Wczoraj byłam na zajęciach boot camp z trenerem, który prowadziłl zajęcia na zastępstwo. Gość przyszedł, z ambitnym planem ćwiczeń powtarzanych w serii po 1 minucie i bez żadnej przerwy. Pierwsze 15 minut jeszcze jakoś przeżyłam/przeżyłyśmy (bo wyjątkowo, na zajęciach były same babeczki), ale po pół godzinie ja padłam i większość babeczek również. Zajęcia skończyłyśmy 10 minut wcześniej. Lubię bardzo te zajęcia, ale te wczorajsze, to były dla bardzo! zaawansowej grupy. Typowy przykład braku komunikacji -> poinformowania nowicjusza-trenera o mozliwościach grupy ...:) Za to czuję dzisiaj mięśnie, oj czuję, ale dobrze, dobrze, o to chodzi :)
Co do mojego odchudzania, po 3 tygodniach zastoju, waga zaczęła spadać. Ale spada bardzo powoli, po 0,3-0,4kg/tydzien. Ale przestałam się przejmować. Widzę, że ćwiczenia rzeźbią mi ładnie ciało, po ubraniach czuję, że jest luźniej, spodnie które kupiłam miesiąc temu też są luźniejsze. Centymetr mi też to mówi. Dałam sobie na luz. Na podstawie moich obserwacji widzę, że na początku organizm pozbywa się nadmiaru wody, toksyn, w szybkim tempie, taki szok dla organizmu, ale z czasem, już zaczyna hamować, teraz to już spala się tylko tłuszcz. Na początku mojego odchudzania, postawiłam sobie za cel, zrzucenie 20kg, ale widzę, ze jak zrzuciłam juz ponad 10kg, to obecnymi cwiczeniami mam ciało które wyglada o niebo lepiej, niż wiele lat temu, mając 62 kg ale galaretowate ciało! Jestem obecnie więc na etapie, że robię dalej swoje, ale nie dąże już uparcie do 62 kg, bo niekoniecznie 62kg może oznaczać, że będę mieć ładne wyrzeźbione ciało!!!! Myśle, ze jak zejde jeszcze z max 5kg, to powinno w sam raz wystarczyć. Dla zainteresowanych, wrzucam link, skąd te przemyślenia---WARTO PRZECZYTAĆ: http://slim-dream.blog.pl/2015/04/12/czy-naprawde-powinnam-schudnac-aby-osiagnac-cel/
Dzisiaj jadę kupić huśtawkę na taras, solidną, z moskitierą-moje i dzieci marzenie. Przebija słońce, więc będzie w sam raz na taras, żeby się położyć się i powylegiwać :)
pzdr! słonecznego weekendu!