Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Uważam, że tak naprawdę wygląd nie ma większego znaczenia, czy w rozmiarze 42, czy 36 nadal będę takim samym człowiekiem. Jednak ze względu na to, że nadwaga wpływa na moje zdrowie i może w przyszłości być powodem chorób, których wolałabym uniknąć postanowiłam zrzucić nieco kilogramów. Oczywiście przy okazji poprawi się moje samopoczucie i będę wyglądać po prostu lepiej. Mam nadzieję, że uda mi się osiągnąć mój cel:)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2871
Komentarzy: 47
Założony: 19 stycznia 2014
Ostatni wpis: 1 marca 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
zarzesamischowana

kobieta, 34 lat, Wierzbica

165 cm, 85.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 marca 2018 , Skomentuj

No to zaczynam po raz kolejny... Rok temu nie wyszło. co prawda trochę schudłam, ale po świętach wielkanocnych i majówce, na której sobie na wszystko pozwalałam nie udało mi się wytrwać w postanowieniach. potem już się potoczyło. Nastały też zmiany w moim życiu, zmieniłam pracę, zmieniłam miejsce zamieszkania. Obecnie ważę jakieś 6 kg więcej niż rok temu, ale dokładnie zważę się rano i wtedy też zmienię swój pasek. Moja waga sięgnęła zenitu, ważę najwięcej z całego mojego życia. Nie mogę już tak dłużej, wszystkie ubrania zaczęły mnie opinać, czuję się ciężka, szybciej łapię zadyszkę. Poza tym w badaniach krwi wyszedł mi cholesterol na granicy normy, więc koniecznie muszę go zbić. Mam 27 lat i już takie zmartwienia... Postanowiłam spróbować jeszcze raz i nie czekać do kolejnego poniedziałku tylko zacząć od jutra.

Na początek obiecuję sobie jeść regularnie, choć może być ciężko, bo mam bardzo różne godziny pracy i trudno mi będzie zaplanować posiłki, ale zaraz to wszystko sobie rozpiszę. Po drugie pić więcej wody! Zaniedbałam to bardzo i cierpi na tym moja waga, ale także skóra, bo znacznie szybciej mi się przesusza. Także butelka dziennie to jest moje minimum. Po trzecie żadnych słodyczy, chipsów i cukru. Może wyjątkiem niech będzie niedziela, może wtedy się skuszę na kawałek domowego ciasta, ewentualnie jakieś ważne uroczystości. Po czwarte nie jeść po 19, nie podjadać między posiłkami. I w końcu po piąte - więcej ruchu. Prawie trzy tygodnie temu skręciłam kostkę, więc nie mogę jeszcze jakoś bardzo szaleć z ćwiczeniami, ale delikatnie i stopniowo będę je wprowadzać. 

Jaki mam cel? Nadal będę dążyć do 65 kg. Sporo, ale będę próbować. Może tym razem się uda. Teraz siadam rozpisać posiłki, założyć sobie dzienniczek żywieniowy i tabelę z pomiarami. Rok temu bardzo mi to pomagało, oby teraz było tak samo tyle że efekty lepsze :) 

Trzymajcie za mnie kciuki :) ! 

13 kwietnia 2017 , Komentarze (6)

