Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

"Ciężko mi walczyć ze sobą i swoimi słabościami, szybko się poddaję i czuję, że tym razem też mi się nie uda...chyba jestem pesymistycznym, malkontentem." - Tak było ale zawzięłam się i staram się z całych sił utrzymywać dietę, raz wychodzi lepiej, raz gorzej (gorzej w weekendy ;)) Chcę schudnąć, dla siebie, dla swojego zdrowia, dla normalnych ubrań i dla lepszego samopoczucia.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13151
Komentarzy: 242
Założony: 29 grudnia 2013
Ostatni wpis: 11 grudnia 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
SeasonsOfLove

kobieta, 38 lat, Lublin

170 cm, 119.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 lutego 2015 , Komentarze (10)

Nie było mnie kilka dni i przez te kilka dni zdążyło mi wrócić parę kg, parę dokładnie 2kg dziś rano szklana-bezwzględna wyświetliła mi 103,8kg. Masakra!

Zaczęło się od tłustego czwartku, a dalej już poszłoooooo, hulaj dusza piekła nie ma....

Szkoda gadać, motywacja mi uciekła, ale wraca, chyba...

Postanowiłam spróbować jeszcze raz z dietą vitalii, ostatnio wydaliśmy ponad 50zł jednorazowo na nasze jedzeniowe zachcianki, więc wykupienie abonamentu na vitalii nie jest wydatkiem niewiadomo jak wielkim. Kiedyś mi się udało, smacznie dopasowana była super schudłam na niej, ale rzuciłam w połowie, pisałam już kiedyś dlaczego, nieważne. Później próbowałam jeszcze raz ale to już nie była ta dieta, co wcześniej, można powiedzieć, że zeszli na psy...ale teraz podobno jest inna, lepsza, więc nic mi nie szkodzi spróbować. Pożyjemy zobaczymy, w sobotę startuję, obym się nie zawiodła. W moim trybie męczyło mnie to ciągłe wymyślanie co jutro nam zrobić, co przygotować. Na początku było fajnie, później okazało się, że się nie sprawdziło. Cóż, nie ukrywam, że winna jestem ja i mój słomiany zapał, szukam złotego środka tylko czy taki znajdę? Na pewno wiem co jest złe, a co dobre, wiem, że złe tuczy, wiem też, że złe jest pyszne i tuczy, wiem, że to co pyszne to tuczy i jest złe :)

Motywację wciąż mam, wciąż oboje ją mamy z mężem, ostatnio gdzieś na chwilę nas opuściła ale już wróciła, już od kilku dni pilnujemy się, znów dobre tory, dietetycznie i zdrowo. Przez miesiąc zobaczymy czy dieta vitalii się u nas sprawdza.

Poza dietkowaniem, zamówiliśmy w końcu szybę do kuchni, tylko mamy problem z nadrukiem. Chcemy mieć szybę albo z jakimś widoczkiem, albo z kwiatami, tylko, że wybór jest tak ogromny, że na nic nie możemy się zdecydować. A to będzie coś na co będziemy codziennie przez X lat patrzyli. Do tej pory jestem zadowolona z funkcjonalności mojej kuchni, ze sprzętów z ich utrzymania, bo nie ukrywam, że przy urządzaniu kuchni nie patrzyłam na to co jest teraz modne tylko patrzyłam na to ile pracy będę miała przy sprzątaniu i starałam się robić wszystko by było tego jak najmniej i jestem naprawdę mega zadowolona. Dlatego mam nadzieję, że szybę też uda nam się wybrać tak by jakoś to wyglądało i było w miarę funkcjonalne. Na pewno nie chcę szyby w ciemnym kolorze (choć są piękne), ale jak pomyślę o każdej kropli, którą widać na czarnym , a jeszcze przy zlewie, gdzie u nas jest mega twarda, zakamieniona woda, to nie uśmiecha mi się stać i co 5 minut myć by nic nie było widać. Wczoraj zaczęliśmy temat z mężem, niestety przy takim natłoku różnych grafik i zdjęć nie udało nam się dojść do porozumienia, dziś drugie (mam nadzieję decydujące) starcie ;) i za 3 tygodnie już bym miała wymarzoną szybę w kuchni.

