Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mglawica

kobieta, 35 lat, Poznań

160 cm, 87.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 listopada 2015 , Komentarze (2)

No i nie było wczoraj tak kolorowo, jak miało być. Poległam już w pracy, kiedy koleżanka otworzyła paczkę żelków, a ja je tak uwielbiam... Na kolację do filmu była sałatka, ale zamiast herbaty - grzaniec. Ale nie była to przegrana na całej linii. Żelków nie było nie wiadomo ile, a grzaniec zdrowy - z pomarańczą, imbirem, goździkami, cynamonem i miodem (żadnych gotowych przypraw!). Były to małe potknięcia, które absolutnie nie przekreślą moich planów na najbliższe... przynajmniej kilka miesięcy ;)

Z resztą bez takich drobnych odstępstw byłoby duuużo trudniej wytrwać. Wiem, że drugi dzień diety to zbyt szybko na odstępstwa, ale uznajmy, że jeszcze się przestawiam - zarówno myślenie, jak i organizm na inny, lepszy tryb.

Dzisiaj jest kolejny dzień i mam zamiar naprawić wczorajsze grzeszki. Jak? Wieczornym basenem :D

Edit:
Właśnie dzwonił mój Ł. i mówi, że nie idziemy na basen, tylko do kina, bo już ma bliety... W takim razie po kinie będzie spacer do domu, a basen przekładam na jutro rano! 

24 listopada 2015 , Komentarze (2)

Pisanie każdego dnia bardziej motywuje. Ostatnio już było dobrze, to wyszedł jakiś wyjazd czy inna okazja i sobie odpuściłam. I nie mając codziennego motywatora, poddałam się. Teraz wiem, że odchudzanie to codzienna walka o każdą zachciankę, o mądre i zdrowe wybory, o ćwiczenia, których się nie chce wykonywać.

Tak czy inaczej pierwszy dzień - wczorajszy - za mną. Było zdrowo, lekko, nie siedziałam nic nie robiąc, nawet chwilę się poruszałam ;) Wiem, że 10 brzuszków i 10 przysiadów trudno nazwać ćwiczeniami, ale lepsze to niż nic. No i do południa sprzątałam, a potem byłam w pracy i też nie siedziałam bezczynnie. Wieczorem obejrzałam film, ale nie otworzyłam do niego piwa i paczki chipsów, tylko zjadłam kawałek kurczaka duszonego z przyprawami i wypiłam białą herbatkę, z czego jestem niesamowicie dumna :D

Dzisiaj cały dzień w pracy, a potem umówiłam się na film z przyjaciółmi. I znów wybiorę herbatkę, a do jedzenia już sobie zażyczyłam sałatkę, którą przygotuje mój Ł. Żeby tylko się nie złamać! A po filmie może zrobię znów trochę przysiadów i brzuszków. Albo wybiorę inną, przyjemniejszą formę ćwiczeń ;)

21 maja 2015 , Komentarze (4)

Dawno mnie tu nie było. Nie oznacza to jednak, że się poddałam. O nie! Po prostu nie miałam się czym chwalić. Mimo diety nic nie spadało, ani waga, ani obwody. Próbowałam zmniejszyć ilość kcal najpierw o 100, potem o 200, ale to nic nie dało. Zredukowałam kalorie w końcu do 1600 kcal (absolutne minimum w moim przypadku, aby zdrowo chudnąć). Na początku nadal nic nie dawało. Już chciałam się wybierać do dietetyka, żeby mi coś doradził, ale pomógł zwykły lekarz rodzinny. Ze względu na problemy z żołądkiem dostałam tabletki. A wiadomo, że jak tabletki, to zero alkoholu. I dopiero wtedy zauważyłam, ile było okazji do picia. Tu piwko ze współlokatorami, tam wino z przyjaciółką. Nie codziennie, ale tak ze 2-3 razy w tygodniu. Do tego oczywiście przekąski, których nie liczyłam. Mimo że nie były to duże ilości (zarówno przekąsek, jak i alkoholu), to jednak miały duuuży wpływ na wagę. Jak tylko je wyeliminowałam, to waga zaczęła lecieć w dół jak szalona.