Jest strasznie! Ostatnio zawaliłam dietę :/ Spotkania wielkanocne w szkole mnie wykończył, bo same ciasta, sałatki, przekąski itd. Chyba jeszcze nie jestem gotowa na takie wyzwanie, żeby się tylko poczęstować... Dzisiaj się aż zważyłam, żeby zobaczyć, jak sytuacja i okazało się, że po wczorajszych szaleństwach (a był to najgorszy dzień ze wszystkich do tej pory!) dziś rano ważyłam 78,2 kg, czyli o 0,8 więcej niż w poniedziałek. Na dodatek zbliża mi się okres i jadłabym bez opamiętania wszystko. Czasem naprawdę trudno się powstrzymać mimo najszczerszych chęci i motywacji. Strasznie szkoda byłoby mi stracić to, co osiągnęłam. Postanowiłam dziś na tyle, na ile to możliwe wrócić do swoich założeń. Jeśli będę mieć siłę to zrobić trening. W tym tygodniu ćwiczyłam tylko raz :/ A na przyszłość postarać się jakoś zaradzić takim sytuacjom. Zjeść przed imprezą coś, co sobie sama przygotuję, żeby nie rzucać się na wszystko, co jest na stole. Jeszcze te święta teraz... Fatalny to czas na wprowadzanie zdrowych nawyków, ale co zrobić takie życia. Nie da się przesunąć świąt, bo się odchudzam :P Mam nadzieję, że jak się zważę w poniedziałek, bo taki mam zamiar to waga pokaże to, co tydzień temu. Już się nawet nie łudzę, że coś stracę w tym tygodniu. Byleby tylko nie przytyć. 

Trzymajcie się Dziewczyny i nie dajcie się ponieść chwili tak, jak ja wczoraj i przedwczoraj. 

10 kwietnia 2017 , Komentarze (2)

Po tym tygodniu straciłam równe pół kilograma. Po 1 cm straciłam w biuście, talii i pasie. Reszta ciała póki co jakoś nie chciała się skurczyć :) Cieszę się bardzo z tego pół kilograma, zwłaszcza, że w weekend trochę zaszalałam. Byłam na szkoleniu, a wiadomo jak to na szkoleniach są przerwy na kawę. Do kawy zawsze ciasteczko. No i poczęstowałam się tymi ciasteczkami. W sobotę wieczorem byłam ze znajomymi w Mc'Donaldsie. Zjadłam lody. W niedzielę zjadłam chyba trzy kawałki ciasta, bo jeździłam od znajomych do znajomych i tak jakoś wyszło, że tu kawałek, tu kawałek. Może trochę za dużo tych słodyczy, ale nie żałuję, bo naprawdę potrzebowałam się odstresować i dać sobie trochę luzu. Dobrze mi to zrobiło :) W weekend też w ogóle nie ćwiczyłam oprócz niedzielnego spaceru, ale nie wiem, czy to można liczyć. Na tym szkoleniu sporo się ruszaliśmy, więc można to uznać za jakąś formę ćwiczeń :) Ale dalej sobie śmigam na rowerku stacjonarnym i robię róże treningi z YT także jest dobrze :) Stwierdziłam, że nie będę się jednak zapisywać na żadne zajęcia, bo wygodniej jest mi ćwiczyć w domu. Nic mnie wtedy nie ogranicza, bo robię sobie treningi kiedy chcę, ćwiczę w swoim tempie, tak długo, jak chcę. Nie muszę się krępować, że nie mam super wypasionych ciuchów i pędzić z pracy na łeb na szyję, żeby zdążyć na konkretną godzinę. Wiem, że na siłce są różne przyrządy i mogę przyjść o której chcę i też ćwiczyć, jak długo chcę, ale jakoś tak w domu chyba czuję się lepiej. Może kiedyś spróbuję siłowni. Na początek zupełnie wystarczy mi mój pokój, YouTube i karimata :)  I tym sposobem kasa zostaje w kieszeni, a to dla mnie ważne, bo planuję wyjechać na majówkę nad morze z przyjaciółką, więc troszkę muszę odłożyć. W ostatnim tygodniu wróciłam do mojego kawowego nałogu i potrafię wypić nawet 4 dziennie, mam zamiar znowu je ograniczyć do maksymalnie dwóch. 

Do osiągnięcia mojego pierwszego celu zostały mi trzy tygodnie i 2,4 kg do stracenia. Bardzo bym chciała, żeby mi się udało, choć przede mną okres i święta... Będę się bardzo starać, żeby nie poniosły mnie świąteczne szaleństwa. Planuję wtedy trochę więcej się poruszać, może sprawdzić w jakim stanie jest mój stary rower i dopóki nie kupię nowego pośmigać jeszcze na nim. Muszę obrać jakąś strategię, żeby wilk był syty i owca cała :) 

A Wy macie jakieś pomysły na przetrwanie świąt? Może mnie jakoś zainspirujecie :) 

7 kwietnia 2017, Skomentuj
krokomierz,3,0,0,5,2,1491553038
Dodaj komentarz

3 kwietnia 2017 , Komentarze (6)

Dzisiaj minął miesiąc od kiedy zaczęłam od nowa.

