Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wiecznie na diecie, kochająca gotować. Wrażliwa romantyczka, wielka marzycielka. Od zawsze większa, kiedyś musi być koniec.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 22457
Komentarzy: 365
Założony: 26 sierpnia 2015
Ostatni wpis: 1 września 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Manaaa

kobieta, 29 lat, Opole

169 cm, 77.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 grudnia 2019 , Komentarze (2)

22:17

Nie chciałam go

Tak, od początku go nie chciałam. Jest mi wstyd. O ile bardzo pragnę, o tyle wiem, że teraz nie ma nic co mogłabym mu dać. Nie teraz, nie w tym momencie, później. To złe, ja wiem. Szok, strach, niepokój, dezorientacja. To czułam od początku. Strach był największy. Byłam bardzo chora, gorączka 38-39 stopni, kaszel, duszności, zapalenie zatok, zapalenie ucha, zapalenie pęcherza i podejrzenie zapalenia płuc. Trzy tygodnie choroby, trzy antybiotyki na raz, w tym jeden którego w ciąży nie wolno (nie wiedziałam o niej) i prześwietlenia. Tak, to wszystko zniszczyło.

Pierwsza wizyta, druga, piąta. 10 tydzień, a mi nie zrobili nawet karty ciąży. Chyba było coś nie tak. Skierowanie na wszystkie możliwe badania. Zarodek bardzo mały, serce późno biło niemiarodajnie. Strach przed macieżyństwem przerodził się w strach, że ta mała istota we mnie nie jest normalna, że coś jest nie tak. Wymiotowałam, prawie cały czas było mi niedobrze, nie mogłam funkcjonować, nie miałam siły na nic.

Jednak po czasie pokochałam tą istotkę, albo ten genetyczny twór. Jakkolwiek się rozwijało już nie ma. Kolejny dzień mija i jest mi coraz lżej. Może dobrze, że jest jak jest. Bardzo pomogły mi słowa, że "Dzieci nie umierają, tylko przekładają datę urodzenia". I tego się od chwili tych słów trzymam. Przełożyłam datę narodzin. Ja wiem, że mój mężczyzna też cierpi, mimo, że tego nie pokazuje jak ja. Zdradziły to jego słowa, które mnie tak bardzo uderzyły. Będę jeszcze cierpieć, za pewne nie jeden dzień. Nie wiedziałam, że to tak silne uczucia mimo początku i tego, że nie chciałam. Tak będzie lepiej.

Tęsknota jest najgorsza. Doprowadza mnie powoli do szału. Tyle dni rozłąki, to męczy bardzo. Każdy dzień dłuży się, szczególnie teraz, gdy z tym wszystkim czuję się sama. Dostałam Rafaello, kocham je. Każdego ranka się budzę i widząc, że nie ma mojego M, zjadam jedno. Ale wraca do mnie, o 17 dni wcześniej. Tak się cieszę. Nie chce już jechać, chce być ze mną. Ale ostatni raz będzie musiał pojechać. Martwię się, kilka dni temu jechał ponad 900 km a teraz znowu. Czeka nas poważna rozmowa o wszystkim. Głównie o tym co mu powiedziałam, a raczej napisałam, wyrzuciłam z siebie wszystko. Co, kiedy i jak się czułam, pewne sytuacje, złamaną obietnicę, wiedząc co dla mnie oznacza niedotrzymanie obietnicy. Tak mnie to boli.

Tak mnie boli, ale tak bardzo go kocham. Uwielbiam jak jest, jak przytula, jak całuje w czoło i przyciska do siebie. Codziennie mówi, że mnie kocha co najmniej 10 razy. Że kocha mnie ponad wszystko i nigdy nie zrezygnuje ze mnie. Wyjazd za granicę oddalił nas, mnie. Mówiłam, nie potrafię na odległość, oddala mnie, że raz już to przeszłam i cierpiałam. To trudne dla dojrzalszych par. A My? Pół roku się znamy. Tego samego miesiąca co się poznaliśmy zostaliśmy parą. Szybko, bardzo szybko, może za szybko. Trzy miesiące później wyjechał.

