Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4621
Komentarzy: 58
Założony: 19 listopada 2011
Ostatni wpis: 2 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beamis

kobieta, 31 lat, Kraków

157 cm, 64.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: 30 wrzesień - wymarzona waga.

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 grudnia 2013 , Komentarze (2)

Zmieniłam swój cel. Bo doszłam do wniosku, że nie chcę być chuda, ale chcę się czuć ze sobą dobrze. No i popatrzyłam wczoraj na swój biust. Który powoli zanika. Aż mi się płakać zachciało xD. A zresztą 9 kg jeszcze jest takie do zrobienia, czuje, że będę potrafić to zrobić. A najwyżej jak mi się uda, to wtedy będę ruszać dalej. Póki co waga chyba stoi w miejscu, ponieważ nie mogę się ważyc przez tą szynę, zresztą jestem w domu. A tu jakoś nie potrafię trzymać się diety. Ale jak tylko noga wyzdrowieje, będę w Krakowie, to biorę się za siebie. 30 dni z Mel B. i dieta. I wiem, że się uda. :)

Miłego dnia. <3

2 grudnia 2013 , Komentarze (1)

Dni w których nie mamy możliwości oderwać się od życia za pomocą telewizji, internetu czy nawet głupiego wyjścia na spacer dają nam najlepszą możliwość na poznanie samego siebie, wsłuchanie się we własne ciało, psychikę, odszukanie swoich pragnień. Tak dzisiaj było ze mną, jako, że jestem uziemiona w domu, a od rana do godziny 15 nie było prądu, pogoda nie pozwalała nawet na czytanie czegokolwiek w pomieszczeniu - ten dzień spędziłam na "przeglądzie" swojej psychiki. I teraz czuję się dużo lepiej. :)

Ostatnie pół roku było walką - z kilogramami, chociaż to akurat było przyjemne, ale również walką o siebie samą, o znalezienie swojej drogi jako osoby autonomicznej, a nie osoby żyjącej w związku, gdzie przez cały czas nie było MNIE, nawet nie było NAS, tylko był ON ON ON i ja. A dziś zdałam sobie sprawę, że strasznie dużo mu zawdzięczam. Że to, że mnie zostawił było najlepszą rzeczą jaka mogła mnie spotkać.

Po pierwsze wzięłam się za siebie - Jezu, w końcu czuję, że nie jestem grubą kluchą, schowaną gdzieś w kącie. A po drugie po prostu odżyłam - psychicznie, fizycznie.

Pół roku to taki czas, w którym podobno wybacza się osobie, która nas skrzywdziła. I tak. Wybaczyłam mu, ale też zauważyłam ile przez ten związek traciłam, ile oddawałam dla niego energii, siły. Jaki z niego był egoista.

Przez te pół roku schudłam 14 kg, może nie jest to dużo jak na taki okres czasu, ale wiem, że zrobiłam to mądrze, że nie ma szans na powrót do bycia monstrum. Super uczucie.

Pewnie ten wpis nie ma sensu znów, ale może niektórym dać nadzieję, że nawet z największego bólu powstać może coś pomocnego, coś pięknego.Wystarczy czasem odrobina ciszy, żeby to zrozumieć i przestać rozpaczać. Świat staje  się piękniejszy w moich oczach, a ja cieszę się życiem, sobą.

Jeszcze trochę przede mną, ale wierzę, a nawet WIEM, że dam radę. Że wraz z nastaniem wiosny będę cieszyć się nową sobą, nie tylko fizyczną, ale również moja psychika będzie nowa, odbudowana.

Powodzenia, dla wszystkich, którzy się starają, którzy zmagają się z problemami, z bólem. Wszystko jest po coś. I to jest najcudowniejsze w życiu.

<3

29 listopada 2013 , Skomentuj

No i tak leżę z tą nogą. Ale zauważam, że ma to plusy. xd bo niestety, ale w domu mają mnie w nosie, więc jak dziś się obudziłam, nikogo nie było to żeby zjeść obiad to tyle się oczekałam, że już mi burczało jak nic. xd No i wybrałam się o kulach na spacer. Dawno się tak nie zmęczyłam idąc, a raczej skacząc te 300 metrów. :)

A i doszła mi nowa motywacja. Mama obiecała, że jak schudnę do wagi takiej, że będę z siebie zadowolona to kupimy mi coś o czym zawsze marzyłam. :) Miły gest z jej strony, tym bardziej, że nie powiedziała mi, że jak schudne 20 kg, tylko wszystko zależy ode mnie. I właśnie. Nie mogę się poddawać. :)

