Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 24509
Komentarzy: 186
Założony: 21 października 2013
Ostatni wpis: 20 lipca 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
doskonalosc

kobieta, 29 lat, Singapur

178 cm, 103.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 listopada 2016 , Komentarze (4)

No i jestem.

Odwyk od niego. Jest ciężko, czasem przeglądam jego konta na facebookach i innych. Skasował wszystkie wspólne zdjęcia. Boli. Brakuje mi jego. Ale z drugiej strony wiem, że to najlepsza decyzja po tym jak mnie traktował.

Ostatnio doszło do mnie, do jakiej tragedii moglo dojść, gdybyśmy jednak wzięli ślub, mieli dzieci, a on dalej byłby egoistycznym draniem. Dopiero teraz do mnie dotarło, ja bardzo mógł mnie skrzywdzić, gdybym dalej brnęła w tą relację.

Oczywiście on zwalił winę za wszystko na mnie, ale ja wiem, że to ja byłam lepszą połową tego związku i że poświęciłam i dałam mu naprawdę wiele. Dałam mu przede wszystkim miłość i szczerość.

Czuję się teraz bardzo samotna, nie mam przyjaciół, przytłaczają mnie studia, ale staram się żyć nadzieją. Nie chcę teraz wchodzić w żaden związek, bo nie jestem gotowa. Ale wiem, że za kilka miesięcy moje serce już się troszkę naprawi, on stanie się dla mnie neutralny, a ja będę mogła z czystą kartą zacząć coś nowego. Muszę przetrwać. 

Boję się. Chciałabym mieć chociaż jedną prawdziwą przyjaciółkę.. Na studiach ludzie są bardzo specyficznie, większość mojego roku to mężczyźni, ale jakoś niespecjalnie mam ochotę z nimi wchodzić w bliższe relacje.

Boli. Boli mnie gdy wstaję rano, gdy pomyślę o nim, gdy mam ochotę z nim pogadać. Ale staram się ograniczać te myśli. Staram się już nie podglądać, co u niego. Czas go totalnie wyrzucić.

Będzie dobrze. Przecież musi. Schudnę i utrę mu nochala. ;)

Podobno najciemniej jest tuż przed świtem...

2 listopada 2016 , Komentarze (7)

dziewczyny... serce bije jak oszalałe, jakby chciało wyskoczyć z piersi, z oczu płynie morze łez, a ja sama wyję jak wilk do księżyca...

zrobiłam to. urwałam tą toksyczną znajomość. W sumie, to nie sama...
Oczekiwałam od niego wsparcia, gdyż jestem na zakręcie życiowym. Chciałam jego, bo mu ufałam, bo kochałam.
On mnie kompletnie olewał, raz na tydzień było dobrze, raz w tygodniu fajnie spędzaliśmy razem czas. Reszta to kłótnie i jego obojętność wobec mnie.

Dzisiaj powiedział mi, że mam wypierdalać z jego życia, bo on ma dość moich problemów. Z gniewem w głosie wykrzyczał, że mnie kocha i mu na mnie zależy, ale nie będzie się przejmował moimi problemami.. Chciałam to naprawiać, ale w pewnym momencie powiedziałam tylko "okej, cześć." i odeszłam... Ucięłam kontakt. Jest mi cholernie źle, bo tuż przed tym jak usunęłam go z fejsa dodał post, jaki to on nie jest szczęśliwy.

A wiecie co jest najlepsze? Pomimo moich wszystkich problemów ja codziennie wspierałam jego. Robiłam wszystko, by było mu dobrze i dbałam o niego. A on potraktował mnie jak szmatę..

To przelało czarę goryczy. Wiem, że taki egoista jak on nigdy nie znajdzie tak troskliwej dziewczyny jak ja. Długo znosiłam to, że mnie poniżał. To, że wybijał się na mojej porażce. To, że wyżywał na mnie swój gniew, gdy miał gorszy dzień.
To ja go motywowałam do nauki, do rozwijania siebie.. Beze mnie tylko chlał... I wiem, że beze mnie wiele nie osiągnie..

