Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Uwielbiam podróże małe i duże;) Lubię pływać i czytać książki.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 29686
Komentarzy: 273
Założony: 10 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 13 maja 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
aszka19

kobieta, 37 lat, Kraków

165 cm, 91.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 marca 2015 , Komentarze (4)

Witajcie;)

Czy też tak macie, że jak macie okres to nie możecie ćwiczyć? Ja niestety muszę przerywać treningi wtedy, bo mam tak okropne bóle brzucha, a jak zaczynam np  cwiczyć (bo mnie nie boli danego dnia) to murowane że za moment zacznie boleć po jakiejkolwiek aktywności fizycznej... niestety zawsze tak miałam, w liceum miałam zwolnienia z wf w te dni....:( ciężko....właśnie leżę z termoforem na brzuchu, bo tabletki nie pomagają, eh życie....

No ale wczoraj jeszcze byłam na baseniku i przepłynęłam 1 km:) Jestem z siebie dumna:)

Dobej nocy!

4 marca 2015, Skomentuj
krokomierz,12688,109,761,3860,8374,1425491147
Dodaj komentarz

3 marca 2015, Skomentuj
krokomierz,11717,100,703,3555,7733,1425407052
Dodaj komentarz

19 lutego 2015 , Komentarze (1)

cześć Dziewczyny,

czy mogłaby któraś z Was polecić dobra dietetyczkę w Krakowie (i w miarę tanią).? Zaczęlam ostatnio regularniej cwczyć, ale bez dietki to ani rusz.....i chcialabym aby na początek ktos mi fachowo powiedział co i jak.

z gory dziękuję za wszelkie informajce

7 września 2014 , Komentarze (3)

cześć Vitalijki:)
Dawno mnie nie było.... ale teraz melduje się i zgłaszam, że jest wszystko ok. Sytuacja z moim G. chyba się unormowała - rozstaliśmy się, on na szczęście czuje się lepiej (w koncu przechodzi mu nawrót dwubiegunówki). Ja się mam też już dobrze:) Przez wakacje wypoczęłam w rodzinnym domku, porobiłam różnych przetworów i doszłam do siebie.

A teraz postanowiłam zabrać sie za siebie! i tak rozpoczęłam detoks, ktory mi kiedyś kiedyś poleciła dietetyczka. Zjadam specjalną zupę (kapusta, seler, papryka, pomidory, pietruszka itp) + owoce, warzywa,jogurt, białko, kasza - na każdy dzień mam co innego zapisane. W piątek był pierwszy dzień - bolała mnie bardzo glowa, oczywiście bez tabletki przeciwbolowej się nie obeszlo...:( ale po 1 dniu miałam spadek o 1,2 kg - co mi się wydaje sporo, nawet za dużo...Niestety drugiego dnia miałam szkolenie i udało mi się nie skusić na kawę tylko na owocowe herbaty, ale niestety upadłam i zjadłam 2 francuskie rogaliki z kremem:( I pewnie dlatego dzisiaj nie mam żadnego spadku po 2 dniu. Poza tym miałam mały problem z wypróżnieniem i to pewnie też miało wpływ na brak spadku wagi. No nic sama jestem sobie winna, ale nie poddaje się i próbuję dalej wytrwać na detoksie - do czwartku aż. Mam nadzieję, że mi się uda;)

25 marca 2014 , Komentarze (5)

