Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

To blog pomocniczy konta Agujan tj. miejsce gdzie wrzucam TYLKO przepisy, wegetariańskie ....i coś tam z rybnych też :) i tylko do tego "wrzucania" ogranicza się moja aktywność na tym koncie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 26763
Komentarzy: 102
Założony: 28 lutego 2012
Ostatni wpis: 13 czerwca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
AguJE

kobieta, 48 lat, Leszno

171 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

13 września 2013 , Komentarze (1)


0,5 l mleka
10 dag cukru
laska wanilii (ofkors moze być cukier waniliowy)
1-2 żółtka
5 dag mąki ziemniaczanej
sól
pół tabliczki gorzkiej lub mlecznej czekolady


Laskę wanilii rozkroić i tępą stroną noża zebrać nasiona. ¾ litra mleka wlać do garnka, dodać wanilię i cukier. Gotować. 3 łyżki mąki ziemniaczanej wymieszać dokładnie z 3 żółtkami, resztą mleka i szczyptą soli. Powoli dolewać do gotującego się mleka. Cały czas mieszać. Gotowy budyń można podawać na gorąco z sokiem malinowym i malinami. Można na dno salaterki włożyć parę kostek gorzkiej/mlecznej czekolady.

Tak było w oryginale czyli w programie Brygidy Kosel, ja jak robię chłopcom daję dużo mniej cukru (połowę ale  i czekoladę do tego ofkors) ale to kwestia gustu...


22 sierpnia 2013 , Komentarze (9)

Wysmyczyłam wczoraj przez przypadek zajebistą pastę do chleba z dyni hokkaido. Upiekłam więcej dyni do wczorajszego obiadu, a pasta wydała mi się fajnym tropem na utylizacje reszty.
Dynię piekłam pokrojoną w kawałki (bez obierania bo hokkaido ma zajebiście mięciutką skórkę) oprószoną solą, papryką słodką, pieprzem , wymieszaną z talarkami czerwonej cebuli ( u mnie na jedną dynię jedna bardzo duża cebula czerwona) czosnkiem (ząbek lub dwa), oliwą , pieprzem i orzechami włoskimi (niekoniecznie ale u mnie mała garstka) . Wystarczy 180 stopni i termoobieg aż do zrumienienia. 
Resztę dyni która mi została (może jakieś dwie szklanki na oko) zmiksowałam na w miarę jednolitą masę, z łyżeczką pasty z wędzonej chili (może być po prostu suche chili), czosnkiem dla zaostrzenia smaku (2 małe ząbki u mnie) i wymieszałam z zmielonymi orzechami włoskimi (pewnie jakieś 50-70 gram). Hokkaido jest, jak wiadomo, bardziej mączysta niż zwykła dynia, więc na pastę jak znalazł bo nie trzeba kombinować z zagęszczaniem, a jak wychodzi za gęsta można dodać oliwy lub wody. Wyszła pyszna, orzechowa i aromatyczna... 
Polecam gorąco i ... już kombinuję, że wersję mniej orzechową ale za to z dodatkiem sera wykorzystam w najbliższym czasie jako farsz do ravioli...

20 lutego 2013 , Komentarze (3)

Dokładnych proporcji nie umiem podać bo robię na oko (paczka rozmrożonego szpinaku, 1 jajko, mąka i mleko) ale każdy kto robił choć raz naleśniki spokojnie sobie poradzi.
Mąki używam razowej pół na pół z białą. Robię ciasto jak na najzwyklejsze naleśniki + 
450 gr paczka rozdrobnionego szpinaku (u nas na 6-8 dużych naleśników). Ciasto musi mieć dość gęstą konsystencję, taką żeby się dało rozlewać na patelni ale ciut gęściejszą niż na zwykłe cieniutkie naleśniki.

Farsze oczywiście mogą być dowolne ale my bardzo lubimy fasolowy, aromatyczny (tu mogę podać trochę ściślejsze proporcje).
350 gr fasoli (zwykła biała)
1-2 dość duże cebule
1 duża zielona papryka
3 ząbki czosnku
2 łyżeczki kminku
1/4 łyżeczki mielonej kolendry
ok 1 łyżeczki  łyżeczki soli
pieprz
olej

Fasolę namoczyć przez noc, ugotować (bez soli ugotuje się szybciej i będzie miła bardziej miękkie skórki) i przetrzeć - ja rozgniatam "dynksem" do pure.
Na małej il. oleju podsmażyć posiekaną cebulę z przyprawami, dodać przeciśnięty czosnek i posiekaną paprykę i dusić kilka minut pod przykryciem, wymieszać z przetartą fasolą, doprawić solą i pieprzem. Ciepłym farszem nadziewać naleśniki i jeść na gorąco z surówką albo sałatą.
Moi panowie dodają sobie jeszcze do tego starty żółty ser a ja natkę kolendry. No i sos czosnkowy w ilości słusznej :P

Ten sam farsz sprawdza się oczywiście bardzo dobrze jako pasta do kanapek.


