Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Pragnaca zrzucic zbedny balast

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 18387
Komentarzy: 250
Założony: 13 października 2016
Ostatni wpis: 10 sierpnia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ronnie85

kobieta, 39 lat, Manchester

175 cm, 122.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

18 kwietnia 2021 , Komentarze (6)

Czy wy też tak macie, że jak was dopadnie jakąś dziwna depresja albo po prostu macie zły humor, lub ktoś was wkurzył i doprowadził do łez - to od razu sięgacie po jedzenie? Nie ma znaczenia jakie dokładnie, ważne że jecie.


Ja kiedyś walczyłam z depresją przez jakiś czas. Musiałam odłożyć tabletki bo jak je brałam to nie zwracałam uwagi na nic. Byłam jak zombie. A na dodatek piłam dużo alkoholu. Więc musiałam coś zmienić.

Po jakimś czasie naszły mnie napady jedzenia czy obżerania się. I tedy najgorsze było to że nie było to normalne jedzenie, tylko słodycze i wszystko co miało wafelki. Nie umiałam się, i w sumie dalej nie umiem się powstrzymać przed obżarstwem.


Chociaż to ostatnie zdanie nie jest prawdą. Kiedyś nie umiałam się powstrzymać przed żarciem w nie pamięć. Teraz jakoś mi to idzie lepiej.

Na przykład, wczoraj jak wróciliśmy od znajomych to miałam doła bo oni mają dzieciaka i takie głupie docinki były pod moim kontem. Zaczęli gadać rzeczy po których mi się płakać chciało. Nie stety to nie są moi znajomi, a znajomi męża. On wie że za nimi nie przepadam i mamy taką umowę ze chodzę do nich raz na kilka razy. Aby nie gadali, że ja wcale ich nie odwiedzam.

Także wczoraj po powrocie do domu mój mąż poszedł spać a ja nie umiałam zasnąć bo miałam w głowie syf. I co mi się włączyło? Żarcie!!! Na początek wygrzebałam wszystkie słodycze które mój mąż pochował. Zajęło mi to 25min ale znalazłam. I jak siadłam przed komputerem to popatrzyłam się na kupkę moich znalezisk i nie otworzyłam żadnego. Zaczęłam sobie sama do siebie gadać i pytać się samej siebie czy aby na pewno chcę to zrobić, czy aby na pewno chcę otworzyć wafelki i czekoladę i to zjeść. W głowie zapanowała cisza najpierw a później głos który mówił 'od jednego ci się nic nie stanie'. Ale dobrze wiedziałam że na jednym by się to nie skończyło. Wiedziałam że jak otworze paczkę wafelków to zjem cała. Ze złością wstałam i poszłam na dwór i wywaliłam wszystko do kosza. Wiem, że mąż będzie się pytał pewnie co się z tym stało i aby nie myślał że zjadłam to zrobiłam zdjęcie jak leży wszystko w koszu na dworze. 

Takie moje małe zwycięstwo. Zjadłam zamiast słodyczy paczkę chipsów, też nie za dobrze ale na pewno mniej kalorii i cukru niż ten cały stosik słodkości.

Także nie ma nic gorszego kiedy nasz mózg nakierowywuje nas na to abyśmy zaspokoiły nasze nerwy, czy płacz czy poczucie bezradności słodyczami czy jedzeniem. Najgorsze jest później to poczucie winy, że znowu się poddaliśmy. To chyba bardziej dobija niż cokolwiek innego.

A wy jak macie? Jak wy dajecie sobie radę z takimi chwilami? Macie jakieś sprawdzone sposoby?

Weronika 

16 kwietnia 2021 , Komentarze (2)

(Village Hotel, Ashton Under Lyne, Manchester)

Stwierdziłam, że skoro juz zaczęłam stawiać pierwsze kroki to chyba należy mi się jakieś wsparcie. Dlatego zapisałam sie na siłownie i basen. Dzisiaj rano wstałam o 6.30 i na 7 rano byłam już na basenie. Pokonałam 25 długosci basenu i posiedziałam 5 minut w jacuzzi aby się chwilę zregenerować.