Najpierw przedstawię to, co najbardziej interesujące, czyli zmianę w wadze i pomiary.

Waga81,1 kg77,9 kg-3,1 kg
Szyja36 cm34 cm-2 cm
Ramię31 cm30 cm-1 cm
Biust106 cm102 cm-4 cm
Talia89 cm85 cm-4 cm
Brzuch106 cm100 cm-6 cm
Pupa103 cm102 cm-1 cm
Udo59 cm53 cm-6 cm
Łydka41 cm40 cm-1 cm

Szczerze to dopiero uzupełniając tabelę dla Was zobaczyłam, ile przez ten miesiąc wypracowałam, ale po kolei :)

Jeśli chodzi o moją wagę, to jakichś spektakularnych efektów może nie ma. 3 kg to nawet mało jak na miesiąc, ale przez tydzień byłam praktycznie off jeśli chodzi o ćwiczenia i dietę częściowo też, bo chorowałam, wtedy waga stanęła w miejscu. Dla mnie ważne, że się nie poddałam i że wróciłam do swoich założeń. Trudno, choroba nie wybiera, nie miałam na nią wpływu. No ale to, że straciłam po 6 cm z brzucha i z ud, a 4 z talii to jest dla mnie wow! Zresztą widzę, że mam wyraźniej zarysowaną talię, że zniknęła mi jedna fałdka :) Uda też mam coraz jędrniejsze, cellulit jeszcze tam jest i pewnie będzie, całkowicie na pewno go nie zwalczę, ale patrząc na nie jestem z siebie dumna! 

Słów kilka o moim samopoczuciu :) Jest naprawdę dobrze. Czuję się zmotywowana, czuję się zdrowiej, widzę po niektórych ubraniach, że troszkę mnie ubyło, mama też mówi, że widzi różnicę :) Największym sukcesem jest to, że ćwiczę, że się w to wkręciłam. Czasem jest mi cholernie ciężko się zebrać, ale to robię, a potem to uczucie, że dałam radę - bezcenne. To jest prawda, że wszystko siedzi w naszej głowie. Jak sobie powiem, że nie ma opcji, żebym się nie poruszała to to robię, jak sobie powiem, jaka to jestem zmęczona, to odpuszczam, ale mam potem wyrzuty sumienia. Choć w zasadzie zdarzyło mi się może raz :) 

Co do wspomagaczy to łykam to ThermLineFast, bo szkoda mi wyrzucić, ale nie robię tego regularnie i w sumie żałuję, że je kupiłam. Na pewno drugi raz tego nie zrobię, wolę dołożyć 40 zł i zapisać się na zumbę. Oprócz tego używam balsamu ujędrniającego z Eveline (slim Extreme 4D). Nie wiem w sumie, czy jakoś specjalnie działa, może gdybym używała go bez diety i ćwiczeń byłabym to w stanie ocenić, ale lubię go używać po wyjściu spod prysznica, bo przyjemnie chłodzi :) W ogóle zaczęłam bardziej dbać o swoje ciało. Co drugi dzień robię peeling kawowy, bo jest szybki do zrobienia samemu w domu, w sumie po co kupować kolejną chemię, skoro to takie proste. Ja mieszam po prostu fusy z kawy z oliwą z oliwek i dodaję trochę cynamonu. Jeśli ktoś lubi kawę to polecam, bo zapach jest nieziemski :) A i skóra na pewno będzie Wam za to wdzięczna :) Zaczynam czuć się naprawdę atrakcyjnie. 

