Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Kobieta. Mądra, Piękna. Inteligentna. A co! Sobie komplementów nie będę żałować. Kocham smoki i ostatnio zaczynam się rozglądać za jakimś, Najlepiej czerwonym, bo ładniejszego koloru nie znam. Pozwalam zmianom, aby się działy.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 82591
Komentarzy: 730
Założony: 22 lipca 2006
Ostatni wpis: 3 stycznia 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ognisko

kobieta, 51 lat, Bochny

162 cm, 85.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 stycznia 2019 , Komentarze (4)

Mój sadysta swego czasu stwierdził, że może być bardziej sadystyczny niż mi się wydawało. I doszedł do wniosku, że powinnam za każdym razem, jak wejdę do kuchni, zanim coś zjem, najpierw mam posprzątać. Nie chodziło mu o wielkie porządki, ale np. żeby zmyć ręcznie naczynia, przetrzeć blaty, czy zlew lub kuchenkę. Cokolwiek, ale żeby zanim siądę do jedzenia, to zrobić.

- Oszalałeś – oświadczyłam mu zgodnie z prawdą. - Poza tym umawialiśmy się tylko na twoją władzę nad moją dietą, a nie nad sprzątaniem.

- Ależ kochanie – zaczął, chyba po to, żeby wkurzyć mnie jeszcze bardziej. Wtedy od kilku dni nie jadałam już cukru i chodziłam maksymalnie poirytowana. - To jest nawyk, który pomoże ci schudnąć.

- Taa, może jeszcze każesz mi chlorem płytki przecierać, żeby sterylnie było.

- Tego akurat zabraniam. Chlor bardzo źle działa na płuca kobiet, ale zwykłym płynem do mycia możesz. Nie zaszkodzi im. Pamiętaj. Co najmniej 15 minut sprzątania kuchni, zanim coś zjesz.

- Po co?

- Dla przyjemności siedzenia w czystym pomieszczeniu z talerzem na stole.

- Chleb mogę trzymać w dłoni. Nie muszę mieć talerza.

- Ależ musisz, zapewniam cię, że musisz i siedzieć przy stole też musisz.

- Na kanapie przed telewizorem.

- Absolutnie nie. Przy stole w kuchni, gdzie wcześniej umyłaś naczynia albo wytarłaś właśnie blaty, albo wyniosłaś śmieci.

- Jedzenie jak nagroda.

- Ależ skąd. Jedzenie jako jedna z wielu przyjemności, które masz w życiu. W dodatku jedzenie w czystej kuchni.

- Już to widzę, jak po kwadransie sprzątania kuchnia staje się czysta.

- Zobaczysz, zobaczysz. No i możesz sprzątać dłużej, nie zabraniam.

- Łaskawca.

- Wiedziałem, że ci się spodoba.

Nie spodobało mi się. I kompletnie nie rozumiałam, o co mu chodzi. Talerz, stół, brak telewizora i książki, skupianie się na jedzenie – ok. Wszyscy na o tym trąbią. Ale po jaką cholerę sprzątać przed jedzeniem kuchnię? Nawyk sobie jednak wyrobiłam do tego stopnia, że będąc u znajomych mam ochotę, chociaż na szczęście się jeszcze powstrzymuję, żeby przecierać im blaty i chować brudne kubki do zmywarki.

W sumie miło jest usiąść przy zupełnie pustym stole z filiżanką kawy i jabłkiem na talerzu. I mówię to ja, człowiek, który nie tak dawno wycierał jabłko o spodnie i jadł bez zastanowienia, wykonując milion innych czynności. Faktycznie inaczej się je, szczególnie, że na stole leży obrus. Jest jak w restauracji - dobrej, drogiej i gdzie dają małe ilości wszystkiego i trochę wstyd wyciągnąć książkę czy telefon i czytać.

No i poza tym kuchnię mam przeważnie czystą, a sprzątam jakby mniej.  