Wczoraj znów zrobiłam drobiową kiełbaskę, ala salceson też z bloga przytaczanego tu już przez mnie. Przepyszna naprawdę coś pysznego a przygotowań przy tym naprawdę niewiele, pierś z kurczaka drobniutko pokrojona (bądź przepuszczona przez maszynkę) obtoczona w przyprawach, z czosnkiem, ugotowana i później zalana żelatyną i upchnięta w butelkę po wodzie mineralnej, dziś gości w mojej kanapce w pracy i zaraz ją zjem, w zasadzie nie mogę się doczekać by ją zjeść.

Uciekam teraz popracować troszkę, trzymajcie za mnie kciuki bym się więcej nie poddawała i nie ulegała pokusom ;)

Miłego dnia (pa)

11 lutego 2015 , Komentarze (6)

Witajcie w środowy, ponury poranek na Lubelszczyźnie!

Powoli mam już dość tej paskudnej pogody, ciągle bym spała, ciągle nic mi się nie chce, masssakra jakaś. Waga póki co stoi w miejscu, bo i gdzie ma iść, skoro ja ostatnio nie pilnuję co jem. Okres tak zawsze potrafi mnie rozbić i rozwalić na łopatki, dobrze, że już widać jego koniec. Już dziś wracam na prawie właściwe tory, prawie bo śniadania w domu nie zjadłam, zjem niedługo jogurt z muesli, które już mi się skończyło i muszę dziś pouzupełniać zapasy, zrobię muesli i jakąś wędlinkę. Muszę przegnać siedzącego we mnie Niechcemisia i zabrać się za robotę.

W sobotę mamy Walentynki, w sobotę mamy też urodziny mojego męża, tak się złożyło, że moje kochanie narodziło się w Walentynki i trzeba ten dzień celebrować szczególnie. Mam już mini plan na niespodziankę dla niego, ale nie zdradzę tutaj bo nie mam pewności, czy mnie nie podczytuje czasami :) Poza tym na niedzielę zaprosimy rodzinę na tort, kawę i ciastko. Wczoraj upiekłam już ciasteczka pieguski, właściwie upiekliśmy bo i mąż pomagał. A najbardziej mam ochotę upiec to oto ciasto i podać jako tort:

Także niedziela do dietetycznych dni należała nie będzie, ale postaram się ograniczyć inne rzeczy żeby bilans jako tak wyszedł. Mam nadzieję, że ciastko mi się uda, bardzo mi się podoba ten efekt i swoim wykonaniem pewnie się pochwalę (o ile wyjdzie). Mam zamiar jeszcze zrobić takie ciastko ala jajko sadzone, też pochwalę się efektem jak wyjdzie. Lubię pichcić i gotować, lubię sprawiać niespodzianki dla męża, chociaż ciasto zaskoczeniem nie będzie bo już mu je pokazałam. Krzyczał strasznie, że on nic nie chce i musiałam go przekonać wizualnie :)

Wiecie, że jednego roku zrobiłam mu tort przy nim pichcąc ciasto, masę, a gdy ozdabiałam to wysłałam go ze śmieciami i żeby w piecu napalił, nie zorientował się w ogóle, że to tort dla niego, mina gdy weszłam ze świeczkami bezcenna :D potem pytał jak moja bratowa upiekła ten tort, jaka bratowa?? Toż to ja piekłam, dla niego! Ale ja byłem cały czas z Tobą kiedy Ty to zrobiłaś?? No właśnie, kiedy(smiech)

Oj uroczy jest ten mój mąż :)

Dobrze kawka się kończy, czas zabierać się za pracę, idź precz panie Niechcemisiu, idź i mnie nie denerwuj!!!:)

Miłego dnia życzę wszystkim (pa)

6 lutego 2015 , Komentarze (2)


Witam wszystkich w ten piękny piątkowy poranek :)

