Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Do odchudzenia skłoniła mnie chęć bycia piękną ;) . Jak większość, chciałabym móc pokazać się na plaży nie tylko nie wstydząc się swojego ciała, ale i będąc z niego dumną.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 14282
Komentarzy: 294
Założony: 4 stycznia 2013
Ostatni wpis: 18 stycznia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Hera.

kobieta, 28 lat, Poznań

161 cm, 65.20 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Ważyć poniżej 60 kg na studniówce :D

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 grudnia 2015 , Komentarze (11)

albo i się cofa. Wczorajsze wyjście dało mi do zrozumienia że raczej powinnam zmienić swoje cele i nie robić sobie złudzeń. Cóż. Nie po raz pierwszy i pewnie nie ostatni.

Waga uparcie pokazuje 64.5 kg mimo, że jem tyle co nic. 

W każdym razie nie mam zamiaru się poddawać, na pewno nie. Dostałam Mikołaja z czekolady. Nie tknę go. Nie ma opcji!

5 grudnia 2015 , Komentarze (1)

A ja kieruję się w jej stronę coraz mniejsza - w końcu. Znowu nie wiem, dlaczego wcześniej nie mogłam się za to zabrać, no ale cóż. Ważne, że chudnę.

Jem pewnie trochę za mało, ale w granicach przyzwoitości, zresztą tak łatwiej mi się kontrolować. Oddawałam krew 2 dni temu i nic mi nie było więc na pewno nie jest źle ;)

Schudłam jakieś 5 kilogramów w niecałe 2 tygodnie, choć oczywiście wiem, że większość to woda. Teraz przez następny miesiąc schudnąć jeszcze z 6-7 i będzie idealnie ;) Pytanie czy wytrzymam - wiem jak to ze mną jest - dzisiaj wierzę, że mogłabym tak spędzić i z pół roku a jutro rzucę się na jakiegoś kebaba jakbym zapomniała dokąd zmierzam. Dokąd?

Do tego, żeby na tej studniówce pojawić się z chłopakiem, który mi się podoba i który czasem sprawia wrażenie, że może ja podobam się jemu. Przy okazji miło by było gdybym ważyła choć trochę mniej niż on, a to będzie trudne, bo on jest chyba najchudszą osobą jaką znam, niestety.

Do tego, żeby na tej studniówce czuć się najpiękniejszą wersją siebie. I żeby w ogóle być lepszą wersją mnie.

Do tego, żeby nigdy więcej nie denerwować się, kiedy muszę ubrać coś innego niż zwykle - żeby już nigdy nie czuć tego żalu i wstydu wyglądając jak dobrze utuczony prosiak.

Do tego, żeby być szczęśliwą - tak po prostu. Nie wiem, czy moja waga może to zmienić ale wiem, że na pewno utrudnia mi zmienienie tego - bo ujmuje mi pewności siebie, której kiedyś mi nie brakowało i spontaniczności - zawsze zanim coś zrobię, myślę czy przypadkiem coś mi się gdzieś przy tym nie wyleje, nie uwypukli, nie uwidoczni...

Jestem na dobrej drodze i to nie jest szczęście. To jest mój wybór. Po prostu.

15 października 2015 , Komentarze (1)

Niezdany egzamin na prawo jazdy tylko pogłębił dołek w jakim się znalazłam. Postanowiłam się pocieszyć w najgorszy możliwy sposób - tak, zgadłyście... Jedzeniem.

Niby cały czas mówię "od jutra" a później wytrzymuję po dwa dni.. Później 2 dni znowu dosładzam sobie życie i znowu walczę. O dziwo, dużo mi jeszcze nie wróciło. Jeszcze.

Nie wiem gdzie mam szukać motywacji, co robić. Właśnie mi się przypomniało, że motywacja to nie to czego potrzebuję. Brakuje mi silnej woli. Dlaczego? To nie jest tak, że nie chcę. Ale może niewystarczająco mi zależy? W takim razie co zrobić, żeby zależało mi bardziej?

Cały czas próbuję przetłumaczyć mojej pustej głowie, że chcę schudnąć, że od zawsze o tym marzę. Problem w tym, że jej najsprawniejszą częścią jest otwór gębowy, który w przeciwieństwie do mojego mózgu ciągle się zapełnia.

