Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Do tej pory byłam przede wszystkim matką i żoną, moje potrzeby były zawsze na końcu, bo na pierwszym miejscu od zawsze jest moja rodzina. Czy byłam szczęśliwa? Tak, do momentu, gdy zobaczyłam siebie w normalnym lustrze;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 23165
Komentarzy: 333
Założony: 6 listopada 2012
Ostatni wpis: 14 lipca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
JAG6910

kobieta, 54 lat, Bełchatów

168 cm, 135.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 lutego 2014 , Komentarze (3)

Mała relacja...

25 lat temu dokładnie w tym samym czasie były moje zaręczyny..... Dokładnie w takich samych okolicznościach...
Być może dlatego tak się zaangażowałam, być może, a może napewno nie chciałam, żeby moja synowa poczuła się tak jak ja wtedy - jak się domyślacie nie był to najszczęśliwszy dzień mojego życia - ehhhhhhhhhh

Jutro wielki dzień - NARADA na najwyższym szczeblu.
Zaproszeni jesteśmy na 16, więc niedziela zleci nie wiadomo kiedy.
Biorąc pod uwagę, że jestem chora, to przeżywam podwójnie, żeby też moje zapalenie spojówek nie było odebrane jako płacz po stracie synka ;)

Dziś mąż mi powiedział takie zdanie:
Ciekawe, kiedy odetniesz pępowinę?

Hehehehehehe, drań, złośliwiec, sam ma ładnych parę latek i od mamusi portek nie oderwał, co oczywiście mu wypominam , hehehehehe

No cóż, trzeba powoli się przyzwyczajać, że już jednego synka mniej, albo może inaczej, jednej dziewczyny w domu więcej i już nie będę samotną Królową, hehehehehe

Wpis trochę filozoficzno - smutny - biorąc pod uwagę mój stan zdrowia - wybaczcie.....

Dziś byliśmy obejrzeć pierścionki, nawet mieliśmy szczęście i w drugim sklepie wpadł jej w oko jakiś, więc wróciłyśmy i zamówili sobie. Będzie we wtorek... Mają sobie urządzić kameralnie święto w Walentynki, a więc przejmują inicjatywę, z czego oczywiście się cieszę. Załatwiłam sporo, ale teraz pałeczkę oddaję młodym, niech sobie załatwiają resztę. Ja muszę schudnąć do wesela z 15 kilo, to jest teraz mój cel.....

Od poniedziałku dieta bez wygłupów i ćwiczenia.....
Nie ma opierdzielania:)))))))

Dziękuję Wam, że jesteście ze mną

Nigdy tak się nie otwierałam przed nikim i cieszę się, że mam przed kim

Buziaki:)))))))

5 lutego 2014 , Komentarze (12)

Hej moje Kochane Vitalijki
Nie wiem w jakim wymiarze, ale jak marnotrawna córka wracam na łono matki Vitalii..
Wracam znów, bo znów mam zamiar się podnieść.

Od jakiegoś czasu nie pisałam, bo musiałam się uporać z demonem mojej poprzedniej pracy, gdzie upodlono mnie do granic możliwości i pozbyto jak zużytego kapcia.
Wczoraj odbyła się ostatnia sprawa, jeszcze czekam na wyrok, ale mam nadzieję, że dostanę odszkodowanie. Nie chodzi mi w sumie o pieniądze, chociaż się przydadzą ( o tym za moment), ale głównie o to, żeby przytrzeć nosa mojemu poprzedniemu pracodawcy i udowodnić mu, że jego gierki zostały dawno przejrzane i nie ujdą mu na sucho.
Wyrok 18.02. i mam nadzieję, że korzystny dla mnie. Za dobrowolnie trzymane kciuki będę oczywiście wdzięczna - żebyście nie musiały cały dzień, to tak w okolicy 14.20:)

A teraz pora na dobre wiadomości:

Dla tych, co mnie znają mniej małe info wprowadzające - mam 44 lata - od 21 stycznia tego roku zresztą , trzech dorosłych synów, w wieku 25,24,21 i posiadaczką obrączki i dodatku do obrączki w postaci mojego kochanego męża, który oczywiście czasami mnie wnerwia jak to facet, ale i znosi moje humorki, za co go naprawdę podziwiam, chociaż bywa wkurzający najbardziej w takie dni jak wczoraj...

Co się stało wczoraj?

DOWIEDZIAŁAM SIĘ, ŻE WE WRZEŚNIU ZOSTANĘ BABCIĄ

Moja najmłodsza latorośl wyprzedziła swoich braci i uszczęśliwił mnie wczoraj taką wiadomością.
No i reakcja mojego męża - hmmmmmmm- neutralna bym powiedziała.....
No szlag mnie trafił, bo przecież czasu mało jak chcą jakoś pozałatwiać różne formalności przed porodem, ale do mojego Pana męża jakoś to nie przemawia. Martw się kobieto sama, on znów w okopy...
No ale cóż, nikt przecież nie jest idealny, pociągnę znów ten wózek, co za wyjście???