Z dietą bywa różnie, głównie dlatego, że naprawdę mam bardzo mało czasu na gotowanie. Dzisiaj na przykład zjadłam niezbyt dietetyczne naleśniki na kolację, ale wróciłam do domu po 19 i już nie chciało mi się nic robić, a one akurat były. Wczoraj zjadłam ptasie mleczko - urodzinowe od dziadka, przecież nie mogłam mu odmówić :) Dzisiaj nie wzięłam do pracy zaplanowanych posiłków, zjadłam więc dwie bułki, pełnoziarniste, ale jednak dwie. No zdarzają się takie wpadki, ale na pewno nie będę z ich powodu rezygnować. Robię swoje dalej, a przecież od początku pisałam, że ja nie chcę całe życie być na diecie. Chcę zmienić swój sposób odżywiania, czasem zdarzy się wpadka, trudno. Wyciągam wnioski i idę dalej :) 

Ćwiczenia na plus. Zaprzyjaźniłam się z moim rowerkiem stacjonarnym, który od jakiegoś roku stał w pokoju nie używany. Teraz na przykład oglądam serial pedałując, zamiast leżąc w łóżku. Czasem robię trening interwałowy, ale jestem z nim ostrożna, bo tam się dużo skacze, a mnie trochę dokucza kostka - kiedyś miałam skręconą, więc muszę uważać. Chciałabym pójść na zumbę, bo jeszcze się nie wybrałam, może jutro mi się w końcu uda. No i miłością moją są ćwiczenia na boczki Tiffany Roothe, Polecam :) 

Podsumowując, może i chudnę powoli, ale wytrwale. Jestem zmotywowana i zdeterminowana. Jeśli osiągnięcie celu zajmie mi jeszcze 4 miesiące (w takim tempie tak będzie) to ok, nie będę przyspieszać. Nie straciłam głowy dla odchudzania, wolę tracić ciało, w swoim tempie :) Nikt mnie nie goni. Za nieco ponad miesiąc idę na wesele, fajnie byłoby kupić kieckę w mniejszym rozmiarze. Planuję wyjechać na majówkę nad morze, też fajnie byłoby wyglądać, zwłaszcza, że przedtem muszę iść na jakieś zakupy. Ale przecież najważniejsze jest to, co jest w środku. U mnie w środku jest spokój i satysfakcja. Oby tak było dalej :) 

To chyba tyle. Będę zdawać dalsze relacje.

A Wy trzymajcie za mnie kciuki!

Pozdrawiam :) 

27 marca 2017 , Skomentuj

Dziś mój dzień ważenia i mierzenia. Niestety nie mogę zmienić paska, bo ważę dokładnie tyle, co tydzień temu, czyli 78,8 kg. W cm też w sumie nie ma różnicy. A wszystko dlatego, że w środę się rozchorowałam i dopiero dzisiaj doszłam do siebie. Trochę mi się posypała i dieta, bo jadłam to, co było w domu, nie miałam siły, żeby sobie gotować, i treningi, bo o ćwiczeniach nie było nawet mowy. Ćwiczyłam w poniedziałek, wtorek i środę, raz interwały i dwa razy rowerek po 30 min.  Od piątku popołudniu leżałam w łóżku. Piłam też znacznie mniej wody niż sobie założyłam, moim głównym napojem była herbata z miodem, cytryną i imbirem, i sok multiwitamina. Wiadomo, że trochę mi się porozjeżdżały posiłki. Jestem trochę zawiedziona, że tak mi się to potoczyło, ale z drugiej strony cieszę się, że nic mi na wadze nie przybyło. Niestety takie sytuacje się zdarzają i nic na to nie poradzę.

