwa...(smiech) W każdym razie zostałam zaproszona na wesele w lipcu. Do końca maja mam dać odpowiedz. W sumie wesele nie jest daleko od mojej mieściny. Zobaczymy. Mam jeszcze trochę czasu na decyzję. Do tej pory byłam tylko na jednym weselu - mojej kuzynki. Wtedy fajnie się bawiłam.

To chyba na tyle...maj się właśnie rozpoczął i czas popracować nad tym beach body...Trzymajcie się ;) 


26 kwietnia 2018 , Komentarze (6)

Hej laski :) 
Wczorajsza impreza była bardzo udana. Super się bawiłam. Spotkałam swoich dawnych kolegów i koleżanki z pracy. Zaczęliśmy grillować od ok. 20.30. Kolega, dla którego miała być impreza, nic o niej nie wiedział. Był bardzo zaskoczony i wzruszony. 
Pojadłam, oczywiście w granicach rozsądku, popiłam i w sumie o 3.00 byłam w domu. Niektórzy imprezowicze poszli dalej balować do 4.00, ale nie żałuję. Cieszę się, że poszłam do domu i nie dałam się namówić. 

***
Miałam mieć dzisiaj sesję zdjęciową, ale przełożyliśmy ją na następny tydzień z powodu pogody. I w sumie dobrze...Dzisiaj wstałam bardzo późno, ale uważam, że taki dzień też jest potrzebny. Moje mięśnie już doszły do siebie, więc zrobię sobie Jogę, a jutro pójdę na jakiś trening na siłownię. Może spróbuje TRX z rana skoro nie udało mi się w poniedziałek. Kiedyś się zarzynałam treningami po 3-4 h dziennie. Teraz uważam, że treningi i odżywianie mają być przyjemnością, jeśli ma być to zmiana na całe życie. Dlatego nie zamierzam się katować, a traktować dobrze. :) 
Jutro w planach oprócz treningu Sushi z koleżanką i sesja zdjęciowa. (sushi)  W sobotę moja siostra robi urodzinowego grilla, więc też czeka mnie swego rodzaju cheat day...W niedzielę za to spokojnie, bez szału.  

***
Dzisiejsze śniadanie takie, jak zwykle. Owsianka z masłem orzechowym i owockami. Nie mylcie tego z monotonią. :) Owsiankę mam w diecie codziennie na śniadanie, a od mojej inwencji twórczej zależy jakie owocki sobie dorzucę. Ostatnio w sklepie kupiłam mieszankę owoców leśnych i dlatego dzisiaj też są w menu. Uwielbiam borówki...mogłabym je jeść non stop...(zakochany)

Mały update...Obiadek na dzisiaj: kurczak na mleku kokosowym, mieszanka sałat, avocado, warzywa na patelnię, garstka suszonej żurawiny i kuskus...Pycha...(zakochany)

Przepraszam, że zarzucam Was takim food pornem, ale po prostu wyszła mi przepyszna :3

*** 
Właśnie odebrałam swoją przesyłkę ze spodenkami, które podpatrzyłam u Soleyy. Jedne niestety muszę odesłać. Wzięłam 2 modele i dwa różne rozmiary dla siebie, żeby zobaczyć który lepszy. XL są o wiele za duże, a myślałam, że się w L nie zmieszczę. L i tak są luźne, ale mi to pasuje. Poza tym spodenki do odesłania mają o wiele grubszy materiał i nie za bardzo mi się on podoba. Domówię sobie L z pierwszego modelu i będzie super. :) Co do ciuchów. Moja siostra wczoraj była w New Yorkerze. Wie jak bardzo lubię Sushi, więc kupiła mi taką koszulkę...

Koszulka z pizzą jest dla niej, a drugą Sushi dostanie moja koleżanka :D Uważam, że są urocze...:3 Jestem gadżeciarą. Uwielbiam różne takie śmieszne koszulki, gadżety z Marvela - przede wszystkim Deadpoola, ale też z Avengers, DC Comics - Batman, Superman, Harley i Jokera no i Minionki...ale dobrze mi z tym...(smiech) A Wy macie jakieś takie swoje "zboczenia"? ;) Piszcie w komentarzach, z chęcią poczytam :D

25 kwietnia 2018 , Komentarze (12)

Hej, dzisiaj bardzo krótko i szybko :D Wczoraj odpuściłam sobie boks, pójdę chyba w piątek, ale za to zrobiłam 40 min Jogi dla początkujących z Małgosią Mostowską.
Dzisiejszy dzień powitałam z 17 min praktyką Jogi na początek dnia. Od razu czułam się rozciągnięta i jakoś tak pełna energii. Muszę znowu praktykować Jogę częściej. 