Hotel ten ma dwie siłownie, jedna jest tylko dla Pań i druga jest dla wszystkich. Ja dzisiaj zaczęłam od basenu ale od jutra już wpadnę na 20min na siłownie dla Pań i później na 30min pływania. Rano jem tylko banana aby nie zemdleć z wysiłku hahaha

Po dzisiejszym wyczynku czuję sie optymistycznie i pełna energi. Postanowiłam sobie, że skoro wydałam pieniądze na dietę i na siłownie to nie moge zrezygnować łatwo. Staram sama się dopingować bo nie mam z kim chodzić. Ale mam pozytywne nastawienie i wiem, że jak wpadnę w rutynę to na pewno dam radę.

Już kiedyś wspominałam, że to umysł nas często hamuje. To przez niego mamy takie dziwne zachwiania emocjonalne, gdzie wmawiamy sobie, że nie damy rady, że nawet nie ma sensu zaczynać bo i tak się nam nie uda. Wiem coś o tym, bo za każdym razem tak miałam, że na początku było ok a później jakoś tak wracałam do starych nawyków. Ale tym razem się nie dam. Tym razem mam cel. I tym razem nie ma takiej opcji abym zrezygnowała. Tym razem musi się udać!!

Tym razem wierzę w siebie!

15 kwietnia 2021 , Komentarze (6)

I po raz kolejny tu zawitałam. Po raz kolejny stwierdziłam, że trzeba wypróbować tego sposobu tutaj przedstawionego. Od czego zacząć aby to wszystko miało sens?

Może od początku...

Moja waga zawsze była wyzsza niż powinna, ale nie przehmowałam sie tym aż tak bardzo bo jak chciałam to po prostu chudłam. To znaczy, chudłam do pwenego momentu... Później juz sie nie dało...

Przez prawie dwa lata brałam tabletki antykoncepcyjne które zatrzymywały okres. Także pod tym względem miałam spokój i nie przejmowałam sie konsekwencjami. Zreszta myslałam ze ich nie ma lub nie bedzie. Mysliłam sie bardzo. Kiedy zdecydowalismy na to aby zacząć starać sie o dziecko, odstawiłam tabletki i okresu nie zobaczyłam przez prawie 8 miesiecy. Kiedy poszłam do lekarza po pierwszych 3 miesiącach lekarz machnał ręką i powiedział że hormony muszą sie ułożyc na nowo. Ok, spoko. Poczekam...

Nie stety moj okres ni ebył normalnym okresem. Ani ten pierwszy, ani żaden inny po nim. Moje okresy miały odstepy nawet to 85 dni!!! Poszłam znowu do lekarza który po raz kolejny machnął ręką. Zmieniłam lekarza... I takie zmienianie lekarza nastąpiło jeszcze 3 razy. Dopiero lekarz numer 5 stwierdził ze muszę iść na badania. A co mówili pozostali lekarze, których odwiedziłam za nim do niego wtrafiłam? 'Musi Pani schudnąć. Pani za dużo waży i to dlatego.' - Dodam tutaj ze of 17 lat mieszkam w UK i to pierwszy raz kiedy lekarz mnie tak potraktował, ten i 3 kolejnych!!! 

Wracając do tego lekarza ktory mnie wysłuchał i który podszedł do mnie jak do człowieka - Dr K - Wysłal mnie na usg i badanie krwi. Dopiero po 2.5 roku czasu dowiedziałam sie że mam PCOS. Straciłam ponad 2 lata na lekarzy którzy mieli mnie i to co sie działo ze mną w d...

I od kąd Dr K sie mną zaopiekował zaczęłam normalnie funkcjonować. Zaczęłam brac INOSITOL który jest w postaci tabletek albo pudru. Ja wolę puder bo po tabletkach miałam migreny. Biore mała łyzeczke tego pudru rano z wodą codziennie. Od tego czasu moj okres jest reguralny i nie mam problemu.

Jedna wizyta za drugą i w szpitalu powiedzieli że zapiszą mnie na liste na In-Vitro bo tylko w ten sposób będę mogła zajść w ciąże. Ale nie stety nastała pandemia i moje leczenie przesunęło sie az o 1.5 roku!! I znowu czekanie, i znowu załatwianie wizyt w szpitalu na które nie stety trzeba czekać!! 