Z tego co napisałyście mi wczoraj to macie takie same objawy przed @ jak ja. Z jednej strony mnie to cieszy bo już myślałam, że powinnam pójść na kozetkę do miłego pana/pani poopowiadać o swoim życiu i problemach, ale widać tak jesteśmy stworzone, co mnie właśnie nie cieszy, bo czemu my kobiety tak mamy? W te dni nikt nas nie rozumie, nie wie co się z nami/w nas dzieje, ostatnio tłumaczyłam mężowi, że to jest tak, jak mnie zdenerwuje to mam ochotę go spakować i wygonić z domu, a z drugiej strony w tym samym czasie, czuję że tak bardzo go kocham, że życia sobie bez niego nie wyobrażam i nie wygonię go z domu. I te dwie jakże skrajne emocje dzieją się u mnie w tym samym czasie. Ja mu opowiadam pełna emocji, co i jak czuję, żeby choć trochę spróbował mnie zrozumieć, na co on z obojętną miną "TO MNIE WYGOŃ!". Jezuuuuuu i całe moje gadanie na marne. Zapamiętał tylko, że chcę go z domu wygonić. Chociaż nie mogę narzekać na męża, bo dobry chłopinka, siedzi cichutko jak mysz pod miotłą, stara się mi w drogę nie wchodzić, cierpliwie wysłuchuje wszystkich moich żali i frustracji,m potem cierpliwie wysłuchuje moich przeprosin, więc nie jest źle ;) Ogólnie już mi humor wrócił do normy, to dla mnie znak, że jutro/pojutrze przyjedzie w odwiedziny @. 

Dobra koniec tego bo ostatnio ciągle gadam o okresie :)

Dziś piątek, kocham piątki, w pracy już lekkie rozluźnienie, każdy już czeka na 15:30 jak na zbawienie i właśnie tą godzinę kocham w piątek najbardziej:D

Ta świadomość, że jutro nie muszę wstawać z samego rana, że mogę poleniuchować, podgarnąć zaległości, uwielbiam weekendy, uwielbiam piątki. Dziś mam zamiar ogarnąć cały dom, żeby jutro mieć wolną sobotę i troszkę sobie odpocząć, zająć się sobą. Brakuje mi takiego lenistwa pod kocykiem z gorącym kubkiem herbaty i czas to nadrobić. W ogóle to alkohol za mną chodzi, a jakoś nie jestem specjalnie fanką alkoholu, ale takiego kolorowego drinka bym się napiła. Dlaczego zawsze jak się jest na diecie ma się ochotę na zakazane posiłki, na dodatek takie, na które normalnie nawet by się nie spojrzało?

Zabieram się do pracy, wszystkim Wam życzę miłego piątki i udanego weekendu :)



5 lutego 2015 , Komentarze (8)

Hej wszystkim!

Kobietki czy Wy też tak macie? Gdy nadchodzą te ciężkie dni,najpierw chodzę i zabijam wzrokiem, wnerwia mnie wszystko, dosłownie wszystko, nawet głupia klawiatura gdy zrobię literówkę mam ochotę rozwalić o ścianę to czarne ustrojstwo, a przecież nie jest niczemu winne. A już na dzień, dwa dni przed włącza się akcja spiżarnia... Nie wiem, nie rozumiem dlaczego, ale chodzę i szukam, szperam i mam zachcianki jakbym była w ciąży. Teraz podkradłam tacie kawałek kiełbasy podwawelskiej, nie przepadam za nią wcale, ale doleciał mnie zapach, tak zapach kiełbasy podwawelskiej no i zjadłam kawałek. I mało mi, wciąż mam na coś ochotę, już nie na kiełbasę, teraz chodzą za mną naleśniki z jabłkami, bitą śmietaną i czekoladą, nie martwcie się na pewno się nie złamię i nie zrobię ich dziś, przygotuję je jutro na obiad w wersji dietetycznej, ale mniejsza o to. Zapchałam się tym kawałkiem kiełbasy,nie jestem już głodna, to czemu? Dlaczego, czemu i jakim prawem szukam jeszcze jedzenia? Naprawdę nie jestem głodna, żeby o tym nie myśleć zabrałam się za porządki na biurku, nie pomogło, więc weszłam na vitalię i tak sobie piszę bez sensu, bo to mi o dziwo pomaga :) 

W pracy mam ostatnio natłok, już niech te początki roku się kończą, dziś przewaliłam około 170 PIT-ów, masakra, będą mi się po nocach śniły. Ostatnio przychodzę taka wypompowana z pracy, że w domu już nic kompletnie mi się nie chce, w zasadzie to w tym tygodniu nie było dnia żebym się nie zdrzemnęła, usypiam na stojąco, siedząco, leżąco, wszystko jedno. Ponoć taki okres bo z kim bym nie rozmawiała to też każdy chodzi jak śnięta ryba. Jak to zacznie się przedłużać to zacznę się na poważnie martwić, póki co zwalam  na przemęczenie. 