Zbieram się conajmniej od 3 tygodni żeby do Was napisać, ale na początku nie byłam w stanie pisać, myśleć logicznie, po prostu nic.... potem jakoś tak uspokoiłam sie i myślę, ok nie będę Vitalijkom zawracać głowy.... ale znowu dopada mnie doł, ryczeć mi się chce i nie radzę sobie z otaczającą mnie rzeczywistością... A o co chodzi? Oczywiście o mojego G....... nawrót choroby..... tym razem depresja.... był u mnie w pierwszy weekend marca -wszystko było ok, mowił, że chce jak naszybciej przenieść się do Krakowa, znaleźć tu pracę (rozsyła już cv), żeby być bliżej mnie, bo już nie może tak na odległość (więc ja cała happy), ale wiedziałam też, że stresuje się swoją obecną pracą, bo ma dużo nowych obowiązków, szefowa panikuje, no i umowę ma do końca marca (choc chcieli mu przedłużyć, ale on myślał o przeprowadzce). Jak wrócił do domu to na drugi dzień mi mówił, że może lepiej żeby został na gospodarce u rodzców, bo on sobie z niczym nie radzi, nie radzi sobie  z praca, obowiazkami....myślałam, że jest po prostu zmęczony, za bardzo przejmuje się pracą...ale od środy bylo coraz gorzej...... stwierdził, że zmarnował mi życie, że bedzie mi lepiej bez niego itp itd.....nie powiedzial bzpośrednio, ze chce się rozstać, ale między słowami to właśnie można było zrozumieć..... okazalo się, że to depresja, lekarz stwierdził, że głęboka...dostał kolejne tabletki do tych co już zażywał, ale nie chciał ze mną gadać, nie chciał żebym do niego przyjechała..... coraz krócej rozmwialiśmy, bo miał jakieś wymówki, że nie może gadać, że oddzwoni, ale nie oddzwaniał.....już ponad 3 tygodnie go nie widziałam i tęsknię.... choć nie wiem czy ja podołam, czy wytzymam taką huśtawkę.....boje sie panicznie..... jak ja się nie odzywalam to on też potrafił 2-3 dni milczeć..... :( teraz to już jakieś 3 rodzaje leków zażywa, jego mama twierdzi, że jest lepiej bo im pomaga na gospodarce (ma 2 tyg zwolnienia, na początku chodził do pracy a teraz nie daje rade), ale mi G. pisze, że jest beznadziejnie, że sie boi, że nie poradzi sobie z niczym..... miał myśli samobójcze......:( 

na początku jak zaczęła sie ta depresja i jak mówil miedzy slowami o rozstaniu bardzo bardzo to przeżywalam płakałam... potem był okres takiego jakby zobojętnienia, że funkcjonowałam normalnie, pracowałam, starałam się tak o nim nie myśleć, ale pisałam smsmy do niego, bo gadac nie chciał, wspieralam go jak umiałam.....ale wątpliwości mam tysiące,,,,, czy ja poradze sobie? Czy damy radę być razem, stworzyć rodzinę mieć dzieci? on po prostu nie radzi sobie z sytuacjami stresowymi, a wiadomo że w życiu wiele ich jeszcze bedzie....z jednej strony tęsknię za nim, a z drugiej nie wiem czy wytrzymam cale życie na takiej huśtawce..... nie wiem co mam robić....mętlik w głowie, a wczoraj jeszcze zadzwoniła jego mama i opowiadała ze szczegółami jak to ona szuka mu lekarzy, wozi go itp itd ile się namęczy i od wczoraj czuję się gorzej, czuję coraz wiekszą tesknotę, strach....

w dodatku jeszcze zdiagnozowano mi insulinooporność i powinnam stosowac dietę, nie do końca wiem jaką, staram się ograniczyć węglowodany jak na razie, ale muszę doczytać o tym... może Wy macie jakieś strony z dietą przepisami przy insulinooporności?

porazdzcie coś proszę,.......

11 lutego 2014 , Skomentuj

Vitalijki,
dziękuję Wam bardzo za wsparcie, za pozytywne komentarze i maile od zupełnie nieznanych osób -bardzo to wszystko jest dla mnie ważne, dziękuję!!!!!!!!!!!!!!!!
Nie chce na pewno, żebyście za mnie decyzję podejmowały, bo to nie o to chodzi, to moje życie i decyzję muszę podejmować sama, ale pomoc, wsparcie, rady, przykłady innych chorych są dla mnie pomocne, chętnie porozmawiałabym też z jakimś psychologiem mającym na codzien styczność z chorobą dwubiegunową, albo chciałabym znaleźć jakąś grupę wsparcia dla rodzin.... popytać u źródła jak to bywa u nich w życiu....
Moj G, jest pod opieką lekarza, leczy się, zażywa tabletki teraz po tym lekkim nawrocie, na szczęście powoli zmniejszają mu już dawkę i powoli pewnie szykują się do ich odstawienia.... trochę się boje tych nawrotów, bo czytałam że u niektórych chorych z dwubiegunową zdarzają się nawroty po odstawieniu leku, po jakimś pół roku od odstawieniu leków i boję się, żeby tak u niego nie było, bo teraz miał ten mini nawrót po jakiś 7-8 miesiącach od odstawienia leków... lekarz twierdził, że to mogła być reakcja na stress, że przez rok żył z taką tajemnicą, a oświadczył mi się, myślał o mnie poważnie a tu tajemnica i na pewno ona go męczyła.... ale kto wie dlaczego naprawdę wydarzył się taki 'dziwny weekend' jak ja to nazywam....
obecnie szuka pracy w Krakowie i mam nadzieję, że jak się trochę wyrwie z domu to też będzie lepiej, bo jego mama jest straszliwie despotyczna, panikara.... lekarz mówił, że mójG. od czasów gimnazjum żył w depresji I(a ten incydent ze szpitalem zdarzył się po studiach, jak zaczynał 1 pracę -czyli ile lat musiał żyć w depresji i nikt tego nie zauważył, nikt w domu nie zainteresował się, nie próbował rozmawiać z nim..... bo wszyscy byli zajęci pracą na gospodarstwie....) nie chce nikogo obwiniać ale wiem, że na pewno tyle lat depresji nie było obojętne dla niego i jego psychiki - może to w wyniku tej nieleczonej depresji miał jakiś kryzys psychotyczny i wylądował w szpitalu? kto to wie...........
cieszę się, że jest pod opieką lekarza....ale widzę, że szybko wraca do siebie, już jest taki jak mój dawny G. bo przez jakiś czas był taki jakby bardziej zdziecinniały, trzeba mu było wszystko jak dziecku tłumaczyć, a teraz jes znowu jak dawniej;