Byłam, jestem zawsze gdy mnie potrzebuje. Jechałam do szpitala, umawiałam do lekarza, tuliłam, głaskałam, leczyłam, rozbierałam do snu gdy zasnął w ubraniach i cierpiałam. Czułam, że ja robię wszystko, a on nic. Daję, nic nie otrzymuje. Trzy razy chciałam zerwać. Raz nie wytrzymałam. Autobusem w płaczu z prezentem i dwoma jego rzeczami pojechałam do niego. Otworzył drzwi, powiedziałam, że oddaje jego rzeczy, wręczyłam prezent mówiąc kiedy miał go dostać, i że ja już nie chce więcej cierpieć. Odwróciłam się i z płaczem odchodziłam. Zatrzymał, przytulił, zabrał do domu, rozmawialiśmy. Dałam szansę. Po trzeciej próbie się zmieniło, trochę. A teraz? Jest jak jest, głównie to co w poprzednich dwóch wpisach. Nie mam siły już poniekąd, ale to przez całą sytuacje, załamałam się po prostu.

Ja wiem, że mnie kocha, wiem, że chce mi dać pierścionek, wiem, że chce dla mnie jak najlepiej, chce mi wszystko dać. Ale ja chce jego, a nie wszystko. Nie chcę pieniędzy i prezentów, chcę żeby mnie kochał, troszczył się, opiekował, pomagał gdy będę potrzebowała pomocy, wspierał i przede wszystkim był. Ja mu dam, daje to samo, kocham najmocniej, tęsknię najbardziej, troszczę się i opiekuję, pomagam jak mogę.

Samochód, to wyznacznik, że zależy mu? Ufa mi bardzo. Nikt inny oprócz niego nie mógł usiąść nigdy za kierownicę, nikt inny nie może go naprawiać (jest mechanikiem). Zrobił go jak chciał, lakier jak chciał, silnik zrobił jak chciał, wnętrze zrobił jak chciał, z moją pomocą. Zostawił mi ją, audicę, dla mnie. Zrobiłam niedawno prawo jazdy i miałam ją odebrać od mechnika po wgnieceniu przez ciągnik. Nie widział jak prowadzę, nigdy nie siedziałam za kierownicą audicy, powierzył mi swoje oczko w głowie, jedynej osobie.



Dalej nie mogę uwierzyć, że wraca do mnie. Pewnie nie będę spać póki nie przyjdzie do łóżka. Zaczęłam już trochę jeść więcej. Ostatnimi dniami nic nie mogłam przez gardło przecisnąć. Zjadłam trzy posiłki, jestem dumna.

I posiłek - szklanka mleka, 2 łyżki kaszy manny, łyżka miodu i jabłko

II posiłek - trzy żelki, dwie kromki chleba z masłem i serem żółtym

III posiłek - pół woreczka kaszy jęczmiennej perłowej i ogórek kiszony

Może jeszcze coś małego zjem, albo kakao wypiję, nic już nie wcisnę

Manaaa

3 grudnia 2019 , Komentarze (29)

20:18

Już gorzej być chyba nie może

W piątek był zabieg, krwawię dalej, ale to normalne ponoć, nawet do 3 tygodni. Wolałam prywatnie iść i to do innego miasta na zabieg. Chyba nie boli, ale sama już nie wiem. Kaszel mnie męczy, a przez to brzuch boli, ale nie strikte narządy rodne a wszystko wokół, mięśnie, zakwasy? I jeszcze dzisiaj dziwnie fatalnie się czuję. Boli mnie od rana kostka jakbym skręciła, ale nic takiego nie miało miejsca. Cały dzień drażni mnie wszystko na skórze, teraz mam niby 37,5 stopni. Pracy przez ciążę już nie mam, umowa i ubezpieczenie do soboty było. Ani do lekarza ani co.

Psychicznie? Rano tragedia. Pół nocy bez snu. Wyrzuciłam chyba wszystko co mnie boli mojemu mężczyźnie. Do tej pory się nie ustosunkował, ani jednego słowa na ten temat nie powiedział. Kazał rano zadzwonić jak wstanę, myślałam, że chce o tym porozmawiać, nie, jednak nie. Olał to co mnie boli?

Zasnęłam rano, miałam koszmar, chciałam zeskoczyć z mostu, obudziłam się roztrzęsiona, zadzwoniłam, niecałe 4 minuty trwała rozmowa, rozłączył się. Tak bardzo go rano potrzebowałam. Zaczęłam przez to wszystko być taka zimna dla niego, nie potrafię inaczej. Z jednej strony zimna jak lud, z drugiej tak bardzo potrzebuje jego ciepła, jego obecności, szczególnie teraz. Nie ma go. Aż 900km ode mnie, wszystko znika, sypie się. Niemcy to był tylko i wyłącznie jego wybór. 