25 stycznia 2013 , Komentarze (6)

Prosiły to wstawiam :)
Porę mamy taką, że pomarańcze bardzo słodkie więc polecam wytrawną sałatkę z pomarańczą Zimą co prawda raczej chce mi się zup a surowizny jakoś mniej wchodzą, to jest to (poza buraczanym carpaccio) moja ulubiona sałatka zimowa.
Połączenie nie jakieś bardzo szokujące choć nie dla wszystkich oczywiste więc polecam spróbować.

Potrzebujemy:
- sałatę
- rukolę (niekoniecznie ale lepsza z)
- słodką pomarańczę pokrojona w kawałki wielkości kęsa
- czerwoną cebulę (może być biała ale czerwona lepsza bo łagodniejsza i słodsza) pokrojoną w dość cieniutkie piórka
- pestek dyni lub orzechy włoskie
- odrobinę oliwy do pokropienia
- pieprz

Układam składniki warstwowo.Tyle.
Można dodać jeszcze pokruszoną fetę albo ser kozi ale ja wolę w wersji takiej jak podałam. Oczywiście ilość cebuli to kwestia indywidualna
Ja robię ją z 1 pomarańczy i jednej małej czerwonej cebuli.
Smacznego :)


12 listopada 2012 , Komentarze (3)

Prosiłyście o przepis na zupę cebulową więc podaję ale jeszcze muszę pochwalić się Ewkowym pasztetem dyniowym. Najpierw pasztet więc.
Przepisu nie podam tylko to co podesłała Ewka:  http://mygreencanoe.blogspot.com/
Szczerze polecam. Ja zarobiłam prawie zupełnie tak jak w przepisie tj wersję z rozmarynem, czosnkiem i czarnuszką bo na słodko to ja tylko słodycze lubię. Wyszedł pyszny i nawet moi mimo, że czarnuszki nie lubią szamają aż im się uszy trzęsły. Fajnie nieoczywisty i "pestkowy" w smaku, pysznie orzechowy i jedwabisty mrrrrrrrrrrrrrrruuuuuuuu. Polecam wszystkim dyniolubom.


A co do zupy cebulowej to nie zaskoczę Was raczej niczym. Lubię i robię klasyczną, najklasyczniejszą chyba. Niestety nie jest to zupa dietetyczna ale mała miseczka do warzywnego dania nikomu nie zaszkodzi.

Składniki:
-cebule, 4-6 dużych pokrojonych w talarki lub pół talarki
- wino białe najlepiej  półwytrawne (wiem, że często daje się też inny alkohol ale moim zdaniem białe wino najlepiej podkręca smak bo dodaje do słodyczy cebuli pyszną kwaskową nutę a nie "obciąża" jej dodatkowo)
- bulion lub woda i kostka (na oko robię aż do uzyskania ulubionej gęstości ale pewnie z litr z małym hakiem)
- szczypta tymianku 
- łyżka mąki
- sól pieprz
- oliwa z oliwek i odrobina (klarowanego najlepiej)masła

W czym tkwi sekret zupy cebulowej? Moim zdaniem zdecydowanie w cierpliwości kucharza. Cebulę trzeba wolniutko dusić/smażyć na małym ogniu, tak żeby pięknie zmiękła i nabrała wyraźnie złotego koloru. Pilnujemy i mieszamy cierpliwie. Niedobrze jak ją zasmażymy za mocno bo zabarwi zupę ciemno i doda za dużo grzybowo-sosowego smaku, ale też niedobra zbyt twarda bo cebula nie będzie rozpływała się w ustach a całą zupa będzie niejednorodna i bez wyrazu. Najlepsza złota i baaaaaaardzo mięciutka czyli długo i pieszczotliwie duszona (smażona).
Ja robię to w garnku o grubym dnie, w tym samym gotuję zupę do końca więc nie ma problemu z zmywaniem fury naczyń. Dobrze jest cebulę już na wstępie odrobinę posolić bo wtedy łatwiej puszcza sok i można dać mniej tłuszczu. Jak uznam, że cebula jest już ok, to wlewam dwa kieliszki wina i pozwalam mu odparować, jak płyn się zredukuje to zasypuję cebulę łyżką mąki. Mieszam chwilę żeby nie było grudek, dodaję odrobiny tymianku, pieprzę, zalewam bulionem i gotuję kilka minut żeby wszystko się dobrze połączyło i przeszły smaki. Doprawiam do smaku. I tyle. Oczywiście klasycznie podaje się ją zapieczoną w piekarniku z grzanką z serem ale ... bez dodatkowych kalorii też jest pyszna.
Tyle na temat.