Ostatnio znów piekłam chlebek, tym razem dodałam mąkę pełnoziarnistą i wyszedł ciemny, pyszny chlebek. Szybko się go robi, jak się ma silnego męża, który wyrobi za nas ciasto ;)A niżej podaję przepis:

CHLEB PSZENNO - ŻYTNI

  • 50 dag mąki pszennej (najlepiej razowej),
  • 50 dag mąki żytniej,
  • 3 szkl. ciepłej wody,
  • 5 dag świeżych drożdży,
  • 1,5 łyżeczki soli,
  • 4 łyżki oleju,
  • łyżeczka miodu.

Przygotować rozczyn: w dużej misce wymieszać drożdże, mąkę pszenną i ciepłą wodę,dodać łyżeczkę miodu. Dokładnie wymieszać, aż powstanie gładkie ciasto. Odstawić w ciepłe miejsce na godzinę do wyrośnięcia. Następnie dodać mąkę żytnią, olej, sól - jeśli ktoś lubi - łyżeczkę kminku. Zagnieść luźne ciasto i wyrabiać do czasu, aż będzie jednolite i miękkie. Ciasto można upiec w foremkach lub uformować dowolnego kształtu bochenki. (Chleb będzie pulchniejszy, jeśli wierzch ciastka nakłujemy widelcem). Zostawić do wyrośnięcia na około godzinę. Nagrzać piekarnik do 220 stopni i piec chleb około 40 min. Chleb jest dobrze upieczony, jeśli przy pukaniu wydaje głuchy dźwięk.

Ostatnio robiłam też drobiowe kiełbaski z bloga www.gotuj.skutecznie.tv dawałam Wam ostatnio linka przy okazji pieczeni z indyka. Kiełbaski super, mąż bardzo chwali i pyta kiedy znów zrobię, apetycznie nie wyglądają, ale są przepyszne. Robiłam też domowe muesli,polecam wam bardzo zrobienie swojego, jeśli lubicie, jest o wiele bardziej chrupiące i smaczniejsze. Oto moje muesli:

Dobrze wracam do tych porządków na biurku, już mi troszkę lepiej:) 

Miłego wieczoru (pa)

3 lutego 2015 , Komentarze (12)

Witajcie!

Piszę z pracy więc nie mam dla Was zdjęć moich kiełbasek drobiowych i muesli domowej roboty, ale nieskromnie powiem, że jest o niebo smaczniejsze niż to ze sklepu. Mąż dał w pracy znajomym popróbować i byli zachwyceni, ależ jestem skromna :D Wieczorkiem wrzucę zdjęcia i przepisy.

Wczoraj poległam, a oto i winowajca:

Za te lody mogłabym zabić, kocham je bardzooooo, prawie najbardziej na świecie, jak to ja mówię są orgazmistyczne ;) i nie żałuję, że je zjadłam nie, nie, nie, ani trochę, trudno, zjadłam, świat się nie zawalił a ile szczęścia przy tym :)

Jedyną ich wadą jest cena, ale cóż warte są swojej ceny, kocham połączenie mięty z czekoladą, a te lody, nie znalazłam lepszych.