No to się wygadałam:)))))
A gdzie odchudzanie????? Gdzieś jednak ciągle w tle jest:)))))

A na dobry dzień dla Was:


Buziaki:))))))))

28 października 2013 , Komentarze (9)

Okazuje się, że można, mimo wszystko można, jak się oczywiście chce :)

Wczoraj złożona przysięga, a już dziś kombinowałam - ot ludzka natura...

Jak to się stało?
No właśnie....
Wróciłam przyzwoicie z pracy, zabrałam mojego faceta na duże zakupy, bo w sobotę robimy imprezę imieninową, więc cały tydzień już rozplanowany....
Nawet się nie pokłóciliśmy, co się rzadko na zakupach zdarza, a może nie zdarzyło się prawie nigdy, a jednak dziś był ten dzień, że również nie padło żadne złe słowo, ani z mojej strony, ani z jego;)
Jak wracaliśmy i planowaliśmy resztę dnia, to powiedziałam mu, że mam zaplanowane pół godzinki na rowerku i o złożonym tu wczoraj ślubowaniu. No i jak wróciłam do domku, rozpakowaliśmy zakupy, coś tam zjedliśmy i zaczęłam kombinować.....
Co zrobił mój mąż?
Powiedział, że jeśli nie dotrzymam Wam danego słowa, to on osobiście Wam o tym napisze....
Hmmmmmmmmmmmm
Szantażyk, ale jaki skuteczny......

Melduję więc wykonanie zadania w dniu dzisiejszym, tj.:
- dieta utrzymana mimo wyjazdu,
- rowerek zaliczony i to ambitnie, bo zamiast 30 min. na początek podniosłam sobie do 35 i dałam radę, mimo, że bolą i ręce i troszkę mięśnie (prawie zero ruchu w ostatnim czasie).

I to wszystko w dniu, kiedy dostałam @.
Jestem z siebie zadowolona i oby tak dalej......





27 października 2013 , Komentarze (11)

Zrobiłam sobie mały urlop..... Urlop okropny w skutkach, bo mam 12 kg do przodu, ale chyba tak musiało być, żeby kolejny raz sięgnąć dna i kolejny raz trzeba było się podnieść....
To moje podnoszenie trwa trzeci rok...

Nie chcę się usprawiedliwiać, ale mam ciężki rok za sobą...
Ja, osoba leczona na depresję niestety mam takie momenty w życiu, że pająki wciągają mnie za obraz i wtedy nie istnieje dla mnie nic i nikt - no może dla dzieci potrafię się spiąć na moment, ale mam wrażenie, a  nawet pewność, że w tym czasie jestem sama dla siebie katem. Za co się karzę? Sama nie wiem, może za całokształt?
Nie będę się nad tym rozwodzić , na kozetce u pani psycholog przepracowałam parę faz swojego życia, łącznie z podstawami mojego nieszczęścia - dzieciństwem, które powinno być sielskie i anielskie.....

Koniec jednak z tym....

Co mnie spotkało w tym roku złego:
- debilny nowy szef mobbingujący mnie w pracy (jak bardzo debilny okazało się na rozprawie w sądzie, bo boksuję się z nim troszkę),
- likwidacja etatu - efekt "dobrych" stosunków z debilnym szefem,
- śmierć bliskiego przyjaciela - to mnie zabolało najbardziej - minęło już pół roku jak go nie ma....
- nawrót depresji - na szczęście obyło się bez antydepresantów, ale był czas, że bez Ksenny nie zasnęłam...

Co dobrego:
- dobre wyniki syna, przed nami bardzo ważna kontrola w grudniu, ale wierzę gorąco, że będą dobre,
- udany jego powrót na studia i sukcesy na polu zawodowym,
- moja nowa praca (może nie mam powodów do euforii, bo łatwo nie jest, ale spełniam się, nie nudzę i mam umowę na stałe, więc stabilizacja),
- lepsze o niebo samopoczucie..

Ma być lepiej....
I mam nadzieję, że będzie....

Poprzeglądałam wczoraj pamiętniki, wpisy i naprawdę dziewczyny da się, tylko trzeba chcieć i być konsekwentnym , a nie pozorować działania..

Uderzam się w piersi, podnoszę dwa paluchy i ślubuję, od jutra biorę się znów za dupsko.