***
Dzisiejsze śniadanko bardzo podobne do wczorajszego, z tym że zamieniłam masło orzechowe na łyżkę avocado. Pycha :) Obiadek również taki jak wczoraj. Pozmieniałam jedynie proporcję warzyw.

Dzisiaj idę na grilla, więc robię lekki cheat day. Byli koledzy z pracy organizują pożegnalnego grilla dla jednego kolegi i zostałam zaproszona. Miło z ich strony :) Cieszę się, że zobaczę niektóre mordeczki. Na inne mniej się cieszę, ale to nieuniknione :D  Jako prezent zrobiłam w Photoshopie plakat dla kolegi. Gdzieś na której imprezie w pracy mieli się przebrać. On przebrał się za Rocky'ego, więc taki też plakat otrzyma. :D Uważam, że wyszedł świetny. Zostanie wydrukowany na papierze fotograficznym. Dodatkowo koleżanka zrobiła ramkę ze zdjęciami. Niestety zdjęcia nie są najlepsze, ale były to jedyne, które mieliśmy. Zawsze z jakiś Trash-Party xD 
O 16.00 lecę jeszcze na zakupy z koleżanką dokupić coś do picia no i potem grill. 

***
Chyba tyle ode mnie na tą chwilę. Trzymajcie się i dawajcie znać jak tam Wam dzień mija. <3 

24 kwietnia 2018 , Komentarze (17)

Hej, chciałam wczoraj napisać, jak wróciłam po treningu. Koło 22.30 skończyłam gotować na dzisiaj i na jutro. Chciałam odpuścić sobie wpis i napisać właśnie dzisiaj, ale umyłam głowę i chciałam malować paznokcie, a w tym czasie coś naskrobać....no i alarm przeciwpożarowy...Super....Szybko spakowałam swój komputer w plecak i wyszłyśmy z współlokatorką na dwór...wiem, niby nie powinno się nic zabierać...Okazało się, że był to fałszywy alarm (jak już w przeszłości bywało), najwyraźniej czujniki są tak czułe, że w niektórych mieszkaniach przy przypalonym jedzeniu wariują, albo ktoś po prostu jarał w pokoju...-.- Postaliśmy na dworze z pół godziny do 23.30 i jak tylko skończyło wyć wszyscy wrócili do mieszkań. Straż przyjechała krótko przed dwunastą i obeszli oba budynki. Szkoda mi ich, bo za każdym razem przyjeżdżają tu, jak tylko jakiś fałszywy alarm zacznie wyć, a gdzieś indziej może się na prawdę palić...W każdym razie już nic nie pisałam, po prostu padłam na łóżko. 

***
Dzisiaj obudziłam się z bólami mięśni po treningu. Wczoraj o 8.00 spotkałam się z kolegą, który miał mi pomóc rozliczyć niemiecki PIT. Okazało się, że nie musieliśmy się spotykać, bo nie zabrano mi żadnego podatku...A wystarczyło spojrzeć na rozliczenie i odpowiednie rubryczki...No ale się spotkaliśmy i przynajmniej wstałam o normalnej godzinie, a nie jak(swinia) spałam. O 10.00 miałam iść na trening. Serio zastanawiałam się czy mi się chce i czy nie lepiej wrócić do łóżka, ale poszłam. Jednak motywacja wygrała. (puchar) Byłam na miejscu jakoś w pół do 10.00. Od mojego trenera od boksu, który tam sobie trenował, dowiedziałam się, że babeczki nie będzie, bo jest chora...Mówię super...psu w tyłek, a mogłam zostać w łóżku :P O 10.30 miał odbywać się kolejny kurs. Akurat mój trener kończył swój trening, ale powiedział, że mogę sobie zostać i poćwiczyć sama. Pokazał mi różne ćwiczenia na TRX, worki tam wiszą, różnego rodzaju hantle, sztangi i ekspandery, więc sama zrobiłam trening na różne partie ciała. Kursu o 10.30 też nie było, więc zostałam do 11.00 i porobiłam burpees (absolutnie znienawidzone ćwiczenie), russian twists, różnego rodzaju squadsy, wypady z ciężarkami, poćwiczyłam na TRX i boksowałam. Nie miałam rękawic, więc moje ręce do tej pory wyglądają jakbym się napierdalała na blokowisku. Muszę wziąć z domu następnym razem. Wróciłam do domu i popracowałam. Robiłam Home Office, tak jak dzisiaj...nie chciało mi się jechać, tym bardziej z takimi zakwasami...x.x Na 19.30 wybrałam się na jeszcze jeden kurs...Wcześniej jednak spytałam, czy w ogóle się odbędzie...Step & Tone. W sumie prowadziła je ta sama babka co dwa kursy z rana, ale źle się czuła...
Myślałam, że to tylko zajęcia na stepie, chociaż i to byłoby ciężkie, a tu jeszcze jakieś planki, podnoszenie ciężarów...matko...Babka 50 lat, albo prawie 50, a napierdzielała jak mały samochodzik, wszyscy tam wymiękali, a ona dalej cisnęła...x.x Masakra, ale przynajmniej czuję dzisiaj, że coś zrobiłam. Dlatego nie wiem, czy dzisiaj pójdę na boks, jak mam takie zakwasy...Chyba odpuszczę i pójdę w piątek. 