Diety mimo wszystko się trzymam, powolutku posuwam się do przodu, mąż o dziwo też się wciąż trzyma, je co mu daję grzecznie :) w zeszłym tygodniu miał trochę słabostek, jak mnie w domu nie było to dziwnym sposobem znikało jedzenie, ale sobie z nim porozmawiałam po kobiecemu

I od tego czasu już trzyma dietę wzorowo :D

Wciąż mamy problem z ćwiczeniami, wciąż myślę jak, gdzie i kiedy wkomponować to w nasze życie, ale ciężko jest bo nie lubimy ćwiczyć, nie lubimy się męczyć (jak na grubasków przystało ;)) i chyba lenistwo przez nas przemawia, ale dojrzejemy i do tego, tak jak dojrzeliśmy do diety. Temat basenu już odpadł bo mój mąż stchórzył, ale za jakiś czas wrócimy do tematu, teraz i z kasą będzie krucho. Zepsuł mi się samochód :( na pewno ładnie z nas sczesze, musimy dokończyć kuchnię, wymarzona szyba na ścianę wciąż jest tylko w planach no i trzeba zacząć myśleć o remoncie łazienki. A później powoli i pokoje, no i przede wszystkim ocieplenie domu, nie wiem skąd my na to wszystko weźmiemy pieniądze, kokosów nie zarabiamy. Dobra pomarudziłam, wystarczy. 

Niejaki pan śnieg z panem lodem się ostatnimi dniami do nas sprowadza, fajnie dzieciaki mają ferie, akurat przydałoby się im trochę śniegu, może by co niektórzy przypomnieli sobie jak się lepi chociażby bałwana :)

Miłego dnia życzę wszystkim!!!

29 stycznia 2015 , Komentarze (5)

Witam wszystkich!

Dziś w pracy zupełnie nie miałam czasu tu zajrzeć, zmieniłam tylko pasek i odzywam się dopiero teraz. Zmieniłam pasek bo w końcu zeszło poniżej 102 kg już tylko patrzeć jak waga będzie dwucyfrowa :D

Powiem Wam, że ta waga to najwyższa jaką miałam, nigdy nie ważyłam więcej jak 100, a tu doprowadziłam się do aż 107 kg, dobrze, że już powoli idzie w dół. Nie chodzę głodna, nie katuję się, staram się jeść to co uwielbiam tylko w odchudzonej wersji, bo znam siebie i wiem, że na jakichś głodówkach i zmuszaniu się "bo to jest mi tylko wskazane" nie wytrzymała bym za długo. Kocham gotować i to  mi niejako pomaga w przygotowywaniu różnorodnych posiłków. Nic nie liczę, żadnych kalorii staram się do wszystkiego podchodzić zdroworoządkowo i robię nam jedzenie tak na czuja :) póki co działa.

Wczoraj bardzo dużo czasu spędziłam w kuchni, ale jestem z siebie dumna, upiekłam chleb i ugotowałam kawałek piersi z indyka. Przepis na chleb mam od koleżanki ze starego poradnika domowego, wyszedł przepyszny, chleb pszenno-żytni w moim wykonaniu:

A mięsko, z bloga kulinarnego niejakiej Magdy, uwielbiam tego bloga, uwielbiam jej przepisy, dania zawsze wychodzą i są pyszne, pewnie jeszcze nie raz posłużę się tu jej przepisem, (bo poza mięskiem zrobiłam białą kiełbaskę wg jej przepisu). To link do oryginalnego przepisu: http://gotuj.skutecznie.tv/2010/09/domowa-wedlina-...

A to moje wykonanie:


Tylko ja dałam surowy czosnek, bo nie miałam granulowanego i bardzo czosnkowa mi wyszła ale nam nie przeszkadza.

Dziś zrobiłam kiełbaski z jej przepisu i granole domowej roboty, nie wiem co mnie ostatnio naszło na takie gotowanie domowe ale dobrze mi z tym :) Jutro pokażę Wam efekty mojej dzisiejszej pracy, a tymczasem idę się zrelaksować w wannie i dokończę może w końcu prasowanie. 