A jak tylko wydobrzeję, to zaczynam 30 dni z Mel B., może uda się mi dziewczyny na mieszkaniu zmobilizować  i będzie raźniej. Ot taka moja obietnica. <3
28 listopada 2013 , Komentarze (2)

Dziękuję za wszystkie dobre słowa. To naprawdę strasznie dużo znaczy. Mówiąc szczerze nigdy nie spodziewałam się, że aż tak wiele. :)

Macie rację, teraz mam czas na zastanowienie się. Bo ostatnimi czasy trochę sobie odpuściłam z dietą. Co prawda nie przytyłam, ale też nie schudłam. A chcę jeszcze troszkę schudnąć. Najpiękniejsze jest to, że teraz wierzę, że to wszystko jest możliwe. Że potrzeba tylko trochę czasu.

Nadzieja dodaje nam skrzydeł jak nic. A ja zaczynam mieć znów nadzieję, nadzieję, że znajdę kogoś przy kim będę szczęśliwa, nadzieję, że wszystko się ułoży. Innymi słowy - zrobiłam krok milowy w mojej psychice. :)


Trzymajcie się cieplutko. I mimo, że nadzieja matką głupich, to właśnie bądźmy głuptasami! <3


27 listopada 2013 , Komentarze (4)

Teraz chyba potrzebować będę wsparcia jak nigdy. Miałam pisać, miałam wyzwanie. A tu.

A tu zwichnęłam kostkę. I założyli mi szynę. I normalnie boję się. Tego leżenia, nie ruszania się, braku motywacji do trzymania diety...

Nie chcę wracać do tego co było, nie chcę się cofać. Dlatego postaram się pisać, chociaż wysiłku będzie mi brakować, ale to góra dwa tygodnie w szynie, a potem się zobaczy. Och. Takie to życie wredne jest.

!

23 listopada 2013 , Skomentuj

No tak. Miał być dzień 6, a tu za przeproszeniem dupa. Zapomniałam, nie wyszło. Ale pf. Akurat wybaczać sobie się nauczyłam, więc pora wypróbować nową umiejętność i po prostu dzisiaj zrobię za dwa dni. Rano - czyli teraz, a potem wieczorem.

Wczoraj byłam na koncercie Kasi Nosowskiej. I no. Cudnie było. Uwielbiam móc oddać się muzyce, czuć jak w koniuszkach palców i przeżywać. Wtedy wszystkie problemy odchodzą.

No więc na zakończenie pioseneczka, a co. :)






22 listopada 2013 , Komentarze (1)

No tak, ważę 65,4 kg. I powiem szczerze, tak mało nie ważyłam od baardzo dawna. :) Czuję się dobrze ze sobą. Jestem dużo pewniejsza siebie, nie boję się mówić co myślę. Wiem, że to przykre, że wcześniej tak nie potrafiłam, ale robię postępy, i co najważniejsze. Jestem z siebie dumna.

Połowa drogi za mną. :))

Trzymajcie kciuki. :)

21 listopada 2013 , Komentarze (1)

Dzień czwarty zaliczony :)

 w dodatku kupiłam sobie piękną sukienkę, w której nie wyglądam jak pączek. :) i kurteczkę w rozmiarze S ! także jest szczęście.


 Bo marzenia są po to, żeby o  nie walczyć. Zawsze. :D

20 listopada 2013 , Komentarze (6)

Wczorajsza deska zaliczona. :)

A teraz napiszę jak to się stało, że doprowadziłam się do stanu 78 kg i jak obudziłam się w końcu i zmieniłam swoje nastawienie.