***
Dzisiaj totalne szaleństwo od rana...Soleyy przekonała mnie do spodenek, które pokazywała w jednym ze swoich ostatnich wpisów, no i się skusiłam na dwie pary :D No i jeszcze zamówiłam spodenki dla siostry. Właśnie poszło zamówienie online ^^ Nawet nie pytajcie na jaką kwotę...:x Zaraz się zbiorę i lecę do Douglasa po prezent dla koleżanki. Wpadło mi coś w oko, ale najwyraźniej już tego nie ma -.- Muszę się za czymś innym rozejrzeć...

***
Jak wspominałam, wczoraj pogotowałam posiłki na dzisiaj i jutro. 
Wczoraj po treningu pojechałam na zakupy. Wczoraj na obiad jadłam ryż z warzywami, bo już w lodówce pustka...Miałam taką ochotę na owoce, że zrobiłam sobie koktajl z owoców leśnych i mleka migdałowego. Był pyszny. Dzisiejsze śniadanko wyglądało tak: 


 Z kolei dzisiejszy lunch składa się z brązowego ryży, mieszanki sałat, pomidorków koktajlowych, garstki żurawiny, warzyw z patelni i piersi z indyka. Ilość odliczona na wadze. :)

Trochę rozpiernicz na talerzu, ale smakuje :D Potem dojdą jeszcze dwa posiłki.
Ahh jeszcze nie napisałam w sumie ważnej rzeczy...Od 17.04 ubyło mi 1,2 kg z tego co moja waga pokazuje. 
Już nie będę tu nudzić :D Ubieram się i lecę po prezent. Trzymajcie się <3 

22 kwietnia 2018 , Komentarze (23)

Hej :) Miałam dodać wczoraj wpis, ale jakoś się nie udało. Wczoraj miałam bardzo pracowity dzień. Pomagałam tacie kosić trawę, szlifowałam i bejcowałam siostrze krzesło z ratanu no i robiliśmy grilla.
Przyjechałam do rodziców, bo siorka miała we wtorek urodziny, no i już dawno nie było mnie w domu. Wczoraj pracowała do 17.00 więc swój prezent rozpakowała dopiero po powrocie.
Ponieważ jest fanką Harrego Pottera (bo kto nim nie jest :P), kupiłam jej bluzę/kurtkę typu collage...Teraz patrzę w necie i niby jest to kurtka męska, ale sama mam taką z Deadpoola i noszę :D 

  

Oprócz tego, jak byłam w Mannheim zaszłam do outletu z butami i kupiłam jej Nike Air z łamaną podeszwą, które na dobrą sprawę super pasują kolorem do bluzy :D 
W każdym razie były to jedyne buty, które wpadły mi w oko. Cisnęły mnie w palce, więc wiedziałam, że na moją siostrę będą idealne. :D Buty oryginalnie kosztowały 110 €, ja dałam za nie 20, także uważam, że dobry deal. 

Do tego jeszcze kubek Groota z Guardiansów. Uważam, że jest przesłodki.

