Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wiecznie na diecie, kochająca gotować. Wrażliwa romantyczka, wielka marzycielka. Od zawsze większa, kiedyś musi być koniec.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 22450
Komentarzy: 365
Założony: 26 sierpnia 2015
Ostatni wpis: 1 września 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Manaaa

kobieta, 29 lat, Opole

169 cm, 77.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 września 2020 , Komentarze (2)

Jejku jak to mnie wciąż męczy

Patrzę na zegarek w pracy już 15:30 i od razu myśl: M zaraz kończy pracę. Jak się tego pozbyć? To nie może tak być, że ni stąd ni zowąd wpadają mi takie myśli. Ja wciąż o nim myślę. Wciąż go widzę, dosłownie wszędzie, we wszystkim. Jak mam przelać uczucia na kogoś innego, komuś innemu oddać siebie i swoje serce jak wciąż myślę o M? Tylko 9 miesięcy byliśmy, od kwietnia osobno. Chciałabym wiedzieć co on teraz myśli, czy żałuje, czy cokolwiek o mnie myślał po rozstaniu. Jak byliśmy razem to raczej nie myślał o mnie, jak raz zapytałam czy chodź raz w pracy pomyślał o mnie, to się oburzył, że o takie rzeczy pytam i nie dostałam odpowiedzi. A ja głupia często o nim myślałam. Co robi, jak się czuje, czy zjadł śniadanie, które mu zrobiłam do pracy, co mu gotować i jak, żeby mu smakowało.

Ehh to wszystko mnie wysysa od środka. Nawet nie wiesz jak męczy. Ale jest i dobra sprawa. Nareszcie nie będę sama w pracy, będę miała pomoc, zmianę. Już nie będę pracować każdą sobotę i codziennie 

w tygodniu 10-18, tylko na zmiany 7-14 lub 12-19. To lubię, będę miała trochę czasu dla siebie, dla psa.

Ale co lepsze, dziewczyna jest super. Sama ją wybrałam, z kilku osób. Dogadujemy się świetnie. Będzie nawet z tego coś więcej. Koleżanka, wspólne pogaduszki, winko i te sprawy. Czuję, że to będzie dłuższa i świetna nowa znajomość. Młodsza ode mnie, męża ma sporo starszego ode mnie. Ze dwa miesiące temu wzięli ślub. Też bym bardzo chciała mieć męża. Może kiedyś się doczekam.

 

Apropo, teraz wiem, że M mnie okłamał. Byliśmy u jubilera, niby wybierał pierścionek, jakiś upatrzył, a po czasie powiedział, że wpłacił zaliczkę na niego. Ta jasne, z której strony. Wtedy wierzyłam, ale teraz wiem, że kłamał, że oszukiwał tylko po to, by trzymać w sidłach swoich. To tak boli.

Dzień dziś Pamiętniczku mój okropny. 1 września, pogoda płacze razem z uczniami. Totalnie do bani, handel siadł dzisiaj. Aż mi się udziela pogoda i chce się płakać. Od rana tyle roboty, że dopiero po 15 usiadłam. Jeszcze w drodze do pracy zepsuł się autobus. Gorzej być nie mogło, ale odjechałam na czas.Jak wczoraj. Jechałam do lekarza na 19:20, autobus staje i kazali się przesiadać do innego. Tak potwornie się bałam tej wizyty. Wyszły mi złe wyniki, ale mam się nie martwić na zapas. Wypisała mi jakieś leki, za 5 miesięcy mam powtórzyć badanie, jeśli będzie progres, to szukamy co to, nowotwór czy inne ustrojstwo.

Mój organizm powoli wraca na właściwe tory. Włosy coraz mniej wypadają, paznokcie mam nadzieję coraz silniejsze, sen lepszy, nie chce mi się tak spać w dzień, jak wcześniej. A i najważniejsze, waga spada. Nowa dieta służy, ja uczę się na nowo jeść, układ pokarmowy zaczyna normalnie funkcjonować, jest dobrze. Pomyśleć, że przez jakąś głupią miłość, przywiązanie człowiek może takim wrakiem się stać.

A teraz mój pamiętniczku idę poczytać trochę co tam u innych słychać.

Manaaa

25 sierpnia 2020 , Komentarze (6)

7:37

Jest 6:25

Wstałam, pierwsza myśl? Czy M udaje się wstawać rano i zdążać na 8 do pracy. Ni stąd ni zowąd taka myśl. Dlaczego? Bo dopuszczam? Ale jak? Ja nie chce o tym, o nim myśleć, chcę przestać. Jak to zrobić? Codziennie budziłam go do pracy, codziennie wstawałam wcześniej, nawet jak miałam na później. Robiłam mu śniadanie do pracy i budziłam. Dzień w dzień. A ja nie mogłam poprosić o jedno śniadanie dla mnie? Nie bo co? Bo nie zrobi, bo nie wie co, mimo, że dokładnie powiedziałam. Nie chciało mu się, nie chciał nic przyjemnego dla mnie zrobić? To takie trudne, gdy ja jestem przepracowana, zmęczona, zrobić mi raz śniadanie gdy poprosiłam?

Smutno i przykro mi, że tak było, a ja w ytym tkwiłam. Ale głupia ja chciałabym, żeby nadal nawet tak było, byle był on obok. Co ze mną jest nie tak? Boshe nawet głupie prezenty. Za miesiąc mam urodziny, na poprzednie nic mi nie dał, na święta też nie. Swoje ma 1 marca. Dostał ode mnie rolki, na święta, srebrne ramki na licznik w samochodzie. Dołożyłam mu połowę do radia samochodowego (tanie nie było). Jednak to prawda co do mnie doszło (informacja). Żeruje na dziewczynach. Niech one płacą, on ani grosza na nie nie da. A ja chciałam go po prostu uszczęśliwić. Lubiłam jak się cieszył, mimo, że sama nie miałam i zamiast coś sobie kupić, to jemu robiłam prezent.