1 stycznia 2019 , Komentarze (4)


Kiedy usłyszałam, że mam wyeliminować ze swojej diety cukier, nawet w głowę się nie popukałam. Sam pomysł wydawał mi się absurdalny. Jak to, ja – nałogowy słodkożerca, kochający czekoladki, ciasteczka mam nagle ich pozbyć się. Przestać jeść?

- Zakaz dotyczy nie tylko słodyczy ale też jogurtów z cukrem, serków homogenizowanych, napojów z cukrem i wszelkich innych inności, które mają cukier, syrop glukozowo-fruktozowy w składzie – rzekł pięć miesięcy temu mój strażnik.

- Przez tydzień? - próbowałam się targować, kombinując, że tydzień może dam radę.

- Tak, ten i następny, i jeszcze następny, a później kolejny, i tak dalej, i tak dalej.

- Niewykonalne. Tego nie da się zrobić.

- Wykonalne. I da się.

- Nie da się. Ja nie potrafię.

- Tak ci się tylko wydaje.

- Wiesz, ile razy próbowałam. Maksymalnie dwa, trzy tygodnie wychodziło. Nie pomaga żadna motywacja. Jestem uzależniona i już.

- To, że się przyznajesz to już postęp. Może zapiszesz się do jakiejś grupy anonimowych cukroholików.

- W moim mieście takiej nie ma.

- No to musisz się zdać na mnie. Masz sto złotych w portfelu?

- Mam, ale po co ci?

- Weź kopertę i je włóż do niej.

- Opcję z odkładaniem na kieckę, nowy samochód, kosmetyki, a nawet książki też przerobiłam – westchnęłam.

- Nieważne, co przerabiałaś. Weź kopertę i włóż stówę.

Schowałam wtedy tę stówę, chociaż bez wiary w powodzenie.

- Dobrze, a teraz wejdź na stronę siepomaga.pl i znajdź kogoś, komu byś chciała pomóc. Najlepiej jakieś dziecko, ale zbiórka dla niego ma potrwać do końca miesiąca.

Zaczęło mi świtać. Kiedy już znalazłam takiego malucha, który potrzebował rehabilitacji, kazał mi wydrukować jego zdjęcie na kopercie.

- To jest stówa na rehabilitację dziewczynki. Za każdym razem, kiedy zjesz coś z cukrem napiszesz na kopercie wartość zjedzonego produktu. Nieważne, czy za niego zapłacisz, czy ktoś cię poczęstuje. Tę kwotę będziesz odejmować od stówy dla małej.

- To jest podłe z twojej strony. Cholerna manipulacja.

- Motywacja, moja droga, motywacja. Każdy cukierek, to mniej pieniędzy dla małej, każde zjedzone ciasteczko zabiera jej szansę na normalne życie. Pamiętaj o tym.

- Tak nie można, stać mnie, żeby wpłacić całą stówę.

- Wiem, że cię stać, dlatego włożyłaś ją do koperty i wpłacisz, gdy nie zjesz nic z cukrem.

- Ale…

- No właśnie „ale”, kopertę zawsze nosisz przy sobie i jeszcze zrób jej zdjęcie i ustaw jako tapetę w komórce i kompie.

- Nienawidzę cię.

- Też cię kocham.

I gadaj tu z takim. Pierwszy dni były koszmarne, kolejne jeszcze gorsze. Zewsząd atakują słodycze, okazji nigdy nie brakuje, ale kiedy już miałam sięgnąć po kawałek karpatki czy sernika przed oczyma stawała mi mała dziewczynka z dużymi oczami. Nie potrafiłam.

Do tego musiałam nauczyć się czytać etykietki. Nawet nie widziałam, że w tylu rzeczach jest cukier. Udało mi się przetrwać miesiąc. W kolejnym wybrałam fundację Czerwone noski, dzięki której klauny odwiedzają chore dzieciaki w szpitalach, a później schronisko dla zwierząt, później znów wróciłam na siepomaga.pl

Kawałek czegoś z cukrem zjadłam po prawie 5 miesiącach, w Wigilię, mając przyzwolenie. Żarłam jak głupia, dosłownie. Ciasta, ptasie mleczko, jakiś cukierek czekoladowy. Pyszne było. A kolejnego dnia znów patrzyłam na kolejną kopertę. Wiem, że pewnie świat by się nie zawalił bez moich 100 zł, ale dla mnie jest ważne, że mogę je komuś wysłać. Mimo że nadal uważam, że manipulacja ze strony mojego strażnika jest wredna

30 grudnia 2018 , Komentarze (2)

To było w sierpniu. Zaczęło się od rozmowy.