W tamtym roku robiąc praktyki w biurze, dostałam od byłego pracodawcy kupon do Intersportu na 200 zł. Voucher był do czerwca tego roku, więc postanowiłam coś w końcu sobie za niego kupić. Nie wiedziałam na co się zdecydować, a potrzebowałam w sumie butów. Dorwałam Adidas Neo Swift, jedyne buty w moim rozmiarze. W ogóle to są buty dziecięce...38 2/3 hahah xD Ale za to były przecenione na 99.99 zł, więc dzięki temu mogłam wziąć od razu dwie pary. Chciałam kupić jedne sobie, jedne siostrze, ale nie było na nią rozmiaru, a te które były w jej rozmiarze, jej się nie podobały. Dlatego super, że w Mannheim znalazłam dla niej buty. 


Te na żywo wyglądają bardziej na miętowe. 


No i zwykłe czarne, z oczojebnymi wstawkami. Bardzo wygodne. :) 

***
W ostatnich dwóch wpisach zapomniałam opowiedzieć o mojej sałatce, która była tak pyszna, że nie zdążyłam sfotografować. :D To było w ten magiczny dzień, kiedy jeden pociąg do domu mi wypadł i musiałam nadkładać drogi. Półtorej godziny zanim byłam w domu, już umierałam z głodu. Jak tylko weszłam do domu, od razu zaczęłam rozmrażać chickena do sałatki. W międzyczasie umyłam mieszankę sałat, ugotowałam na parze brokuła, wrzuciłam garstkę suszonej żurawiny i trochę słonecznika. Kurczaka przyprawiłam solą z chilli, pieprzem i curry. Nie miałam w domu oleju kokosowego, więc smażyłam na normalnym oleju. Wtedy przypomniało mi się, że mam w lodówce mleko kokosowe. Kiedy kurczak zaczął się ścinać dolałam na patelnię mleka kokosowego. Nie wiem na ile to jest zdrowe i czy tak można, ale dosłownie ugotowałam kurczaka w mleku kokosowym na patelni, przez co był mięciutki i nabrał lekkiego smaku kokosa. Sałatka była super pyszna...Niebo w gębie. :3 

***
W piątek miałam kolejną - wiosenną sesję zdjęciową. Wieczorem siadłam już do obróbki zdjęć...Obejrzałam tutorial na YT, spędziłam nad nią w Photoshopie ponad godzinę, wyszła pięknie, po czym zapisałam ją w pliku Photoshopa, a potem nie mogłam jej otworzyć...super...cała praca psu w tyłek. Próbowałam konwertować plik Photoshopa online na JPG, ale rozmiar pliku był za duży i musiałabym płacić za niego...-.- Prawie godzinę walczyłam z tym, aż w końcu stwierdziłam, że pierniczę i zrobiłam jeszcze raz...na drugi raz będę wiedziała, żeby zapisać najpierw jako JPG. Poniżej zdjęcie przed i po obróbce w Photoshopie. :) Musiałam zrobić screenshota z tego, bo jak wrzuciłam zdjęcie to wyszło jakieś szare...x.x

   

Tak więc jak widzicie, bawię się teraz w Photoshopy, ale sprawia mi to ogromną frajdę. Mam do obrobienia jeszcze ok. 10 zdjęć z tej sesji, jedno jest wręcz zabójcze...:3 Poza tym jeszcze zdjęcia z 2 innych sesji do obrobienia, dlatego muszę w końcu dlatego przysiąść. 
W czwartek mam kolejną sesję, tym razem Urban Style, czyli kierunek, w którym chcę iść. Mam jeden fajny tutorial do obróbki tego typu zdjęć, który muszę koniecznie wypróbować. Poza tym mam jeszcze 2 online kursy do zrobienia. Jeden już zaczęłam. Dajcie znać, jak Wam się widzi taka obróbka. :) 
Idę bejcować drugie krzesło. :D

18 kwietnia 2018 , Komentarze (4)

Kuurdę, drugi wpis w tym tygodniu. Wow...niedługo będę pisać codziennie :D Nie no, żartuję. Ale te z Was co od czasu do czasu do mnie wpadają, wiedzą, że z moimi wpisami i ich odstępami różnie bywa. Wychodzę z założenia, że raz a dobrze. :D 