Ciekawa jestem ile z tego co do mnie mówił było prawdą. Uważam, że 70% wypowiadanych przez niego zdań było kłamstwem. Mówi tak, żeby siebie wybielić, żeby z siebie zrobić pokrzywdzonego, żeby współczuć mu jaki on biedny. Mam taki mętlik w głowie między tym co mówił on, a tym co do mnie doszło. Jednej osobie nie mam podstaw nie wierzyć, jest zbyt dorosłą i poważną osobą, a reszta osób? Ale po co by do mnie pisali i dzwonili w jego sprawie? Jaki mieli w tym interes? Żeby ze mną porozmawiać. 

Zniszczył mi mój pokój. Wiesz, kiedyś miałam zielony mały pokój. Denerwował mnie, bo gładź sama odpadała. Ściągnęłam wszystko sama szpachelką. Potem poznałam M. Zamieszkał u mnie, mieliśmy brudzące ściany, trzeba było na nowo je zrobić. Fachowiec wziąłby ok 700zł za robociznę. Kwarantanna, wziął się za to M. Mieliśmy razem robić, to miało być nasze, nasza praca i nasze dzieło. Sama chciałam zrobić swój pokój. Wziął swojego kolegę, a mnie po chamsku wygonił. Czułam się tak podle jak mnie potraktował. Zabrali się wielcy mężczyźni, 22 i 20 lat. Zmienił coś tam w kablach, coś nałożył na ścianę. Wydałam chyba prawie 400zł za rzeczy do robienia. Co zostawił? Nie dość, że mnie w takim stanie psychicznym, to jeszcze zrujnowane ściany w pokoju, jest gorzej niż było. Fachowiec za wyjście z tego chce za samą robociznę prawie 2000 zł. Nie mam skąd tego wziąć. Elektrykę zepsuł, trzeba poprawić, nie wspominając o ścianach, że wszystko źle i trzeba to, nie wiem ściągnąć, skuć. Miały być tylko zwykłe białe ściany, wyszła porażka. Nawet tam nie śpię, nie siedzę, wszystko mi przypomina to co się działo. Do tej pory leży wiadro z gruzem i butelkami po piwie, które wychlali. Nie mam siły psychicznej tego wyrzucić.

Ma mi pomóc D ze sklepu motoryzacyjnego. Jak wszedł do pokoju nie mógł uwierzyć. Pytał się kto to robił. Może coś na to poradzi, w końcu sam robił swój sklep od podstaw, nawet ścianę sam stawiał. Ale potrzeba wolnego czasu, co teraz jest niemożliwe. O kosztach nie wspominając.

To wszystko jest takie beznadziejne. Za 6 dni mam wizytę u lekarza. Tak się boję, że jednak to nowotwór u mnie. Nic mamie nie powiedziałam na razie. Nie chcę iść sama na badania, ale nie mam wyjścia. Jestem silna dam radę. Nawet nie pamiętam na którą mam. Chyba na 19-19;30 w poniedziałek, muszę zadzwonić zapytać.

Dieta działa, z jedzeniem coraz lepiej u mnie, waga spada, jest dobrze. Wieczorem planuję na rolki wyskoczyć. Gdzieś o 19 może na wyspę sobie pojadę do parku. Tymczasem miłego dnia.

Manaaa

22 sierpnia 2020 , Komentarze (29)

Pamiętniczku wybaczysz mi nieobecność?

Taki wielki wpis przed wczoraj zrobiłam i przepadł. Nie ma :(. Tyle dni chciałam coś napisać tu. Tyle razy chciałam wrócić do Ciebie. Nie dałam rady. Pisałam na kartce, pisałam w telefonie.Te wszystkie wylane słowa, emocje na kartce są takie pełne bólu i cierpienia, że osoba, która kawałek przeczytała zaczęła łzawić. Tyle bólu we mnie jest, tyle smutku i cierpienia, męczy mnie to okropnie. Czas tak szybko leci. Dopiero był 5 kwiecień, najgorszy dzień w moim życiu, a już minęły 4 miesiące. Gdzie ten czas się podział?

Nie ma dnia, nie ma od 5 kwietnia ani jednego dnia, żebym nie myślała o M. Mimo wszystko tak bardzo tęsknię. Usycham wręcz czasem. Słyszałam wiele przykrych słów z jego ust, mimo to próbowałam przetrwać. On cierpiał, z bólu zdarzyło się powiedzieć, że nie wie kim dla niego jestem. Zawsze wybaczałam i dawałam szansę. a ja? Raz w życiu wyrzuciłam wszystko co myślę. Miałam prawo wybuchnąć. Miałam prawo na wszystko. Poronienie, samoistne, wywołane czy zabieg, to wszystko są hormony i tego nie da się obejść. To wielka burza w organizmie kobiety, z którą często nie da się poradzić. Spadanie HCG jest najgorsze. To nie moja wina, że wpadłam w panikę, histerię, że mówiłam co ślina naniosła mi na język. Szczerze? Ja nawet wszystkiego nie pamiętałam i nie pamiętam co mówiłam, co się działo. Wiem, że byłam w rozsypce. A M? Zamiast stanąć na wysokości zadania i być mężczyzną, był raczkującym niemowlakiem. Zostawił, wyszedł, wyprowadził się. Od razu.

Chce mieć wszystko, ale od siebie nie daje nic. Łapie i szuka dziewczyny, która się zakocha i będzie chciała jak najlepiej dla niego. Łapie w sidła i wie, że nie musi nic robić, ale do czasu. Karma wraca.Zostawił mnie w najgorszym stanie psychicznym w jakim może znaleźć się kobieta. Poronienie, hormony i odejście człowieka, który był dla mnie całym światem. Mówił, że kocha, codziennie. Na prawdę? To jakim cudem w 2 tygodnie zamienił mnie na inną? Kopnął jak szmatę w kąt. Jak można zostawić kogoś, kogo się kocha? Bo nie rozumiem. Odpowiedź jest jedna, nie kochał. On nigdy nikogo nie kochał, sam siebie nie kocha. Nie wie co to miłość. Dla niego liczy się na pierwszym miejscu samochód, drugim pieniądze, trzecim praca. Nie ma i nie było w nim miejsca dla mnie. O przepraszam, jeszcze jego potrzeby na równi ze wszystkim.