I w ten sposób mam 1,9 kg mniej w 2 tygodnie :D

Jeśli chodzi o obwody, to spadło:

  • biceps - 0,5 cm
  • piersi - 3 cm
  • talia - 2 cm
  • brzuch - 3,5 cm
  • biodra - 2 cm
  • udo - 2 cm

W sumie 13 cm :)

I ubrania są luźniejsze, i lepiej się czuję, i bardziej się sobie podobam. I wiem, że jest to warte wszelkich wyrzeczeń :D

5 kwietnia 2015 , Komentarze (3)

Są postępy! :D Co prawda nie takie, jakie sobie wymarzyłam, ale ważne, że jest progres. Waga pokazała dzisiaj 80,0 kg. Miałam nadzieję na 7 z przodu przed Świętami, ale się nie udało. Pewnie inaczej by było, gdybym więcej ćwiczyła, ale byłam chora i basen, niestety, odpadał. A do innych aktywności jeszcze nie potrafię się zmusić. Na szczęście nie tylko kg spadły - obwody również się zmniejszyły:

  • 1 cm w talii, 
  • 1,5 cm - brzuch, 
  • 1 cm - udo, 
  • 0,5 cm w łydce. 

Co dalej? Przede wszystkim nie objeść się w Święta (przecież nie po to są), a po nich wrócić do diety i ćwiczeń. 

WESOŁEGO ALLELUJA :D

29 marca 2015 , Komentarze (3)

Dawno mnie tu nie było. Niestety, powodem jest to, że trochę sobie odpuściłam. Ale nie zrezygnowałam całkowicie, dlatego też jestem z powrotem :)

Wcześniej miałam motywację pod postacią wyjazdu w góry. Było fantastycznie!!! Przeszliśmy górami od Świeradowa Zdroju do Karpacza śpiąc po drodze w Chatce Górzystów, na Szrenicy i w Domu Śląskim pod Śnieżką. Pogoda rewelacyjna, widoki przepiękne, towarzystwo udane. I wielka radość każdego dnia, pomimo zmęczenia.

Chciałam po powrocie podtrzymać aktywność fizyczną, żeby nie zmarnować tego, co udało mi się wypracować w górach. Próbowałam jogi, marszów będących wstępem do biegania, pilatesu, gimnastyki, ale zazwyczaj na dwóch, czasem trzech takich zajęciach się kończyło. Z jedzeniem też bywało różnie. Czasem jadłam zdrowo, czasem zupełnie odpuszczałam. Do ostatniego tygodnia. Co takiego się stało? Otóż:

  • znalazłam apilikację FatSecret na telefon (zlicza kalorie, ćwiczenia, każdego dnia pokazuje bilans),

  • poszłam na basen!

Korzystałam już z różnych aplikacji, ale dopiero powyższa naprawdę mi się podoba. Przejrzysta, łatwa w obsłudze, ma sporą bazę produktów i tylko szkoda, że sama nie zlicza kroków. Dzięki niej widzę, ile zjadłam, ile mogę jeszcze zjeść i nie podoba mi się czerwony kwadracik, który się pojawia przy przekroczeniu liczby kalorii, co jest dodatkową motywacją ;) Ponadto aplikacja pokazuje ile w danych potrawach jest węglowodanów, tłuszczy i białek, co pomaga zrównoważyć dietę pod tym kątem. I podoba mi się to, że aplikacja bierze pod uwagę PPM i “każe” jeść 1900 kcal, a nie 1200 (jak wiele tego typu programów).

A jeśli chodzi o ćwiczenia, to w środę poszłam na basen. Bardzo fajnie się później poczułam, więc postanowiłam w piątek po pracy też się wybrać. Strasznie mi się nie chciało, bo było już po 21, ale stwierdziłam, że pójdę, choćby nie wiem co i jeśli mi się nie spodoba, to najwyżej będę wybierać inne dni i godziny. W drodze na basen każdy krok był tym, przy którym zastanawiałam się, czy nie zawrócić - nie pamiętam, czy gdzieś kiedykolwiek szło mi się tak ciężko. Pocieszał mnie tylko fakt, że jak gdzieś się nie chce pójść/pojechać, to często jest wtedy najlepsza zabawa. I nie pomyliłam się! Świetnie się pływało, a potem czułam się zmęczona, ale lekka i szczęśliwa. I tak oto basen stał się MOIM sportem! Początkowo planowałam tam chodzić raz w tygodniu, teraz wiem, że będą to minimum 2 razy, jak nie 3 (a byłoby pewnie więcej, gdyby nie koszty).

