- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 26842 |
Komentarzy: | 102 |
Założony: | 28 lutego 2012 |
Ostatni wpis: | 13 czerwca 2014 |
pasta z dyni hokkaido i orzechów włoskich
Naleśniki szpinakowe z fasolowym farszem
Dokładnych proporcji nie umiem podać bo robię na oko (paczka rozmrożonego szpinaku, 1 jajko, mąka i mleko) ale każdy kto robił choć raz naleśniki spokojnie sobie poradzi.
Mąki używam razowej pół na pół z białą. Robię ciasto jak na najzwyklejsze naleśniki + 450 gr paczka rozdrobnionego szpinaku (u nas na 6-8 dużych naleśników). Ciasto musi mieć dość gęstą konsystencję, taką żeby się dało rozlewać na patelni ale ciut gęściejszą niż na zwykłe cieniutkie naleśniki.
Farsze oczywiście mogą być dowolne ale my bardzo lubimy fasolowy, aromatyczny (tu mogę podać trochę ściślejsze proporcje).
350 gr fasoli (zwykła biała)
1-2 dość duże cebule
1 duża zielona papryka
3 ząbki czosnku
2 łyżeczki kminku
1/4 łyżeczki mielonej kolendry
ok 1 łyżeczki łyżeczki soli
pieprz
olej
Fasolę namoczyć przez noc, ugotować (bez soli ugotuje się szybciej i będzie miła bardziej miękkie skórki) i przetrzeć - ja rozgniatam "dynksem" do pure.
Na małej il. oleju podsmażyć posiekaną cebulę z przyprawami, dodać przeciśnięty czosnek i posiekaną paprykę i dusić kilka minut pod przykryciem, wymieszać z przetartą fasolą, doprawić solą i pieprzem. Ciepłym farszem nadziewać naleśniki i jeść na gorąco z surówką albo sałatą.
Moi panowie dodają sobie jeszcze do tego starty żółty ser a ja natkę kolendry. No i sos czosnkowy w ilości słusznej :P
Ten sam farsz sprawdza się oczywiście bardzo dobrze jako pasta do kanapek.
Pasztet dyniowo orzechowy i zupa cebulowa
A co do zupy cebulowej to nie zaskoczę Was raczej niczym. Lubię i robię klasyczną, najklasyczniejszą chyba. Niestety nie jest to zupa dietetyczna ale mała miseczka do warzywnego dania nikomu nie zaszkodzi.
Składniki:
-cebule, 4-6 dużych pokrojonych w talarki lub pół talarki
- wino białe najlepiej półwytrawne (wiem, że często daje się też inny alkohol ale moim zdaniem białe wino najlepiej podkręca smak bo dodaje do słodyczy cebuli pyszną kwaskową nutę a nie "obciąża" jej dodatkowo)
- bulion lub woda i kostka (na oko robię aż do uzyskania ulubionej gęstości ale pewnie z litr z małym hakiem)
- szczypta tymianku
- łyżka mąki
- sól pieprz
- oliwa z oliwek i odrobina (klarowanego najlepiej)masła
W czym tkwi sekret zupy cebulowej? Moim zdaniem zdecydowanie w cierpliwości kucharza. Cebulę trzeba wolniutko dusić/smażyć na małym ogniu, tak żeby pięknie zmiękła i nabrała wyraźnie złotego koloru. Pilnujemy i mieszamy cierpliwie. Niedobrze jak ją zasmażymy za mocno bo zabarwi zupę ciemno i doda za dużo grzybowo-sosowego smaku, ale też niedobra zbyt twarda bo cebula nie będzie rozpływała się w ustach a całą zupa będzie niejednorodna i bez wyrazu. Najlepsza złota i baaaaaaardzo mięciutka czyli długo i pieszczotliwie duszona (smażona).
Ja robię to w garnku o grubym dnie, w tym samym gotuję zupę do końca więc nie ma problemu z zmywaniem fury naczyń. Dobrze jest cebulę już na wstępie odrobinę posolić bo wtedy łatwiej puszcza sok i można dać mniej tłuszczu. Jak uznam, że cebula jest już ok, to wlewam dwa kieliszki wina i pozwalam mu odparować, jak płyn się zredukuje to zasypuję cebulę łyżką mąki. Mieszam chwilę żeby nie było grudek, dodaję odrobiny tymianku, pieprzę, zalewam bulionem i gotuję kilka minut żeby wszystko się dobrze połączyło i przeszły smaki. Doprawiam do smaku. I tyle. Oczywiście klasycznie podaje się ją zapieczoną w piekarniku z grzanką z serem ale ... bez dodatkowych kalorii też jest pyszna.
Tyle na temat.
