Od ponad tęgodnia zabieram się za ten wpis, bo.... planki mnie pokonały. Startowalam z duzym zapasem, gdyż przystępując do wyzwania wytrzymywalam 110 sekund "deski", to jest tyle, ile przewidziane było po dwóch tygodniach wyzwania. Mimo to zaczęłam pokorniutko od początku. Po dwóch tygodniach doszłam do swego rekordu, powiększyłam do 120 sekund i koniec... Oczywiście miałam "obiektywne" przeszkody: z powodu intensywnej pracy nadwyrezylam mięśnie w plecach, ale nawet po ich odkwaszeniu progu 2 minut nie przekroczyłam. A kudy mi do 5 minut.... Przemyślałam to i doszłam do wniosku, że muszę się wzmocnić. Zatem zaczęłam chodzić na parkowa siłownię co drugi dzień. W te wolne dni masuje się bańkami i od przyszlego tygodnia wznawiam planki od miejsca, w którym je skończyłam. Jednak przyjmę wolniejsze tempo, bo potrzebuję na osiągnięcie celu 300 sekund więcej czasu niż założyli hardcorowcy w tabelce.
Poza tym ozywczy upał - letnie ciuchy na wieszakach. Swetry spakowane i zapomniane na nastepne kilka miesiecy. Przy tej okazji porządkuje i stresuje się, gdyż w ubiegloroczne spodnie nie wchodzę. Ale to tylko wzmacnia moją motywację do kontynuowania wyzwania. U mnie decydującymi czynnikami sa ruch i odwodnienie.