Po tym tygodniu udało mi się zrzucić 0,8 kg, a w stosunku do tego, co było przed górami - 0,3 kg. A być może więcej, bo jestem aktualnie przed kobiecymi dniami. Co dalej? Dieta i basen zostają na stałe! Jak się zrobi ciepło, to dojdzie jeszcze rower <3 jako główny środek transportu. Teraz mam nadzieję na 7 z przodu przed Świętami. Został tydzień i 0,7 kg do zrzucenia. Musi się udać!

I postaram się pisać jakoś raz na tydzień o swoich postępach, bo to też jest motywujące, jak można wszystko podsumować w jednym miejscu.


Kto dotarł aż tutaj - podziwiam i pozdrawiam! Do za tydzień :)

25 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Tym razem zeszła waga - dzisiaj pokazała 81,5 kg. Z centymetrów:

  • szyja - 0,5 cm
  • piersi - 1 cm
  • talia - 1,5 cm

Czyli niewiele. Ale zawsze coś :)

Jeśli chodzi o ćwiczenia, to jestem z siebie dumna. Dzisiaj już jedenasty dzień wyzwania przysiadowego i daję radę! Wywiązuję się wzorowo :D Do tego wchodzę na 10 piętro po schodach, kiedy tylko mogę (przynajmniej raz dziennie). Do tej pory robiłam sobie za każdym razem przystanek na półpiętrze między 5 a 6 piętrem, a od dwóch dni wchodzę bez przerwy, a oddech uspokaja mi się wyjątkowo szybko. Cieszę się z tego jak dziecko :D Tylko ćwiczenia na ramiona mi jakoś nie mogą wejść w krew. Robię je co 2-3 dni. 

Dieta... Do piątku było ok. A jak wieczorem zaczęłam imprezę, to się zaczęło... Słodkie drinki, chipsy, ciastka. W sobotę było nie lepiej - Baby Shower koleżanki, no i też: tort, babeczki, cukierki. I jak zaczęłam, to nie mogę skończyć. Ale mam nadzieję, że od jutra znowu się ogarnę. Będę miała trochę czasu na zakupy i ugotowanie sobie czegoś smacznego, a do tego skończą się okazje, więc wrócę. Muszę! ;)

20 stycznia 2015 , Komentarze (2)

W niedzielę rano zmierzyłam się i zważyłam. Co prawda waga spadła jedynie o 100 g w stosunku do poprzedniego tygodnia, ale za to zmniejszyły się obwody :D 

  • piersi -4 cm (niestety najwięcej...)
  • talia -1 cm
  • biodra -1 cm
  • udo -2,5 cm (z tego najbardziej się cieszę!)
  • biceps -1,5 cm
  • łydka -1 cm

Przypuszczam, że to dlatego, że nie tylko jem mniej i lżej, ale też dlatego, że ćwiczę i postawa od razu jest inna. Co prawda to tylko wchodzenie po schodach zamiast windy (wczoraj nawet zauważyłam zdecydowanie mniejsze zmęczenie niż do tej pory), przysiady (tak, tak, dzisiaj już 6. dzień wyzwania przysiadowego!) i ćwiczenia na ramiona, ale zawsze to więcej niż sama dieta. A co do wagi, to dzisiaj dostałam @ i pewnie dlatego nie spadła. Nie mogę się doczekać ważenia w najbliższą niedzielę - powinien być znów progres :D

Na koniec sentencja, którą muszę sobie powiesić w dobrze widocznym miejscu:

"Dieta sprawi, że będziesz dobrze wyglądać w ubraniach.
Trening pozwoli ci rewelacyjnie wyglądać bez nich!"