Jak chcieć tego bardziej? Podobno powinniśmy chcieć naszego celu tak samo jak oddychać - wtedy na pewno się uda. Chyba nie potrafię marzyć o tym tak bardzo, ale czy to znaczy, że na to nie zasługuję?

I nie mówcie mi proszę, że powinnam obniżyć poprzeczkę... Potrafię schudnąć, udowodniłam to już sobie. Wiem, jakie popełniam błędy. Znam swoje słabe strony. Znam też mocne. Wiem, że moje marzenia są realne. 

Mimo to bezustannie rujnuję sobie życie bez żadnego konkretnego powodu.

3 października 2015 , Komentarze (4)

Sobota powinna napawać optymizmem. Nie w moim przypadku. Straciłam już chyba wiarę, że mogę osiągnąć mój cel. Nadal sobie mówię, że to zrobię, że muszę to zrobić, że się da, że umiem, że potrafię. Ale już trudno mi w to wierzyć.

Zajmowałam się organizacją prezentów na dzień chłopaka i piekłam muffinki. Pewnie jesteście w stanie sobie wyobrazić - zostało mi trochę czekolady, no i miski do wylizania...a i babeczek wyszło mi zbyt wiele. Szkoda słów. Po prostu mi wstyd.

Później ciężko było mi się kontrolować. Może nie było tragicznie - przez tydzień przytyłam może  z kilogram. Tyle tylko, że miałam ten kilogram schudnąć a więc właściwie jestem 2 kilogramy w tyle... Potrzebuję jakiegoś porządnego kopa.

Z jednej strony chcę być z siebie dumna. Chcę patrzeć w lustro i nie czuć się zawiedziona. Chcę móc kupować ubrania i czuć się atrakcyjna. Chcę. Ale pracować na to jest już ciężej. 

Może jestem dla siebie zbyt surowa. Może powinnam zapomnieć o tym co było w tym tygodniu i walczyć o swoje szczęście - bo mój cel jest wart tej walki - przecież jestem tego pewna. 

Chcę taki brzuch <3

Nie wierzę. Nie wierzę! Kiedy to pisałam moja mama przyniosła świeże bułki. Rzuciłam wszystko i pobiegłam po jedną. Nie ważne, że przed chwilą jadłam śniadanie.  Nie ważne, że miałam w ogóle nie jeść jasnego pieczywa. Jestem żałosna.

26 września 2015 , Komentarze (2)

Wtedy coś pokręciłam, było 17 a nie 18 tygodni do zrzucenia ale i z kilogramami pokręciłam. A więc jeszcze raz:
Zaczynałam mając 69 kg,17 tygodni do studniówki i podobną ilość kilogramów do zrzucenia.
To było 2 tygodnie temu.
Teraz ważę 66,6 kg, do studniówki zostało 15 tygodni i 15 kilogramów.

Najlepsze, że byłam pewna, że minął dopiero tydzień O.o 
W każdym razie do tej pory schudłam ponad 2 kg a więc wszystko idzie po mojej myśli :)

Zaczęłam pisać w notatkach wiadomości do samej siebie i chciałabym się nimi z Wami podzielić, mi bardzo pomagają, więc może komuś też pomogą ;)
Oto one:

"Wiem jak uczynić samą siebie szczęśliwą. Wiem jak osiągnąć coś o czym marzę odkąd pamiętam. Teraz jest najlepszy czas aby to osiągnąć. Czy powód, dla którego chcę to zepsuć jest aż tak ważny? Wątpię aby taki istniał."

"To tylko kilka miesięcy podczas których będę na nowo odkrywać siebie i zaskakiwać innych. Zawsze się poddawałam i zawsze tego żałowałam. Mogę sprawić, że moje marzenia staną się rzeczywistością. Mogę zamknąć wszystkim usta. Mogę być z siebie dumna jak nigdy dotąd. Mogę udowodnić samej sobie, że jestem silna. Mogę też zrobić coś zupełnie innego, tylko dlaczego, skoro wcale tego nie chcę?"

