Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

24 lata. Zmagam się z otyłością od gimnazjum. Waga w czerwcu dobiła prawie setki. Zdołowało mnie to. Długo zbierałam się, by zmienić coś w swoim życiu. Aż w czerwcu 2014 roku zaczęłam dietę z pomocą dietetyka. Schudłam 10 kg. Aktualnie odchudzam się sama, bez pomocy dietetyka. Mój cel to 65 kg do czerwca :) W koncu na swoje dobro, zapracowujemy my sami! Nikt inny za nas tego nie zrobi!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6836
Komentarzy: 34
Założony: 7 listopada 2012
Ostatni wpis: 20 maja 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Kakadu29

kobieta, 32 lat, Szczecin

166 cm, 62.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 maja 2016 , Komentarze (6)

Moje drogie! Musze sie pochwalic, bo az mnie energia rozpiera! 24 czerwca mina 2 lata odkad przeszlam na diete i zmienilam swoje zycie o 180 stopni! Dzis jest 20. Maja a 18. Maja stuknelo mi na wadze 69.8kg!! Jestem przeszczesliwa! A jeszcze wiecej radosci sprawa mi gdy przesuwam pasek odchudzania na jeszcze nizsza wage docelowa!!! 

Najwazniejsze jest to by wiedziec czego sie chce od zycia, do czego chce sie dazyc! Trzeba wyznaczyc sobie realne cele! Dazyc do nich krok po kroku! I miec radosc z kazdego wykonanego kroku! Nie traccie nadziei! 

Ja jestem przykladem tego ze sie da! A pamietam jak stanelam na wage i mialam prawie 3 cyferki na ekranie... Pomyslalam ze tragedia. Placz, zal, smutek... Nie ma co plakac! Trzeba sie brac do roboty! Bo kiedy placzemy w tym czasie mozna juz miec kilka kilogramow za sona!! A wiec dziewczyny moje! Do dziela! 

Brak motywacji? Brak energii? Brak Sily?

Piszcie do mnie!! Ja was zaraz zmotywuje!!! Oł jeaaaa!!! 

WSZYSTKO JEST MOZLIWE! KAZDE MARZENIE JEST DO SPELNIENIA! TRZEBA TYLKO CHCIEC!!! 

Buziaki!! Trzymam kciuki za Was!!! 

7 stycznia 2016 , Komentarze (11)

Kochani! 21 kg na minusie! Narazie brnę do 70kg! A wymarzony cel do wakacji to 60-65kg!

Dodałam również aktualne zdjęcie do pamiętnika, przy wadze 75 kg i wzroście 166cm  :)

Jeszcze nie jest tak jak bym chciała.... Ale najważniejsze jest to, że mam siłę i motywację by osiągnąć swój cel, a co za tym idzie swoje marzenie!

Dziewczyny! Nigdy się nie poddawajcie! Czasem są gorsze dni! Ale tak jak te gorsze, są też lepsze i trzeba walczyć o to by tych lepszych było jak najwięcej!

Człowiek czuje się najbardziej szczęśliwy, gdy akceptuje siebie i kocha siebie. Żeby być szczęśliwą najpierw trzeba zacząć od budowania szczęścia w swojej głowie.

Nie traćcie sił i miejcie energię do walki z nadprogramowymi kilogramami! Da się!

Efektem ciężkiej pracy jest pełne szczęście dla samej siebie! :) 

7 września 2015 , Skomentuj

Podjęłam decyzje. Świadomie.
- Cholera, przecież ta decyzja zagraża mojemu życiu...- myśli się kłębiły.
Właśnie te myśli krążyły wokół mojej głowy. Decyzja podjęta.... ale? Co dalej? Jechać, czy nie jechać? W końcu wakacje zamówione. Ale co z tego. Brzuch jak bolał tak boli... Co prawda mniej. Ale nie mogę narażać swojego życia dla tygodnia przyjemności.

Decyzja jednogłośna: Konsultacja u drugiego lekarza.