9 października 2012 , Komentarze (6)

Kocham bigos...wiem,  bluźnię i już słyszę ten rechot co wegetarianin może wiedzieć o bigosie. No pewnie niewiele, bo nawet nie pamiętam już jak smakuje taki tradycyjny ale ten, który zrobiłam ostatnio, wydaje mi się cudem natury wręcz :P
Może szczyt dietetyki to nie jest (ciężkostrawny bo kapusta i grzyby) ale na pewno nie jakaś tragedia kaloryczności bo tłuszczu w nim tyle co do podsmażenia cebulki + plaster masła dla smaku. Jedwabisty za to dzięki cukinii, wartościowy białkowo bo z cieciorką i proteiną sojową i aromatyczny za sprawą min. mojego ukochanego jałowca i suszonych śliwek.
Bigos pokazuje mi też jak dojrzewają smaki. Chłopcy jak byli mali nie znosili wszystkich "jednogarnkówek". Lubili wszystko ale w zdecydowanie najprostszych kombinacjach z możliwych... Oni oczywiści twierdzą, że to ja kiedyś po prostu robiłam niedobry bigos a nie, że zmienił się im smak... Pewnie i jedno i drugie.


WEGE BIGOS... Taki bez proporcji czyli z miejscem na zabawę :)


-Kapusta biała
-kapusta kiszona
(ja najbardziej lubię jak jest jej 1/3 w stosunku do nie kiszonej)
-cebula posiekana w kostkę
-cukinia
-pieczarki lub grzyby suszone
-kostka sojowa albo paczka kotletów sojowych
-cieciorka
(niekoniecznie)
-suszone śliwki (koniecznie)
-jałowiec (koniecznie) , więcej niż 2-3 nie trzeba bo smak robi się zbyt mocno...iglasty, można go nie wrzucać w całości (mięknie szybciej niż ziele angielskie czy pieprz, a przegryzanie go przy jedzeniu nie jest przyjemne) tylko rozetrzeć w moździerzu
-ziele angielskie
-liść laurowy
-majeranek
(sporo)
-ostra papryka lub chili
-pieprz.

Poszatkowaną białą kapustę gotujemy pod przykryciem aż zmięknie. Dodajemy koszoną kapustę i dalej gotujemy. Cebulę podsmażamy na małej ilości oliwy , dodajemy pokrojone pieczarki i cukinię, i pokrojone w paseczki suszone śliwki. Dusimy pod przykryciem aż cukinia zmięknie zupełnie.
Kostkę sojową (lub kotlety) gotujemy z przyprawami (np. mielony kminek, majeranek, sól, pieprz, pieprz ziołowy czerwona papryka, rozgnieciony ząbek czosnku). Jak zmięknie odcedzamy i kroimy na kawałki wielkości kęsa (jak kostka a nie kotlety to oczywiście nie trzeba)
Kiedy kapusta kiszona jest już miękka wrzucamy resztę składników + przyprawy + puszkę ciecierzycy (albo porcję wcześniej ugotowanej)+ plasterek masła dla smaku i znów dusimy całość.
Bigos najlepszy ( jak każdy bigos) po kilku podgrzaniach (i wychłodzeniach), jednym drobnym przypaleniu i 2-3 dniach :)
Czasem robię wersję, jak to moi mówią, cygańską i dodaję jeszcze odrobinę koncentratu pomidorowego i pokrojoną czerwoną paprykę ...ale wtedy to taki bigos z nutką leczo :P

7 października 2012 , Komentarze (1)