17 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Na 100%:

Jak będzie czas:

  • Lodowisko (mam 2 karnety po 1,5 h)

  • Marsz (3-4 razy w tygodniu)

  • Basen (raz w tygodniu)

Tak wyglądają moje plany. Mam nadzieję, że wytrwam w nich, choć może być ciężko ze względu na nadchodzącą sesję i obronę magisterki. Jednak z tych rzeczy "na 100%" nie zrezygnuję, choćby się waliło i paliło!!! Zajmują dziennie do 30 minut, więc nie ma opcji, żeby ich nie wykonać chociażby w jakiejś przerwie (nie wspominając o tym, że do domu wracam jakieś 2-3 razy dziennie, więc zawsze jest okazja, żeby użyć schodów zamiast windy). Na lodowisko i basen to trochę dalsza wyprawa, ale półgodzinny marsz nie jest jakąś bardzo wymagającą rzeczą. Wiem, że w porównaniu do wielu z Was jest to baaardzo mało ruchu, ale jak na osobę, która nie ćwiczyła odkąd na studiach skończyła wf (nie liczę sporadycznych wyjść na rolki czy basen), to na początek chyba może być. Oczywiście w przyszłości planuję zwiększyć swoją aktywność poprzez jeżdżenie gdzie się da rowerem (wiosną i latem) i na rolkach. Może nawet biegać zacznę (choć nigdy nie lubiłam). W końcu marsze te są wstępem właśnie do biegania :)

Muszę przyznać, że pomaga mi pisanie tutaj o swoich zamiarach, pomysłach i nastawieniu. To tak, jakbym nie tylko sobie postanawiała, ale też pokazywała innym: "Zobaczcie, udaje mi się, więc i Wam się uda!" To branie odpowiedzialności za tych, co czytają moje wpisy. To dodatkowa motywacja :) Coś, czego mi zawsze w odchudzaniu brakowało. Teraz jest inaczej. Może mam inne podejście, może zmieniły mi się priorytety w życiu, ale wiem, że jeśli teraz mi się nie uda, to nie uda się już nigdy.

Z tym, że teraz się uda :D

15 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Od początku diety nie miałam motywacji, żeby zacząć ćwiczyć. Co mnie wobec tego zachęciło? Ano to, że za miesiąc jadę w góry! <3 I trzeba poprawić kondycję. Nie chcę przecież leźć na samym końcu ledwo łapiąc oddech! ;)

Zaczynam dzisiaj 30 Day Squat Challenge i skończę je akurat tuż przed wyjazdem. Do tego 3-4 razy w tygodniu chciałabym robić kilkukilometrowe marsze (zgodnie z rozpiską podaną na końcu tego tekstu), a także, jeśli czas pozwoli, przynajmniej raz na tydzień wybrać się na basen.

Liczę na to, że po tym miesiącu ćwiczenia wejdą mi w krew na tyle, że wykształcę w sobie nawyk i będę w stanie wygrać z własnym lenistwem. Ponadto pomoże to w moim odchudzaniu, więc mam nadzieję na zauważalne zmiany w wyglądzie, co będzie tylko dodatkową motywacją :D

Trzymajcie kciuki!!!

13 stycznia 2015 , Skomentuj

Dzisiejszy poranek i południe należą do mnie :D Wiecznie biegająca między pracą, studiami, chórem, znajomymi i chłopakiem w końcu miałam czas, żeby pobyć sama ze sobą. Zjadłam pyszne śniadanko (1 parówka i sałata lodowa z pomidorem, kukurydzą, cebulą przyprawione kapką oleju lnianego) i poczytałam. Wypiłam też zieloną herbatkę z zestawu 25 herbat, które dostałam od chłopaka mojej siostry na święta - była pyszna! Z płatkami chabra, róży i słonecznika - bardzo ciekawe połączenie aromatów.

Teraz czas się ogarnąć wizualnie (coby nikogo nie straszyć ;)), posprzątać w pokoju i, niestety, czas wrócić do zabiegania. Na 13:45 zajęcia, potem wizyta rodziców, a wieczorem randka <3

Co do diety, to nadal się trzymam. Dzisiaj coś mnie brzuch boli, więc muszę jeść bardzo lekkostrawne rzeczy (bardziej niż zwykle), więc pewnie skończy się na ryżu i warzywach przez cały dzień. Niestety, czasem tak mam, że budzę się rano i po śniadaniu zaczyna mnie boleć brzuch. Jeśli jem normalnie, to boli przez 2-3 dni. Jeśli zjem baaardzo lekko, to przez 1 dzień jest po prostu nadwrażliwy. Być może to zespół jelita drażliwego, być może coś innego (bo poza bólem nic mi nie jest). Byłam u lekarza i nic nie stwierdził. Najważniejsze, że wiem, jak sobie pomóc :)

Oo, niebo się rozpogdziło! Czuję, że będzie to bardzo dobry dzień :D

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.