***
Wczoraj byłam na boksie. Już chciałam się pokusić, żeby powiedzieć, że nie mam zakwasów, ale nic z tego. Trening z moim trenerem bez zakwasów przez następne trzy dni, to żaden trening. Także dzisiaj w pracy się zaczęło, a jutro będę mogła sobie nogi odciąć. Cheers...(alkohol) Chociaż muszę przyznać, że brakowało mi tego przez ostatni rok...ponad rok nawet. Bata nad głową w postaci mojego "Best trainer ever" (zakochany), który wyciska z każdego 120%. <3 Specjalnie dla jego kursu podpisałam trzy-miesięczną umowę na siłkę, ale tylko na kursy. Dzięki temu odpadły wszystkie wpisowe i tym podobne. Co prawda nie mogę korzystać ze sprzętów, ale sprzęty mam w domu. Poza tym teraz pogoda jest idealna na bieganie, rowery, rolki itp. Trzeba korzystać. :) Miałam dzisiaj wielką motywację po pracy na bieganie lub rower. Motywacja skończyła się wraz z pociągiem, który wypadł i 3h podróżą do domu. Znowu zaczynają się roboty na kolei no i w Berlinie niedaleko dworca głównego podczas prac remontowych znaleziono 500 kg niewybuch z czasów II Wojny Światowej. W piątek będą do usuwać, także miasto sparaliżowane. Mało tego, z dworca do domu wracałam z buta, więc 25 minutowy marsz miałam dzisiaj za sobą. W domu byłam koło 20.00. 
***
Jutro też chciałam iść na trening, ale odpuszczam. Dzisiaj w pracy dowiedziałam się, że jakiś czas temu, kiedy byłam na chorobowym a potem na urlopie, rozwiązali jeden dział w mojej firmie. Z automatu poleciały 2 osoby, z czego jedną "odratowali" i zaproponowali inny etat, natomiast mojej koleżance nie...Przykro mi się zrobiło, bo była to jedna z niewielu życzliwych osób w firmie, tudzież takich, z którymi przyjemnie się rozmawiało, nie na zasadzie: "Cześć - Cześć, Co u ciebie? - Dobrze, A u ciebie? - Dużo pracy" - jak to w korpo...typowe...Nawet nie chce mi się z tymi ludźmi na obiady chodzić. Dzisiaj chciałam pójść (dla odmiany) z dziewczyną, którą niedawno zatrudnili, też Polkę, ale mieli "Teamlunch", więc z automatu nie mogłam z nimi pójść. Rozwaliło mnie to...Czyli skoro ja nie mam teamu, bo jestem jedyną osobą na całe Niemcy zajmującą moje stanowisko...to mam jeść lunch sama ze sobą?:? (smiech) Po prostu #corpospirit. (alkohol)  Moja praca sama w sobie jest na prawdę super, ale ja nie czuję ducha drużyny. ^^ Bycie "korpo-szczurem" (nie umniejszając nikomu) nie jest dla mnie. Są ludzie, którzy czują się w tym jak ryba w wodzie, a mnie to męczy...Nie jestem do tego stworzona. Chyba jednak jestem wolnym strzelcem, takim samotnym wilkiem. Już nawet po projektach na uniwersytecie widziałam, że praca w grupie mnie męczy, nawet jeśli pracowałam z koleżankami. O wiele lepiej wychodziłam na samodzielnej pracy. Dlatego moja pozycja w firmie mi pasuje. Mam co prawda bezpośrednią szefową, ale jest w Londynie i mam z nią dobry kontakt. W sumie lepiej dogaduję się z ludźmi na tym samym stanowisku z Londynu, nawet przez chat, czy video-konferencje, niż z tymi w biurze.
W sumie zapomniałam do czego piłam z całym moim wywodem...aahhh już wiem...Jutro beztreningowo, bo koleżanka zaprasza na pożegnalnego drinka po pracy, a tego jej nie odmówię. Jeszcze nie wiem jak wrócę do domu przy tych robotach kolejowych, ale jakoś się dokołaczę. 