Jeszcze raz dziękuję Wam za wsparcie i liczę na to że w dalszym ciągu tak będzie, DZIĘKUJĘ -JESTEŚCIE KOCHANE:)

8 stycznia 2014 , Komentarze (7)

cześć Vitalijki,
witajcie w Nowym ROku - życzę Wam dużo szczęścia i radości w tym nowym roku;) Mam nadzieję, że będzie on jeszcze lepszy od poprzedniego;)
Nie chce się znowu tłumaczyć i przepraszać, że dawno nie pisałam. Po prostu nie mam na to czasu:( duzo się u mnie dzieje i potrzebuję Waszej rady, wsparcia.....
Co do dietki to leży i kwiczy:( po wakacyjnym samoistnym spadku przybyło mi trochę i teraz to już znowu mam większe fałdki na brzuchu:( ale nie o tym dzisiaj .....
Słuchajcie, chodzi o moje prywatne sprawy, o sprawy sercowe....Ostatnio dowiedzialam się coś o moim Ukochanym.....Jak był u mnie w Andrzejki - mieliśmy świętować moje urodziny - i on się trochę dziwnie zachwowywał.... Był smutny, dużo mówił, o nieszczęściu, o złu które jest na świecie, o wojnach, o grzechu itp.. w sumie nie dziwilo mnie to aż tak bardzo, bo czasami zdarzało mu się coś takiego mowić -jest to bardzo dobry, wrażliwy i mocno wierzący człowiek. Ale tym razem było jakoś inaczej..... Rano oświadczył mi się - nieformalnie, bez pierścionka, ale oświadczyl się:) a potem coraz bardziej zaczał się w sobie zamykać tak jakby w innym swiecie..... to było dziwne, potem koniecznie potrzebował iść do spowiedzi więc poszliśmy do Kościoła, a wieczorem a raczej już w nocy, on dziwne rzeczy mówił.....opowiadał ciągle o Bogu, o grzechu, zadawał dziwne i trudne pytania - był mocno nakręcony, nie mogłam go 'zmusić' żeby iść już spać (a było już dobrze po północy). I tak było to dziwne bo on non stop mówił i mówił (a z reguły G. jest cichą i malomówną osobą) Ja nie słuchałam wszystkiego tylko w sumie ryczałam. Już od po południa miałam łzy w oczach bo cos dziwnego sie działo, czego nie umiem opisać dokładnie.... Az w Końcu w nocy w trakcie tego natłoku mowy wyznał mi,że był w szpitalu psychiatrycznym..... to już tak się wystraszyłam, ryczałam, bałam się, byłam wsciekła, że spotykamy się prawie rok i nic mi o tym nie powiedział. Tłumaczył, że chciał żebym go najpierw poznała jako dobrego i wartościowego człowieka a potem nie wiedział już jak ma mi o tym powiedzieć.... Z jednej strony rozumiem go.... bo przypuszczam, że gdyby na początku naszej znajomości mi to powiedział, to mogłabym zerwać tę znajomość.. Od początku wiedziałam, ze miał depresję, że zażywał leki.....
W niedzielę wrocił do domu (mieszka 300km ode mnie) i jak dzwonił z pociągu to wydawało mi się, że tak normalnie juz ze mną rozmawial, przepraszał za jego zachowanie, że mi nie powiedział wcześniej itp itd... był świadomy tego co się działo ...
Potem rozmawiałam z jego mamą i siostrą o tym co się dzialo.... opowiedziały mi dokładnie o tym jego pobycie w szpitalu -czytałam też kartę wypisu.... na karcie wypisu jest wpisany w rozpoznaniu zespół paranoidalny -mial jeden epizod, niedosypiał, jeździł ok 1,5 h do pracy i kiedys szedł ulica i upadał na ulicy,żegnał się, aż w końcu ktoś wezwał karetkę, on się im wyrywał, chciał uciekac i go wzięli do szpitala psych.....to w sumie dluga historia.....zażywał tabletki 2 lata, odstawił je i przez 7 miesiecy było wsystko ok... wszyscy mysleli że tamten epizod ze szpitalem to taki jednorazowy w jego życiu.... 
no w każdym bądź razie, tydzień po tym epizodzie u mnie pojechaliśmy do Wawy do jego lekarza, który go prowadził w tej chorobie i potem przez te 2 lata po całym wydarzeniu.... rozmawiałam z nim, powiedział mi że moj G. na pewno nie jest w 100% zdrowy, że nikt nie da mi gwarancji co będzie dalej, bo tego nikt nie wiem, psychika jest tak skomplikowana i nie da sie nic przewidzieć.....Może to być jeden epizod w życiu, a może się powtózyć raz, dwa czy dziesięć...... mówił, że to nie zespół paranoidalny, ale raczej choroba afektywna dwubiegunowa, czyli potocznie mowiąc choroba maniakalno-depresyjna..... Lekarz podejrzewał, że  G. mógł zareagować tak na stress, bo myśli poważnie o związku ze mną, chce byc ze mną, oświadczył się, a ja nie znałam wszystkiego, całej prawdy.... Lekarz zerwał nasze zaręczyny, kazał G. dać więcej czasu mi na obserwację, namysł....Lekarz kazał mi samej dać sobie czas, na namysł i nie podejmować żadnej decyzji pod wpływem emocji...