W związku z tym, nie wiem, jak będzie z moim celem, raczej mi się nie uda schudnąć te 6 kg, które sobie założyłam. Zostało mi w sumie 4, bo 2 już za mną, a mam na to jakieś 4 tygodnie. Jeśli bardzo się postaram to może się udać. Byłabym przeszczęśliwa :) 

Żeby to zrobić w tym tygodniu zaostrzam treningi. Mój plan to:

poniedziałek 30 min rowerek, 15 min interwały, 10 min boczki

wtorek 60 min zumba

środa 60 min stepy

czwartek 30 min rowerek, 15 min interwały, 10 min boczki

piątek 30 min rowerek, 15 min interwały, 10 min boczki

W sobotę i niedzielę zobaczę jeszcze jak będzie u mnie z czasem. Bardzo bym chciała ruszyć w teren rowerem albo pójść na jakiś naprawdę długi spacer. To będzie zależało od pogody i czasu. 

Co do diety to wracam do tego, co sobie założyłam, czyli przede wszystkim regularność posiłków, min. 2,5 litra wody dziennie i duuużo warzyw. 

Może będę częściej pisać, bo to mnie jakoś dodatkowo motywuje.

Trzymajcie kciuki :) !

P.S. Zapomniałam napisać o największym rozczarowaniu tego tygodnia! Jakiś czas temu zamówiłam sobie na allegro hula hoop, żeby urozmaicić sobie aktywność fizyczną. Nie dość, że czekałam na nie prawie dwa tygodnie to okazało się, że to jest po prostu szajs! Po złożeniu całości koło, wcale nie było kołem. W trakcie kręcenia koło się tak jakby centrowało i nawet rozlatywało, bo zamówiłam składane, żeby zajmowało mniej miejsca w pokoju. Do tego dołączone były takie wypustki, do nich wkładało się magnesy i one też w trakcie kręcenia się otwierały. Czekałam na nie bardzo i naprawdę miałam ogromny zapał, a okazało się, że to takie badziewie... Nie wiem, jak można coś takiego wciskać ludziom. To tak chciałam się z Wami podzielić tą informacją i uważajcie przy zakupie takiego sprzętu, żeby się nie naciąć jak ja. Fakt, że kosztowało niewiele, bo 40 zł, na początek chciałam po prostu poćwiczyć, zobaczyć, czy taka forma aktywności będzie mi odpowiadać, ale jak się okazuje lepiej dopłacić i mieć porządny sprzęt.

20 marca 2017 , Komentarze (6)

Dziś pora ważenia i mierzenia. Efekty są takie, że w minionym tygodniu ubyło mi 0,6 kg, czyli całkiem nieźle :) W obwodach nadal gubię w talii, na brzuchu i w udach. Ruszyło mi się ramię, spadł 1 cm. 

Jestem zadowolona, choć był to trudny tydzień. Miałam okres, bardzo bolesne pierwsze dwa dni, więc wtedy nie ćwiczyłam. W piątek i w sobotę ominęłam po dwa posiłki, bo w piątek musiałam dłużej zostać w pracy, a w sobotę byłam popołudniu w kinie i zeszło mi dłużej niż się spodziewałam. Raz sięgnęłam po rodzynki w czekoladzie i raz u znajomych przekąsiłam kilka chipsów, no ale życie. Poza tym przy okresie mam zawsze cholerną ochotę na chipsy. 

Trochę nie do końca mi się udało przestrzegać wszystkich założeń, mam nadzieję, że w tym tygodniu będzie lepiej i uda mi się bardziej przewidywać pewne rzeczy, choć wiadomo, że nie zawsze jest to możliwe. Za cel stawiam sobie jeść więcej warzyw, bo jakoś mam wrażenie, że nadal jest ich za mało w mojej diecie. No i regularnie ćwiczyć! Powiem Wam, że wczoraj robiłam te swoje interwały i czuję, że idzie mi to coraz lepiej. Czuję jakąś taką moc w sobie, już nie mam tak, że zastanawiam się, czy przetrwam trening, po prostu go robię. Może jeszcze dwa tygodnie porobię te interwały i rowerek (na razie stacjonarny, ale wyczekuję wiosny, żeby wsiąść na prawdziwy :)) a potem będę robić coś o level wyżej.