Ja generalnie nie przepadam za słodkim jedzeniem i piciem. Lubię słodycze, lubię ciasta ale nie jakoś specjalnie często. Nigdy nie słodziłam herbaty (nawet jako dziecko) czy kawy. Dżemów nie lubię poza powidłami śliwkowymi (takie z samych tylko śliwek). Naleśniki na słodko polubiłam dopiero jak robiłam je chłopcom (nasze niegdyś zwyczajowe muminkowe śniadania czyli naleśniki i inka) pierogów na słodko nie jestem w stanie przełknąć do dziś, istnienie czegoś takiego jak makaron na słodko albo zupa owocowa wypieram (nietolerancyjna jestem jak się ostatnio dowiedziałyście) i ... nie bardzo zawsze lubiłam knedle.
Za to knedle to jedyny obiad na słodko, który lubią moje dzieci. 
Zawsze dostawałam od mamy dla nich mrożone porcje tegoż cudu, w formie awaryjnego zestawu na dni, kiedy mam resztki obiadowe dla siebie i Ł i idealnie wstrzelą się do tego knedle dla młodych. 
Z racji zdiagnozowanej u mamy w zeszłym roku celiakii, knedli w domu brak, mimo sezonu śliwkowego. Chłopcy oczywiście brak zauważyli.
Wczoraj rano wpadłam na pomysł, że może by tak spróbować zrobić takie bezglutenowe i poza sporządzeniem ich dla młodych sprezentować porcję mamie... tym bardziej, że ona mimo, że sama jeść nie może, heroicznie co 2-3 tyg. piecze placek drożdżowy dla moich facetów (głownie dla Ł bo on uwielbia placek).
Pogrzebałam w necie i robiliśmy dziś knedle bezglutenowe (tj. Łukasz z Miłoszem głównie robili bo moje plecy wciąż dupnie). Patent uważam wart rozważenia dla wszystkich, bo ciasto jest z kaszy jaglanej i gryczanej więc zdecydowanie zdrowe.  A w smaku zaskakująco dobre :)
Zdecydowanie lepszy patent niż klasyczne ziemniory i mąka pszenna i po prostu dobry sposób na kaszę jaglaną .
Zainteresowanym podam stronkę znalezioną w necie ze specjalną dedykacją dla Koraliny1987  (mam wrażenie że Ci podpasują takie cuda... no chyba, że już testowałaś). Ja robiłam w proporcjach na oko ale bliżej 1:1 i z jajkiem, trochę ciężko się kleją, więc trzeba schłodzić ciasto.

http://ammniam.dziecisawazne.pl/knedle-z-kaszy-jaglanej-i-gryczanej-ze-sliwkami/


24 września 2012 , Komentarze (5)

Raczej nie lubię ciast puszystych, biszkoptowych czy babkowych i zazwyczaj nie lubię drożdżowych ale niestety słabość mam do wszystkiego co kruche albo na kruchym spodzie i do wilgotnych (jak muffiny), czekoladowych (typu brownie albo moja tarta z białej czekolady z pieprzem).
To wszystko niestety kaloryczne ciasta (nie ma sprawiedliwości na świecie) ale czasem z umiarem można ...a czasem nawet trzeba. Szczególnie jak perspektywa jesieni ciut na duszy ciąży... to nie ma nic lepszego niż szarlotka (piękniejsze słowo niż "szarlotka" to tylko "puszorki")

Szarlotka moja ulubiona
- 250 gr zimnego masła
-200 gr mąki (zwykłej białej ale ja zazwyczaj łączę pół na pół pełnoziarnistą i białą)
- 50 gr cukru (3-4 łyżki) 
- cukier waniliowy (wanilia)
- żółtko
- łyżka jogurtu (niekoniecznie)
- szczypta soli 

- 1kg pokrojonych w plasterki lub kostkę jabłek (ja lubię ze skórką)
- 3-4 łyżki brązowego cukru (najlepszy muscovado) ale ilość tak naprawdę zależy od jabłek
- spora łyżeczka cynamonu
- płaska łyżeczka imbiru
- odrobina kardamonu (niekoniecznie)
- odrobina czarnego pieprzu (nic tak nie podkręca smaku)

Kruche ciasto zagniatam i schładzam w lodówce (30 min). Odkładam 1/3 a resztą wykładam dno i boki tortownicy (tak tylko na wys. ok. 2cm ) lub formy do tarty (wyłożona papierem lub wysmarowana i obsypana). Nakłuwam widelcem i podpiekam ok.10-15 min w 180 stopniach.
Wykładam na ciasto jabłka wymieszane z przyprawami i dwoma łyżkami cukru (jabłek może być kopiec z czubkiem ale boki nie wyższe niż brzegi ciasta). Z reszty ciasta wycinam paski i układam na "kopcu" kratkę "albo jak mi się nie chce" krowie łaty" tak by zostały szpary na odparowanie jabłek (nieregularności i zgrubienia są tak naprawdę najpyszniejsze po upieczeniu). Wierzch i obsypuję łyżką cukru lubię jak cukier widać (skarmelizowany) i czuć po upieczeniu). 
Piekę ok. 1-1.15h w 180 st.
Uwielbiam ją na gorąco i na zimno z lodami z kleksem jogurtu ale też po prostu do zwykłej herbaty.