Kobieta przy mężczyźnie powinna rozkwitać jak najpiękniejszy kwiat. A ja? Zwiędłam, zaniedbałam się. Zaniedbałam się przez niego, albo może przeze mnie? Bo był najważniejszy w moim życiu. Ale to nie jest najgorsze. Miał wszystko, dach nad głową, śniadanie do pracy, obiad w domu, kolacje, seks, wszystko. Dla niego się tylko on liczył. Nie obchodziło go co się dzieje ze mną. Zabieg, łyżeczkowanie, bezwzględny zakaz seksu 3 tygodnie. Ale on chce i już. Krwawiłam, mimo wszystko dostał to co chciał, bo chciał i już, a mnie tak bardzo bolało (nawet nie wie jak, z resztą mówiłam, że boli, ale go to nie obchodziło). Jaki mężczyzna pozwala cierpieć osobie którą rzekomo kocha?

To wszystko było takie straszne. USG, widok dziecka, bicie serca, nie bicie serca. On myśli, że to nic dla mnie. A ja dzień w dzień o tym myślę. Poronienie to poronienie, nie ważne czy samoistne czy wywołane, hormony to hormony, tego się nie przeskoczy. Na żadnym USG ze mną nie był. Najgorsza jednak była strata jego.

Pamiętasz film Saga Zmierzch: "Księżyc w Nowiu", gdzie Edward zostawił Bellę i wyjechał z rodziną? Cierpiała, siedziała miesiącami na krześle, niszczała. Dokładnie tak wyglądałam ja. Budziłam się w nocy z krzykiem. śniły mi się koszmary. Dzień w dzień miałam napady paniki, strachu i histerii. Wołałam M. Na głos wołałam "Ja chcę do M", "Chcę, żeby wrócił", "Ja go kocham". Chciałam się przytulić, chciałam, chciałam, żeby był. A on? Siedział w innym mieście u innej dziewczyny. Nie żyłam w tamtym momencie. Wpadłam w nerwicę. Dzień w dzień budziłam się z kołataniem serca, spocona z paniką. Moja mama musiała wziąć wolne w pracy, żeby być ze mną. W pracy nie mogłam pracować, wpadałam w panikę, histerię, musiałam zamykać sklep. Dzień w dzień 5h rozmawiałam w pracy przez telefon, na zmianę rodzina dzwoniła, mama, ciocia, kuzyn, potem przyjaciel na każde wezwanie był. Rzucał wszystko i od razu dzwonił jak tylko napisałam. Jestem mu wdzięczna. Nie mogłam siedzieć w miejscu bo to było najgorsze, natłok myśli, płacz. Znajomy wyciągał mnie codziennie z domu, na kilka godzin. Mało tego, dołożył mi jeszcze większy cios. Zakochał się, przez to, poznał mnie bliżej, zobaczył jaka jestem i poczuł coś do mnie, wyznał mi miłość. Odrzuciłam go, zerwałam kontakt. Nie mogłam. Za szybko, ja cały czas w myślach miałam tylko M. Odrzuciłam kogoś, kto był w stanie zrobić dla mnie wszystko. Próbował, kupił wielki bukiet kilkunastu róż. Było mi tak okropnie źle. Traciłam wszystko.

Nie mogłam jeść, przestałam. 10 dni nic nie jadłam i ponad 3 doby nic nie piłam. Szpital, leki uspokajające, psychotropy, psychoterapia. Tabletki odstawiłam po 10 dniach, bo nie chciałam brać chemii i się uzależnić.

 Pewnego dnia w pracy patrzyłam się na most i chciałam z niego skoczyć wprost pod jadące samochody. Nie zrobiłam tego. Pojechałam do domu po pracy i po chwili na wyspę do parku. Usiadłam na naszą ławkę, wiedziałam, że wtedy jest z inną. To był taki ból. Rozmawiałam przez telefon z przyjacielem. Wstałam i poszłam na most, nad rzekę. Taki zdenerwowany przyjaciel nigdy nie był, ale nie mógł nic zrobić, był kilkaset km ode mnie. Kazał mi zadzwonić na pogotowie. Nie zrobiłam tego, stanęłam przy barierce i pożegnałam się z nim. Już prawie byłam na drugiej stronie, ale stwierdziłam, że zadzwonię jeszcze do jednej osoby się pożegnać. Polubiłam ją bardzo (M ją zna). Przegadałam półtorej godziny siedząc na krawężniku. Było mi tak zimno, już po 22 było. Tak wiele jej zawdzięczam, dzięki niej nie skoczyłam z mostu. Wróciłam przed 00 do domu. Przy okazji tej rozmowy wyszło jedno z pierwszych kłamstw M. Potem wychodziły co jakiś czas wychodziły kolejne kłamstwa. To tak boli, że budował ze mną związek ze na kłamstwach.

A ja głupia dalej tęsknię. Myślę o nim codziennie. Często mi go brakuje, ale walczę z tym. Mam psychoterapię. Jest lepiej, ale przede mną długa droga. Nie zbuduję nic głębszego z nikim mając M w głowie. Najgorsze jest to, że ja mu chyba wszystko wybaczyłam. Ale przeprosin chyba nigdy nie przyjmę. Dwa miesiące temu miałam wyprowadzać się z miasta, ale koniec końców zostałam.

Praca, dom, walka u psa z nowotworem. Jest dobrze. Często widzę i słyszę z daleka samochód M. Jeździ gdzieś przez miasto. Wszędzie rozpoznam dźwięk jego audi. Ile ja w tym aucie pomogłam mu zrobić, ile godzin z nim siedziałam, a wszystko po to, żeby być z nim, bo inaczej byłabym sama, a on z autem. Przez to spodobała mi się mechanika i coś tam działam, pomagam.