Pojechałam za godzin kilka do lekarza za miastem. Decyzja? Ta sama. Wyrostek robaczkowy. Do wycięca. Mam przyjechać do szpitala jutro wieczorem a pojutrze rano operacja.
Stres, smutek, żal- emocje, które spędzały mi sen z oczu.
- Ale co ja mam robić?Zdrowie jest najważniejsze. Nie chce operacji. Ale to boli. Hmmmmm...- chwila namysłu.
- Podejmę się operacji raz i będę miała spokój na całe życie, będzie bolało, będę dochodziła długo do siebie, stracę miesiąc jak nie lepiej wakacji, nie pojadę na urlop za granicę....- myśli pędziły jedna za drugą.
- Halo, halo?Jest tam rozsądek? To moje zdrowie. Zdrowie mam jedno. Czas zadbać o  siebie, o swoją przyszłość. 

Tak. Decyzja jednogłośna- podejmuję się operacji.

Pobyt w szpitalu był pierwszym moim pobytem (wydawałoby się tak długim, a naprawdę krótkim, bo zaledwie 5 dni) właśnie w takim miejscu. Strach towarzyszył mi o każdej porze dnia. Chyba tylko wtedy mnie opuścił, gdy byłam nieświadoma po narkozie.

Wszystko w szpitalu odbierałam bardzo przykro. Ci ludzie- wszyscy cierpią, wszyscy są chorzy. Ja- ledwo idę do toalety, wszystko mnie boli, nie wiem co się dzieje dookoła mnie. W końcu szpital to niecodzienny widok, ale jeśli ktoś już tam trafi na dłużej , to zapamiętuje ten obraz na długo....

Miesiąc rekonwalescencji.Dieta- lekkostrawna, nie obciążać się, nie uprawiać sportu, mało stresu (a to tak można?!) i bla bla bla. Miesiąc ten spędziłam książkowo- robótkowo. Zagłębiłam się w swoje pasje. Jako, że jestem fanką kina, nadrobiłam kilka zaległych tytułów.
I proszę! Minęło szybko? Na pewno tak!

Kiedy powróciłam na dobre na Vitalię- bo wcześniej pojawiałam się i znikałam- ważyłam 86 kg. Po tych wszystkich przejściach ważę dziś 79,9 kg. Bardzo się cieszę że udało mi się schudnąć w końcu do wagi z "7" przed. Niestety wadą jest to, że schudłam takim kosztem. Niby dobrze niby źle?

Dla mnie BARDZO dobrze! I się z tego cieszę niezmiernie! Dochodzę do zdrowia, powoli dołączam ruch i staram się dbać o moje zdrowie. Bo zdrowe mam jedno. Każdy z nas ma jedno. Dlatego warto dbać o nie.I nawet jeśli żyjemy przyjemnościami przyziemnymi, materialnymi, to zawsze trzeba pamiętać że nasze zdrowie też czeka na przyjemności! Na odrobinę ruchu, na zdrowe jabłuszko, na szanowanie jego! Więc dziewczyny! Żadne fast foody, Coca Cola, słodycze nie dadzą nam przyjemności! Jest to przyjemność powierzchowna! A zdrówko na tym ubolewa! 

A więc pielęgnujmy nasze ciało i ducha a zdrówko na pewno nam kiedyś "podziękuje" w przyszłości!

5 września 2015 , Komentarze (1)

Moje drogie, wchodzę tu! Patrze tam! A wpisu ni widu ni słychu. Wcięło go bezpowrotnie- został jedynie urywek! Grrrr ]:> Co prawda pisałam go na telefonie, ale to nie znaczy, że moje wypociny musiały zostać ucięte! Ehhhh... Złośliwość rzeczy martwych :?

Może napiszę jeszcze raz to co miałam zawrzeć w poprzednim wpisie! 

Wakacje zaczęły się zgodnie z planem- z tego względu,że jestem osobą bardzo zorganizowaną, zawsze staram się by wszystko szło po mojej myśli i wedle mojego planu (choć nie zawsze jest to możliwe, tak jak np. podczas tych wakacji).