Trzymajcie kciuki :) 

13 marca 2017 , Komentarze (5)

Trochę mnie tu nie było, co nie znaczy, że próżnowałam :) Wręcz przeciwnie sporo czytałam, szukałam inspiracji, odpowiednich treningów. Dużo się w sumie działo, sporo myślałam o tym, co chcę osiągnąć i jak to zrobić. Cały czas szukam i staram się obserwować swoje ciało i reakcje na różne bodźce. Stąd też brak wpisów. Dziś jednak postanowiłam coś napisać, bo ustaliłam sobie, że będę się ważyć raz na tydzień, w poniedziałek rano. Ustaliłam sobie cel minimalny - 6 kg do 28 kwietnia, bo wtedy wyjeżdżam na majówkę. Oczywiście dalej podtrzymuję cel główny, czyli schudnąć do 65 kg, ale postanowiłam zrobić sobie takie przystanki po drodze. Także skupiam się na 28 kwietnia. Wcześniej potrafiłam ważyć się codziennie, a nawet kilka razy dziennie, ale trochę robiła się z tego mała psychoza, więc postanowiłam sobie to odpuścić i robić to raz w tygodniu plus mierzenie. Dziś był pierwszy przystanek i jestem bardzo zadowolona z efektów, bo w ciągu tygodnia zgubiłam 1,4 kg. Może to woda, może to za dużo jak na jeden tydzień, ale nie robiłam niczego niezdrowego, więc chyba nie mam powodów do niepokoju, a wręcz przeciwnie :) W centymetrach też jest różnica, więc naprawdę się cieszę. To mnie bardzo motywuje do dalszej pracy.

Co do tego, co było dla mnie priorytetem w ostatnim tygodniu, to na pewno picie wody. W tej chwili bez problemu wypijam 2,5 do 3 litrów wody dziennie, zupełnie się do tego nie zmuszając. Wreszcie czuję pragnienie. Małym trikiem, który mi to ułatwił jest umieszczenie butelek z wodą, wszędzie tam, gdzie przebywam. Ja mam wodę w kuchni, w pokoju, w pracy, w samochodzie. Tak, żebym mogła sięgnąć po nią w każdej chwili, kiedy będę mieć potrzebę, żeby się napić. Codziennie rano piję też szklankę ciepłej wody z cytryną, ok. pół godziny przed śniadaniem. Trochę oczyszcza mi to jelita i nawadnia organizm po całej nocy. 

Po drugie wprowadziłam aktywność fizyczną. W pierwszym tygodniu były to spacery i ćwiczenia na boczki. W poprzednim tygodniu wprowadziłam interwały dla początkujących, ćwiczenia na boczki i od biedy rowerek stacjonarny. Od biedy, bo nie przepadam na nim jeździć, ale jak sobie włączę przy tym jakiś film, to jakoś łatwiej mi to idzie. 3 razy były interwały, 3 razy boczki i raz rowerek. Boczki dokładam do interwałów, bo trwają tylko 10 min, a zależy mi, żeby wysmuklić talię i okolice brzucha. Poza tym bardzo lubię te ćwiczenia, więc robię je zawsze po bardziej męczących ćwiczeniach, jako nagrodę :) 

Zaczęłam też sama robić sobie słodycze. Czasem mam ochotę na coś słodkiego, rzadko ale jednak się pojawia. Ostatnio zrobiłam super pralinki z wafli ryżowych, wiórków kokosowych i jogurtu naturalnego. Smakowały troszkę jak rafaello, następnym razem włożę migdał do środka i będę mieć wersję fit. Super alternatywa, bo wiem, że nie zrobi mi to krzywdy, zaspokoję przy tym swoją ochotę na słodycze no i znam w 100% skład, wiem, że nie ma tam żadnych syfów. I nie mam tak, że pochłaniam od razu 10, albo jeszcze więcej. Zjadłam dwie i to mi wystarczyło, resztę trzymałam w lodówce kilka dni, na później. 