Drugą szarlotką która cyklicznie pojawia się u mnie w domu to znaleziona wieki temu w jakiejś książce kucharskiej dla dzieci szarlotka "sypana".
Banalnie prosta i możliwa do samodzielnego (no prawie) zrealizowania nawet przez rezolutnego 4-5latka. 


- szklanka mąki (próbowałam też wersji w której mąkę zastępujemy mielonymi migdałami i też jest pyszna)
- szklanka kaszki manny
- pół szklanki cukru (oryginalnie też szklanka ale dla mnie wtedy wychodzi stanowczo za słodka)
- płaska łyżeczka proszku do pieczenia
- 1kg startych na grubej tarce jabłek
- cynamon
- pół kostki masła (b zimne)

Suche składniki mieszamy razem i dzielimy na równe 3 części (do trzech kubków, miseczek itp.). Na dno wysmarowanej masłem tortownicy wysypujemy 1 kubek suchej mieszanki i wygładzamy. Wykładamy połowę startych jabłek, wygładzamy. Znów kubek suchego, wygładzamy, druga połowa jabłek i ostatni kubek suchego. Wierzch szarlotki obkładamy plasterkami masła (lub ścieramy je na grubej tarce i rozsypujemy.
Pieczemy 1h w 180st.
Dobra na ciepło z lodami lub bitą śmietaną i na zimno następnego dnia.


20 sierpnia 2012 , Komentarze (2)

Zupa jest średnio dietetyczna ( z racji gorgonzoli) ale zdecydowanie warta grzechu. Zresztą najlepsza jest jedzona w malej porcji jak przystawka, na "drugie" lekka sałatka i mamy pięknie skomponowany i baaaaardzo kuszący obiad :)
Przepis znalazłam gdzieś kiedyś ale nie mogłam sobie przypomnieć dokładnie co i gdzie więc pokombinowałam (info dla mięsożerców: o ile pamiętam to oryginał był z szynką parmeńską na wierzchu zamiast migdałów)

Swoją zrobiłam tak:
- kalafior
- bulion (u mnie woda i kostka warzywna bo skończyły mi się zamrożone zapasy a nie chciało mi się gotować)
- mleko
- gorgonzola 40-50 gr
- 1/4 szklanki migdałów mielonych (niekoniecznie, ostatnio zrobiłam bez)
- spory ziemniak
- pietruszka (korzeń)
- biała część pora
- płatki migdałów prażone na suchej patelni (tyle by wysypać wierzch zupy w miseczce)
- pieprz

Na małej il oliwy dusimy pokrojonego pora i  pietruszkę. Dorzucamy pokrojonego ziemniaka i różyczki kalafiora, chwilę dusimy i zalewamy bulionem i mlekiem (pół na pół) tak żeby płyn przykrył warzywa. Gotujemy aż wszystko zmięknie. Dorzucamy zmielone migdały (niekoniecznie) i ser (koniecznie). Miksujemy na gładko i w razie potrzeby rozrzedzamy  mlekiem lub bulionem (ja lubię gęstą) i ewentualnie dosalamy (gorgonzola jest słona więc w przypadku zastosowania kostki i gorgonzoli solić nie trzeba). Wlewamy do małych miseczek dekorujemy świeżo mielonym pieprzem uprażonymi płatkami migdałów i stróżką oliwy.
Zjedliśmy w 5 osób po małej porcji.
Ja ślinię się opisując. Gorąco polecam :)

3 sierpnia 2012 , Komentarze (1)

Polecam bo połączenie na prawdę wyborne i wybitnie letnie :) Słodki arbuz, słona feta zielenina i boski smak pistacji....

- arbuz pokrojony w kostkę (wielkości kęsa) lub "wykulkowany"
- rukola
- pokruszona lub pokrojona feta 
- pistacje
- oliwa z oliwek
- świeża bazylia lub mięta
- pieprz

Jadłam tak wczoraj a dziś zakładam powtórkę tylko może z orzechami włoskimi, pestkami dyni  ... i może kozim serem :)

zdjęcie z alba.blox.pl

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.