Na początku miesiąca praca, ustaliłam sobie dietę o której pisałam dwa posty niżej. Dzięki trzymaniu się moich własnych zasad zdrowego odżywiania udało mi się zrzucić (jeśli dobrze pamiętam) około 2 - 2,5kg w dwa tygodnie. Po przepracowaniu dwóch tygodni nastąpił pewien przełom. Nie, nie był to przełom korzystny.Wróciłam do domu, jak co dzień pojechałam do sklepu po produkty na obiad- dietetyczny rzecz jasna (jako, że w domu wszyscy trzymają jedną dietę- typu "co Mama zrobi to jemy"). Wróciłam do domu. Zabieram się do pichcenia. Nagle ból. Brzucha? Żołądka? Wrzody? Co to jest?
- Pewnie jestem głodna, przejdzie jak się najem - pomyślałam.
I tak też zrobiłam. Z obawy, że mój brzuszek jest biedny i głodny- nakarmiłam go pysznym wartościowym obiadkiem.
Pfff... Żeby to coś dało.... Brzuch dalej bolał. Po godzinie już ledwo chodziłam. Po dwóch już kładłam się do łóżka półświadoma. Pomyślałam, że ten obiad, który zrobiłam wcale nie był taki wartościowy! W końcu... Od dobrego jedzenia brzuch nie boli...
Kolejne godziny leżałam i kwiczałam z bólu. Rodzice pełni obaw (bo nic  się nie poprawiło- No spa itp.) zawołali lekarza. On stwierdził natomiast, że to nic innego jak wyrostek.
-Otóż to! No tak! Przecież już mnie trzeci raz tak mocno boli brzuch w bardzo charakterystyczny sposób- przeszło mi przez myśl.
O północy jazda na SOR- wywiad, badania, leki, kroplówka.
-Jutro ma się tutaj Pani zjawić o godzinie 9 rano. Na dalsze badania, ponieważ nie wiemy co to jest. Badanie USG nie wskazuje na wyrostek robaczkowy, lecz CRP (149!) wskazuje na stan zapalny w organizmie- odrzekł lekarz.
- Czy licho nie śpi? Czy mam pecha? Jutro w środku nocy mam jechać na wakacje za granicę, wszystko ustalone, zapłacone, wakacje marzeń zaplanowane! Co robić?- pomyślałam.

Następnego dnia zjawiłam się na kolejne badania. Tym razem przywitał mnie chirurg- bardzo pozytywnie nastawiony pan doktor na rozbełtanie mi brzucha. (Jak każdy chyba doktor tej profesji...)
- To jak proszę Pani? Bierzemy Panią już dziś do szpitala. Operujemy. Poleży Pani ile trzeba i nie będzie problemu.
- Ale.... ale..... ja mam dziś w nocy jechać na wakacje....(?)
- Jak Pani uważa. Decyzja należy do Pani. Uważam, że wyrostek jest w stanie zapalnym i jeśli nie operujemy Panią w ciągu kilku dni, a wybierze się Pani za granicę, być może niedługo przeczytam w gazetach, że młoda polska turystka zmarła na wyrostek tam i tam. Bo nie chciała się podjąć operacji. 
Ta rozmowa nie należała do budujących. Lekarz wzbudził we mnie strach i lęk. Bałam się o swoje życie, a wakacje były dla mnie bardzo ważne,wszyscy wyczekiwaliśmy urlopu od kilkunastu tygodni.
- Jaka jest Pani decyzja? - odrzekł lekarz dość zirytowanym tonem.
- Panie doktorze.... Ja.... Ja się nie podejmę tej operacji.
- Dobrze, rozumiem. Żeby tylko potem Pani nie mówiła, że nie ostrzegałem.
Po chwili lekarz przyniósł odpowiednie dokumenty. W pełni świadoma podpisałam się pod oświadczeniem, że nie wyrażam zgody na leczenie. 

Co było dalej? Musicie poczekać aż nabiorę sił na kolejny wpis ;)

3 września 2015 , Komentarze (1)

Moje drogie, dlugo mnie tu nie bylo. Niestety z powodow niezaleznych ode mnie. Planowane, dlugo wyczekiwane wakacje zamienilam na szpitalne lozko.