Sama nie wiem co mam robić, przez ten tydzień co czekałam na wizytę w Wawie u lekarza z G. to schudłam 3 kg, nie mogłam nic jeść, ciągle płakałam, bałam się........ Nie wiem co mam robić.... Byłam u psychologa, ale ta pani nie miała za bardzo kontaktu z tą chorobą, a nie mogę znaleźć grupy wsparcia czy psychologa pracującego z rodzicami osób chorych na ta chorobą afektywna dwubiegunową. Ta Pani mówiła, że to jest choroba, że muszę o tym pamiętać, że jeśli będziemy chcieli się pobrać to musimy o tym księdzu powiedzieć, że to musi być zapisane w protokole przedślubnym, że ja powinnam mieć kopię dokumentów, w razie W jakby trzeba było unieważnic małżeństwo czy coś.... powiem Wam , że po tej wizycie w Wawie to się trochę uspokoiłam, ale po rozmowie  ta Pani psycholog znowu zasiała niepewność we mnie.... mówiła,żebym pomyslała czy on ma na pewno  tyle zalet, które pomimo choroby sprawią  ze warto z nim zostać, być, czy on bedzie sie chciał leczyć w razie jakis problemów....
Lekarz z Wawy mówił, że dla G. teraz ważna jestem JA, założenie rodziny ze mną, znalezienie nowej pracy i przeprowadzka do Krakowa.....
a ja się boję po prostu!!!!
Tydzien po Warszawie chcieliśmy się spotkać, on chciał do mnie przyjechać bo widział, że dużo mnie to wszystko kosztuje, że mocno przeżywam tą całą sytuację.....ale jego mama sie nie zgodziła (obecnie mieszka z rodzicami) powiedziała, że nie chce żeby on jechał do krakowa, bo potem na pewno wyląduje znowu w szpitalu, bo ostatnio cos się dzialo w krk (lekarz powiedział, że to max 5% tego co działo się 2,5 roku temu wtedy co G wylądował w szpitalu). Było mi bardzo przykro, bo on wtedy został w domu -trochę się zezłościl na rodziców, ale na drugi dzień było już ok.... stanął po stronie rodziców:( I to mnie bardzo zabolalo, próbowałam z nim rozmawiac ale nie bardzo rozumiał o co mi chodzi, twierdził, że atakuję jego mamę:(
Teraz spędziliśmy ze sobą 10 dni. Przyjechał do mnie zaraz po świętach, był w domu u moich rodziców (oni oczywiście wiedzą o wszystkim, wspierają mnie i bardzo lubią G). Wszystko było ok, może trochę smutny bywał, na pewno trochę się stresował, bo to dopiero 3 wizyta u mnie w domu. Potem byliśmy w Krakowie... ja poszłam 1 dzień do pracy i sie rozchorowałam, złapałam zapalenie krtani i rozłożyło mnie całkowicie, chciałam żeby G. wracał do domu żeby się nie zaraził, ale uparł się i został ze mną, opiekował się mną, robił zakupy, coś tam gotował -zrobil zupę cebulową, surówkę. ALe np denerwowały  mnie takie drobne jego zachowania -  rozkłądał coś, zacyznal robić, potem męczył się i zostawiał bałagan.... żeby np wieczorem dokończyć, albo robił śniadanie czy kolację wyciągał wszystko z lodówki i zostawiał, a ja składałam...:( czy np wziąl i zamiast otworzyć chleb tostowy tam gdzie ma otwarcie to wziął i rozdarł cały worek, otwierał wszystkie serki, w serku białym 'dziubdział' nozem, po wyjsciu spod prysznica nie wyrzucał włosów które zostawiał pod prysznicem, niedokłądnie mył naczynia, czy zostawiał gąbkę do naczyn mokrą (a wiadomo, że wtedy rozwijają sie tam bakterie).... no i takie w sumie drobiazgi denerwowały mnie jak był u mnie, on się irytował,jak mu zwracałam uwagę:(
I wiecie tak po wizycie u tej pani psycholog w krk ta co zasiała lęk, zamęt we mnie to się tak zastanawiam czy ja powinnam z nim być..... ostatnio jakoś mniej za nim tesknie, jak jechałam po swietach po niego na dworzec to nie bylo tej niecierpliwości oczekiwania na niego, tego entuzjazmu, cieszyłam się że przyjeżdża ale nie było tak jak dawniej....
Vitalijki wiem że duzo napisałam, mam nadzieję, że ktoś to przeczyta i może coś mi doradzicie?

