Dziś tylko dwa duże okna i kawałek kuchni. Przecież jeszcze cały tydzień do świąt. Moja babcia mnie strofuje, że za dużo pracuję. Jutro skończę kuchnię i dwa dni odpoczynku bo Niemcy w soboty i niedziele zawsze odpoczywają. Dziś dokopałam się do lodów w zamrażalniku (zostały po zmienniczce) i się zaczęło. "Jak zjem tylko łyżeczkę to nic się nie stanie. Po dwudziestu pięciu dniach nie jedzenia słodyczy, jedna łyżeczka to nic strasznego. A właściwie czemu tylko jedna? Pewnie, od razu cały pojemnik. Przecież nikt się nie dowie itd, itd, " Cytowałam tu swój dialog z samą sobą, Na koniec pomyślałam, że odrobina lodów nie jest warta poczucia winy, kiepskiego myślenia o sobie i złości na siebie. I w ten sposób już 26 dni nie jem słodyczy. Huuuuuuraaaaaaa!!!
Posiłki:
3 łyżki płatków owsianych, mały banan, szklanka mleka, kubek czystka
kawa z mlekiem
szpinak, 2 jajka sadzone, kromka ciemnego chleba
jogurt z otrębami, herbata jaśminowa
2 parówki na ciepło, 2 liście sałaty, odrobina musztardy i korniszon, herbata miętowa
jabłko
Postanowiłam, że zważe się dopiero tydzień po świętach