Schudłam w półtorej miesiąca 12kg. Bo nie jadłam. Mój organizm jest całkiem rozwalony od środka i od zewnątrz też. Powoli wracam do siebie. Jednak wyniszczenie daje efekty. Włosy mi lecą garściami, ze skórą mam ogromne problemy. Uczę się powoli jeść, biorę suplementy, witaminy. Ale potrzeba dużo czasu na odbudowanie. Najgorsze, że jedne wyniki mi złe wyszły, lekarz do mnie zadzwonił i od razu umówił na wizytę i kolejne badania. Mama nic o tym nie wie, nie chce jej martwić. Ma swoje problemy. Waga mi oczywiście wróciła, nie cała, ale parę kilo. Teraz zdrowo chudnę. Zaczęłam jeździć 3 razy w tygodniu wieczorem na rolkach. W poniedziałek, wtorek i czwartek. Dieta, cardio, także jeszcze miesiąc, dwa i będzie super.

Jednak mimo wszystko tak mnie męczy w głowie w myślach wszystko.

Manaaa

12 kwietnia 2020 , Komentarze (3)

Boże jak to boli. Nie mogę znaleźć miejsca. Nie mogę się uspokoić. Muszę brać tabletki uspokajające. Dlaczego mnie to wszystko spotyka. Dlaczego nie mam oparcia w kimś kogo kocham. Dlaczego ja zawsze lokuje uczucia tam gdzie ich chyba powinno nie być. Wiedz, że Cię kocham. Kochasz? A gdzie jesteś? Dlaczego pozwalasz mi tak cierpieć?

Ty też cierpisz ja to wiem, ale nie uciekaj. Ranisz jeszcze bardziej. Stań na wysokości zadania. Schowaj dumę do kieszeni i nie bądź wiejskim macho. Dlaczego nie dochodzi to do Ciebie, że ktoś przez Ciebie cierpi. Dlaczego nie dochodzi do Ciebie, że ktoś Cię tak bardzo kocha, że ktoś Cię potrzebuje. Chciałeś się zabawić mną?

Co ja mam zrobić, żeby do niego doszło, że ja na prawdę go kocham, że na prawdę we mnie ma wszystko, oparcie, uczucie, troskę, bezpieczeństwo. Dlaczego on ode mnie ucieka. Dlaczego zawsze ucieka jak nie potrafi sobie z czymś poradzić.

Dlaczego on nie chce nic dopuścić do siebie. Dlaczego uważa, że kłamię mówiąc, że poronienie to coś bardzo oddziałującego na psychikę kobiety. Nawet chciane poronienie czy poronienie niechcianego dziecka. To są hormony, to jest burza hormonów. Czy ja mówię nieprawdę? Rozmawiałam trochę z psychologiem, czy ona też kłamie? 

Co się stało?

Noc z soboty na niedzielę poroniłam, po 00:00. Rano wybuchłam na mojego M. Nie wiem co sie działo, nawet nie pamiętam wszystkiego co mówiłam. Wyszedł. Wpadłam w jakąś histerię. To było straszne. Nie potrafiłam sobie poradzić. Ja nie wiem co we mnie wstąpiło. Odszedł, a ja tak cierpię. Zostałam z tym sama. Mówi, że jeszcze jesteśmy razem. Ale jak jesteśmy jak go nie ma. Boże to tak boli. Nie radzę już sobie. Biorę leki uspokajające. 

Nie mogę jeść, nie mogę pić, nie mogę spać. Tak pragnę się przytulić, poczuć wsparcie, troskę. Mówił, że mnie kocha i nie zostawi. Zostawił mnie w momencie kiedy potrzebowałam go jak nigdy więcej. Nie mogę się skupić. Nie mogę pracować. Kilka dni krwawiłam bardzo, już mniej. W środę idę do ginekologa, jak zwykle sama.

Przez ten cały czas wspierał mnie ktoś inny, ktoś obcy dla mnie, ale stał się bliższy przez to. Dziękuję mu za to. W każdą moją histerię dzwonił i uspokajał, w każde zawahanie emocjonalne był, rzucał wszystko co robił i rozmawiał ze mną. Rozmawiał przed zaśnięciem. Upewniał się, że zasnę. Brałam leki i rozmawialiśmy aż będę bardzo senna.

Ja wiem, że mu też ciężko. Znam go trochę. Wiem, że on zawsze ucieka jak mu źle. Wiem, że dużo w życiu przeszedł. Wiem, że nie miał łatwo. A ja mu chciałam dać to wszystko czego nie miał. Jeny, czy ja go aż tak kocham, że usprawiedliwiam coś czego nie da się usprawiedliwić? Czu może jestem aż tak głupia? Nie wiem już co ja mam robić.

Ktoś, kto kocha, chyba jest mimo wszystko? Czy nie mam racji?

Manaaa

8 marca 2020 , Komentarze (25)

20:19

Możesz się pakować

1.03, niedziela. Urodziny M. Kupiłam prezent, rolki ze świecącymi kołami. Wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy wypróbować nasze nowe rolki. Ja też sobie kupiłam takie same. Objechaliśmy park na wyspie, posiedzieliśmy na ławce. Dobrze mi się jeździło. M narzekał na rolki, a pytałam czy na pewno wygodne, czy bierzemy je. Tak kochanie wygodne. Wróciliśmy do domku. Przeglądam swoje wiadomości. Przypomniałam sobie, że ze dwa miesiące temu mój M chciał przeczytać o czym piszę z pewnym chłopakiem. Nic nie ukrywam, dałam mu telefon, przeczytał wszystko. Od innego kolegi czytałam mu wiadomości o czym pisaliśmy.