***
Wczoraj nie pisałam o tym, już chyba z wrażenia zapomniałam. To, że organizacja na moim uniwersytecie to totalne nieporozumienie, to wiedziałam. Nie spodziewałam się, że aż tak...
Studia skończyłam pod koniec marca. Ponieważ w pracy potrzebuję statusu studenta, zapisałam się na kolejne studia - urbanistykę. Pro forma...Semestr zaczął się 01.04, a ja dalej nie byłam zapisana, mimo że podanie złożyłam na początku lutego. List o warunkowej immatrykulacji dostałam jakoś na początku marca. Do zapisania potrzebowałam karty EKUZ. Oczywiście nasz NFZ jest cwany i nie mogłam złożyć wniosku o kartę, zanim nie dostanę dowodu przyjęcia na uniwerek np. w postaci zaświadczenia o przyjęciu na uniwersytet. Uniwersytet potrzebował EKUZ do 01.04 i ani dnia później. Jakoś udało mi się wyrobić kartę wcześniej, ale złożyłam wniosek przed samymi Świętami Wielkanocnymi - czyli dupa. Na uniwerek wysłałam pismo, że kartę dostanę tylko i wyłącznie wtedy, kiedy będę zapisana na studia. Czekałam na list z uniwerku cały marzec i nic...W międzyczasie babka z biura stosunków międzynarodowych napisała maila, że mogę sobie zaświadczenie wydrukować z portalu i jak wyrobię EKUZ mam przedłożyć ją w Infotece na uni, żebym mogła nadrukować sobie bilet na Berlin i Brandenburgię. Listu jak nie było, tak nie ma...Od początku kwietnia nie miałam czasu, żeby pójść do Info-teki, ponieważ w godzinach ich przyjęć byłam w pracy. Wczoraj się udało...Babka z Info-teki stwierdziła, że nie jestem zapisana, bo niedostała moich dokumentów i są nadal w biurze relacji międzynarodowych, tym samym nie mogę nadrukować sobie biletu na legitkę. Poszłam więc do biura na 4 piętro. Oczywiście wyjaśnienie problemu potrwało parę minut, po czym po telefonicznej rozmowie okazało się, że moje dokumenty zostały wysłane do kierownika studiów. Więc hop z powrotem na parter. Nie obyło się bez wyciągnięcia numerka, jak to w urzędzie..."014 osób czeka przed tobą" - fajnie. Nie dość, że już miałam nerwa ruszonego, to jeszcze randomy z licencjatu, zamiast pomyśleć, że skoro muszą tylko oddać wniosek o zameldowanie pracy licencjackiej, to 10 tych samych wniosków można oddać na raz, tudzież wejść we dwójkę, czy trójkę i też by się sekretarki nie rzucały...Zamiast tego stali przed sekretariatem i żalili się, że skoro muszą tylko oddać wnioski, to bez sensu, że każdy musi wejść pojedynczo i brać osobny numerek....Ugryzłam się w język, bo my wchodziliśmy na chama po 2-3 osoby i nie było problemu, a numerek przekazywało się następnej osobie. A wystarczyłoby trochę pomyśleć, żeby ułatwić sobie i innym ludziom życie.  Po 15 minutach czekania mogłam wejść i przedstawić swój problem. Zostałam wysłana do biura immatrykulacyjnego, bo moje dokumenty nie dotarły do sekretariatu. Na całe szczęście nie musiałam brać tam numerka, ale przede mną były 2 osoby. Weszłam, przedstawiłam swój problem, a jako odpowiedź usłyszałam, że jestem w grupie "z poślizgiem", bo pani nie miała czasu na opracowanie dokumentów...Na jej biurku leżała spora kupa dokumentów, nie powiem. Czyli nie byłam jedyna, która czekała na zapisanie na studia ponad dwa i pół miesiąca. Pani się zreflektowała, skopiowała EKUZ i w ciągu minuty byłam zapisana na studia, online-portal działał bez zarzutu, wszystko jak trzeba. Można? Można...Bilet nadrukowałam sobie dzięki Bodu wcześniej, bo bym nie mogła jeździć do pracy, albo płaciłabym miliony monet. Cała ta wycieczka i spacerowanie od Annasza do Kajfasza zajęła mi ponad godzinę. 
Tak wczoraj spędzałam przedpołudnie. (alkohol) Sorry za zanudzanie :D Już dzisiaj nie będę więcej pisała :D Promise...

Do zobaczonka :*

17 kwietnia 2018 , Komentarze (14)

Hej, dawno nic nie pisałam, ale zaglądałam do Was.
Trochę już ochłonęłam po magisterkach i skończeniu uczelni. W tamtą środę odebrałam świadectwo no i tym samym skończyłam studia. Póki co dalej pracuję tam, gdzie pracowałam, przynajmniej do września. Powoli zaczynam szukać czegoś lepszego w głębi Niemiec. 
W ramach odpoczynku od wszystkiego byłam na weekend w Mannheim. Odkąd stamtąd wróciłam minęły prawie 2 lata. Odwiedziłam swoją starą dzielnię, parę innych miejsc. Powróciły wspomnienia i zrobiło się lekko sentymentalnie. Odpoczęłam w każdym razie.