21 lipca 2015 , Skomentuj

Hej kochane! Rozpiera mnie energia, więc muszę się z wami podzielić informacją, że dzisiaj w końcu moja waga wskazywała mniej niż 85kg. Waga ta była dla mnie zmorą odchudzania. Czemu? Po półrocznej przerwie od dietetyka i przejścia na własną dietę nie mogłam zrzucić wagi poniżej 85kg. Wizyty zakończyłam w styczniu.Później stosowałam własne zasady. Niestety nic z tego nie wychodziło. Waga przez pół roku wahała się od 84 do 87kg. A dziś? Jest 83,7kg!!8)

Dotarło do mnie dzisiaj jakie błędy popełniałam  w codziennym żywieniu. Pozmieniałam pewne elementy diety, ustaliłam reguły i dodałam dużo ruchu w ciągu tygodnia. I proszę! W końcu efekty! Od czasu zastosowania zmodernizowanych zasad minęło półtora tygodnia. Zmieniło się wiele rzeczy:

  • poszłam do pracy, co skłoniło mnie do odżywiania się regularnie.Stałe zajęcie w ciągu dnia- zero myślenia o jedzeniu! Prosta zasada: Gdy nie myślimy o jedzeniu, jesteśmy zajęci- nie myślimy o głodzie!
  • piłam duże ilości wody, gdy tylko poczułam,że zasychają mi usta. W moim przypadku duże ilości wody to nawet 3,5 litra dziennie. Tzn. w moim przypadku wyglądało tak od zawsze :D Butla 5 litrowa w upały znikała w dzień- półtora!
  • Na I śniadanie jadłam normalnie pieczywo ciemne z odrobinką masła (tutaj stosowałam bułkę fitness z Lidla), na to serek biały light też z Lidla (ma bardzo małą zawartość tłuszczu na 100g), dużo warzyw (rukola, szczypior, pomidor,ogórek, papryka). Ostatnio zrobiłam kanapkę z tym serkiem i dodałam wyjątkowo maliny! Kanapeczka dobra i słodziutka!
  • Na II śniadanie jadłam albo ciemne pieczywo z warzywami albo przegryzałam owoc(brzoskwinia, maliny (garść), truskawki (też garść), banan i do tego około 100-150ml domowego koktajlu owocowego na bazie kefiru (nie słodzony).
  • Na obiad (gotowany w domu po przyjściu z pracy) starałam się dobierać węglowodany (kasze, makaron, ryż), z kurczakiem, indykiem, wieprzowiną. Najczęściej moje obiady były w formie leczo/ sosu z warzywami. Dzisiaj zrobiłam makaron pełnoziarnisty ze szpinakiem z przepisu ogólnodostępnego na Vitalii ( http://vitalia.pl/index.php/mid/118/fid/1480/diety...
  • Na kolacje: nie jadłam węglowodanów- wszelkie pieczywo out! Robiłam sobie często albo jajecznice z warzywami (szczypior, pomidory) albo warzywa gotowane z sosem czosnkowym (na bazie jogurtu naturalnego) albo najczęściej serek typu grani ze szczypiorkiem i pomidorem. Główna zasada: warzywa lub nabiał, jajka.
  • I przede wszystkim ruch! Starałam się ćwiczyć około 4 x w tygodniu. Gdy czas na to nie pozwalał: 2-3 razy. Spodobała mi się TABATA. Gdy ćwiczyłam 4 x w tygodniu 2-3 razy była to tabata, natomiast raz w tygodniu ćwiczenia siłowe np. Mel B (zestaw na brzuch, nogi, pośladki- 3 x po 15 minut).
  • Jeśli chodzi o pory jedzenia posiłków. Jak już wspomniałam jadłam co 3 godziny, zdarzało się co 2,5. Śniadanie do godziny po przebudzeniu. Kolacje 3 godziny przed snem.
  • Dodatkowo po kąpieli stosowałam olejek arganowy, by ujędrnić ciało i odżywić skórę.
  • Nie podjadałam między posiłkami! Organizm traktuje wszystko (nawet to, co przekąsimy, czy spróbujemy podczas gotowania) jako posiłek i dostarczenie energii do organizmu!
  • No i jak mogłabym zapomnieć o słodyczach i wszelkim cukrze! Niestety od dzieciństwa uwielbiam słodycze, a odstawienie ich było dla mnie wielkim wyzwaniem. W aktualnej diecie: ZERO SŁODYCZY!  Ewentualnie 2 kostki czekolady (mlecznej, gorzkiej, z dodatkami). Zero słodkich bułek, słodkich napojów, używania cukru, czekoladek, ciast, ciasteczek, lizaków, czipsów, i tak można by wymieniać i wymieniać. Nie powiem zdarzały mi się grzeszki! Ale wowczas starałam się dać z siebie więcej na treningu, czy też zminimalizować kaloryczność reszty posiłków. 
    A poza tym, jak wiecie, nic lepiej nie motywuje niż taki widok:


    Gdy mam chwilę zwątpienia, czy zjeść słodkie, czy nie, wyobrażam sobie jak mogę wyglądać albo po prostu- odpalam Internet ;)

  • Dodatkowo odstawiłam mleko.Ale to już kilka miesięcy temu. Po spożyciu bardzo źle się czułam. Wzdęty brzuch, rozdrażnienie, niekiedy ból brzucha, a nawet mdłości. Oczywiście nie każda z Was musi odstawiać mleko. Ja się czuję po nim źle, dlatego to zrobiłam.

To by było na tyle. Pewnie większość zasad znacie, czy też je stosujecie. Jedyne co mogę jeszcze dodać to, to, że przy diecie trzeba być skrupulatnym i liczyć dosłownie wszystko co się je, w jakim połączeniu, jak przygotowane i ile.

Trzymajcie za mnie kciuki, abym wytrwała i przekroczyła swoje dawno utracone na wadze 78kg (mój pierwszy cel)!!

Buziaki!!

21 czerwca 2015 , Komentarze (1)

Z dietą- przyznam- idzie mi słabo... znacznie gorzej niż z aktywnością fizyczną. Gdyby odchudzanie polegało jedynie na wysiłku a dieta byłaby dodatkiem to już dawno powitałabym rozmiar 38 :D Moją główną słabością jest podjadanie, ba! żeby tylko! Podjadanie czegoś słodkiego. Najczęściej robię to z nerwów.... A przecież powinnam się nauczyć czegoś innego w ramach redukcji stresu- zapewne wyszłoby mi to na dobre ;)

Przez ostatnie 2 tygodnie miałam znacznie więcej ruchu. Ganianie za dzieciakami na obozie i spływ kajakowy- nie ma co- zrobiły swoje. Od 5 do 7 godzin dziennie ruchu, jedzenie 3 posiłków dziennie, no jeden mały grzeszek się wkradł (batonik). Wracam do domu, staję na wagę: mniej o 2,3 kg. Radość! Ale co dalej? Nie mogę tego zaprzepaścić, trzeba brać się do roboty!

W związku z moimi dalszymi planami na odchudzanie zakupiłam młody jęczmień, liście papai, zieloną kawę. Staram się pić cały zestaw codziennie.

Młody jęczmień- Fuuuuj, okropny w smaku! Świeżo zmielona trawa :D Polecam pić z sokiem, bez niego raczej nie dacie rady :p

Liście papai- dobre na trawienie, nie wiem jak u innych, ale u mnie zmniejszają łaknienie

Zielona kawa- super sprawa! delikatna, smaczna, nie podrażnia żołądka. Najlepiej kupić zieloną kawę z aromatem- ja piję z pomarańczą

Zaraz zabieram się za trening: Focus T25- robiłyście? Ja dziś pierwszy raz.  A potem lecę na basen- popluskać się dla relaksu :)

14 maja 2015 , Komentarze (7)

Wczoraj naszła mnie ochota na coś słodkiego! Pierwsza myśl: Słodkie? Grzeszek w diecie, na co tyle ćwiczę? Nie po to leje się ze mnie pot litrami, by zajadać ciasta z kilkuset kalorycznym kremem! W związku z tym, postanowiłam zrobić ciasto czekoladowe z czerwonej fasoli. Dietetyczne i pyszne! :)

Oto przepis, którego użyłam:  (www.kuchnianawzgorzu.pl)

  • 1 puszka czerwonej fasoli 
  • 4 jajka
  • 2 łyżki oliwy
  • 1 saszetka cukru waniliowego
  • 200 g cukru trzcinowego 
  • 3 łyżki niesłodzonego kakao
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1/4 łyżeczki soli

Do posypania ciasta

  • wiórki kokosowe

Fasolę zmiksować lub zblendować. Dodać jajka i oliwę. Dalej miksować. Następnie dodać wszystkie suche składniki. Zmiksować. Przelać do okrągłej formy, wcześniej otłuszczonej i posypanej siemieniem lnianym (zamiast bułki tartej). Posypać na wierzchu wiórkami kokosowymi. Piec w temperaturze 180 st. C, przez około 35-45 minut.