Umawialiśmy się, że nie kontaktujemy się ze swoimi byłymi. Okej, ja od paru miesięcy ani słowa nie wymieniłam, telefonu nie odbierałam, z fb i instagramu usunęłam. Ale wiesz co? Zobaczyłam, że pisał ze swoją byłą i z jedną koleżanką, z którą mówiłam, że nie chcę, żeby miał kontakt (bo po pierwsze razem z mężem są winni mu pieniądze, po drugie opowiadał jaka ona jest, że mieli być razem, że puszcza się na prawo i lewo mimo, że ma męża). Mówię, jak Ty czytałeś moje wiadomości, tak ja chcę przeczytać Twoje do byłej i tej koleżanki. Muszę się zastanowić powiedział, chcę teraz odpowiedziałam. Śmiał się i mówi, że nie da. Ukrywasz coś przede mną? Nic nie ukrywam, To daj przeczytać. Nie chciał.

Rzucił telefonem, masz czytaj se, ja wychodzę. Ubrał się i wyszedł z domu. Przeczytałam, że za moimi plecami spotkał się ze swoją byłą i rozmawia z nią często. Przyjechała do niego do pracy, a jak ja chciałam przyjechać po niego do pracy i wrócilibyśmy razem, to powiedział, że nie mogę przyjechać tam. Już wiem chyba dlaczego, może boi się, że spotkam tam kogoś, kogo mam nie spotkać. Druga koleżanka, w wiadomościach co zobaczyłam? Pierwszy do niej pisze, m.in. pyta się co robi. Wysłała zdjęcie, że leży w łóżku, on też wysłał jej zdjęcie, że leży rano w łóżku, napisał, że ja robię śniadanie, zawozi mnie do pracy i jedzie do niej. I to nie jeden raz. W soboty gdy mnie zawoził do pracy jechał do niej.

Wiesz co jest najlepsze? Mówi, że jeździł do nich, do jej męża, że był jej mąż prawie zawsze. Ja w rozmowach nie widziałam przyjadę do Was, przyjedź do nas, ani konwersacji z jej mężem. Nigdy by mnie nie zdradził, tak powiedział. Skąd ja mam wiedzieć co robił u niej? Tylko pół godziny byłem. Serio? W 10 minut można już wiele zrobić. Tyle mi naopowiadał o niej, miał nie kontaktować się z nimi bo wiszą mu bardzo dużo pieniędzy, w tysiącach. A on podczas gdy ja jadę do pracy jedzie do "koleżanki". Tak bardzo zraniona nigdy się nie czułam. Moje całe myślenie zmieniło się do niego. Nie wierzę mu i nie ufam mu. Kocham go bardzo, ale już nie potrafię patrzeć na niego jak dawniej. Tyle razy mnie okłamał, oszukał, nie był fer względem mnie.

Pisałam wcześniej, że już kilka razy z nich chciałam zerwać, ale dałam mu szansy. I dałam mu jeszcze jedną, ostatnią, choćbym miała długo cierpieć, że nie ma go przy mnie wolę to przecierpieć niż żyć ciągle  w cierpieniu i z myślą co on robi, z kim, gdzie, jak mnie rani, jak traktuje. Czuję, że jestem bardziej jak matka dla niego niż partnerka. Budzę do pracy ja, jedzenie do pracy robię ja, jedzenie w ciągu dnia robię ja, do lekarzy umawiam go ja, myć karzę mu się ja, przypominam o myciu zębów ja. Ja ja i ja, wszystko ja. A kiedy będzie coś dla mnie? Dzisiaj dzień kobiet. Tak, w ogóle nie czułam tego, no chyba, że patrząc na kobiety z kwiatami na dworze, albo relacje.

Ehh płakać mi się chce. Ja zasługuję na najlepsze. Kobieta zawsze da dużo, odda wszystko, a w zamian co dostaje? Nic. 50 razy dziennie mówi, że kocha. Powiedzieć można wszystko. Kobieta jest z żebra, spod ramienia by ją ochraniać, z przed serca by ją kochać, z boku by była zawsze obok, nie ze stopy by ją deptać. Niedawno też była jedna sytuacja, która  mnie bardzo zasmuciła. Jeśli nie potrafi traktować mnie z szacunkiem, z delikatnością, z czułością, jak kobietę, a nie jak matkę ja nie wiem ile dam rade jeszcze.

Minął tydzień, no prawie. Wczoraj mówię, chce zweryfikować czy ostatnią szansę wykorzystałeś. Powiedział, że nie pisze z nimi. Powiedział tydzień temu, że jest dla niego ważne to co ja chcę i jeśli zależy mi na usunięciu ze znajomych to to zrobi. Wchodzę na fb obie ma w znajomych. Miał na to tydzień. Widzę jak zależy mu na mnie, najprostszej najłatwiejszej rzeczy nie jest w stanie dla mnie zrobić, nic. Tak mu zależy na mnie?

Dieta dieta, tak, ruszyła. 26 lutego wykupiłam sobie dietę na pewnej stronie. Już ponad tydzień minął a ja chudnę. Jem tyle, że nieraz przejeść nie mogę, Bardzo dużo mam, nawet mój M nie może wcisnąć haha. Kupiłam porządną wagę i jest no mega po prostu i wcale nie taka droga, a mierzy wszystko. Od wagi, przez poziom, wody, tkanki tłuszczowej, otłuszczenia trzewnego po BMI i podstawową przemianę materii. A to jeszcze nie wszystkie pomiary. Zobaczymy jak będzie dalej, postaram się pisać częściej i wstawiać mój jadłospis.

Idę Was poczytać kochane i kochani, mam nadzieję, że Wy choć dzisiaj czujecie się jak kobieta w dniu jej święta <3.

24 lutego 2020 , Komentarze (2)

10:32

Witaj pamiętniczku

Tak chciałabym regularnie pisać i lipa. Powiedz co mam zrobić, żeby regularnie częściej pisać? Ehh... nie wiem czy to faktycznie brak czasu, czy niechęć. Na pewno nie chce pisać przy moim M. Jeszcze sobie przypomni, że mam pamiętnik i będzie czytał. A tego nie wiem czy bym chciała. Już raz przeczytał, to mi wystarczy. Aaa wiem dlaczego nie pisałam, bo miałam w pracy uczniów pod sobą, sprawdzałam dwie osoby, czy nadają się do pracy i nie miałam jak pisać.