Aga*


17 czerwca 2013 , Komentarze (11)

Hej Laseczki

Staram się zacząć optymistycznie, ale każdy powrót jest trudny, dla mnie ostatnio okazał sie szczególnie. Masa różnych powodów, gdzie skręciłam gdzieś w boczną ścieżkę i zgubiłam drogę główną prowadzącą do celu....

Najważniejszy i dla mnie najboleśniejszym, to jutro mija miesiąc od śmierci kogoś bardzo mi bliskiego. Pomarudzę, ale przecież po to jest ten pamiętnik. Jest on dla mnie bardzo ważny, bo nie chcę celowo napisać, że "był", gdyż wierzę, że jest ze mną dalej, tylko nie usłyszymy się już, nie zobaczymy tu na ziemi, nie dostanę kolejnego "kopa w żyć", nie doda mi nikt otuchy, bo po prostu trudno wypełnić tą pustkę.... Tylko nie zdążyłam mu tego powiedzieć. Wiem, że dziwnie wygląda, mężatka rozpaczająca po śmierci przyjaciela, ale to naprawdę był mój osobisty anioł stróż, który nie pozwalał mi na panikowanie, trzymał w ryzach i przywrócił wiarę w ludzi. A teraz go nie ma i muszę stawić czoło światu sama...

Od stycznia zawaliłam odchudzanie. Nie wiem, co się stało? Czy zmęczenie materiału, czy też po prostu zbieg głupich zdarzeń, a może jedno i drugie?

Nie mogłam się do tej pory zebrać, a przecież muszę. Tyle już zrobiłam, szkoda mi tego wysiłku, jesli by miało się skończyć na tym , co jest.

A już ostatnio położyłam i dietę i ćwiczenia, bo jak nie ma efektów, to nie ma motywacji,  a jak nie ma motywacji - to wielka dupa:))))))

Koniec jednak z użalaniem się, pora otrzeźwieć i zabrać się za solidną robotę.

Wyczytałam w pamiętniku u kogoś, że dietę potraktował jak zalecenia lekarza, powiem, że przemawia to do mnie i od jutra spróbuję tak do tego podejść. Czy mi się uda?

Musi!!!!!

Wiecie dlaczego?

Bo jestem cholernie silna babka i uparta bardzo i mam w nosie, co ludzie gadają, ja chcę i będę szczuplejsza i bardzo, ale to bardzo chcę zobaczyć ich miny, gdy już nie będę musiała się wstydzić za żadną górną czy dolną fałdę

Zmykam do swoich zajęć i jestem z Wami Kochane współtowarzyszki niedoli

Przepraszam za taki szmat ciszy i obiecuję , że częściej będę pisać, słowo harcerki

27 marca 2013 , Komentarze (6)

Tak Kochane, mąż mi zafundował wieżowiec i nic kurna nie robię od tygodnia tylko sprzątam.
26 okien do mycia - macie pojęcie, ale zostało mi jeszcze "tylko" 4 , słownie : cztery sztuki


Teraz dopiero doceniam ile mi pomagali synowie jak byli w domu, a tak przyjadą pojutrze i chciała bym, żebyśmy mogli sobie już świętować, przecież to dom, niech kojarzą go ze świętami,a nie ze sprzątaniem itd...

Co u mnie - kiszka, aktualnie koleżanka @ się zagościła, więc oprócz spalania kalorii przy sprzątaniu, czytaj w większości przy myciu okien i wieszaniu firanek , na żaden inny ruch nie mam już ani siły ani ochoty.

Postanowiłam olać dietę Vitalii, według mnie sory, ale to ściema totalna. Kto te diety układa??? Roboty??? Ostatnio zaordynowano mi diety ponad 2100 kcal - czy ogłupiała laska??? Widzi po wynikach, że tyję, a nie  chudnę i zwiększa mi kaloryczność???

Spinam się i od wtorku poświątecznego przerzucam się na inną dietę i ostro zaczynam ćwiczyć - przecież wiosna już puka.

Odchudzanie to jedyna gra, – w której ten ,który traci wygrywa

TAK SIĘ ZWAŻĘ W SOBOTĘ, MOŻE WRESZCIE ZOBACZĘ ŁADNY WYNIK, HEHEHEHE


A ja straciłam ile czasu???




Odchudzałam się dwa tygodnie – Straciłam aż 14 dni

18 marca 2013 , Komentarze (7)

Hejka,

dawno nie pisałam, porzuciłam pamiętnik, bo co tu niby pisać??? Dietę trzymam, ale mi waga stanęła i stoi sobie już 3 miesiąc. Nie wiem ile wytrzymam jeszcze, zagryzam zęby i walczę, ale to niezmiernie trudne. Poza tym zaliczyłam porządnego doła, bo jak nie ma efektów, to trudno o optymizm. Cały poprzedni tydzień nie ćwiczyłam - każdy pretekst dobry, żeby tylko nie wsiąść na rower chociażby, a kurz się zbiera, oj zbiera.