Jest mi mimo wszystko przykro. Bo jednak jakby nie było, to on zawsze był pod telefonem. Mogłam się wygadać. Miałam do kogo zadzwonić,nawet żeby pomilczeć.

Boję się, że nie dam sobie rady. Ciężko mi na uczelni. Ciężko mi ze samą sobą.

Ale przetrwam. Choćby kurwa mać, nie wiem co - PRZETRWAM!

Zasługuję na szczęście, zasługuję na kogoś normalnego. I chociaż rany na serduszku będą się wolno goić, pomimo że będę płakać i tęsknić, to wiem, że dobrze zrobiłam, że kolejny raz nie błagałam go o to, żeby został. Że dobrze zrobiłam, że już się przed nim nie poniżam. Bez niego mi będzie lepiej. Tyle razy przez niego płakałam, on nawet się nie przejął. Tyle razy cierpiałam, a on miał to gdzieś. Jestem warta więcej, niż wieczne cierpienie.

Zaraz idę pobiegać żeby wyrzucić z siebie gniew.

Zdam te studia, o które on tak był zazdrosny, że na nie poszłam.

Trudno. Mam nadzieję, że będę jeszcze z kimś innym szczęśliwa. Ale czuję, że to była dobra decyzja.
Trzymajcie za mnie kciuki.

24 października 2016 , Komentarze (3)

Boję się że już nic dobrego mnie w życiu nie spotka..
Mój były znowu się nade mną znęca psychicznie... Wczoraj wzbudził u mnie poczucie winy, dzisiaj cały dzien go musiałam przepraszać. Chora relacja. Przyszłam wykończona z uczelni, popłakałam się i chcialam mu się wygadać, a on stwierdził że... mam skończyć pier***lić, bo ciągle tylko marudzę jak mi jest źle  i jemu się nie chce mnie pocieszać. A potem to już z górki: "nie mam siły Cię wspierać bo jesteś złą dziewczyną, to przez Ciebie jestem złym człowiekiem"
"pieprzysz, że sobie nie radzisz a mnie to mało interesuje bo i tak masz zdać"

Jestem wrakiem człowieka. Jak coś ogarnę na uczelni, nauczę się, to zaraz przychodzi milion nowych rzeczy i znów się gubię
On mial mi pomagać, a teraz rozmawiamy na skype, on widzi że płaczę od dobrej godziny i w ogóle się nie odezwał... przed chwilą na mnie spojrzał i stwierdził że mam skończyć ryczeć bo on mi nie pomoże

A ja dalej się łudzę, że będę miała w nim oparcie. W końcu to jedyna mi bliska osoba
A kompletnie ma mnie gdzieś..
Poniżam się przed wszystkimi jak ostatnia szmata. I tak też się czuję. Nie mam siły na nic. Nie wierzę,że spotka mnie coś dobrego.Codziennie to samo. Ten sam koszmar . Mam tyle obowiązków, że nie wiem w co ręce włożyć, a nie robię nic, tylko siedzę na ziemi i płaczę.
Nie chcę tak żyć. Czuję się jak ostatnia, upodlona szmata. A ja chcę tylko odrobinę miłości i wsparcia...
Wiem, że on jest okropnym dupkiem i że traktuje mnie gorzej niż gówno, ale nie chcę żyć sama z moimi problemami. Paradoks, bo on jest kolejnym problemem...
Nie wiem co zrobić ze swoim życiem.

16 października 2016 , Komentarze (5)

Na studiach jest ciężko. Przekonałam się o tym, gdy zaczęłam chodzić na przedmioty o których nigdy wcześniej nie miałam pojęcia. To, co mówią wykładowcy, słyszę pierwszy raz w życiu. 