Stanęłam chyba na tym, że w walentynki nigdzie nie poszliśmy, że zjadłam moja ukochane rafaello i choroba mnie dopadła. Tak, tragedia. Sobota wszystko mnie drażniło, gorączka, mimo to musiałam wysiedzieć w pracy. Ledwo doszłam do domu, miałam 39 stopni i słabo mi było. Niedzielę przeleżałam w gorączce. Łykałam sok z aceroli, witaminę C liposomalną i piłam zaparzony imbir z miodem leśnym. W poniedziałek była jeszcze gorączka, ale musiała iść do pracy, bo jestem sama i miała przyjść Pani na dwa dni na próbę a w środę i czwartek chłopak, o którym pisałam. Pani niby dietetyczka, nigdy chyba nie stała obok dietetyczki. Praktycznie żadnego produktu nie znała, tyle pytań co w ciągu jednego dnia mi zadała, to nikt przez całe moje życie nie zadał mi. A chłopak powiem całkiem całkiem. Totalnie moja bajka i to jego wzięłam do pomocy w pracy, od dzisiaj już na zmiany pracujemy, mam nadzieję, że da rade. Trochę musi się podszkolić, ale jest inteligentny, da radę i co ważniejsze klientki przyciągnie :D.

No tak, ja się wyleczyłam z choroby szybciutko, mama dłużej chorowała, na całe szczęście mój M nie zachorował jak na razie. Zrobiłam mu prezent i kupiłam rolki. Mieliśmy iść w sobotę lub wczoraj pojeździć, ale mi się odechciało, zwalił na pogodę. W sobotę do Polski przyjechał ojciec M z żoną, więc wieczorem pojechaliśmy do nich się przywitać, porozmawiać co tam słychać u nas i u nich w Niemczech. Ojciec chce ściągnąć M do Niemiec, ale on nie chce mnie znowu zostawić. Wie, że mi to nie pasuje i nie pisałam się na takie coś. Kilka miesięcy rozłąki to i tak już za dużo, tym bardziej na początku naszej znajomości i związku. 8 miesięcy się znamy i 8 miesięcy jesteśmy parą.

Dzisiaj wieczorem musimy pojechać z psem do Wrocławia do onkologa. Boje się, widzę, że jej się pogarsza. Chce ją uratować, ale nie potrafię chyba. Kupiłam jej olej z konopi CBD i zaczęłam podawać, zobaczymy czy coś da. Dodatkowo bierze resztę suplementów i ten cholernie drogi lek. Miałam go podawać w rękawiczkach, bo jest toksyczny, ale nie robię tego w nich. Nie wiem czy nie narobiłam sobie złego. Dostałam @ przed wczoraj i zastanawiam się, bo praktycznie co godzinę mam całą zalaną podpaskę, jak po zabiegu łyżeczkowania. Coś nie tak jest czuję, leci ze mnie jak z kranu, jestem bardzo osłabiona, ale boję się pójść do szpitala. Zaraz będą pytania a dziecko, a ciąża, a dlaczego prywatnie zabieg a nie w szpitalu itd. Boje się tego. Przeczekam, może przejdzie ten krwotok? Bo chyba to już krwotok jest. Nie lubię podpasek, ale nie mam wyjścia. Mam kubeczek, zawsze nosiłam, ale bez sensu teraz, zawsze po 6-12h miałam w sobie, a teraz po godzinie się przelewa. Co zrobić.

Ehh siedzę teraz w pracy, dostawę przyjęłam, zamówienia zrobiłam, idę teraz Was poczytać troszkę :). Za półtorej godzinki przyjdzie chłopak zmiennik, wierzę, że da radę, a ja o 14 do domku, szykować obiad dla mnie i M, i psa na wyjazd.

Manaaa

15 lutego 2020 , Komentarze (6)

15:18

Miałam nadzieję na...

...na to, że gdzieś wyjdziemy na walentynki, albo przynajmniej spędzimy je razem. Moje pierwsze walentynki z mężczyzną zakończyły się...

...samotnie w łóżku z kwiatami na poduszce obok. A gdzie mój M? Pojechał czyścić i sprawdzać silnik, który kupił. Smutno mi, pewnie nie zdaje sobie sprawy z tego, aczkolwiek wyraziłam wczoraj swoje zdanie na ten temat. Nie dość, że co weekend jeździ reperować i majsterkować przy swoim samochodzie to jeszcze w taki dzień. Trudno się mówi, przynajmniej trochę pospałam i napchałam się Rafaello, leżąc i patrząc  na piękny bukiet róż, który od niego dostałam. Pachną nieziemsko.

No właśnie, pospałam, coś było na rzeczy. Mój M pojechał na warsztat zmieniać skrzynię, a ja do pracy na 9. Ok 10 ubranie zaczęło mnie drażnić. Mówię no nie, przeziębienie się wdaje. Całą noc miała otwarte okno, ale nie sądzę, że to przez to. Moja mama jest przeziębiona, od niej złapałam. Mam nadzieję, że M nie złapie, będę go faszerować acerolą, miodem itd. Głowa mi pęka, wszystko drażni, mam bezsilność w nogach, mam zapewne wielką gorączkę. Popijam sobie zaparzony imbir z miodem leśnym, bo kaszel mnie wziął też. Do 16 i do domku. Najgorsze, że jestem sama na sklepie. Muszę być w przyszłym tygodniu.

Nękacz, o tak, był dzisiaj w sklepie. Na wejściu woła moja walentynka kochana piękna. Mina mu zrzedła, jak kazałam tak do siebie nie mówić. Powiedziałam, że wczorajsze zachowanie jego mi się bardzo nie podobało i skończyła się moja dobroć w kierunku niego. Ale stał jak wryty, pytał dlaczego, co ja zrobiłem haha. Powiedziałam mu, żeby sobie przypomniał. Powiedział, że zepsuła mu sobotę. Wychodząc chciał wpuścić klientkę i poprzewracał mi produkty na półce siatkami, ale byłam wściekłą. Kazałam mu wyjść. Mam nadzieję, że to koniec jego wizyt.