Do tego podczas jednejz wizyt dowiaduje sie że na macicy mam cyste ktora martwi mojego lekarza prowadzącego Dr Nora. I kolejne badanie.. I kolejne nerwy i płacz. Po badaniu czułam sie okropnie. Dr Nora musiała pobrac kilka próbek do badania co było bardzo bolesne.

I teraz czekanie. Na 14 czerwca mam konsultacje z lekarzem od In-vitro. Ale jeśli cysta okaze sie rakiem to nie stety ale będę musiała prześc leczenie najpierw. I tak zawsze coś...

Moja wiara i nadzieja na to, że bede mamą znika co jakiś czas i co jakiś czas sie pojawia. Mam dość tego kołowrotka emocji, wykańcza mnie to i dołuje. Straciłam 2.5 lat na debilnych lekarzy którzy nawet nie wysłuchiwali mnie do końca tylko po jednym spojrzeniu na mnie twierdzili że mam schudnąć i to pomoże. Bez badań, bez niczego. Ok, ja rozumię że waga swoje robi ale jak lekarz moze zignorować ze ja mam okres 2 razy w roku?!

Ok ok...

Teraz jeste tutaj dlatego że muszę schudnąć jeśli chcę mieć robione IVF na kase chorych. Prywatnie jakbym poszła to nie obchodzi ich to ile waże, bo dla nich podpisuję papier że zdaję sobie sprawę iż waga ma znaczenie i robię ten zabieg na swoją odpowiedzialność. 

Wiem, że musze schudnąć, zdaję sobie z tego sprawę. Ale moje leczenie jest nakierowane na kilka innych 'chorób' jakie zostały zdiagnozowane. A list jest dosyć długa...

Także mam nadzieje że znajdą się tutaj osoby ktore moze przeszly coś podobnego, albo może też dużo ważyły i mają jakieś rady jak sobie dać rade. Wiec proszę, piszcie i doradzajcie!!!

Lista chorób jakie mam zdiagnozowane:

PCOS - Policystyczne jajniki

Binge Eating Disorder - Zaburzenie z napadami objadania się (słodycze głownie)

Insulin resistance - insulinoodporność

Liver dysfunction - Dysfunkcja wątroby (łagodna)

2 lutego 2017 , Komentarze (1)

Tak więc drogie panie, po krótkiej ale za to wyczerpującej rozmowie z samym sobą, doszłam do wniosku, że to wszystko co powoduje iz nie mogę schudnąć siedzi zamknięte w małym pomieszczeniu, które ma stalowe kraty do okoła... I tak chcąc nie chcąc słuchamy sie tego 'urządzenia', które kontroluje wszystko co robimy! I ONO samo twierdzi, że jest najważniejsze haha

No dobra.. Może i jest... Ale to nie znaczy wcale, że ma nas prześladować i powodować, że łazimy jak zombie.. Bo tak przecież jest. Ile z nas załamuje się tym, że waga zamiast w dół to albo stoi w miejscu albo idzie w górę. A przecież tak bardzo się staramy, nie? Tyle energii wkładamy w to aby te uporczywe kg w końcu nas opuściły...

Nie stety, do puki nie zmienimy sposobu w jaki myślimy to nasz umysł bedzie nas hamował! Czy tego chcemy czy nie. Tak było, jest i będzie!

Ale czy da się zlamać ten beznadziejny krąg myślenia? Czy da sie może oszukać to w jaki sposób myślimy? Czy może nie stety gdzieś głeboko mamy zakodowane, że ten mały kawałek cista nas nie zabije! Co jest mocniejsze? Dlaczego za każdym razem wybieramy to czego staramy się unikać? Dlaczego nasz mózg pracuje przeciwko nam a nie z nami? No bo przecież tak jest, prawda? Skoro starasz się ze wszystkich sił aby nie jeść słodyczy i zachowujesz dietę, to czemu nie chudniesz? I nie ważne, że ktoś ci powie 'Za mało jesz warzyw!'; 'Więcej ruchu!'... Do puki w twojej glowie masz założone hamulce nic ci nie da staranie sie...