Miłego wieczorku Wam życzę :)

28 stycznia 2015 , Komentarze (3)

Witajcie kochani :)

Tak jak wczoraj pisałam, przyjaciółka przyjechała około 17 a pojechała przed 23, więc wczorajszy dzień totalnie z życia wyjęty. Nawet jedzenia nam nie naszykowałam, a Wy tak mnie wczoraj pochwaliłyście . Mąż zabrał do pracy resztki kolacji a ja ratowałam się przed chwilą w sklepie jakąś bułką razową i jogurtem, mam też owoce, także trudno dzisiejszy dzień w pracy jakoś przeżyję, wiadomo, że będą i takie dni kiedy właśnie nie będzie możliwości nic przygotować. Tyle, że poplotkowałam za wszystkie czasy :) nieprędko znów się spotkamy także nie miałam serca jej wyganiać jak już oczy mi się kleiły :)

Dziś mam w planach upiec jakiś chleb, albo jakieś bułki, miałam kupić rano w piekarni, ale pomyślałam sobie, że nie, że upiekę, jeszcze nie wiem według jakiego przepisu i co upiekę, ale na pewno jakieś pieczywko dziś zrobię. I upiekę albo ugotuję jakieś chude mięsko na kanapki, ostatnio wciąż tak robię, jakoś nie mogę patrzeć na te sklepowe wędliny, naprawdę bardzo sporadycznie kupujemy wędliny ze sklepu. Jeśli mi wyjdzie coś pysznie pięknego i jeśli nie zapomnę zrobić zdjęć tym moim pysznościom to się jutro postaram pochwalić tutaj i narobić Wam smaka :p

Póki co zabieram się za pracę a Wam wszystkim przemiłego dnia życzę :)

AAaaaa i w nocy spadł śnieg!!!! A rano stopniał :|

27 stycznia 2015 , Komentarze (8)

Codziennie wstaję o 6:40 , myję się, ubieram maluje, jem śniadanie - tak nauczyłam się jeść śniadanie w domu to mój ogroooomny sukces(puchar), zważywszy na to, że poprzednio zaczynałam dzień kawą w pracy i 1 posiłek jadłam około 10. Ubieram się i jadę do pracy, w pracy kawa czarnucha, niestety słodzona ale nie dam rady przełknąć bez cukru, a nie chcę popadać w paranoję 1 łyżeczka cukru mnie nie zabije, tak więc kawa i prasówka na rozbudzenie, a potem pracuję sobie i tak gdzieś około 10 już mój brzuch zaczyna grzmieć więc wyjmuje 2 śniadanie i powoli jem, chwila przerwy od komputera, odpoczynek dla oczu. Potem dalej pracuję i tak około 13 mój brzuch się nauczył, że czas na lunch, więc znów wyjmuje jedzonko i jem i później pracuję do końca (czasem się poobijam:D). Wracam do domu, szykuję obiad i około 16 jem sama albo z mężem, zależy czy zdąży już wrócić z pracy, czasem piję rozpuszczalną, częściej herbatę, przebieram się i zabieram się za robotę w domu. Najpierw ogólne ogarnięcie mieszkania, wyniesienie prania na strych i już mamy 17, potem jak np wczoraj zabrałam się za prasowanie, w międzyczasie przyjechał mąż, pojechaliśmy szybko na zakupy (godz. 18) bo musiał jeszcze wracać do pracy, wróciłam z zakupów parę minut po 19 zabrałam się za rozpakowanie zakupów, poszłam dorzucić do pieca i już mamy 19:45 i teraz tak, kończyć prasowanie czy zabrać się za obiad na jutro dla taty??? No wiadomo zabrałam się za obiad, przy okazji przygotowałam obiad dla nas, żeby dziś szybko mi poszło po powrocie, naszykowałam nam jedzenie do pracy (kolejny nowy nawyk, codziennie wieczorem szykuję nam pojemniczki do pracy), w międzyczasie w kuchni "wybuchł atom" nie wiem jak to się stało przecież ja tylko gotowałam ;) no więc trzeba zabrać się za ogarnięcie kuchni, dobrze, że w końcu mam zmywarkę bo bym się zapłakała jakbym miała myć te wszystkie gary. Kończę ogarniać kuchnię z pracy wraca mąż mamy godzinę 21. Zjadł lekką, szybką kolację, chwile pogadaliśmy, trzeba iść się myć, mąż poszedł pierwszy a ja zabrałam się za szykowanie ubrań do pracy ( tak kolejny mój nawyk, z dnia na dzień wieczorem układam na krzesło to co mam zamiar jutro założyć, wszystko łącznie z majtkami, rajstopami czy skarpetkami to zawsze pozwala mi pospać te 10miunt dłużej rano), idę do łazienki, myję się i jest już 22:30 a ja padam z nóg, wlekę się do łóżka i zasypiam momentalnie. 