Biorąc sprawę naprawdę od początku wszystko zaczęło się już 11 lat temu. Gdy po długim okresie bycia najmłodszą córeczką nagle na świat przyszła moja siostra. I zostałam odsunięta na bok, nie mówię, że sobie nie radziłam, bo jak teraz widzę, to naprawdę radziłam sobie świetnie i może dlatego moi rodzice nie poświęcali mi tak dużo swojej uwagi. A ja zaczęłam to zajadać. Tak po prostu. Nie wpadłam w żadną otyłość, ani nawet z tego co pamiętam w nadwagę, ale czułam już wtedy, że coś jest nie tak z moim ciałem, że to mi się nie podoba. Ale z drugiej strony w ciągu dnia byłam bardzo pewna siebie, miałam "powodzenie" :D i w ogóle nie pokazywałam po sobie. Ale już wtedy jako ta 11  - 12 letnia dziewczynka wieczorami leżałam w łóżku i postanawiałam, że będę się odchudzać, modliłam się, żeby rano obudzić się szczuplejszą. I tak to jakoś leciało. :) Potem było gimnazjum, miłości pierwsze, zmiany wyglądu. W drugiej klasie zaczęłam dużo jeździć na rowerze i jak oglądam zdjęcia to naprawdę teraz wydaje mi się, że wyglądałam już po prostu dobrze. Ale w głowie mojej było ciągle, że jestem za gruba, że trzeba coś z tym zrobić. A każda moja dieta kończyła się tym, że owszem na początku chudłam w pięknym tempie, ale wystarczyła jedna porażka - poddawałam się i kilogramy wracały ze zdwojoną siłą. W liceum w drugiej klasie postanowiłam odchudzać się z Dukanem. I tak 2 stycznia jako noworoczne postanowienie ustaliłam sobie cel. I nie powiem, ale naprawdę wszystko mi wychodziło, sama gotowałam sobie obiady. I po prostu chudłam w oczach. Co prawda teraz wiem, że głównie woda i mięsnie schodziły, ale wtedy to było jak cud. Niestety po miesiącu odchudzania mimo, że wyglądałam już w porządku, bo ważyłam ok 60 kg czułam się strasznie źle, byłam zmęczona. Na dodatek zeszłam się z  chłopakiem i jakby dieta poszła na drugi plan. I mimo, że do wagi nie wróciłam jakoś szybko, ale już w listopadzie wskazywała ona 71 kg. Wtedy znów postanowiłam coś z tym zrobić i zaczęłam odchudzać się z Vitalią, schudłam, owszem. Ale jak wcześniej - jedno potknięcie równało się rezygnacji z diety. I tak potem zaczął się okres przedmaturalny, który kosztował mnie wiele stresu, który oczywiście zajadałam. I nagle po wakacjach wyszłam z wagą 76 kg. Najgorsze, że pojawiał się u mnie paradoks - wiedziałam, że ważę tyle, ale w gruncie rzeczy czułam się jak ta dziewczyna z drugiej gimnazjum. Mój chłopak nigdy mi nie powiedział nic na temat mojej wagi, niestety. Wysłuchiwał moich narzekań, ale jemu jakby to nie przeszkadzało. I rok spędziłam z tą wagą, w związku na odległość, który mnie wykańczał, bo płakałam za każdym odjazdem od niego, nie mogłam wytrzymać w Lublinie, sama bez znajomych. No po prostu straszny to był rok. Ale miał się ku końcowi - ostatni miesiąc czerwiec - pierwszy raz od roku miałam nie spotykać się z nim aż przez miesiąc. Sesja była wykańczająca - 10 egzaminów. I wróciłam w końcu do domu, ciesząc się jak głupia, że w końcu go zobaczę.
A on po prostu powiedział, że z nami koniec, że przekreśla nasze 2,5 roku, że po prostu nie jest we mnie zakochany, że jest ktoś inny i że wyjeżdża za dwa dni do pracy za granicę. Bolało, jak cholera bolało. Przepłakałam tydzień, nic nie jadłam. I tak się zaczęła zmiana, bo w tydzień schudłam 3 kg. Dobrze, że miałam przyjaciół, którzy naprawdę postawili mnie na nogi. I zaczęły się wakacyjne imprezy, jego nie było obok, więc nie myślałam o tym. I pewnego dnia leżałam w łóżku z laptopem i piłam sobie piwko. I wtedy zobaczyłam swoje odbicie w laptopie. i przeraziłam się, naprawdę. Zrzuciłam kołdrę, i poszłam na rower. I tak przez cały sierpień - rower + mel b + basen. We wrześniu trochę to odpuściłam, ale zaczęłam zdrowo się odżywiać i tak doszłam do wagi 66 kg w październiku. Nic tylko się cieszyć. Najważniejsze dla mnie jest to, że zmieniłam podejście, że wybaczam sobie potknięcia, że jestem dumna nawet z 0,1 kg na tydzień, który zleci. Bo wszystko zaczyna się w głowie, nigdzie indziej. :)

Wiem, że długo,jakoś krócej nie mogłam. <3

Wstawiam jeszcze zdjęcie z 1.08.2013 i z 23.10.2013 :)

19 listopada 2013 , Komentarze (3)

No żeby nie było, to dzień drugi zaliczony. :)) ale dziś małe odbiegnięcie od diety. ale płakać nie będę. :) czasem trzeba. <3

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.