***
Dalej spełniam się jako fotograf. Ostatnią moją sesją była sesja produktowa dla firmy robiącej naturalne mydełka z oliwek. Podrzucam linka jeśli któreś z Was mieszkają w Niemczech i lubią takie ekologiczne kosmetyki :) 
https://olivenschaum.jimdo.com/
Firma jest również na FB :) "Olivenschaum". Strona internetowa się rozwija jak widzę. :) Uważam, że zdjęcia wyszły super...jak na pierwszą sesję produktową. 

    


Tu akurat zdjęcia produktów, z których wyrabiają mydełka :) 

I zdjątko jednego z mydełek. 

W piątek mam kolejną sesję zdjęciową, tym razem portretową. Już się nie mogę doczekać. Sesje produktowe są OK, ale jednak wole portret...Jest w nim przynajmniej więcej życia. W planach mam jeszcze kilka projektów fotograficznych...:3 Nad jednym będę pracować w następny weekend, mam nadzieję, że wyjdzie tak, jak sobie to wyobrażam...(zakochany) 
Moja facebookowa stronka dalej się rozwija, pracuję nad zawartością. Co mnie jeszcze czeka, to Instagram i strona internetowa. Zanim to jednak zrobię, muszę popracować nad nowym logo. Jeśli któraś z Was zna kogoś, kto zajmuje się grafiką lub któraś z Was się tym zajmuje, to pisać śmiało. :D 

***
Od tamtego wtorku powróciłam do treningów. Kupiłam karnet na 3 miesiące na siłownię na kursy. We wtorek byłam na boksie, dzisiaj również. Ponieważ mogę uczestniczyć we wszystkich kursach, chcę pójść na Jogę, spróbować TRX i może jeszcze z jeden, czy dwa inne kursy. Jakoś muszę to uporządkować w kalendarzu, żeby to miało sens. 
Postanowiłam kupić sobie taki kalendarz na ścianę jak plakat i tam zaplanować wszystko. Bez kalendarza ani rusz niestety. Muszę wszystko widzieć na raz... Dzisiaj podczas treningu zauważyłam, że moje mięśnie brzucha są o wiele mocniejsze niż pleców i generalnie brak wytrzymałości. Muszę robić więcej treningów wytrzymałościowych...Mój trener twierdzi, że TRX jest znakomity na plecy. Muszę sprawdzić w takim razie. 

Praca, sesje zdjęciowe i treningi jakoś muszę to ogarnąć. W pracy ostatnio uraczyli nas strojami sportowymi: T-shirtem, bluzką z długim rękawem i bluzą do biegania. Poszła fama, że mamy dostać sponsorowane karnety na siłownię, a w biurze mają odbywać się zajęcia Jogi...ciekawa jestem jak to będzie wyglądało...
Mam aplikację w której wpisuję swoją wagę i wymiary...Od dokładnie 22.10.2017 do dzisiaj przytyłam 4,7 kg...czas to wyrównać i wrócić na drogę prawdy. Samo to, że znów zaczęłam ćwiczyć jest wielkim sukcesem :) 

Trzymajcie się i dawajcie znać co u Was. Forma na wakacje już gotowa? :D 

25 marca 2018 , Komentarze (28)

Hej laski, 
oficjalnie jestem Panią Magister Architektury...(alkohol) Po pięciu i pół roku męczarni mam nareszcie studia za sobą!!! Jakoś chyba to jeszcze do mnie nie dociera...
Od piątku od rozdania ocen świętowałam...Wieczorem z rodzicami, wczoraj z przyjaciółmi w pizzerii, a dzisiaj byłam z rodzicami na burgerze. Zdycham po wczoraj, ale w końcu jakiś reset mi się należał. (smiech) Dzisiaj czuję się jak obżarty wąż boa...chyba tydzień będę wszystko trawić....(tajemnica)
Jutro już do pracy po chorobowych i urlopach. Weszłam wczoraj na moją skrzynkę mailingową z pracy...no i pożar w burdelu...Milion rzeczy do zrobienia i użeranie się z głupimi ludźmi...love it <3 Niestety jest to nieuniknione...
Od teraz będę mieć więcej czasu dla siebie i swojego ciała...:3 Mam w planach bieganko, basen, rower i mój ukochany boks <3 Od teraz też będę do Was częściej wpadać. :* Trzymajcie się i miłego wieczoru ;)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.