23 września 2013 , Komentarze (2)

cześć Vitalijki,
jak się macie? Staram się Was czytać choć ostatnio przyznaję się bez bicia, zaniedbalam Was troszkę, ale postaram się to szybko nadrobić. Nie mam za wiele czasu, zaczęłam pracę w szkole (na zastępstwo na rok), ale zawsze to coś:) trochę stresów na początku oczywiscie bylo, ale dzieciaczki fajne i jest ok;)
Poza tym wakacje szybko mi się skończyły. WE Wloszech byłam, bylo fajnie -choć Mała rozrabiała, pokazywala różki i miała swoje zdanie, zawsze przeciwne do mojego:D ale było ciepło, był basen w ogrodku, upały, slońce, trochę burz, piękne widoki, pyszne jedzonko itp itd;)
Potem były też wakacje nad Bałtykiem z moim Ukochanym -to byly najlepsze wakacje w moim życiu -po prostu było cudownie, bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Poznałam też jego rodziców w końcu, bo byliśmy u niego na weselu kumpla. Też było super;)
No ale potem był koszmar jak przyszło sie nam pożegnać, straszliwie siie poryczalam i w ogole..... Myślalam, że sie znow przyzwyczaję, że widujemy się co drugi weekend, ale skądże! Po każdym weekendzie i pożegnaniu ja beczę jak glupia, tesknię i czuję się paskudnie bez Niego. Ostatnio byłam znowu u Niego na weselu Kuzyna - spodobałam się jego babciom, ciociom (bo rodzicom to już ostatnioo:) i ogólnie bardzo fajnie było.... Babcia powiedziała, że chciałaby jeszcze zatanczyć na naszym weselu, sąsiad jego rodziców, który siedzial obok na, stwierdził rozmawiając z jego mama, że niedługo ona bedzie musiała zacząć szukać sali.... :)
.Jak się żegnaliśmy to ja ryczałam jak beksa, on po raz pierwszy też miał łzy w oczach i widziałam, że naprawdę ciężko było mu się ze mną pożegnać. Na razie ma kontrakt do marca w swoich stronach -ponad 300 km od Krakowa i nie ma jak się przenieść do mnie, ale też w krk nie ma za bardzo pracy w jego branży -budownictwo.....:( wczoraj jak wrócilam od niego to jeszcze byli moi rodzice w krk to bylo w miarę ok, a potem jak pojechali to leżałam na lóżku i wyłam z żalu i smutku. Wiem, wiem, powiecie, ze głupia jestem, ale to było silniejsze ode mnie, jak tylko pomyslałam sobie o nim to łzy same leciały, że jest tak daleko ode mnie...Nie wiem co mam zrobić, żeby tak się nie rozklejać za każdym razem -macie jakiś pomysl? dziś jest lepiej, ale dzień pożegnania jest okropny, juz ze 2-3 h przed rozjazdem czyli jak wciaz jestem z nim, mam żołądek w gardle i ochote ryczeć, a jak juz wroce do Krakowa do siebie to czuje taka ogromna pustke i siedze w pokoju i rycze bo chcialabym zeby byl tu obok mnie i ostatnio tak jest zawsze, dopiero na drugi dzien jest lepiej, ale dzien rozstania jest koszmarny, choc wiem, ze On mnie kocha, że swiata poza mna nie widzi, że chce spedzic ze mna reszte zycia (tak, tak powiedzial to!!!a;e oswiadczyn jeszcze nie było:)