Nigdy nie miałam nic wspólnego z kierunkiem, na którym teraz jestem. Przed maturą mój chłopak powiedział, że mój dotychczasowy cel i marzenie to burda, że się nie nadaję i że mam wybrać coś innego. No i nie przypadkowo wybrałam ten kierunek, na którym teraz jestem. On mi kazal. Mowil, ze to jest jego pasja. Ze on mi bedzie pomagał, bo on ogarnia temat. Że razem w przyszlosci otworzymy firmę skoro będziemy pracować w jednej branży.

W sierpniu zerwaliśmy. Potraktował mnie jak szmatę. Ale o tym już pisałam na forum. Nie jadłam, nie spałam, Wylądowałam w szpitalu przez wykończenie.  Nie chciałam bez niego żyć. Ale gdy wszystko wychodzilo na prostą, zaczęłąm się spotykać z ludźmi, zaczęłąm korzystać z życia, po miesiącu ciszy odezwał się on.

Odmieniony. Miał bardzo poważne plany co do swojej przyszłości, zmieniło się jego nastawienie do mnie. Szanował mnie i bardzo chciał odzyskać.

Aż do pierwszej kótni. Oboje mamy cięzkie charaktery, ale potrafię wyciągnąć rękę na zgodę. Wtedy on pluje mi w twarz..

Zaczęły się codziennie kłótnie. Ja mu nie ufam - i tłumaczyłam mu, że przez długi czas będę miała wątpliwości i liczę na jego wsparcie, tymbardziej  ze zaczelam ciężki etap w życiu i nie radzę sobie.

On wmawia mi że to moja wina. Kłócimy się dosłownie o błahostki.

Sytuacja z wczoraj - spędziliśmy razem wieczór (na skype, uroki związków na odległość).. Chciałam jeszcze na chwilę zadzwonić i powiedzieć mu przez telefon coś do poduszki, sama miałam fatalny humor i chciałam usłyszeć jego głos gdy będę w łózku... No i rozpętało się piekło. Do 4 nad ranem wysyłał mi obelgi. Że to wszystko moja wina, że to ja go zraniłam, że to ja mu wypominam jego błędy z przeszłości i że on przy mnie stał się wrakiem człowieka. Że jestem najgorsza. Że on nie potrafi ze mną być bo jestem psychiczna itd.

Dziewczyny, całą noc płakałam. Nad tym jaka jestem głupia. Ja codziennie pytam o to jak się czuje, rozwiązuję jego problemy, staram się być cierpliwa i pomagać mu we wszystkim. A gdy ja potrzebuję jego pomocy to najpierw się wykręca, a potem robi awanturę. Kilka razy w ciągu nocy próbowałam ze wszystkich sił go uspokoić i podać rękę, ale jego to nakręcało zeby mi wmawiać jaka jestem beznadziejna..

Zrobiłam dla niego dużo. O wiele za dużo. 

I nie potrafię przyznać się do winy. A wiecie dlaczego? Nie, nie dlatego że duma mi nie pozwala. Potrafię wymienić wszystkie rzeczy z przeszłości, które zrobiłam źle. Ale nie potrafię powiedzieć co zrobiłam źle w ciągu ostatniego miesiąca. No nie potrafię, bo nic złego nie zrobiłam. To on powienien o mnie zabiegać, a robię to ja... I naprawdę, nie robię nic co mogłoby go zranić (chociaż on potrafi zrobić awanturę o to , że mamwłasne zdanie)


Wiem, jestem głupia. Mam tego świadomość, że brnę w to jak idiotka, ae paradoksalnie.. To jest moje jedyne wsparcie. Ja wiem, że on jest toksyczny, wiem.
Ale teraz, gdy nie radzę sobie na studiach, gdy codziennie płaczę i nie dostaję wsparcia nawet od rodziny, to on jest tym jedynym, ktoremu moge sie wygadac, ktoremu moge ponarzekac jak jest mi źle i któremu mogę się poskarżyć na cały świat... mimo tego jak mnie skrzywdził, to ja mu dalej ufam pod tym względem. I chciałabym, żeby on był moim przyjacielem. Bo nie chcę z nim dzielić przyszlości, ale jest dla mnie cholernie ważny.
Nie wiem czy to samotność czy desperacja. Niszczę sama siebie, i pozwalam jemu na niszczenie mnie.
Ale udaję, że tak jest lepiej. W końcu nie jestem sama z moimi problemami.

