- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Znajomi (9)
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 5639 |
Komentarzy: | 45 |
Założony: | 8 marca 2012 |
Ostatni wpis: | 24 czerwca 2014 |
kobieta, 48 lat, Katowice
164 cm, 82.00 kg więcej o mnie
Maleńki sukcesik więc sobie zapiszę, aby za jakis czas, jak mi sie "noga powinie" zajrzeć i sobie przypomnieć, że można schudnąć.Tydzień był ciężki psychicznie, nerwowy, smutny, przygnębiający, dołujący, poniżający. Taki paskudny poprostu. Dziś z mroźnego nieba świeci słońce. Dzień wymagający przede mną. Dużo pracy i poświęcenia się czemuś, komuś ... może mnie docenią ... a może nie ....Szkoda, że dla siebie znowu nic nie zrobię.
W poniedziałek bardzo sie postaram iść ćwiczyć. I wcale nie z myślą, że schudnę. Powinnam to mieć na recepcie - taka rehablilitacja na mój biedny kręgosłup i drętwiejące już ręce.
Trzymam kciuki za wszystkich
Tracę siły, tracę wiarę, tak bardzo jak tego chcę, tak bardzo nie mam na to siły. Pewnie nie jedna z Was mnie rozumie.
Dzisiaj zdałam sobie sprawę, że sama jestem przyczyną wszystkiego co niemiłe w moim życiu. Mam chore ciało (bo grube) i mam chorą głowę (bo głupią).
Zamknięte koło: jestem nieszczęśliwa bo przez to jaka jestem fizycznie blokuję się na wszystko co mogłoby mi teoretycznie przynieść satysfakcję.
Uwielbiałam kiedyś jeździć na łyżwach ... a teraz jak sobie wyobrażę siebie, takiego wieloryba w figurówkach to mnie trzęsie.
I tak jest ze wszystkim, nigdzie nie mam ochoty wyjść, NIE, źle to ujęłam: nie mam ochoty sie nigdzie POKAZYWAĆ
Macie też tak?
Mam świadomość krzywdy jaką sobie wyrządzam, a z drugiej strony nie potrafię, nie mam sił się temu przeciwstawić.
Miałam kontakt (pośredni, ale jednak) z pewną panią, która choruje potocznie mówiąc, na głowę. Ona przed atakiem choroby to czuła, wiedziała co sie dzieje, a jednak sie temu poddała, nie potrafiła sie temu przeciwstawić.
Ze mną jest tak samo. Każda sfera mojego życia cierpi przez moje kilogramy. Życie towarzyskie, intymne, zawodowe ...
A z drugiej strony jestem tak głupia, że mój durny mózg mówi: "nie daj się, przecież TY to nie twoje ciało, naprawdę jesteś inna, jesteś fajna, masz przyjaciół ...
Tak, ale zamykam sie w sobie, zaczynam unikać wszystkiego co dawniej było dla mnie czymś super. Dążyłam do spotkań z dawnymi znajomymi, kolegami, koleżankami, a teraz ... tak naprawdę cieszę się, że nikt niczego nie zaplanował, a może??? tylko nie zostałam zaproszona...
Przynudzam, wiem. Staram się, a ten diabeł z boku mówi, daj spokój i tak ci się nie uda. A najgorsze jest to, że ja mogłabym Wam wszystkim wykłady strzelać jak być twardym i dzielnym bo sie opłaci. Dlaczego mnie nikt tak nie wesprze?? Mąż?? Najgorszy pomysł, to ostatnia osoba, która by mi pomogła bo czuję sie przy nim jak RZECZ, jak sprany sweter, taki ukochany, którego nie wyrzucam z sentymentu. Taki co go mam, ale już się w nim nie pokażę bo wstyd ....
"Ta zima musi kiedyś minąć..." czyżby?? jakoś wiarę w to tracę.
Zajadam śniadanie i w czerni widzę ten dzień, nie dietę mam na myśli, ale całokształt. Za oknem nie tak jakby się chciało, w pracy dopiero (powstrzymam epitety), ale co tam ...
MIŁEGO DNIA WSZYSTKIM
Trzymałam się diety cały tydzień. Dziś miał byc dzień, kiedy to dostrzegę sens i moja waga będzie mi przyjazna. A tu .... (brzydkie słowo cisnie się na usta) Przytyłam i to dużo. Zwyczajnie chce mi sie ryczeć.
Wierzyć mi się nie chce w to co się dzieje. Kupiłam mniejsze jeansy i znów są luźne. Jakie by to szczęście było jakbym naprawdę schudła tyle ile mi się marzy. Już jestem w szoku, że spadło mi 6 kg. Mój mąż-kusiciel troszkę mi teraz przeszkadza. A to winko, a to coś upichci przepysznego ... zabronić mu nie mogę, ale jakie to dla mnie ciężkie !!!
Muszę być twarda i jestem i będę...
Przeżyłam dwie godziny jazdy z instruktorem po 18 latach niejeżdżenia !!! Szkoda, że mój strach jazdy z moim najmilszym jest większy niż mi się wydaje.
Instruktor powiedział: "ty umiesz jeździć ale się boisz" - z mężem boję się jeszcze bardziej, sama też się jeszcze boję. Taka jestem "mądra" kogoś to bym przekonała w mig, że ma się odważyć - najtrudniej być psychologiem samego siebie.
Dzień czwarty właśnie mija, a ja??
Czuję sie lżej, dziś przesiedziałam cały dzień w spódnicy bez bólu... niedawno mnie uciskała już po godzinie !!!
Nie trace nadziei, gotuję sobie zalecane "mini" porcje i nie mam powodu do narzekań, naprawdę jest to do zaakceptowania.
Zaczęło się !!!
Specjalnie moim pierwszym dniem jest sobota. Mam dużo pracy w domu, sprzątam, piorę i GOTUJĘ.
Czuję lekką pustkę w żołądku, ale tkwię w nadziei, że za godzinę zjem solidny obiadek.
Wnioski po debiutanckim dniu??
1. Wcale do tej pory mało nie jadłam, teraz mam świadomość ile mi tak naprawde wystarczy i ile zjadałam ot tak bo było, bo było pyszne, bo dziecko zostawiło ....
2. Kupienie diety chyba nie było bezsensowne bo mam różne rzeczy do zjedzenia w ciągu dnia, posiłki nie są skomplikowane, szybkie i JADALNE.