Po pewnym czasie dochodzi do tego taka mała obsesja!! Wchodzimy na wage prawie codziennie aby sprawdzić, czy chociaż trochę spadła.. a jak nie spadła to dostajemy szału! Każda z nas tak miała albo ma teraz... I znowu wpadamy w błędne koło! Znowu są załamki, płacz i wyżywanie się na wszystkim do okoła!!

A przecież wystarczy tylko PRZESTAĆ wmawiać sobie, że żądzi nami mózg.. Proste prawda?! 

No chyba raczej nie.. Nie za bardzo to się udaje! Nie za bardzo nam to wychodzi, bo gdyby to było takie proste to nie pisałybyśmy tutaj o tym, jak bardzo jest na źle i wogole... Gdyby to było proste już dawno kg leciałyby nam w dół.

Podziwiam ludzi, którzy potrafią złamać ten krąg beznadzienjosci! Ludzie, którzy wyrwali sie z kajdanów władzy umysłu są chyba teraz szczęśliwi! Ja zaczynam po woli widzieć światełko w tunelu... Po wolutku, bardzo małymi krokami zaczynam się oddalać od tego to nakazuje mi mój umysł. Zaczynam się stawiać przeciwko mu...

Może mi się uda, a może nie. Ale jeśli nie spróbuję to nie będę wiedzieć czy uda mi się to osiągnąć.

WIecie do czego was zachęcam? Do utworzenia konta na Instagramie! Ja mam kilka ludzi, od których ciągne motywację. Wpiszcie po prostu jakieś hasła związane z dietą i odchudzaniem sie i zobaczycie ile osób pokazuje swój postęp w odchudzniu. Może jak na codzień bedziecie sobie oglądac ich kanał i zdjęcia to w waszym umyśle otworzą się drzwi, które przez tak długi czas były zamknięte. Nagle zaczniecie myślec inaczej i postępować inaczej!! Może nie będzie to od razu, ale dajcie sobie czas. Przeglądanie zdjęć ludzi, którym udało sie schudnać na waszych telefonach może okazać się tym bodźcem, którego było tak trudno znaleść.

I pamiętajcie:

31 stycznia 2017 , Komentarze (2)

Postanowilam, że najlepiej dla mnie będzie jak znikne na pewien czas. To znaczy, może od czasu do czasu coś napiszę, ale nie będę się ważyła, liczyła kalorie, robila pomiary...

Musze posprzątać w głowie najpierw.. A podejzewam, że to mi zajmie więcej czasu niż się tego spodziewam.

Trudno. Próbowałam, ale po raz kolejny poległam.. Po raz kolejny moja głowa wygrała nad pragnieniem zgubienia wagi...

Czasami trzeba pogodzić się z tym, że każdy z nas wygrywa. No bo przecież muszą być też i tacy co przegrywają... W zyciu nie można mieć wszystkiego... A o wszystko trzeba walczyć, w ten czy inny sposób..

Czasami lepiej odejść, zapomnoec, zostawić niż tkwić w beznadziejnosci.. Czasami lepiej jest się poddać i obmyslic inny plan działania, niż iść uparcie po szlaku jaki nam nie sprzyja..

Dlatego zostawiam ten pprtal na pewien czas.. Nie wiem na ile.. Moze kilka dni, może tygodni... Nie wiem..

Moze jeszcze tu wrócę...

Pozdrawiam 

29 stycznia 2017 , Komentarze (5)

Ah, kolejny czas rozczarowań.. No bo jak by było inaczej? Przeglądając wasze pamiętniki, albo wpisy na forum, zauważam, że nie tylko ja mam takie a nie inne problemy.

Ostatnio oglądałam program, który był o odchudzaniu. Dwójka prowadzących - Meghan i Robert - przeprowadzali rozmowy z ludźmi, którzy sa otyli i tez tymi, którym udało sie schudnąć dosyć sporo. Były łzy i złości! Krzyki, trzaskanie drzwiami.. Prowadzący próbowali zrozumieć, czy tez pokazać widowni co się dzieje z osobami, które nie potrafią schudnąć, mimo tego iż probuja.

Cześć osób, które bylo przesłuchiwane - szczególnie ta część, której udało sie schudnąć - okazała się byc bardzo surowa, i negatywnie podchodziła do tego co mówią osoby próbujące sie odchudzić. Większość z nich uważała, że GRUBASY muszą zmienić sposób myslenia! Inaczej się nie da. OK, zgadzam się. To naprawde dużo daje...