Za każdym razem wmawiam sobie, że mnie to już nie zaboli. Przecież nie chcę z nim być. Nie chcę z nim dzielić przyszłości. Chcę tylko jego obecności.
Znowu wyszło tak samo...

8 października 2016 , Komentarze (7)

przez 3 godziny siedziałam przed lustrem i patrzyłam sobie w oczy. cały czas płakałam. słuchałam muzyki. 

Te piękne oczy nie zaslugują na to, by wylewać tyle łez.

Pod tą warstwą tłuszczu znajduje się piękna dziewczyna.

Bardzo dlugi czas ludzie źle mnie traktowali, nie wiem dlaczego.

W moim domu i rodzinie nikt nigdy nie miał do mnie szacunku, co przełożylo się na moje zachowanie - nie oczekiwałam szacunku od innych. Byłam poniżana, ale myślałam że tak ma być. 

Ludzie poniżali mnie bo wiedzieli, że nie wyciągne z tego konsekwencji. To nie znaczy, że mnie to nie bolało. Bo bolało bardzo mocno.

Przestałam się starać, bo po co? I tak inni się ze mnie śmieją, nie doceniają tego co robię, widzą tylko moje wady, to co robie źle. stoczyłam się.

Mój chłopak mnie nie szanuje. Gdy miałam problemy ze sobą, ze samoookaleczaniem się, on sobie urządzał imprezy.

Gdy raz zobaczył mnie ze świeżymi ranami i krwią, prosto w oczy wykrzyczał "jesteś pojebana! lecz się!" i wyszedl.

Mówił, że go obrzydzam. Ogladał się za innymi. A ja mimo wszystko dalej z nim jestem, bo boje sie ze nikt inny mnie nie zechce. 


Ale koniec tego.

Jestem warta dużo więcej niż fałszywi przyjaciele i chłopak, który mnie poniża.
Moje otoczenie zaczęło się buntować, gdy zaczełam domagać się szacunku. I wyeliminuję w mojego życia wszystkich, którzy mi go nie dają.

Ludzie wmówili mi, że jestem nikim. Ze niczym sie nie wyrozniam. Ze niczego  nie osiagne. W glebi duszy boje sie, ze to prawda, ale udowodnie im, i sama sobie ze sie mylili.

Moim hobby było niesienie ludziom pomocy. Uwielbiałam to robić, dawalo mi to satysfakcje. Lubilam czytac historie, gdy ktoś komuś pomógł. 
 Jednak zdarzało się, że moi bliscy pluli na mnie, gdy wystawialam do nich reke.

Teraz będzie inaczej. Pojde z podniesiona glowa, mam zamiar zdobyc na studiach stypendium dla najlepszych oraz uczestniczyc w wolontariacie.

I zrobię to. 

Chce, zeby ktos mnie wreszcie docenil. Znalezc prawdziwych przyjaciol i milosc zycia.

Wierze, ze sie uda. Skoro nikt we mnie nie wierzy, to przede wszystkim ja sama powinnam uwierzyc.

Trzymacie kcuki?