Trzeci miesiąc?

Chyba już trzeci, za długo, a znamy się pół roku (za trzy dni minie, a 28 pół roku od kiedy jesteśmy w związku). Po jednej relacji na odległość obiecałam sobie, że już nigdy na odległość. Ja nie potrafię, ja potrzebuje bliskości, czułości, obecności. Zawsze byłam sama i dalej jestem sama. Dlaczego, powiesz mi? Od pierwszego dnia znajomości wiedział czego nie toleruje i wiedział, że bardzo cierpiałam na odległość. Pokazał się inny, brnął, rozkochał, pokazał jaki na prawdę jest i pojechał . Ja powoli już wysiadam, psychicznie. Fizycznie chyba też.

Nie mogę spać, nie mogę jeść, nic nie mogę, leżę i cierpię. Tak to wygląda. Zjadłam kilka łyżek zupy która mi nie smakowała i kilka żelek. Zrobiłabym ryż z jabłkami i cynamonem na kolacje, ale chyba nie przełknę. Najgorsza ta gorączka, dlaczego, macica nie boli, drogi rodne nie bolą, myję się roztworem tantum rosa, boje się zakażenia.

Jejku jak mi jest źle, tak bardzo chciałabym się przytulić, tak bardzo go kocham.

Manaaa

2 grudnia 2019 , Komentarze (43)

18:03

Tyle czasu

Tyle czasu mnie tu nie było. Dziwne. Co ja tu kiedyś robiłam? Przypomnisz mi pamiętniczku? Ponoć odchudzałam się z tego co mi powiedziałeś. A przynajmniej próbowałam. Ten wpis miał być wczoraj, późno wieczorem, nie wyszło. Płakałam, ryczałam, prawie cichą histerią można to nazwać. Cichą? Tak, żeby nikt w domu nie słyszał.

To był okropny dzień, ten wczorajszy. Ok 12 godzin czekałam na jakikolwiek znak mojego mężczyzny, że nic mu nie jest i dojechał na miejsce. Prawie 1000 km, jeszcze prowadził całą drogę i cały dzień bez wieści. Przykro mi bardzo. Nie wiedziałam co się dzieje, czy wszystko dobrze, jak droga, czy pada, czy ślisko, czy nie jest zmęczony. Zawsze tak jest. Zawsze tak samo, od naszego poznania. Choćby co jakiś czas jedno słowo "jedziemy", czy to na prawdę takie trudne? Czy ja za dużo wymagam? 

Może ja przesadzam po prostu. Może to logiczne, że jak nie daje znaku to jest wszystko dobrze, nie ma czasu, nie może rozmawiać, nie może nic. Chyba dla mężczyzny, a raczej chłopczyka. Mężczyzna by tak nie robił, prawda? I przez to właśnie tracą kobietę, tą właściwą, odpowiednią, kochającą na prawdę. Teraz jeszcze trzy tygodnie będę sama, sama ze sobą i swoimi myślami. Kiedyś pisałam, że brakuje mi kogoś bliskiego, z kim mogłabym szczerze porozmawiać, pomilczeć, kogoś, kto będzie przy mnie i będzie mnie wspierał. Myślałam, że znalazłam taką osobę. Ale szczerze w tym momencie na prawdę nie wiem.

Tak bardzo źle się czuję, tak bardzo mi źle z tym co się stało. Nie potrafię sobie poradzić. Było i nie ma. Puff... odeszło. Przeze mnie. Tak krótko, a ja chyba związałam się w pewien sposób z nim, chyba pokochałam trochę. Nie wiem dlaczego, ale cały czas mam wrażenie, że to był chłopczyk. To takie dziwne. W ostatnich dniach, późnymi wieczorami, w nocy nawet mówiłam do niego. To normalne? Tak na początku? Czuje się taka samotna. Niby mieszkam z mamą, ale ona o niczym nie wie. Ani o ciąży, ani nawet tego, że kilka dni temu miałam zabieg pod narkozą i tak fatalnie się czuje. Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego co w teraz przechodzę, nawet mój M. Z resztą, potrafił zapomnieć, że jestem w ciąży. A ja go tak mocno kocham.