W pewnym momencie Meghan, po rozmowie z jedną z otyłych dziewczyn, rozpłakała sie po słowach jakie ta wykrzyczała jej w twarz.

"Nie waż sie mi mówić, że rozumiesz przez co ja przechodzę! Byłaś kiedyś otyła? (Meghan kiwa głową, że nie) Więc dlaczego twierdzisz, że wiesz jak to jest? Dlaczego pytasz się czy próbowałam tego czy tamtego? Myślisz, że ja kłamie? Myślisz, że to takie proste?!"

Meghan pokazana jest przez kamerzyste, jak siedzi w koncie i płacze. Powtarza w kółko, że to nie ma sensu, bo ona nigdy nie bedzie w stanie czuć tego co ludzie otyli..

Pózniej ekran robi się czarny a na nim napisy... Napisane było, że Meghan chciała wiedzieć co to znaczy nie muc schudnąć! Napisane było, że kolejna część dokumentu była zmontowana po 6 miesiącach. Pokazane są zdjęcia Meghan w ładnych sukienkach z jej piękna figurą! i za chwile one znikają i pokazują się zdjęcia gdzie Meghan wygłada o wiele bardziej okrągła. O wiele, wiele bardziej....

Dokumnet skupia się na samej prowadzącej i na tym co ona zrobiła i dlaczego. Pokazana jest jej historia, co jadła aby przytyć, i jak sie zaczęła czuć jak kg szły w góre... I później pokazane jest jak chciała się odchudzić,,, 

I znowu są urywki gdzie ona płacze, bo nie może schudnć. Pokazane są jej rozmowy z Robertem... później z trenerem... Kilka urywków gdzie producent z nią rozmawia a ona wcina batoniki czekoladowe.

W końcu pokazana jest jej droga do szczupłej sylwetki i to co musiała zrobić. Jej płacze, kontuzje, podjadanie jak nikt nie patrzy... Jej walka z samym sobą!

A na koniec, kiedy ona juz prawie osiągnęła swoją normalną wagę, pokazane jest jak Meghan siedzi przed lustrem i patrzy na swoje odbicie... I jej słowa:

"Nie zdawałam sobie sprawę co to znaczy być grubą! Nie wiedziałam co się wtedy czuje... Jak patrzysz się na swoje odbicie w lustrze i chcesz je roztrzaskać! Nie wiedziałam co to znaczy być uzależnionym... Bo tak właśnie się czułam! Jak nałogowiec! A to uczucie znam, bo rzuciłam palenie... I wiecie co? Tak samo się czułam jak probowałam sie odchudzić... no bo jeden papieros niczego nie zmieni, nie? Tak samo mówiła sobie z batonikami czekoladowymi... A później wyrzuty sumienia.. Bycie grubym to zatracenie siebie samego... niby chcesz to zmienić ale ci nie wychodzi! Starasz się ale upadasz,,, a Ludzie, którzy to osiągnęli wmawiają ci, że źle to robisz! Bo im się udało!!! Ale przecież jesteśmy innymi ludźmi! Ja jestem inna i ty też! Wiec czemu twierdzisz, że jesteśmy tacy sami?!"

I znowu są pokazane zdjęcia Meghan przed zgrubnięciem - po przybraniu na wadze - i po odchudzaniu.. 

i znowu jej słowa:

"Odchudzanie jest jak wychodzenie z nałogu! Albo jesteś na tyle silna, że ci się uda, albo będziesz juz do końca życia 'uzależniona'... Ja wolałabym jeszcze raz rzucać palenie, niż przechodzić przez to piekło jakim było odchudzanie!"

hmmm.... teraz nie wiem czy mi z tym lepiej czy nie? Nie wmawiam sobie niczego... Fajnie jest spojrzeć na pewne rzeczy z innej perspektywy! Fajnie jest usłyszec czyjeś opinie na pewne tematy! Każdy jest inny... Każdy walczy ze swoimi demonami... 

Różnica polega na tym, że jedni wygrywają a drudzy nie...