No, a teraz zabieram się ile sił do umycia podłóg, rozliczam się i jadę do domu pod kołdrę.

Manaaa

14 lutego 2020 , Komentarze (2)

15:28

Witaj pamiętniczku

Dzisiaj piątek i nawet spory ruch mam od rana w sklepie. Od rana zamawiam produkty z hurtowni do sklepu i dopiero skończyłam. Kilka hurtowni, kilkaset produktów, głowa mała. Dałam radę, pierwszy raz sama ogarniałam aż tyle. Ważne, że ogarniam co i jak, nawet pozałatwiałam sprawy związane z dostawami, opóźnieniami itd. Jest dobrze, czy może być lepiej?

A może, chyba. Okazuje się, że Szef nie sprzedaje sklepu, bo babka, która chciała kupić go, zrezygnowała. Czyli mam prace stałą i nie muszę się, bać, że po umowie na czas próbny babka by mi nie przedłużyła. Cieszę się bardzo. Co więcej CV do sklepu dalej spływają, bo poszukiwany jest drugi pracownik do mnie. Dzisiaj przyszedł młody chłopak, pyta się o pracę i zostawia CV.  Wysoki, dobrze ubrany, przystojny, uprzejmy, z dużą kulturą osobistą, ciepłą energią, uśmiechnięty i rozmowny. W dodatku wegetarianin od kilku lat, dba o środowisko, fotograf natury. No idealny do sklepu. Przyciągnie wiele klientek :D. W poniedziałek jakaś babka na próbę do mnie ma przyjść, a w środę ten chłopak szef chce, żeby przyszedł, sprawdzę ich i zobaczymy kto zostanie :).

Co jak co, ale miałam zacząć przecież krokodylki. Zaczęłam, ale dzisiaj. Ważne, że zaczęłam. Rano przed pracą poćwiczyłam, pokręciłam hula hopem i od razu lepiej się czuję cały dzień. Gorzej z jedzeniem, bo za późno wstałam i byle co do pracy wzięłam. W pracy popijam sobie Yerba Mate od wczoraj. Powiem, że smakuje mi bardzo i mam nadzieje wspomoże odchudzanie. Jeszcze z 20kg przede mną. Dam radę, kto jak nie ja :D.

Trening: krokodylki 10 min, hula hop 10 min

Menu:

I: 200 ml mleka, musli i 2 daktyle

II: jogurt naturalny z musem brzoskwiniowym, granolą i 4 daktyle

III: bułka z sałatką jarzynową

IV:

V: 

Aaaa właśnie, wiesz już czasem mam dość tego gościa. Codziennie praktycznie przychodzi do mojego sklepu pewien Pan, który mówi, że mnie kocha i będzie się starał o mnie. Wygaduje różne rzeczy. Dzisiaj przyszedł, klient wchodzi, a on mówi zamknięte. No coś mnie trafi. Mówi, że przyszedł do swojej walentynki, że do mnie niby, że jestem jego walnetynką. Mówię, że nie, że ja mam swoją inną walentynkę. Wiesz co on na to? na cały sklep i ulicę wychodząc krzyczy kocham Cie moja walentynko, do widzenia moja kochana walentynko. Totalna masakra i wstyd.

Ciekawi mnie czy mój walentynek coś dzisiaj przyszykował, czy nic, czy zapomniał. Ja nie mam żadnego prezentu. Dałam mu na święta dużo, a on mi nic. Mam nadzieję, że wybaczy, że nic nie mam dla niego. Całkiem wyleciało mi z głowy.

Manaaa

12 lutego 2020 , Komentarze (4)

21:57

Czas zacząć coś ze sobą robić

Krokodylki, tak, to coś dla mnie. Burpees dokładna nazwa ćwiczenia inaczej krokodylki. Od dzisiaj, w zasadzie od teraz codziennie będę robić 50 krokodylków. Wiesz, kilka dni temu spróbowałam raz i czuję dosłownie każdy mięsień. Myślę, że to będzie dobry wybór na aktywność. Nie dość, że się zmęczyłam, to jeszcze mięśnie pracują. Do końca lutego będę wykonywać owe ćwiczenie i zobaczymy czy jakiś efekt będzie :D.

Dieta? że jak? nie ma, ale chyba musi w końcu się pojawić. Muszę na dniach rozpisać sobię tygodniową dietę i przez miesiąc zobaczyć jak się będzie sprawować. Coś może jutro w pracy pokombinuję na dietkę, obliczę kalorie i zobaczymy. 

Pić, więcej pić, to klucz wielki do sukcesu. Zdecydowanie za mało piję. Wezmę jutro do pracy skrzyp i codziennie jedną szklaneczkę wypiję, może włoski mi się poprawią. A i woda, dobrze, że mam w pracy za darmo, butelki. Jedną w pracy spróbuję pić, taką 1,5L.

Jejku, jak ja na nic nie mam czasu. Planowałam codziennie pisać do Ciebie pamiętniczku, no i nie mam kiedy. Dopiero dzisiaj włączyłam komputer. Tragedia, dramat. Ale może i dobrze, że nie mam większej chwili wolnej, człowiek się rozleniwia, a ja dużo w życiu nic nie robiłam. Ale to aż dziwne, że nie mam czasu. Rano wstaję obudzić mojego M do pracy, zrobić mu śniadanko i wyprawić, potem ja się zbieram i na 10 do pracy. W pracy, jakoś dużo pracy, no właśnie, bo zostałam sama. Sama na cały sklep ze zdrową żywnością. Nie dość, że klienci, to trzeba poprawiać i dokładać produkty, to i jeszcze dbać o zamówienia, sama je muszę robić, pilnować czy szef zapłacił faktury, przyjmować dostawy i rozmawiać z przedstawicielami różnych firm, ażeby może coś nowego wprowadzić. 30 hurtowni / firm, strasznie dużo, na taki sklepik, z aż 30 różnych miejsc zamawiane są produkty, aby były jak najlepsze. Z jednej strony to dobrze, z drugiej trzeba być odpowiedzialnym i ogarnąć wszystko. Jednym słowem trzeba mieć głowę na karku.