I cóż z tego?

Nie dokończyłam prasowania, nie nastawiłam kolejnego prania, nie sformatowałam komputera (a zaplanowałam sobie to na wczoraj), już nie wspomnę o ćwiczeniach bo miałam wczoraj zacząć ćwiczyć choć troszkę i to mnie najbardziej wkurza! Naprawdę chciałam i naprawdę nie miałam nawet chwili czasu, nawet nie miałam kiedy usiąść, poza 15 minutową pogawędką z mężem jak wrócił z pracy, co już i tak ledwo na oczy patrzyłam. Dziś przyjeżdża w odwiedziny moja najlepsza przyjaciółka więc jak będzie około 17 to około 22 pojedzie, kolejny dzień w plecy. Staram się naprawdę staram się jak mogę znaleźć trochę czasu dla siebie, ale za nic mi to nie wychodzi. Ale nie poddam się! Będę walczyła dalej, aż znajdę jakiś złoty środek, może jutro się uda, musi się udać.

Dobra wygadałam się, troszkę mi lżej, ale tylko troszkę. Ale dziś piękna pogoda :) śniegu ani widu, ani słychu, słoneczko praży przez szybę, wiosna panie sierżancie ;)

Miłego poniedziałku życzę wszystkim :)

26 stycznia 2015 , Skomentuj

Dzień dobry wszystkim :)

Dziękuję Wam za tak ogromne wsparcie i rady, temat basenu wciąż jest aktualny, będę tylko musiała skądś zdobyć pieniądze na karnety i czas na zajęcia, ale to nie jest przeszkoda nie do pokonania. Pisałam o siostrze męża, że jest instruktorką i ratownikiem i nie chodziło mi o to, żeby nauczyła go pływać tylko, że ona kocha wodę, kocha pływać a mój mąż panicznie boi się wody :)

Dziwicie się, że mąż od początku roku schudł 8 kg, też się dziwię:D, nie stoję nad nim jak się waży ale ufam mu. Ważąc 127 kg na początku szybko mu spadły kg ale teraz idzie tak jak ja, około 1kg tygodniowo. Także nie jest źle, diety się trzymamy, choć przyznam, że najtrudniej jest w weekend, jeszcze sobota to mnóstwo pracy w domu i wokół ale w niedziele to właściwie cały czas coś by się jadło i wczoraj nie wytrzymaliśmy bo tak nam się chciało coś dobrego i zrobiłam frytki z piekarnika domowej roboty z pieczonym mięsem z kurczaka i surówką, starałam się jak najmniej kalorycznie, ale zachciewajcki mamy oboje jakbyśmy w ciąży byli :) Dziś już będzie max dietowo, w pracy częstują mnie czekoladą(czekolada), biorę, dziękuję i chowam, mój sposób działa nikt się nie przyczepia, głupich pytań nie zadaje, jest dobrze. A najlepsze jest to, że wraca powoli do mnie moja energia, w sobotę wysprzątałam na glanc cały dom, jakbym w transie była i to bez bólu kręgosłupa, który zawsze doskwierał mi przy takim sprzątaniu. A zrobiłam bardzo dużo, w zasadzie cała sobota zleciała mi na sprzątaniu. Przyznam, że oboje jesteśmy bałaganiarzami i ciężko nam utrzymać porządek, po każdym takim sprzątaniu obiecuję sobie, że będę utrzymywała porządek i będę sprzątała według harmonogramu sprzątania codziennie kilka rzeczy, ale jakoś nigdy nie udało mi się tego wprowadzić w życie i czas to zmienić. Nie poprasowałam w sobotę a miałam to zrobić, no ale cóż nie udało się, doba nie jest z gumy, chcę zrobić to dziś ale nie wiem czy znów wyrobię się czasowo, na pewno mam problemy z organizacją czasu, już mnóstwo razy próbowałam z tym walczyć ale często mój leń, moje drugie ja bierze górę nade mną. Jak jestem w pracy z rana, tak jak teraz to bym góry przenosiła, najgorzej jak wracam do domu i mi się nie chce żadnych gór już dźwigać ;)