27 stycznia 2017 , Komentarze (4)

Wiecie co? Ja się totalnie nie nadaję do odchudzania. Jestem totalnie beznadziejna jeśli chodzi o pilnowanie siebie i tego co jem. Potrafię przez tydzień albo dwa robić i jeść wszystko jak powinnam, a później za bardzo się wszystkim stresuje i automatycznie wszystko idzie nie tak.

Jesteśmy w trakcie kupowania domu. Nie wiem jak jest w Polsce, ale u mnie to totalna masakra. Telefon dzwoni cały czas, milion papierów do podpisania, wysłania, skanowania... Dopiero co zaczęliśmy a już mam dość! Stres na maksa, bo tak na prawdę nie wiemy czy przyznają nam kredyt czy nie... 

Nie mam czasu na gotowanie posiłków i pilnowanie czegokolwiek. Do tego studia mnie odbijają. Czyli dodatkowy stres...

Chciałabym chociaż trochę schunac przed ślubem. Niby mam czas do września ale jak tu cokolqiek robić jak moje dni pracy i dni wolne przepełnione są stresem, nerwami i ochotą nawciskania się słodyczy!! Oczywiście, to ostatnie nie dzieje się codziennie, bo ta jedyna rzecz pinuje jak tylko mogę. Wiem, że słodycze to moje piekło i staram się w to nie wchodzić! 

Czytając moje poprzednie wpisy dochodzę do wniosku, że dopóki nie dojdę do ładu że sobą samą to nie ma sensu się wkurzac na to, że nie chudne! Bo moja głowa potrzebuje dobrego porządku... 

Uhmmm... 

Zazdroszecze tym, którzy mają to coś w sobie, co pomaga im ogarnąć się i utrzymywać wszystko w ryzach. Ja tylko potrafię to robić w pracy. Nie ma dla mnie rzeczy, którą nie mogłabym rozwiązać. Zarządzanie innymi i produkcją mam we krwi... Szkoda, że nie potrafię tego przenieść na uporządkowanie swoich spraw.

Mam nadzieję, że wy macie się o wiele lepiej.

Pozdrawiam 

20 stycznia 2017 , Komentarze (12)

No więc z moim G ustaliliśmy już kiedy chcemy się pobrać. Zdecydowalismy, że najlepiej będzie jak zrobimy to we wrześniu. Oboje się cieszymy z tego, że się pobieramy. Obrączka moja już kupiona, I mimo tego, że wiem iż jest jeszcze czas, to chciałam już mieć tą jedną rzecz z głowy. 

Postanowiliśmy we dwoje, że ślub będzie w PL, w kościele. Rodzice moi już dostali misję aby się wszystkiego dowiedzieć. G jest anglikiem więc może być ciekawie. Ale trzymam kciuki, że będzie ok.

Zdecydowalismy również, że na ślubie będą tylko moi rodzice, jego rodzice i dwóch świadków. Nie zapraszamy całej rodziny i masę naszych przyjaciół, bo nie chcemy całego tego zamieszania z polską tradycją weselna, której ja osobiście nie znosze i uważam że jest głupia. G jest za tym aby był to mały ślub, i aby po ślubie iść na obiad i to wszystko. 

Część moich znajomych i rodzina jest za nami aby zrobić tak jak chcemy. Ale są też tacy, którzy się teraz do mnie nie odzywaja. Mimo tego, że wytlumaczylam iż po ślubie w PL, jak wrócimy do UK zrobimy imprezkę dla wszystkich naszych znajomych i rodziny. Po prostu nie będzie to duża impreza, I nie będzie to tak jak jest na polskich weselach.

Teraz niektórzy są na mnie źli, że podjęłam taka ' zła ' decyzję. Bo jak ja tak mogę nie chcieć najbliższych na swoim ślubie? 

I tu właśnie jest kwestia, z którą ja sie osobiście nie zgadzam z prawie większością znajomych i rodziny. Ja nie lubię wesel, I całego tego zamieszania z tym. Zapraszania masę ludzi, przygotowywanie jedzenia, wydawanie masy pieniędzy na nic. Dla mnie jest to głupota i tyle. I G zgadza się że mną pod tym względem. 

