"Człowiek jest zwierzęciem stadnym", stwierdzenie zgodne głoszone przez socjologów, poparte badaniami. Przynależność do grupy ma znaczący wpływ na funkcjonowanie jednostki, jej odczucia, zachowania. Właściwie nie znam osoby, która nie szukałaby oparcia, akceptacji swojego stada
Wsparcie bliskich nam osób wspomaga znacząco walkę z nadwagą. Wielokrotnie czytając artykuły odnośnie odchudzania, trafiałam na stwierdzenie, które zalecało poinformować cały świat o przejściu na dietę, rozesłać tą wspaniałą wiadomość do znajomych, przyjaciół, przede wszystkim rodziny, aby wszyscy wiedzieli o chęci przemiany i przy każdym ewentualnym odstępstwie od zdrowego trybu życia karmili uszczypliwymi komentarzami, wzbudzając w nas poczucie winy. Jeśli ktoś ma mocną psychikę, to jak najbardziej polecam, w końcu niektórych motywuje wylanie na niego kubła zimnej wody.
Informacja o moim odchudzaniu należała raczej do tych "ściśle tajnych", a powiadomieni zostali tylko Ci, za których byłam pewna co do wsparcia (rodzice, brat, dwóch przyjaciół - coś mała ta lista wtajemniczonych jak teraz na to patrzę ) co w sumie dawało mi spokój odnośnie zbędnych komentarzy. Niestety utrzymywanie tego w tajemnicy rodziło w konsekwencji wiele pytań typu: "Dlaczego nie pijesz?", "Sama upiekłam to ciasto, nie skosztujesz nawet kawałka?", "Przecież mamy ognisko, jak możesz nie chcieć kiełbaski?!". Sama zmiana trybu życia była męcząca, a do tego dochodziło wymyślanie coraz to nowych wymówek. Nastał taki czas, że łatwiej było zrezygnować z imprezy niż słuchać prześmiewczego komentarza "A co odchudzasz się?".
Z czasem jednak pojawiły się osoby, które zauważyły przemianę. Brzuszek przestał wystawać, buzia też zeszczuplała, a ja zaczęłam się częściej uśmiechać.
W połowie sierpnia, kiedy miałam za sobą około 7 kilogramów mniej i wręcz siłą zostałam wyciągnięta na posiadówkę, mój sekret wyszedł na jaw. Podirytowana komentarzami kuzynki słuchałam jak złośliwie wyraża się o ludziach otyłych, o bezskuteczności diet, które tylko czyszczą portfel, o ich słabej woli i nieudanym życiu ... W rezultacie zdenerwowana, powiedziałam jej to, co ukrywałam od dwóch miesięcy, spotykając się ze złośliwym uśmieszkiem i tekstem, którego nigdy nie zapomnę "Nie widzę żebyś schudła, zawsze będziesz tak wyglądać"... Bolało jak mocne uderzenie w twarz. Orzeźwiło i uświadomiło we wcześniejszym przekonaniu, by nie rozpowiadać o celowym spadku wagi. Mówi się, że dzieci są okrutne, kiedy w szkole podstawowej wyśmiewają się z kogoś kto waży więcej. W ciągu tego wieczoru poczułam się jakbym wróciła do podstawówki, a nie rozmawiała z dorosłą kobietą.
Dziś waga pokazuje zdecydowanie mniej kilogramów niż w sierpniu. Czasem jeszcze usłyszę od kuzynki zaczepne słowa, które najzwyczajniej ignoruję. Istotne jest to, że sama czuje się lepiej w swojej skórze, w końcu to dla siebie walczę o lepsze jutro
Dziś też odwiedziłam jedno z miejsc "grzechu", do którego ciągnie każdego człowieka na diecie ... McDonald's ... i już bliska kupna czegoś niezdrowego (swoją drogą już wieki całe nie jadłam frytek ) poprzestałam jedynie na czarnej (bo przecież mleko też ma tłuszcz), małej kawie (bo przecież jej nadmiar zatrzymuje wodę w organizmie)