"To był nasz czas"

Nasz czas na dziecko. Jest mi tak cholernie przykro, smutno, źle, fatalnie, okropnie. Tak bardzo zabolały mnie te słowa. Czuje się winna, jakbym na siłę odebrała mu coś. Mam problem mu popatrzeć w oczy, w ogóle na niego, jest mi tak przykro. Nie mam już więcej słów. Nie ma w ogóle słów, które opisują co czuję. Cały dzień mi ciekną łzy. Zasypiając płaczę, wstając płaczę, a przed mamą gram, jakby nic nigdy nie było, jest super. 10 minut siedziałam pod prysznicem i wręcz ryczałam, nie mogłam nabrać powietrza. Tak bardzo boli. Wiem, że płód od początku nie rozwijał się dobrze, serce pojawiło się znacznie później, a potem? Sama nie wiem, nawet karty ciąży mi nie założyli, a był już 10 tydzień. Dostałam zlecenie na wszystkie badania jakie można zrobić, w szpitalu w jakiejś specjalnej poradni i w laboratorium, razem z jakimiś genetycznymi. Tyle tych badań, że połowa nie wiem co to. Ale już ich nie zrobię, nie ma komu, czemu.



Tyle się działo w moim życiu gdy mnie tu nie było. Tyle było złego, dobrego trochę też. Może opowiem Ci wszystko po kolei, ale w swoim czasie.

W pracy mieli się nie dowiedzieć o ciąży, puki nie będzie odpowiedni moment. Niestety, wszystkie symptomy były silniejsze ode mnie. Praca w hospicjum, 12h na nogach, ciężary, zapachy, smrody, toksyny. Kręciło mi się od tego w głowie, ciągle nie dobrze i te wymioty. Nie byłam w stanie pracować. Tak mało się mówi o hospicjum, temat tabu. Wiele osób mówiło mi, że to straszne miejsce, cierpienie, ból, śmierć. Owszem, jest to wszystko, widziałam wiele, ale dla mnie to nie jest straszne miejsce. Z jednej strony podobała mi się ta praca, z drugiej strony nie. Da dni temu skończyła mi się umowa na okres próbny, nie mam przedłużonej. Nie wrócę tam pracować. Wiem, że stali pacjenci pytają o mnie, zawsze się mnie dokładnie pytali kiedy mam dyżury i wiem, że lubili mnie bardzo. Jedna Pani mnie słonko nazywała, to było takie miłe. Ehh... cóż mam zrobić kochany pamiętniczku. Idę po długiej przerwie poczytać inne pamiętniczki.

Manaaa

9 września 2017 , Skomentuj

Witam pamiętniczku

I znów dawno mnie nie było. Dopiero późno wieczorem mam czas coś napisać, ale jestem już tak śpiąca, że idę po prostu spać. Nie mogę uwierzyć, że już 31 dzień postu Ewy Dąbrowskiej za mną. Czuję się tak świetnie, waga poszła w dół, zamiast 1 z przodu mam 8. Nie wiem na prawdę co jeszcze napisać. Niestety moja głowa jest już wyłączona i nie myślę. Planuję zrobić motywacyjny wpis, ale nie wiem kiedy on powstanie, jak będę miła więcej czasu.

Przed postem myślałam, że z jedzeniem będzie tragicznie, co ja będę jadła, ale powiem, że z dnia na dzień coraz więcej przepisów tworzy mi się w głowie. Dzisiaj na przykład zrobiłam wielki gar zupy ogórkowej ze świeżych ogórków, była tak pyszna, że zjadłam dwie miski. 

Zaczęłam też robić słoiki, a dokładnie zamknęłam sobie wywar warzywny oraz passatę pomidorową. Pierwszy raz pasteryzowałam, zobaczymy czy wytrzymają kilka miesięcy, już się boję.

W szkole jakoś leci, muszę przeczytać przedwiośnie w tydzień, nie wiem jak ja to zrobię. Do szkoły biorę zazwyczaj jabłka, marchewkę, czy sok. Chciałabym kupić termos na jedzenie, zjeść sobie w szkole zupkę to byłoby coś.