Karty na basen też wykupione i przedłużone abonamenty, bo się dupki nie chce ruszyć. Boże jak mi się nie chce nic kompletnie.

Nie wiem, czy miałyscie też taki kryzys, ja próbuję wykrzesać z siebie odrobinę chociaż zapału,ale się nie udaje, naprawdę :((((

Poza tym w pracy atmosfera wisielcza wręcz - jak dobrze, że wzięłam urlop od czwartku, siedzę i odliczam godziny, kiedy wreszcie nie będę musiała patrzeć szczególnie w jedną parszywą i fałszywą twarz.

Wiosna się też gdzieś zagubiła, mogła by już przyjść, bo przecież nawet opału powoli zaczyna brakować. Ponoć przyleciały już bociany, więc wiosna tuż tuż..... Puka do naszych drzwi, czy ja już nie słyszę nawet tego???

Wpis dziś depresyjny - wybaczcie, ale smutanie to ostatnio moje drugie imię ;)

5 marca 2013 , Komentarze (7)

Kochani:)

 

Miesiąc nie pisałam, bo nie mam co. Walczę dalej, wyników brak

No cóż, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.

Napisałam długaśnego posta i mi zżarło, więc może jak znów złapię wenę?

Buziaczki dla Wszystkich i podziwiam i pozdrawiam wszystkie walczące dusze;))))

 

3 lutego 2013 , Komentarze (4)

Hej,

ponieważ sporo dziewczyn nie wie jak robić prawidłowo brzuszki i pisało kilka mi na priv, oczywiście odpowiedziałam, ale postanowiłam link do stronki dać i tu, żeby więcej dziewczyn skorzystało, bo właśnie człowiek musi korzystać z wiedzy innych, mądrzejszych. Ja ten namiar też dostałam od innej koleżanki odchudzającej się, więc się dzielę.

Oto link:

http://www.youtube.com/watch?v=Zt4B1qxEucE

Dziewczyna na swojej stronce udziela wielu porad, w tym również kulinarnych, dietetycznych, znajdźcie sobie ją po nazwisku, bo konkretny namiar mam w pracy;))))

No i powodzenia w brzuszkowaniu:))))))

2 lutego 2013 , Komentarze (8)

Moja spowiedź

Nie mam czasu pisać codziennie w pamiętniku, ale dziś postanowiłam podsumować chociaż tydzień. Tydzień generalnie na plusie, bez większych wpadek, choć się zdarzają czasem. Tydzień trudny, bo w pracy mi się coś tam kiełbasi i musiałam jechać do centrali, więc i delegacja była po drodze i to pewnikiem z tego powodu waga lekko poszła w górę w stosunku do tego, co pokazała w tygodniu, ale się tym nie martwię, bo i tak w porównaniu do tego , co było tydzień temu pokazało 1,5 kg mniej.

Dobre i tyle, ważne , że do tyłu.
Liczyłam na większy spadek, ale cieszę się i z tego.

Najważniejsze, że ćwiczę, wróciłam znów do brzuszków, a powrót ten zawdzięczam koleżankom z innego forum, a szczególnie jednej, która podpowiedziała, gdzie zobaczyć jak się takie brzuszki prawidłowo robi, bo okazuje się, że robiłam źle i dlatego tak się do nich uprzedziłam. Pierwsze serie poszły po 60 szt, później 100, a wczoraj już zrobiłam 120. Będę zwiekszać jeszcze jak się da, bo czuję, że jednak brzuch pracuje. Poza tym, to doczytałam się na kafeterii, że trochę inaczej dziewczyny kręcą na rowerku stacjonarnym. Ja sobie kręciłam na najniższym obciążeniu, bo swego czasu takie miałam zalecenia od dietetyka, ale teraz skupiam się na tym, żeby kręcić w odpowiednim pulsie, który dla mnie wynosi min. 126, a maks. 140. Dziwne, ale to działa i schodzę wreszcie z rowerka spocona jak mysz.

Może więc to wszystko razem zacznie przynosić jakieś efekty. Dowodzi to jednak niezbicie jak ważny jest kontakt z ludźmi i wymiana informacji. No i to wsparcie, które od Was Kochani otrzymuję jest bezcenne, nikt inny nie potrafi tak zrozumieć osoby odchudzającej się, jak inna walcząca z sadełkiem.

Dziękuję z całego serducha i proszę o więcej. Ja też się staram i będę się starać wspierać Was jeszcze mocniej.
Marzenia – Warto je mieć

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.