Dziś na śniadanie zjadłam jajecznicę z dwóch jaj z 1 kromką chleba, na drugie mam naszykowaną marchewkę, mandarynkę i 1/3 jabłka (musiałam się z mężem ostatnim jabłkiem podzielić :p), na później mam sałatkę z pekinki, papryki, ogórka konserwowego i kurczaka grillowanego, a na obiad prawdopodobnie pomidorowa z ryżem albo z makaronem. O kolacji jeszcze nie myślę, bo dziś jedziemy na zakupy, lodówka świeci pustkami, trzeba pouzupełniać zapasy bo już nawet nie mam z czego improwizować, dziś jemy już totalne resztki o czym świadczy nawet to nieszczęsne jabłko :)

Póki co uciekam popracować troszkę, a Wam życzę przemiłego poniedziałku :)

23 stycznia 2015 , Komentarze (28)

W końcu znalazłam troszkę czasu by usiąść na vitalię. Byłam tak założona pracą, że nawet nie miałam kiedy zwykłej poczty sprawdzić a jak wracałam do domu to już nie mogłam na komputer patrzeć. W końcu nadszedł ten dzień kiedy mam chwilkę czasu przy kawce w pracy żeby podzielić się naszymi osiągnięciami i zajrzeć do was. 

Mój mąż od początku roku schudł już 8 kg, ja schudłam 4kg, cieszymy się przeogromnie i wciąż dietkujemy po swojemu starając się ograniczać kaloryczność posiłków, tłustość i słodkość. Powoli zaczynamy myśleć nad aktywnością, która byłaby dla nas odpowiednia, mój mąż wymyślił basen, tylko on kompletnie nie potrafi pływać, więc nie wiem czy to dobry sposób, kolega mu powiedział, że wystarczy, że będzie chodził w tej wodzie i to też mu pomoże schudnąć. Co Wy o tym myślicie? Ja uwielbiam wodę, pływanie, chlapanie się, mogłabym nie wychodzić z morza czy jeziora, a mój M. wręcz przeciwnie, ale to jego pomysł ten basen. Tylko czy jest sens wykupywać karnet by on łaził przez godzinę w wodzie? Podpowiedzcie mi proszę.

A może znacie jakieś zajęcia gdzie kobiety chodzą z mężczyznami, żeby schudnąć? Siłownia odpada, przynajmniej na razie. A może taniec? Chodzi mi o zajęcia, na które moglibyśmy uczęszczać razem.

Znów mój wpis jest chaotyczny, ale ja taka jestem chaotyczna właśnie :) powiem Wam, że to wielka frajda odchudzać się z mężem, naprawdę nie spodziewałam się, że będzie nam to jakoś powoli wychodziło, myślę, że za rok o tej porze już będziemy mieli swoje wymarzone sylwetki, mam taką nadzieję, bo mnóstwo pokus przed nami, lato, lody, grille, imprezy rodzinne, ale myślę, że damy radę bo wspieramy się wzajemnie i naprawdę jest super :)

Dziś piąteczek, ten tydzień zleciał mi bardzo szybko. Dziś muszę choinkę w końcu rozebrać, stoi już bity miesiąc i jeszcze się nie sypie, jeszcze trochę i korzenie zapuści :D Mąż się kłóci bo on kocha święta i on chce żeby choinka stała i stała, a ja już mam jej dość zajmuje pół pokoju, ciasno, zasłania kaloryfer to i zimno, także misja na dziś rozebranie choinki i posprzątanie w domu, a misja na jutro prasowanie...

Nie lubię prasować, kiedyś lubiłam teraz mi się odmieniło i nie lubię strasznie, może dlatego, że mam tego taki ogrom, pościel nasza, taty, ręczniki nasze taty, ścierki nasze, taty, ubrania nasze, taty, masakra, nie wszystko prasuję bo bym się zamęczyła, ale segreguj to, składaj potem wynoś i wkładaj do tych szaf, na samą myśl mi się nie chce. 

No nic trzeba zabierać się za robotę, posprzątać papierzyska wokół siebie i ze spokojną głową mogę weekendować :)

MIŁEGO DNIA ŻYCZĘ WSZYSTKIM!!!


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.