Menu

Śniadanie - dwa jabłka

Obiad - dwie miski zupy pomidorowej

Kolacja - duszona cebulka w sosem pomidorowym

Jedzenie dzisiaj koszmarne, ale jutro będzie lepiej :).

Manaaa

3 września 2017 , Komentarze (2)

Witaj pamiętniczku

Jest dobrze, jest na prawdę dobrze. Już zdecydowanie bliżej niż dalej, do końca postu pozostało tylko 17 dni, a więc za mną już 25 dni. Lodówka śmiga jak masełko, cichutka, zimniutka i piękniutka. W końcu porządnie będzie mrozić.

Jutro zaczyna się szkoła, pewnie będę siedzieć do 20 i będę miała normalne lekcje. No cóż, trudno, muszę coś wymyślić do jedzenia do szkoły. Pogoda okropna, szaro, buro i deszcz. Chyba ponownie zacznę pić wodę strukturalną, jakoś lepiej się czułam.

Co do diety, dalej ją zachwalam. Skóra mi się poprawiła, cera ujednoliciła, koloryt lekko jakby wyrównany, przebarwienia lekko wybielone, zęby bielsze, kilogramy spadają, czuję się super. Kupiłam wczoraj mniejsze spodnie, z tego jestem najbardziej zadowolona. 



Menu

Śniadanie - Sałatka jarzynowa, ogórek i papryka

Obiad - Duszona cukinia z cebulką, kapusta kiszona z cebulką i pieprzem, sałatka z pomidora, cebulki i ogórka kiszonego

Podwieczorek - Duszone jabłka z cynamonem i grejpfrut

Kolacja - Duszona cukinia, ogórki kiszone, papryka, marchewka

Manaaa

3 września 2017 , Komentarze (2)

Witaj pamiętniczku

Musiałyśmy wymienić lodówkę, bo nasza stara była popękana. Ile miała? Chyba z 10 lat, jak nie więcej. Miałyśmy tyle lodu w starej zamrażarce, że półtorej dnia się rozmrażało. Dobrze, że chłodniej na dworze, to część rzeczy jeszcze przetrwa chwilkę. Dzisiaj nam przywieźli nową lodówkę, stała kilka godzin bez podłączenia i trzy godziny temu została podłączona. Strasznie głośno chodzi, nie wiem czy to normalne, czy trzeba czasu aby się oziębiła do ustawionej temperatury. No nic, poczekamy. Większość wszystko z zamrażalnika do wyrzucenia poszło, tak to jest, jak nikt nie ma miejsca u siebie i nie użyczy trochę miejsca. Zobaczymy jak będzie dalej funkcjonować.

Dieta? Oj z dietą ciężko dzisiaj było, ale przetrwałam. Późno wstałam, nie byłam głodna, więc i śniadanie późno. Ponownie jeść mi się dzisiaj nie chciało, ale cóż, coś jeść trzeba. Powiem, że trochę uciążliwe jest to, że głód mi się wyłączył, ale przetrwać trzeba. Długo byłam na zakupach, więc na kolacje o 21:30 było 0,5l soku marchwiowego.

Menu

Śniadanie - Sałatka jarzynowa i jabłko

Obiad - Zupa kalafiorowa

Kolacja - 0,5l soku marchwiowego

Manaaa

2 września 2017 , Komentarze (4)

Witaj pamiętniczku

I widzisz, znowu kilka dni mnie nie było. Jak ten czas szybko leci. Powinnam już spać, ale kiedyś muszę coś napisać. Dzisiaj jednak będzie króciutko Dieta jakoś leci, już 23 dzień postu za mną. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że już bliżej niż dalej, zostało 17 dni do końca. Przez ostatnie dni nie chciało mi się jeść, więc nic szczególnego nie robiłam do jedzenie. Głównie surowizna, dobre i to, bo zęby mi wybielały przez chrupanie surowych warzywek.