Manaaa

6 lutego 2020 , Komentarze (2)

16:07

Trudno było i potrzebowałam...

...czasu, dużo, ale i mało. Znowu ten czas. Wypłakałam łez dużo, wieczorem, w nocy, pod prysznicem, na spacerze z psem. Mój M był za granicą, tak ciężko mi było. Myśli często wracały do dziecka, ale ja wiem i czułam, że nie było w 100% rozwinięte dobrze i tak jest lepiej, że nie ma.

Uporałam się z tym wszystkim, chyba. Z myślami, z płaczem, ze wszystkim związanym z dzieckiem. M mi nie pomagał, to najbardziej bolało. A to oglądał głupią bajeczkę o usuwaniu dziecka, a to co innego, ciągle coś w tym temacie się kręciło, ja to bardzo odczuwałam i przykro mi było. Nie rozmawialiśmy o tym co było, co się stało.

Płacz? odszedł. Żal? pozostał. Smutek? czasem wraca. Dzieci? widok łapie mnie za serce, chciałabym mieć. Ale poradziłam sobie z tym i nie myślę. Wróciłam na dobre tory. Nie byłam w stanie pisać, wziąć się za siebie, ani nic. Ale wracam już do siebie i do wszystkiego.

Wiesz pamiętniczku co jest najgorsze? Nie? To słuchaj, dowiedział się. Dowiedział się o Tobie o moim pamiętniczku. Jednego dnia zasnęłam w dzień, obudziłam się, obok leży M i mówi, że się wzruszył, ale nie chciał powiedzieć dlaczego. Jakoś go przycisnęłam i mówił, że czytał mój pamiętnik. Zamarłam. Ale tak myślę teraz, że nie pamięta, że mam pamiętnik, a tym bardziej nazwy mojej. Mam nadzieję, bo chciałabym dalej pisać Ci o wszystkim.

Praca, ach ta praca. Jako, że przez ciążę nie przedłużyli mi umowy, zostałam bez pracy. Mój stan nie pozwalał mi na pracę, psychicznie nie dałam rady. Niedawno zauważyłam na facebooku informację z jednej strony, że szukają pracownika do sklepu ze zdrową żywnością. Jakiś czas temu przeszło mi przez myśl, że fajnie byłoby pracować w takim miejscu. Jakoś miałam opory i zwlekałam z zaniesieniem CV, natomiast mój M codziennie mówił zanieś, pytał czy zaniosła CV. Aż w końcu napisałam i zaniosłam. Tego samego dnia zadzwonił do mnie szef i na następny dzień się umówiliśmy. Mówił, że było ok 20 CV, jeszcze przed nim kilka rozmów, ale mnie bierze od razu. Ucieszyłam się bardzo. Byłam w piątek, zapytał, czy mogę przyjść w poniedziałek, mówię mu, że mogłabym, ale musiałabym wcześnie wyjść bo jadę z psem do Wrocławia do kliniki onkologicznej. To we wtorek przyjdź powiedział. Świetny totalnie na luzie mężczyzna. Gorzej z jego mamą, która jest szefową. Ale co mnie nie zabije to mnie wzmocni. Pracuję już 3 tygodnie. 

Nowotwór, jakby problemów było mało. w 2 dzień świąt znalazłam u mojej najukochańszej labradorki nawrót nowotworu. Nic chyba gorszego być nie może. A jednak może, leczenie. Nie wiem jak ja sobie poradzę z kosztami. Pierwsza wizyta u onkologa 918 zł, załamałam się. Druga wizyta po dwóch tygodniach 941 zł. Nawrót gruczolakoraka złośliwego. Jestem zła na siebie, bo rok temu po operacji tego guza miałam, suplementować ją naturalnie. Na początku tak było, potem przestałam. Dzięki suplementowaniu rak wrócił dopiero po ponad roku, a dawali z 2, 3 miesiące. Aktualnie mamy przerzut do jelit i węzłów chłonnych. Jest źle, zbyt zaawansowany na chemioterapię, zbyt rozległy na operacje oraz zbyt duży na radioterapię. Jedyne wyjście drogi lek, który może nam zatrzymać rozwój raka. Po dwóch tygodniach brania leku wydaje nam się, że zatrzymał się i nie rozrasta. Zaczęłam ze zdwojoną dawką suplementować psa m.in. pestkami z moreli w ilości ogromnej. Wydaje mi się, że wchłania się trochę, ale może mi się tylko wydaje. Od początku suplementacji ma tyle energii, aż opanować jej nie można, wszyscy się dziwią, że ma nowotwór, nawet lekarz. To jest wręcz niemożliwe, że ma ponad 10 lat, wielki nawrót nowotworu, implanty w dwóch kolanach, śruby a ma więcej energi niż niejeden młody zdrowy pies, roznosi wszystko. Dzisiaj po pracy muszę iść na badania krwi bo ten lek drogi nam pogorszył bardzo krew, a była idealna pomimo nowotworu. Najgorsze są jednak koszta, dzienna kuracja lekami to 44 zł, na miesiąc ok 1300 wychodzi. Nie wiem jak ja to zrobię, ale muszę ją uratować i jej pomóc. Założyłam zbiórkę na stronie pomagam.pl trochę mi pomogłą, ale leki ma brać do końca życia, chyba, że jakoś cofnę jej nowotwór naturalnie i się wchłonie.

Nie ma to jak pustki w pracy, można napisać, poczytać i ponudzić się hehe.

Manaaa

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.