18 września 2016 , Komentarze (6)

ostatni raz pisałam rok temu. dziwne uczucie, wrócić tu..

ubyło mi kilka kilogramów, przybyło problemów..

nie wiem czy ten rok był dobry, czy nie. 

poznałam go, dokładnie rok temu. pojawił się w moim życiu, gdy wszystko się waliło.

był moją podporą, ale jak to w związku - raz było lepiej, a raz gorzej. mimo wszystko, cieszyłam się że go mam.

a teraz, gdy miesiąc po zerwaniu wrócił do mnie, i znowu mnie skrzywdził, straciłam wiarę w swoją inteligencję.

jestem bardzo naiwna. opisywałam na forum, co się stało, bo nie dawałam sama sobie z tym rady - leżałam i wyłam, aż moje zdrowie upadło.

gdy wrócił, podeszłam do tego sceptycznie, lecz bardzo się cieszyłam. zabiegał o mnie, jak nigdy, ale ja nie wybiegałam poza stopę przyjacielską - to mi pasowało. dopóki nie skrzywdził mnie drugi raz. boli jeszcze gorzej, mimo że się nie angażowałam.

wiem, jestem naiwna. nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. jestem samotna, i brakuje mi kogoś. może to przez mój styl bycia:

uwielbiam spędzać wieczory w domu, z kubkiem herbaty i serialem,

nienawidzę alkoholu, i odrzuca mnie od ludzi którzy od niego nie stronią 

wolę spacery niż imprezy

jeśli już się z kimś spotykam, to tylko z paroma bliskimi przyjaciółmi na luźne spotkanie

taka jestem i nie zamierzam się zmieniać.. przez rok bardzo zmieniłam się dla mojego faceta, pozostało mi leżeć i płakać, czekać aż on znowu zadzwoni.

czuję się beznadziejnie. macie tak, że czujecie że nie macie celu w życiu?

najwięcej smutku daje mi świadomość, że nie mam do czego dążyć, nie widzę sensu żadnego celu.

okej zaczynam studia, i co? pieprzenie o tym, że poznam tam wspaniałych ludzi. to samo mówili mi, gdy szłam do liceum, i się rozczarowałam.

zacząć dbać o siebie? no przecież dbam, i co?

zagadać do starych znajomych? zrobiłam to, i strasznie mnie nudziło przebywanie z nimi.

ciągle myśle o tym jak było. o tych miejscach, które on mi pokazał. o tym, jak szarą codzienność umilało mi planowanie kolejnego wyjazdu do niego. ale najlepsze jest to, że w tych wspomnieniach jest mało JEGO, a dużo emocji związanych z nowymi miejscami, z czymś ekscytującym, z poznawaniem jego rodziny, z herbatką u nowopoznanych ludzi, z którymi miałam dobre kontakty. robiliśmy to co lubiliśmy, zwyczajnie. dlaczego tutaj nie ma takich ludzi? z moją rodziną nigdy się nie dogadywałam.

chciałabym mieć jakiś cel. dążyć do czegoś, wiedzieć, że będzie dobrze.

a ja boję się, że każda osoba, która wejdzie do mojego życia zrani mnie. bo naokoło słyszę tylko o tym jak ktoś kogoś rani, zdradza, okłamuje.

trochę depresyjnie dzisiaj, co?

będę głupia, gdy odbiorę telefon od niego.

ale nie wiem jak organizować sobie czas, jestem domatorką (po części też dlatego piszę tutaj:D)

będzie lepiej?

musi być


15 lipca 2015 , Komentarze (11)

Dziewczyny, nie mam juz sily...

Codziennie rano do pracy, gdy wszyscy rówieśnicy śpią. Po pracy nauka, gdy oni się bawią. W głębi serca wiem, że postępuję słusznie i że kiedyś mi się to zwróci, ale 12 godzin dziennie nie ma mnie w domu. Jestem niewyspana, bo po nocach gnębią mnie myśli: czy dam radę? czy dostanę się na studia? czy wszystko będzie tak jak planuję? czy wystarczy mi pieniędzy na naukę? na książki do matury?

W pracy atmosfera jest napięta, często wracam z płaczem. Ale nie mogę jej zmienić, bo nie bardzo mam warunki.