Środa, pamiętny dzień z małego wypadku. Taka jestem zła, że uhh... . Jedziemy w gości z X wąską drogą we wsi za naszym miastem. Jedziemy od strony chodnika, po stronie pobocza stały zaparkowane 3 samochody. Przejeżdżamy obok jednego samochodu, drugiego i na wysokości trzeciego, mężczyzna zamiast poczekać aż przejedziemy wcisnął się między nas i trachnął w nasz samochód. Okropny huk, hamulce, chwila dezorientacji. Za nami na drodze w częściach leży nasze lusterko. Wychodzimy i nagle jakaś baba starsza (matka mężczyzny) się drze jak jeździmy i wmawia nam, że to my mamy zjechać na chodnik, i że to nie chodnik, tylko poszerzenie drogi (fajnie, że kilka cm wyżej niż droga i z kostki zrobione z krawężnikiem). Dzwonimy na policję, bo nie da się rozmawiać z tymi ludźmi. Patrzymy na nasz samochód, bez lusterka, odpryśnięta szyba i przecięta guma wokół drzwi. A co państwu się stało? Małe zadrapanie na lusterku. Policja ustawiła dwa samochody obok siebie, zmieściły się, 5 cm przerwy, więc współwina, bo gdybyśmy jechali 10 km/h to przejechalibyśmy obok siebie. Niestety my jechaliśmy 30 km/h, a państwo z 60 km/h. Zdjęcia porobione, nagranie z kamery jest, człowiek przyjąć mandatu nie chce, więc czeka nas rozprawa. Policjanci mieli dość tamtych ludzi, awanturowali się okropnie, a my spokojni, normalnie rozmawiamy i kazaliśmy się nie odzywać tamtym ludziom do nas, bo z krzykiem rozmawiać nie będziemy, ale ich zatkało. Czekamy co będzie dalej.



Menu
Śniadanie - jabłko i marchewka

II Śniadanie - ogórek kiszony, marchewka

Obiad - Leczo z ogórkami kiszonymi

Kolacja - Zupa kalafiorowa



Manaaa

27 sierpnia 2017 , Komentarze (5)

Drogi mój pamiętniczku

Dzisiaj znów późno wstałam, ale to nic, bo cały dzień mam pozytywną energię :D. A to wszystko za sprawą pomiarów, które dzisiaj powtórzyłam i są myślę, że bardzo dobre. Kilka cm w dół poszło, ale tak chciałabym już ważyć te 60 kg. No cóż, nie od razu Rzym zbudowano jak to się mówi. Pomalutku do celu i będzie dobrze. Najważniejsze jest to, że zaczęłam i przerwać nie zamierzam.

18 dzień postu Dąbrowskiej już za mną, ale się cieszę. Jeszcze trochę i będzie bliżej niż dalej. Z jedzeniem dzisiaj kiepsko, bo czasu nie miałam, ale najgorzej też nie było. Myślę co by tutaj jutro upichcić. Smak mnie naszedł teraz na pierogi ruskie z cebulką, ale nie nie, nie mogę. Jeszcze poczekam sobie na takie rarytasy.

Znalezione obrazy dla zapytania odchudzanie waga

Pomiary (14.07 & 27.08)

Waga 97 kg ; 89 kg

Szyja 35,5 cm ; 35 cm

Ramię 38 cm ; 37 cm

Biust 111 cm ; 107 cm

Pod biustem 102 cm ; 95 cm

Talia 97 cm ; 92 cm

Brzuch 113 cm ; 108 cm

Biodra 128,5 cm ; 122,5 cm

Udo 61,5 cm ; 58,5 cm

Łydka 42,5 cm ; 41 cm

W sumie -8 kg i -33 cm tłuszczu, a to wszystko w 6 tygodni :D. Jak tak dalej pójdzie, to do końca roku będzie jeszcze 20 kg mniej.

Menu

Śniadanie - Carpaccio z buraka i pomidora posypane ogórkiem kiszonym i cebulką

Obiad - Pieczone placki warzywne z sosem koperkowym, pieczona cukinia i kapustka kiszona z cebulką i pieprzem

Deser - Duszone dwa jabłka z cynamonem i sok z grejpfruta

Kolacja - Frytki z dyni i cukinii z ręcznie robionym ketchupem



Manaaa

26 sierpnia 2017 , Komentarze (2)

Witaj pamiętniczku

Kolejny już 17 dzień postu Daniela/Ewy Dąbrowskiej mam za sobą i jest świetnie. Najlepsze, że głód mam wyłączony i nie chce mi się jeść, ale wpycham w siebie i mam wrażenie, że nawet od marchewki przytyję taka pełna jestem hehe. Mierzyłam się dzisiaj i powiem, że wymiary od 14 lipca spadły, super się czuję. A i nawet waga od wczoraj spadła hehe.