źródło: emmagotuje.blogspot.com

Ciasto jest pyszne! Wczoraj upiekłam, a dziś zostały tylko okruchy. Choć dietetyczne to naprawdę godne polecenia! Nie brakuje mu nic do popularnego ciasta z mąki i tłuszczu, a powiedziałabym, że jest lepsze i mniej tuczące. 

Pychota!

13 kwietnia 2015 , Komentarze (2)

Po polrocznym odchudzaniu u dietetyka waga albo rosnie albo stoi. Czasem maleje ale potem znow wzrasta. Wizyty u doetetyka zakonczylam w styczniu a dzis kwiecien i waga nawet wieksza o 3 kg!! Rezultat jest taki ze nie mam motywacji do dalszego odchudzania. 

Cwicze 5-6 razy w tygodniu diete trzymam powiem szczerze srednio. Tu alkohol tam cos slodkiego..: moze powinnam byc bardziej rygorystyczna co do diety...? Nie wiem tylko jak sie zmotywowac... Jak zdecydowac ze nie ide po zajeciach na fast fooda tylko przygotuje sobie zdrowy obiad. Jak schowac wszystkie slodycze, zeby nie kusily? Chyba po prostu ich nie kupowac. Motywacja do cwiczen? Czasem jest , czasem sie zmuszam. Cwicze po prostu juz 3 tydzien a efekty srednie... Moze powinnam robic dluzsze przerwy miedzy treningami?

1 lutego 2015 , Skomentuj

Powróciłam do swojego starego konta, lecz postanowienia są wciąż niezmienne! Trzeba brać się do roboty i dążyć do celu!

Krótko, co się działo przez ostatnie dwa lata...

No to się działo, że dobrnęłam do wagi 96 kg, przez co totalnie się załamałam i straciłam wiarę w siebie. Miałam depresję, nie chciałam wychodzić z domu, unikałam kontaktu z koleżankami, bo wyglądały lepiej ode mnie. Po prostu się wstydziłam, że my- w tym samym wieku, a taka różnica sylwetki.

W czerwcu 2014r. wzięłam się w garść. Zapisałam się do dietetyka, do znanej sieci dietetycznej. Wnioski?

Zalety:

- udało mi się schudnąć 10kg w pół roku (wolno i stabilnie)

- początkowo poprawiła się cera

- czułam się lepiej w swoim ciele

Wady:

- osłabienie

- rozdrażnienie

- wypadanie włosów

- później pogorszenie się cery

- NAJWIĘKSZA WADA: eliminowanie pokarmów pełnowartościowych, przez co niedostarczanie odpowiednich mikro i makroelementów do organizmu, wspomagających jego funkcjonowanie! Wyjałowienie organizmu, Swędzenie, pieczenie, grzybica babskich spraw. Dieta monotonna i.... jako tako smaczna- pojęcie względne- zależy, czy się przyzwyczaisz, czy nie.

NIE, NIE, NIE! Odradzam zdecydowanie!

Przy diecie trzeba dostarczać wartościowych składników dla organizmu, po by organizm prawidłowo funkcjonował, by miał z czego czerpać siłę!


Aktualnie waham się pomiędzy dietą OXY (hiperbiałkową) a dietą Smacznie Dopasowaną.

Co prawda z wcześniejszą wersją diety białkowej (Dukana) mam złe wspomnienia, mimo dużego spadku wagi. Po prostu się przebiałkowałam, czego wynikiem było pogorszenie pracy nerek.

A dieta Smacznie Dopasowana? Niedroga, zdaje mi się pełnowartościowa i smaczna.

Proszę, jeśli jesteście na tej diecie, bądź byłyście, napiszcie mi w komentarzu, jakie są wasze spostrzeżenia. Zalety? Wady? Decydować się na tę dietę, czy nie?

Mam do schudnięcia jeszcze 20 kg. Chciałabym by była to dieta przede wszystkim pełnowartościowa, zdrowa, smaczna i nie monotonna.

Proszę o opinię! :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.