Tak, tak zgrzeszyłam na maksa i jest mi z tym źle … mój
jedzeniowy plan legł w gruzach … rano jeszcze nie było tak źle, ale nie bardzo
mogłam patrzeć na jedzenie – wypiłam kawę, zjadłam borówki popracowałam trochę
w domu był nawet trening 7 kilometrowy w lesie i już było lepiej, dużo lepiej
aż do wieczoru – poszliśmy z małżonkiem sobie połazić trochę po Gdańsku a
wieczorem jest wyjątkowo ładnie (pomijając padający na nasze głowy deszcz).
Pojechaliśmy z zamiarem zjedzenia jakiegoś małego deseru no i jeszcze kawy do
tego a tu pojawił się obiad a właściwie obiadokolacja – no nie powiem było
dobre, wybrałam steka z warzywami no i niestety piwo (malutkie) no tak, ale co
z tego, że malutkie piwo to piwo to całe mnóstwo kalorii …. To jeszcze nic … po
powrocie do domu się zaczęło – wykończyłam chrupki z mojej piątkowej imprezy i
paluszki i cukiereczki i czuję się z tym strasznie a najgorsze jest to, że to
wszystko zrobiłam z pełną świadomością …
teraz siedzę i żałuję tego i czuję się
źle i myślę "o rany, ale jestem głupia, po co? dlaczego? ... i tyle myśli kołacze mi się w głowie ... – boli mnie żołądek, jest mi ciężko i w ogóle … beznadzieja a dzisiaj
kolejna impreza u teściowej, ALE już mam postanowienie na nowy tydzień – owoce i
warzywa, aby tylko było lekko i chyba o to chodzi właśnie, bo po tym moim
miesięcznym już „dietowaniu” widzę i najważniejsze teraz CZUJĘ EFEKTY –
naprawdę czułam się lepiej nie tylko lżej, ale nie boli mnie biodro, kolana i
plecy a różnych dolegliwości trochę miałam i co? … wystarczyło zrzucić kilka
kilogramów i dla pleców to już prawie zbawienie … i ten sport codzienny – no moje
Drogie tu nie chodzi tylko o dietę a właśnie o świadomość tego, co jemy – chyba
jednak czegoś się nauczyłam – warto dbać o siebie – wyciągać wnioski … no
wyrzuciłam już z siebie wszystko i od razu mi lepiej, wypiłam wiadro wody, kawy
i mam nowe postanowienia :D