Po wczorajszym trening myślałam, że będę mieć zakwasy, ale nie, jestem pod wrażeniem. Dzisiaj miałam też iść, ale nie doszłam, no cóż, w poniedziałek dotrę. Najlepsze wiesz jest to, że klub mam obok bloku. 


Tak sobie myślę o tym poście i nie mogę wyjść z podziwu ile rzeczy się zmienia na plus. Nie mam napadów na jedzenie, nie jestem głodna i nie trzęsie mną jak nic nie jem. Cera niesamowicie mi się poprawiła, koloryt ujednolicił, lepiej śpię, cellulit się zmniejszył. Włosy nie wypadają, zęby jakby wybielały (to pewnie od chrupania warzywek) i przede wszystkim waga i cm spadają. Super jest jeszcze to, że jem cukier, tylko ten co się znajduje w warzywach i owocach. Po kilku dniach, sama taka marchewka czy jabłko jest tak słodkie, że ciężko zjeść. A grejpfrut jest tak słodki, że szok.

Dzisiaj w zasadzie niewiele robiłam. Późno wstałam, bo poszłam spać o 2. Pół dnia sobie w kuchni siedziałam i pichciłam, ale za to co upichciłam. Placki warzywne z sosem czosnkowym bez żadnej śmietany, żadnego oleju, cukru, same warzywka, pychota.

Menu

Śniadanie - Sok z całej cytryny z wodą, dwa jabłka i grejpfrut

Obiad - Buraczki z chrzanem, kapusta kiszona z cebulką, koperkiem i pieprzem, cukinia duszona z cebulką oraz placki warzywne z sosem czosnkowym

Kolacja - Frytki z dyni z sosem czosnkowym PYCHOTKA

A więc tak jedzeniowo przedstawia się mój dzisiejszy dzień. Było takie pyszne, a jestem taka pełna, że na prawdę uwielbiam post. Teraz idę poczytać trochę pamiętniczków, a jutro kolejny wspaniały dzień dzień :)

Manaaa

26 sierpnia 2017 , Komentarze (11)

Witaj mój pamiętniczku

Podobny obraz

Wiesz, nastał mnie jakiś taki melancholijny nastrój. Jak zwykle pojawiam się i znikam, i jak zawszę chciałabym zostać na dłużej. Zobaczymy jak wyjdzie. Zabrałam się intensywniej za siebie i od 10 lipca schudłam 11 kg. Od 10 sierpnia jestem na poście Ewy Dąbrowskiej i przez te 16 dni schudłam prawie 9 kg.

Brnę jakoś do przodu, w piątek zaczynam szkołę, ciekawe jaki będzie ten rok. Ponad miesiąc nie byłam już na treningu, ale wczoraj się nareszcie pojawiłam i o dziwo nie było źle. W piątek rano również idę na pomiary i jestem ciekawa jak wagowo na tamtej wadze będzie, ile wody, ile tłuszczu i ile mięśni się we mnie znajduje.



Znalezione obrazy dla zapytania post ewy

Post Daniela/Ewy Dąbrowskiej, dlaczego? Dlatego, że chcę się oczyścić, nie ukrywam, że zrzucić trochę zbędnych kilogramów, ale najważniejsze, to żeby mój brzuch przestał być moim bogiem. Mam ogromne problemy z jedzeniem, aż mnie czasem trzęsie jak nie zjem.

16 dni mam już za sobą i nie wierzę, nie myślę o jedzeniu. Mówi się, że najtrudniej zacząć, zdecydowanie potwierdzam. Trzy dni zaczynałam i dopiero w czwartym zaczęłam, wcale nie było łatwo, ale dałam radę. Nie można się poddawać, to klucz do wszystkiego. Robię pełny post 42 dniowy, jem tylko dozwolone owoce i warzywa. 

Nie myśl sobie pamiętniczku, że jem samą trawę, o nie nie. Wręcz przeciwnie, tyle dań można skomponować, że głowa boli. Apropo głowy przed wczoraj w nocy tak mnie bolała, że prawie wyszłam z siebie.

Na dzisiaj to koniec kochany mój pamiętniczku i mam nadzieję, że jutro tzn już dzisiaj wpadnę coś Ci poopowiadać więcej.

Znalezione obrazy dla zapytania brzuch tumblr

Manaaa

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.