Kocham bigos...wiem, bluźnię i już słyszę ten rechot co wegetarianin może wiedzieć o bigosie. No pewnie niewiele, bo nawet nie pamiętam już jak smakuje taki tradycyjny ale ten, który zrobiłam ostatnio, wydaje mi się cudem natury wręcz :P
Może szczyt dietetyki to nie jest (ciężkostrawny bo kapusta i grzyby) ale na pewno nie jakaś tragedia kaloryczności bo tłuszczu w nim tyle co do podsmażenia cebulki + plaster masła dla smaku. Jedwabisty za to dzięki cukinii, wartościowy białkowo bo z cieciorką i proteiną sojową i aromatyczny za sprawą min. mojego ukochanego jałowca i suszonych śliwek.
Bigos pokazuje mi też jak dojrzewają smaki. Chłopcy jak byli mali nie znosili wszystkich "jednogarnkówek". Lubili wszystko ale w zdecydowanie najprostszych kombinacjach z możliwych... Oni oczywiści twierdzą, że to ja kiedyś po prostu robiłam niedobry bigos a nie, że zmienił się im smak... Pewnie i jedno i drugie.
WEGE BIGOS... Taki bez proporcji czyli z miejscem na zabawę :)
-Kapusta biała
-kapusta kiszona (ja najbardziej lubię jak jest jej 1/3 w stosunku do nie kiszonej)
-cebula posiekana w kostkę
-cukinia
-pieczarki lub grzyby suszone
-kostka sojowa albo paczka kotletów sojowych
-cieciorka (niekoniecznie)
-suszone śliwki (koniecznie)
-jałowiec (koniecznie) , więcej niż 2-3 nie trzeba bo smak robi się zbyt mocno...iglasty, można go nie wrzucać w całości (mięknie szybciej niż ziele angielskie czy pieprz, a przegryzanie go przy jedzeniu nie jest przyjemne) tylko rozetrzeć w moździerzu
-ziele angielskie
-liść laurowy
-majeranek (sporo)
-ostra papryka lub chili
-pieprz.
Poszatkowaną białą kapustę gotujemy pod przykryciem aż zmięknie. Dodajemy koszoną kapustę i dalej gotujemy. Cebulę podsmażamy na małej ilości oliwy , dodajemy pokrojone pieczarki i cukinię, i pokrojone w paseczki suszone śliwki. Dusimy pod przykryciem aż cukinia zmięknie zupełnie.
Kostkę sojową (lub kotlety) gotujemy z przyprawami (np. mielony kminek, majeranek, sól, pieprz, pieprz ziołowy czerwona papryka, rozgnieciony ząbek czosnku). Jak zmięknie odcedzamy i kroimy na kawałki wielkości kęsa (jak kostka a nie kotlety to oczywiście nie trzeba)
Kiedy kapusta kiszona jest już miękka wrzucamy resztę składników + przyprawy + puszkę ciecierzycy (albo porcję wcześniej ugotowanej)+ plasterek masła dla smaku i znów dusimy całość.
Bigos najlepszy ( jak każdy bigos) po kilku podgrzaniach (i wychłodzeniach), jednym drobnym przypaleniu i 2-3 dniach :)
Czasem robię wersję, jak to moi mówią, cygańską i dodaję jeszcze odrobinę koncentratu pomidorowego i pokrojoną czerwoną paprykę ...ale wtedy to taki bigos z nutką leczo :P
Ja generalnie nie przepadam za słodkim jedzeniem i piciem. Lubię słodycze, lubię ciasta ale nie jakoś specjalnie często. Nigdy nie słodziłam herbaty (nawet jako dziecko) czy kawy. Dżemów nie lubię poza powidłami śliwkowymi (takie z samych tylko śliwek). Naleśniki na słodko polubiłam dopiero jak robiłam je chłopcom (nasze niegdyś zwyczajowe muminkowe śniadania czyli naleśniki i inka) pierogów na słodko nie jestem w stanie przełknąć do dziś, istnienie czegoś takiego jak makaron na słodko albo zupa owocowa wypieram (nietolerancyjna jestem jak się ostatnio dowiedziałyście) i ... nie bardzo zawsze lubiłam knedle.
Za to knedle to jedyny obiad na słodko, który lubią moje dzieci.
Zawsze dostawałam od mamy dla nich mrożone porcje tegoż cudu, w formie awaryjnego zestawu na dni, kiedy mam resztki obiadowe dla siebie i Ł i idealnie wstrzelą się do tego knedle dla młodych.
Z racji zdiagnozowanej u mamy w zeszłym roku celiakii, knedli w domu brak, mimo sezonu śliwkowego. Chłopcy oczywiście brak zauważyli.
Wczoraj rano wpadłam na pomysł, że może by tak spróbować zrobić takie bezglutenowe i poza sporządzeniem ich dla młodych sprezentować porcję mamie... tym bardziej, że ona mimo, że sama jeść nie może, heroicznie co 2-3 tyg. piecze placek drożdżowy dla moich facetów (głownie dla Ł bo on uwielbia placek).