"Potrafię mówić nie. Zarówno innym jak i sobie. To słowo będzie moją bronią na drodze do sukcesu."

"To nic nadzwyczajnego. Zwykłe działanie prowadzące do celu, który mogę i chcę osiągnąć. Mogłabym czekać dalej na cud, dalej przekładać to na później ale po co tracić choćby dzień z czekającego na mnie, szczęśliwszego życia?"

"Czy jutro nie będę miała na nic ochoty? Nie sądzę. Cały czas coś będzie mnie kusić i albo będę z tym walczyć,albo już mogę się poddać. To właśnie te"ostatnie razy" i "nic nieznaczące grzeszki" tyle razy sprawiły, że odpuściłam. Teraz mam swój cel. Realny. Nie ma opcji, która mówiłaby, że mi się nie uda. Muszę tylko żyć, pozostać silna i pamiętać czego pragnę."

Właśnie siedzę i jem kolejne śniadanie ( na mojej diecie jem 6 posiłków dziennie więc śniadania są jakby 4 :D, później obiad i kolacja - genialnie sprawdza się w szkole.) Nadal nie jestem w pełni zadowolona z tego co jem. Ale idzie mi coraz lepiej no i waga pokazuje, że nie jest tak źle. Wcale nie czuję, żebym robiła coś niezwykłego a jednak chudnę. 

Mam nadzieję, że Wam idzie równie dobrze, jeśli nie lepiej ;) 
Pozdrawiam i życzę wspaniałej reszty weekendu :)

19 września 2015 , Skomentuj

Cóż. Nie wiele mam do powiedzenia na temat tego tygodnia. Zabrakło zakupów z dietą w ręce i przez to jadłam cokolwiek a później, skoro jadłam cokolwiek, to jadłam wszystko. Wczoraj dopełniłam moją porażkę wizytą w Mc Donald's :(. No ale nie ma co się poddawać, w weekend robię porządne zakupy i walczę dalej, tym razem dam z siebie o wiele więcej. Obiecuję  ;) Tymczasem uciekam z domu bo siedzenie w nim nie sprzyja moim postanowieniom. 
ps. 8 paździenika zdaję egzamin praktyczny na prawo jazdy (martwy)

13 września 2015 , Komentarze (4)

18 tygodni i 18 kilogramów do zrzucenie. Da się zrobić ;)
Od jutra wracam na moją ulubioną dietę i jedzenie co 2 godziny.
Przynajmniej będę miała więcej energii :)

Martwię się trochę, że nie mam partnera... Ostatnio ktoś próbował mnie 'zesfatać' z kolegą z klasy (tzn. chodziło oto, żebyśmy poszli razem) ale jakoś stchórzyłam :| no cóż, zobaczymy co z tego będzie. Jeśli naprawdę uda mi się schudnąć te 18 kilogramów, będę ważyła jakieś 53. Chciałabym móc zobaczyć jak będę wtedy wyglądać. Muszę sprawić, że to stanie się rzeczywistością. To jest kolejny etap na mojej drodze. Mam nadzieję, że nie bez znaczenia. 

A Wam jak idzie? Najważniejsze, żeby szło w ogóle ;) Powodzenia! :D

31 maja 2015 , Komentarze (5)