Jestem zmęczona moim życiem, mimo że jestem taka młoda. Chcę żeby to wszystko się skończyło. Albo żebym chociaż miała pewność że cały wysiłek się zwróci i że wszystko będzie dobrze. Że spełnię marzenia.

Z nerwów, braku czasu na jedzenie chudnę. Ale też  moja cera jest szara, widzę w lustrze jak ucieka ze mnie radość i motywacja.

Jak sobie poradzić? Na nic nie mam siły, rodzice, zamiast mnie wspierać czekają na moją wypłatę, bo już się zapowiedzieli że połowa idzie do nich. W dodatku traktują mnie jak służącą... Nikt we mnie nie wierzy. Sama w siebie przestaję wierzyć.

Nie wiem co mam ze sobą zrobić, jak zagospodarować czas, jak sobie dać radę.

Summertime sadness...

Mam ochotę na tydzień przerwy, wyrwać się gdzieś w samotności. Z dala od rodziny, pracy, obowiązków. Marzenia. 


Muszę mieć siłę. Bo jeśli nie zatroszczę się sama o siebie, nikt tego nie zrobi.

2 czerwca 2015 , Komentarze (3)

tak na dobranoc chcę Wam napisać, że moje życie nabiera barw ;)

jeszcze 2 godziny temu prosiłam rodziców o wypisanie zwolnienia z jutrzejszych zajęć - bo bałam się spojrzeć do książek. wiedziałam, że się nie nauczę. coś we mnie w środku siedziało.. hmm.. macie tak, że czasem sumienie, lub cokolwiek was męczy i fizycznie czujecie ciężar w okolicach serducha? ja tak w każdym bądź razie mam.

siedziałam, siedziałam... i z tego ciężaru się popłakałam, po czym wściekła na siebie rzuciłam się na książki i rozwiązywałam zadania tak, że spod ołówka mi się dymiło. 

sama, bez niczyjej pomocy rozgryzłam mnóstwo ciekawostek i jestem przeszczęśliwa. może przesadzam, ale cieszę się z małych rzeczy. to w końcu mój mały sukces. ;) ogarnęłam rzecz, która sprawiała że nie spałam po nocach. 

w nagrodę obejrzę sobie jakiś film! ^^

kochane, banalne słowa "cieszmy się z małych rzeczy" są naprawdę wartościowe! przez jakiś czas uważałam to za bzdurę, ale jeśli zmieni się myślenie to można zmienić swoje życie. ;)

czuję się coraz bardziej szalona i powalona, ale dobrze mi z tym! małymi kroczkami do celu. 

żegnam Was i mam nadzieję że wpompowałam w Was trochę mojego optymistycznego podejścia ;*

"będzie dobrze, tylko trzeba w to uwierzyć" <3

31 maja 2015 , Komentarze (8)

no i o to znowu ja!

po ostatnim wpisie dostałam kopa motywacyjnego, i co lepsze - rosnę w siłę!

przykro mi tylko, że przez ostatnie miesiące dbałam o siebie tylko dla niego. teraz jakoś nie chce mi się wstawać 1,5 godziny wcześniej by dobrać strój i umalować się na bóstwo..

może to nawet lepiej, będę spała więcej, a moja twarz odpocznie od ciężkich kosmetyków? ;)

w każdym bądź razie totalnie mi przeszło, wiem, że nie warto nawet sobie głowy zawracać. nawet mi się nie chce na niego uwagi zwracać ;)

czuję się lepiej, chudnę (zamiast 3 liczb na wadze widzę tylko 2!!!!!! :) )

chcę być lepsza. ale z doświadczenia wiem, że nie warto okazywać dobroci dla tych, którzy nie zasługują. próbowałam, mimo przeciwności losu, mimo ich chamstwa - byłam miła i uśmiechnięta. ale w końcu coś we mnie pękło - ej, dziewczyno! dlaczego zawsze masz być ofiarą, dlaczego dajesz sobą pomiatać i jeszcze za to dziękujesz? 