Pogrzebałam w necie i robiliśmy dziś knedle bezglutenowe (tj. Łukasz z Miłoszem głównie robili bo moje plecy wciąż dupnie). Patent uważam wart rozważenia dla wszystkich, bo ciasto jest z kaszy jaglanej i gryczanej więc zdecydowanie zdrowe. A w smaku zaskakująco dobre :)
Zdecydowanie lepszy patent niż klasyczne ziemniory i mąka pszenna i po prostu dobry sposób na kaszę jaglaną .
Zainteresowanym podam stronkę znalezioną w necie ze specjalną dedykacją dla Koraliny1987 (mam wrażenie że Ci podpasują takie cuda... no chyba, że już testowałaś). Ja robiłam w proporcjach na oko ale bliżej 1:1 i z jajkiem, trochę ciężko się kleją, więc trzeba schłodzić ciasto.
http://ammniam.dziecisawazne.pl/knedle-z-kaszy-jaglanej-i-gryczanej-ze-sliwkami/
Raczej nie lubię ciast puszystych, biszkoptowych czy babkowych i zazwyczaj nie lubię drożdżowych ale niestety słabość mam do wszystkiego co kruche albo na kruchym spodzie i do wilgotnych (jak muffiny), czekoladowych (typu brownie albo moja tarta z białej czekolady z pieprzem).
To wszystko niestety kaloryczne ciasta (nie ma sprawiedliwości na świecie) ale czasem z umiarem można ...a czasem nawet trzeba. Szczególnie jak perspektywa jesieni ciut na duszy ciąży... to nie ma nic lepszego niż szarlotka (piękniejsze słowo niż "szarlotka" to tylko "puszorki")
Szarlotka moja ulubiona
- 250 gr zimnego masła
-200 gr mąki (zwykłej białej ale ja zazwyczaj łączę pół na pół pełnoziarnistą i białą)
- 50 gr cukru (3-4 łyżki)
- cukier waniliowy (wanilia)
- żółtko
- łyżka jogurtu (niekoniecznie)
- szczypta soli
- 1kg pokrojonych w plasterki lub kostkę jabłek (ja lubię ze skórką)
- 3-4 łyżki brązowego cukru (najlepszy muscovado) ale ilość tak naprawdę zależy od jabłek
- spora łyżeczka cynamonu
- płaska łyżeczka imbiru
- odrobina kardamonu (niekoniecznie)
- odrobina czarnego pieprzu (nic tak nie podkręca smaku)
Kruche ciasto zagniatam i schładzam w lodówce (30 min). Odkładam 1/3 a resztą wykładam dno i boki tortownicy (tak tylko na wys. ok. 2cm ) lub formy do tarty (wyłożona papierem lub wysmarowana i obsypana). Nakłuwam widelcem i podpiekam ok.10-15 min w 180 stopniach.
Wykładam na ciasto jabłka wymieszane z przyprawami i dwoma łyżkami cukru (jabłek może być kopiec z czubkiem ale boki nie wyższe niż brzegi ciasta). Z reszty ciasta wycinam paski i układam na "kopcu" kratkę "albo jak mi się nie chce" krowie łaty" tak by zostały szpary na odparowanie jabłek (nieregularności i zgrubienia są tak naprawdę najpyszniejsze po upieczeniu). Wierzch i obsypuję łyżką cukru lubię jak cukier widać (skarmelizowany) i czuć po upieczeniu).
Piekę ok. 1-1.15h w 180 st.
Uwielbiam ją na gorąco i na zimno z lodami z kleksem jogurtu ale też po prostu do zwykłej herbaty.
Drugą szarlotką która cyklicznie pojawia się u mnie w domu to znaleziona wieki temu w jakiejś książce kucharskiej dla dzieci szarlotka "sypana".
Banalnie prosta i możliwa do samodzielnego (no prawie) zrealizowania nawet przez rezolutnego 4-5latka.
- szklanka mąki (próbowałam też wersji w której mąkę zastępujemy mielonymi migdałami i też jest pyszna)
- szklanka kaszki manny
- pół szklanki cukru (oryginalnie też szklanka ale dla mnie wtedy wychodzi stanowczo za słodka)
- płaska łyżeczka proszku do pieczenia
- 1kg startych na grubej tarce jabłek
- cynamon
- pół kostki masła (b zimne)
Suche składniki mieszamy razem i dzielimy na równe 3 części (do trzech kubków, miseczek itp.). Na dno wysmarowanej masłem tortownicy wysypujemy 1 kubek suchej mieszanki i wygładzamy. Wykładamy połowę startych jabłek, wygładzamy. Znów kubek suchego, wygładzamy, druga połowa jabłek i ostatni kubek suchego. Wierzch szarlotki obkładamy plasterkami masła (lub ścieramy je na grubej tarce i rozsypujemy.
Pieczemy 1h w 180st.
Dobra na ciepło z lodami lub bitą śmietaną i na zimno następnego dnia.
ZUPA KALAFIOROWA NA MLEKU, Z GORGONZOLĄ I
MIGDAŁAMI