Nie pisałam długo ale to nie znaczy, że nic nie robiłam. Jestem jakoś w 5 dniu 3 tygodnia diety, chociaż zjadłam podczas niej 2 tortille z kebabem i 2 lody. Cóż. Nie żałuję ani trochę, bo niczego to nie zmieniło. Zdecydowałam, że raz w tygodniu będę jeść coś 'zakazanego' i w miarę się z tym trzymam a moja waga wcale jakoś bardzo na tym nie cierpi. Prawda jest taka, że kaloryczność takiej tortilli i zwykłego obiadu wcale jakoś bardzo się nie różni. Czemu o tym piszę? Bo zazwyczaj kiedy zjadłam coś, czego nie powinnam, kończyło to całą moją dietę. Właśnie dlatego nie mogłam schudnąć. Teraz jest inaczej i wierzę, że w końcu dam radę, bo czemu miałabym nie dać? Nie jestem na żadnej "internetowej" diecie. Jestem na diecie ułożonej przez dietetyka, tyle, że dla koleżanki mojej mamy. Modyfikuję ją trochę pod siebie ale w większości jednak staram się jej przestrzegać. Jest idealnie. Z siłownią bywa różnie, ostatni raz byłam tam we wtorek ale to przez szkołę - trzeba wszystko poprawiać i brakuje mi już czasu, choć chęci oczywiście też, nie ma co się usprawiedliwiać. Najważniejsze, że chudnę. Nie chcę już stracić 10 kilogramów w miesiąc. Jeśli uda mi się to osiągnąć w 2-3 miesiące to też będzie bardzo dobrze. Jasne, że wolałabym mieć idealną figurę na lato. Tylko po mojej utracie 8kg w 2-3 tygodnie jakiś rok temu wszystko wróciło w 2-3 miesiące. Przecież nie o to chodzi. W końcu czuję, że jestem silna. Nie zawsze mam motywację ale brak motywacji nie musi oznaczać paczki ciastek w ręce. Kiedy nie masz motywacji jest ci trudniej ale możesz poćwiczyć samodyscyplinę. Polegając na samej motywacji niczego nie osiągniemy. Ona jest albo i nie niezależnie od nas. Czasem zastanawiam się, czy naprawdę chcę być chuda.. Może lepiej, łatwiej byłoby zostać taką jaką jestem. Móc jeść te wszystkie pyszne rzeczy. Nie. Nie lepiej. Jadłam je do tej pory i wcale nie było mi lepiej. Gdyby było nie zaczynałabym  żadnej diety. Trzymajcie się dziewczyny i nie poddawajcie z takich powodów. Choćbyście miały tracić 0,5 kilograma miesięcznie. Nie ważne. Nie ważne jak wolno idziesz, dopóki się nie poddajesz.

25 lutego 2015 , Komentarze (4)

Miałam już być o wiele szczuplejsza, zamiast tego wróciłam do mojej starej wagi. Moje ciało jest ładniejsze, bo chodzę na siłownię i zaraz też biegnę na zumbę ale kilogramów wcale nie ubywa. Nadal mam 4 brody i mogę nosić trzy staniki, jeden pod drugim. Ohh... Cóż. Chyba po prostu będę chodzić na siłownie a dietę postaram się unormować stopniowo zamiast przechodzić na "diety cud" (chociaż south beach naprawdę działa..) Przynajmniej z wysiłkiem fizycznym się już zaprzyjaźniłam. 
Z rzeczy pozytywnych w sobotę wybieram się do fryzjera i zamierzam zmienić moje długie włosy w tzw. "Lob'a" czyli dłuższą wersję bob'a. Podobno to najlepsza fryzura dla mojej twarzy, która jak w końcu odkryłam, jest w kształcie gruszki. Mam nadzieję, że będzie dobrze ;)

17 lutego 2015 , Komentarze (1)

To chyba nieuniknione ale wczoraj poległam po całości. Obudziłam się i czułam się fatalnie a moją pierwszą myślą po otwarciu oczu było kakao :P Ledwo wstałam i je zrobiłam - z normalnego kakao, nie miałam siły stać przy garnku i robić je z gorzkiego tak, żeby było dobre. Nie miałam nawet siły przełożyć poduszki a kiedy chodziłam, odbijałam się od ścian. Nie mam pojęcia czemu. Może przez to, że cały poprzedni dzień spędziłam na nogach - praca, zakupy, siłownia. Może łącznie godzinę spędziłam w domu. Nie wydaje mi się, żebym zjadła wtedy za mało, bo byłam na obiedzie w North Fish, ale kto wie... W każdym razie później już się czułam dobrze, ale wypiłam monte, zjadłam kilka chipsów (nawet nie garstkę) a później prince polo i 5 raffaello... cóż. dzisiaj wstałam i trzymam się już dobrze.. No i wczoraj mimo wszystko byłam na siłowni, co prawda niecałą godzinę ale byłam na dość ciężkich zajęciach (ABT? chyba, sama nie wiem) Będę już grzeczna, przynajmniej mam taką nadzieję. Jeszcze co najmniej tydzień na I fazie. Przecież dam radę.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.