Chcemy kupić dom w tym roku też. I chyba uda nam się to jeszcze zrobić przed weselem. Więc, dlaczego jest tak trudno zrozumieć innym, że nasza decyzja jest NASZĄ decyzją i my robimy tak jak uważamy. 

Więc obecnie, są kłótnie i sprzeczki i oczywiście wiele osób strzeliło fochem i skoro nie są zaproszeni na ślub to na imprezę w UK też nie przyjdą. 

No ale trudno. Nie bede nikogo zmuszała do niczego. 

Wiem, że to nie jest związane z dietą ale chciałam się wyglądać. 

17 stycznia 2017 , Komentarze (8)

Już miałam pisać Wam, że mam dość! Że i tak mi się nic nie udaje, że wszystko jest nie tak.. Miałam odejść z portalu, chociaż na jakiś czas... Miałam dać sobie spokój z tym wszystkim, bo i tak mi nie wychodziło.. Miałam zniknąć na jakiś czas...

Miałam...

W poniedziałek (wczoraj) w Angli obchodzony jest tak zwany BLUE MONDAY. Blue - dlatego, że w języku angielskim nie oznacza to tylko koloru niebieskiego, ale także mówi się, że 'blue' to też smutek. Kiedy ktoś jest 'blue' to tak jakby był zdołowany, smutny przez coś... I z tąd właśnie ta nazwa. Twierdzi się, że 16stego Stycznia - pierwszy prawdziwy poniedziałek po świetach (no bo często ludzie biorą urlop na początku Stycznia) - jest dniem kiedy przychodzą rachunki za karty kredytowe, (czyli za to co się wydało przed świętami!), rachunki za inne rzeczy... Blue Monday dla każdego jest dniem dobijającym hahaha Przynajmniej tak sobie to tłumaczą Anglicy :D

W każdym bądź razie, w ten wlaśnie poniedziałek moj G wrócił z pracy jakiś taki własnie 'dziwny'. Mówił, że wszystko jest ok. Ale wiecie... babska intuicja mówiła inaczej hahaha

On gotował obiad, ja siedziałam i oglądałam sobie bajunie (bo czemu nie?!). Po chwili G idzie na góre i za chwile wraca. Przychodzi do pokoju przytula się do mnie. Mowi mi, że musimy sie pozbyć tego uczucia Blue Monday. Ja z uśmiechem na twarzy pytam się co sugeruje? A on dalej się do mnie tuląc mówi mi, że musi w końcu spełnić swoje postanowienie noworoczne. Ja nie miałam zielonego pojęcia co to może być, bo każdy ma inne. Zanim zdążyłam się zapytać to nim jest G wyciągnął małe pudełeczko.. Podał mi je i powiedział, że jego postanowieniem noworocznym jestem ja! Zapytał sie czy będę jego na zawsze!

Płakałam jak dziecko! Jestem oficjalnie najszczęśliwszą kobietą pod słoncem! Rodzice z obu stron są podekscytowani i każdy pyta o date ślubu...

Ja jak na razie żyje w takiej małej bańce szcześcia!! 

Pozdrawiam :D

12 stycznia 2017 , Komentarze (3)

Juz nie daję rady.. Mam załamke, bo ciężko pracuję nad utratą wagi, przestrzegam dietę jaka mi ustalili tutaj (Smacznie dopasowana), chodzę na siłownię...  Robię wszystko co tylko mogę a waga albo idzie w górę jeden kg albo w dół też o jeden kg. A tak poza tym to nic! Można szału dostać! Co do cholery jest nie tak? 

Czemu mój organizm pracuje przeciwko mnie? Jak mam to ogarnąć? 

Już mam dość próbowania cały czas jak i tak nie osiągam żadnych wyników! Bardziej mnie to cale odchudzanie dołuje niż pomaga! 

Jest to dla mnie nie możliwe, że nie chudne! Noe ważne co każdy mi powie. Nie wierzę, że przez ponad półtora miesiąca moja waga albo stoi w miejscu albo waha się o jeden kg w dół albo w górę! 

Pójdę do lekarza sie zapytać o to. Ale założę się, że mi powie abym 'bardziej się starała '... I wtedy chyba już całkiem mnie to dobije...

Gratulacje! Osiągnęłam absolutnie nic! 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.