a teraz do rzeczy, bo to pamiętnik o odhudzaniu a ja piszę i piszę o prywatnych sprawach....a więc po wakacjach wszyscy mi zaczęli mówić, że schudłam więc kiedyś w końcu po jakiś 3 miesiącach przeprosilam się z wagą i  zważylam się: bylo -4 kg od maja/czerwca więc niezły sukces przez wakacje, skoro ja nic specjalnego nie robiłam żeby schudnąć, zero ograniczeń, lody, pizza, owoce, warzywa i w ogóle zdarzaly sie niezdrowe bardzo niezdrowe rzeczy.....Miałam zacząć ćwiczyć, ale jakoś się nie mogę zebrać, na początku stresowałam się pracą, dużo było przygotowań, pisania różnych dokumentow itp, dużo wtedy spałam też, a od ubiegłego tygodnia walczę z przeziebieniem. We czwartek,, piątek było lepiej, pojechałam na to wesele, a dzis wieczorem znowu mam 37.1 i gardlo trochę boli.... rodzice śmiali się, (bo w poprzedni weekend też tak miałam: w piatek kiepsko sie czułam, w weekend dobrze -widzialam się z moim G, a w poniedzialek tez 37.1) że jak widzę się z G. to jestem zdrowa, a jak go nie ma przy mnie to od razu chora.... i tak w kolko się kreci, weekendy z G, potem praca, a od pazdziernika bedzie wiecej pracy bo dojdzie szkola jezykowa...
dobra kończę idę odsypiać to weselicho, bo bawiliśmy się do 5 rano, a potem po 7 miałam pks do krakowa więc spałam parę godzin w autobusie i to wszystko:D
Dobranoc!!!!!

17 lipca 2013 , Komentarze (5)

tak tak jak w tytule jestem w Toskanii, jest tu pięknie, ale mimo wszystko inaczej niz rok temu, za tydzień wracam do domu i już się doczekać nie mogę:) Dziewczynka bardzo się zmieniła: stała się bardzo egoistyczna, rokazuje, nic nie słucha, ryczy i wrzeszczy jak nie dostanie tego co chce itp itd. Jest po prostu strasznie rozpieszczona przez rodzicow (JEDYNACZKA) więc bywa trudna.... jeszcze dzisiaj przyjechal ich znajomy z Izraela z córką i ich nie rozumiem, a te małe dwie rozbójniczki razem się bawia, tzn ta z Izraela 5 minut nie usiedzi na jednym miesjcu! Moja Mała przynajmniej z godzinę potrafiła bawic sie w basenie a tamta po 15 minutach już pobiegła robić destrukcję w innej części domu... zapowiada się intensywny tydzień..... w sumie to średno jestem zadowolona, czasem myślę że może lepiej bylo pojechać do Anglii, tam przynajmniej dostałabym konkretna kasę za ciężką pracę...no cóż, nie ma co narzekać, przynajmniej mam słonce, jest cieplo i w weekend jadę z koleżanką z Hiszpanii do Cinque Terre:) Naprawdę cieszę się na ten weekend;) A więc zostało mi przeżyć 2 dni potem super weekend, potem 2 dni z 2 dziewczynkami i 1 tylko z moją zlośnicą -dla której dzień bez płaczu i krzyku to dzień stracony:D
Ale ogólnie nie jem jakoś dużo makaronów i pizzy ani lodów:) więc nie jest źle. Dzisia trochę poćwiczylam. ale przy tych upałach ciężko się zmotywować do ćwiczeń. SPaceruję dużo wieczorami -mieszkam na górce dosyć sporej wśród gajow oliwnych:)
pozdrawiam!!!!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.