a więc każdy dostaje to, na co zasługuje, nie będę się produkować dla kogoś, kto ma to w dupie, jeszcze napluje na moje dobre intencje. są ludzie, którzy doceniają moją życzliwość i wiem, że świat dzieli się na marchewki i buraki. dla buraków zostaje buraczane zachowanie. ;)

może jestem trochę wredna, ale naprawdę coś we mnie pękło i za każdym razem tłumaczę sobie to tak, że nie dam sobą pomiatać, i nie pozwolę się poniżać bo znam swoją wartość.

a dla reszty świata dalej staram się być lekarstwem na ból, oazą na pustyni. każdy zasługuje na odrobinę ciepła i życzliwości, dlatego wolny czas zapełniam wolontariatem.

mój plan:

dostać się na studia podczas pierwszego podejścia oraz zgubienie kilogramów ;)

wiem, że gdy schudnę i zacznie mi się układać w życiu, to pojawi się i ON. dam sobie coś odciąć! ale wtedy to ja mu podziękuję i pobawię się jego uczuciami jak on moimi (zemsta najlepiej smakuje na zimno, hihi (impreza))


cieszy mnie fakt, że stałam się pewna siebie. to najważniejsze. wiem, że mogę zmienić świat na lepsze i będę do tego dążyć. chcę być iskierką nadziei dla tych, którzy widzą tylko ciemność. i wiem, że mi się to uda!

tak więc dietkujemy, nie smutkujemy, bo wszystko się ułoży, tylko trzeba mieć plany i perspektywy, wyznaczać cele i dążyć do nich, 


PS. 1 maja byłam szczęśliwa, śpiewałam "i wtedy przyszeedł maaj", niestety nie poczułam szczęścia, na które czekałam. to dało mi do myślenia - więcej szaleństwa i spontanu! po co czekać na szczęście, skoro szczęście można sobie samemu, choćby nawet narysować. ALE MOŻNA!!! ;)

chcę żyć tak, bym mogła każdy dzień podpisać swoim imieniem ;)

odpowiednia osoba pojawi się w moim życiu, ale na razie nie jestem na to gotowa. ale przyjdzie ten moment (zakochany)


24 maja 2015 , Komentarze (7)

ostatnio ktoś dla mnie ważny stwierdził że jestem fałszywą kłamczuchą, że próbuję ponad wszystko zdobyć atencję innych i , a jakże, jestem szmatą.

nie powiem - zabolało mnie to, cholernie. jednak kolejnego dnia już wiedziałam że te słowa powinny być wypowiedziane do lustra.

zrobiłam coś głupiego i się tego wstydzę.

jest w moim życiu facet, do którego mam słabość od 3 lat. on o tym oczywiście wie. 

miałam małe przerwy na inne związki, ale zawsze było coś, co pchnęło mnie w stronę Piotrka. on często się do mnie uśmiechał, patrzył prosto w oczy.

ostatnimi czasy naprawdę dobrze się dogadywaliśmy, gdy patrzyłam w jego oczy widziałam malutkie iskierki. pokazywał mi, że mu na mnie zależy. podchodziłam do tego z dystansem, myślałam, że tylko sobie to wmawiam - ale kiedy inni zaczęli to zauważać, to i ja nabrałam chęci do życia i miałam wielkie nadzieje. z dnia na dzień coraz bardziej mnie w sobie rozkochiwał - on wie jak to robić. 

znacie ten stan gdy jesteście codziennie tak podekscytowane, że nie wierzycie, że można budzić się z promiennym uśmiechem na twarzy nawet podczas najbardziej deszczowych dni?

martwił się o mnie i mnie to cieszyło. to, że kogoś obchodzą moje problemy.

opowiedziałam mu o najbardziej wstydliwych problemach, o tym co mnie martwi i co męczy. otworzyłam całkowicie przed nim serce, nie miałam zadnych barier. czułam się odnowiona gdy wypowiedziałam na głos cały ból, który od lat siedział w moim sercu zaszyty.

