Witajcie, co tam u Was?:)
Ja przez 2 tygodnie zajmowałam się nie tym co należy czego skutkiem jest odpuszczenie biegania... o zgrozo gorszej głupoty nie mogłam wymyślić!
Zachciało się robić w swoim życiu porządek, być megaaaa uczciwym uczuciowo i wprowadzać zmiany.. ale to wszystko za szybko, a jak to mówią co nagle to po diable.. w tym całym zamieszaniu straciłam gdzieś siły i chęci.. w tym czasie biegać byłam tylko dwa razy a przez całą resztę dni powtarzałam sobie że pójdę jutro, bo dzisiaj nie mam humoru, bo smutno, bo źle... jak mogłam zapomnieć że to bieganie przynosiło mi radość i ulgę?! Że mogłam się wyżyć i że zawsze jak wracałam z treningu było mi lepiej?
Na szczęście jest pewna osoba ( Vitalijka zresztą:)) , która potrafi podnieść na duchu i nawet jak się człowiekowi nie chce to uśmiechnie się mimo woli, a do tego jest pokręcona na punkcie biegania bardziej ( oj dużo bardziej) niż ja i nigdy nie odpuszcza! Tak więc dzisiaj przed umówioną wieczorną terapią;)( dla wyjaśnienia terapia polega na zaplanowanej imprezie:)) postanowiłam sprawdzić czy ja wogóle jeszcze mam coś takiego jak kondycja i poszłam pobiegać, pogoda była śliczna więc wykorzystałam okazję i przypomniałam sobie to boskie uczucie:D. Przebiegłam 2 razy po 20 minut z 3 minutową przerwą, tempo nie było zawrotne ale po tej przerwie to i tak ucieszyłam się że tyle dałam radę:).
Mam nadzieję że u Was nie było żadnych załamań, wpadek, smutków itp. a nawet jeżeli to że otrząśnięcie się z nich zajęło Wam dużo mniej czasu niż mi:).
Wagowo stoję w miejscu na razie więc nie ubolewam bo jak na 2 tygodnie nic nierobienia to i tak waga jest łaskawa.
Miłego wieczoru, trzymajcie się ciepło:)