Jak pisałam wcześniej, chciałabym nauczyć się zdrowo żyć. Wydaje mi się, że jestem na dobrej drodze. Owszem, zdarzyło mi się zjeść np. kawałek tortu, bo był Dzień Kobiet i dostałyśmy w pracy taki prezent. Dzisiaj zjadłam imieninowego cukierka od mamy. Takie sytuacje się zdarzają i na pewno będą się zdarzać, ale nie daję się zwariować. Na co dzień jem naprawdę zdrowo i sumiennie trzymam się swoich założeń. A raz na jakiś czas można zaszaleć i nie dać się ponieść takiemu myśleniu, że jak raz sobie pozwoliłam to już po moich staraniach. Zależy kto po co to robi. Oczywiście, że chcę schudnąć, ale chcę też przy tym jeść smacznie, to na co mam ochotę, a raz na jakiś czas pozwolić sobie na małe co nieco. Jakoś tak czuję, że chyba dojrzałam do tej zmiany. Wcześniej to były takie porywy. Teraz wiem, że chcę zrobić coś dla siebie, ale tak na stałe, żeby wypracować sobie taki styl życia, który będę w stanie realizować, z którym będę czuć się dobrze i nie będzie mi niczego brakowało. O takie mam dziś przemyślenia :) 

Dobrego tygodnia :) !

20 lutego 2017 , Skomentuj

Jestem już po poniedziałkowej, porannej kawie, więc mogę zebrać myśli i napisać, jak mi minął weekend.

Otóż był dość intensywny. W sobotę spotkałam się z moją przyjaciółką, byłyśmy na pysznym obiedzie, pozwoliłam sobie też na deser, ale to były lody, więc nie tak najgorzej :) Wieczorem impreza urodzinowa mojej znajomej, nie piłam alkoholu, skubnęłam nieco sałatki w ramach kolacji, ale od chipsów, orzeszków i tego typu rzeczy trzymałam się z daleka. Mimo wielu pokus wytrwałam przy swoich postanowieniach. 

W niedzielę było trochę gorzej. Rano normalnie zjadłam śniadanko, później trochę wcześniejszy obiad, bo musiałam iść do pracy, a nie chciałam najadać się byle czym. Niestety nie do końca się udało, bo pracowałam od 11 do 21, no i później już zrobiłam się głodna, więc trochę podjadałam różnych przekąsek w tym niestety słodycze. Aczkolwiek spożytkowałam zjedzone kalorie, bo prowadziłam bal dla dzieci, były tańce, zabawy. Tak jak pisałam wcześniej nie mam zamiaru winić się za kawałek ciasta, bo nie chodzi mi o to, żeby wszystkiego sobie zabraniać. Bardziej chcę się nauczyć zdrowo żyć i już wiem, że powinnam popracować nad planowaniem swoich posiłków, tak żeby uniknąć właśnie takich sytuacji, że robię się głodna, nie mam nic przygotowanego do jedzenia, a na stole stoją ciasta, słodycze, paluszki itd. Mam nauczkę na przyszłość.

Dzisiaj już wszystko wraca do normy. Jeśli nie wrócę za późno do domu, to może co sobie poćwiczę tak na początek, bo od tego tygodnia chcę wprowadzić lekkie treningi. 

Życzę wszystkim dobrego tygodnia :) !

17 lutego 2017 , Komentarze (2)

Dzisiaj miałam bardzo pracowity dzień, bo od 7 do 19 byłam w pracy. Niestety tego nie przewidziałam i trochę głodowałam. Zjadłam też kawałek ciasta, ale nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia, bo nie mam zamiaru zabraniać sobie wszystkiego. Myślę, że raz na jakiś czas można, a nawet trzeba je zjeść dla towarzystwa :) Bardziej mi szkoda tego, że nie miałam zaplanowanych posiłków, przez co zjadłam sporo na kolację, bo byłam naprawdę głodna. Nie wzięłam też jednej tabletki Therm Line Fast, bo w tym całym szale po prostu zapomniałam. No ale takie sytuacje się zdarzają i pewnie będą zdarzać. Nie mam kompletnie siły. Idę spać. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.