wszystko dążyło do najlepszego, chociaż nigdy otwarcie nie mówiliśmy o związku.

pewnej deszczowej nocy zostaliśmy sam na sam. był za mną ciężki dzień, byłam całkowicie zmęczona i smutna. on użyczył mi swojego ramienia jako podpory i do wytarcia łez. skończyło się tym, że wylądowaliśmy w łóżku. szczegółów nie będę opisywać, lecz był to mój 2 w życiu raz. nie wiem jak to się stało, bo mimo że był mi bliski i chciałam z nim być, to nie chciałam tego robić. cały stosunek nie był nawet przyjemny, jednak czułam się dobrze gdy patrzył mi w oczy.

w mojej głowie wirowało od emocji - z jednej strony - nie chciałam tego robić, ale tej nocy, po wielu godzinach bez snu, zmęczona, nawet nie wiedziałam za bardzo co się dzieje - zgodziłam się. a z drugiej strony czułam się bardziej atrakcyjna, wydawało mi się że moje ciało nie jest tak odrażające, jak sobie wyobrażałam. cały świat wirował od zakręconych myśli, po czym zasnęłam.

budząc się rano miałam dobry humor, miałam ochotę śpiewać i tańczyć, zwyczajnie pomyślałam że po miesiącach "gry" we flirtowanie i "zarywanie" przeszedł do poważniejszych czynów i pokazał że mu zależy, bardzo. (kiedyś, kilka lat temu gdy poważnie rozmawialiśmy, i nic nas nie łączyło, to mowil mi bardzo dużo o jego szacunku do kobiet i takie tam pierdoły - wiedziałam że nie chce krzywdzić kobiet i jest wierny).

przywitałam się z nim ciepło, uśmiechnęłam się, jednak on był nieswój. robił mi na złość i olewał. zrobił głupią awanturę, nie wiem o co. i jakoś czas zleciał. po jakimś czasie zauważyłam, że jakaś OBCA dziewczyna się do niego klei i próbuje cały czas być tam gdzie on. jak myślicie, co się stało? uprawiali seks na moich oczach! (następnego dnia on flirtował z jeszcze inną dziewczyną, ale to już nieważne..)

poczułam się naprawdę źle. taki spadek ze szczytu na samo dno.

czułam się jak ostatnia szmata, która dała jakiemuś frajerowi. całkowicie przestałam się sobie podobać i moja samoocena spadła poniżej zera.

ale mimo wszystko zrozumiałam że nigdy więcej nie zrobię tego błędu i nikomu nie uwierzę na ładne oczy. postaram się zmienić moje zachowanie, moje życie. zmienię wszystko. bo już wiem, co zrobić by być szczęśliwą. dobrze, że szybko dowiedziałam się, jakim skur*ysynem jest naprawdę.

jedyne co mnie martwi to fakt, że on może się zemścić (zrobił mi awanturę, że płaczę!). on wie aktualnie o mnie wszystko i może mnie zniszczyć. przeraża mnie to.

nigdy nie czułam się tak dziwnie. wystarczy mi fakt że zachowałam się jak szmata. miłość miłością, ale zrobiłam źle. nie wiem jak się z tego otrząsnąć. nie wiem, straciłam jakiekolwiek nadzieje i podporę, którą był ON.

nie wiem czy to dobrze, że tutaj napisałam to wszystko, jednak nikomu nie ufam na tyle, by to powiedzieć. anonimowo mam więcej odwagi.


dziwne, że on tyle mówi o szacunku i miłości, a sam jest frajerem który rucha codziennie inną kobietę.

będę silna, ale nie będę robić czegoś jak " JA MU JESZCZE POKAŻĘ".

co mam mu pokazać? on niczego nie zrozumie, bo mózg ma ulokowany dużo niżej niż powinien. mam go w dupie. liczę, że znajdę kogoś normalnego kiedyś.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.