- Lubisz bułeczki.

- Pewnie. Mam nawet ulubioną piekarnię. Pieką dobry chleb i jeszcze lepsze bułki. Po prostu niebo w gębie. Nie takie, jak z marketu, co to po godzinie od wyjęcie z pieca, nadają się co najwyżej do wbijania gwoździ.

- No cóż. Masz pecha. Powiedz im pa, pa.

- Ale jak?

- Normalnie. Od teraz jesz tylko pieczywo z mąki z pełnoziarnistej.

- Ale od czasu do czasu mogę jedną bułeczkę?

- Jak będziesz ważyć 55 kg, to pomyślimy.

- Sadysta jesteś, wredny, okrutny człowiek.

- Piękne komplementy, możesz kontynuować.

Mogłam, ale większego sensu to nie miało. Wiedziałam, że się zastosuje. Więc poszłam do sklepu i kupiłam sobie razowy chleb. Chociaż bułki kusiły. Wieczorem z dumną się pochwaliłam.

- Dziś jadłam tylko razowca.

- Co, proszę?! - To nawet nie było pytanie. Był zły. - Czy ja mówiłem coś o zmielonej mące? Miała być pełnoziarnista.

No i okazało się, że razowy chleb ma tyle samo wspólnego z wypiekami pełnoziarnistymi, co ja z rozmiarem S. Wyszukał mi w necie informacje o odpowiednim chlebie. Znalazł Biedronkę, w której go sprzedają i kazał iść i nabyć. Natychmiast. Chciałam skorzystać z samochodu, bo jednak kawałek mam, ale wredny stwierdził, że w ramach kary mam zasuwać na piechotę. Poszłam. Znalezienie chleba nie było łatwe. Nie leżał na półce z chlebem, tylko obok. Nawet w wybór miałam chleb 7 zbóż albo 7 ziaren. Wzięłam obydwa. Za duże te opakowania nie były. Po rozcięciu folii, spróbowałam.

I ja to mam jeść? - to pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy. Smak w niczym nie przypominał chleba. Grzecznie poinformowałam o tym mojego sadystę.

- Ależ kochanie – zaczął i wiedziałam, że to siebie dobrze nie skończy. - Wcale nie musisz jeść. Kto ci w ogóle każe jeść chleb. Ludzie żyją bez chleba i dają sobie radę.

- Znaczy się bułki jedzą i ciastka.

- Uważaj, za ciasteczka pewna królowa Francji skończyła na szafocie. Masz wybór: jesz ten chleb albo żaden.

Westchnęłam ciężko. Wizja szafotu zadziałała na mnie. Okazało się, że chleb pełnoziarnisty mają jeszcze w dwóch pozostałych marketach. Jednak jak dla mnie ten z Biedronki jest najbardziej zjadliwy.

Jednak mąka pełnoziarnista prześladowała mnie. Skończyły się kupne pierogi. Przy kluskach odkryłam, że produkują je też z mąki z soczewicy czy zielonego groszku. Wolę je od tych z mąki pełnoziarnistej. Mają lepszy smak.

Najgorsze jednak jest z plackami. Mąka żytnia pełnoziarnista zmienia ich smak okropnie. To mielę sobie płatki owsiane pełnoziarniste i wtedy jest trochę lepiej. Ale tylko trochę.

Na Wigilię dostałam odpust zupełny. Sadysta czasem ma ludzkie uczucia. I cholera jasna, jedząc normalną bułkę, nie czułam przyjemność. Nawet pierogi nie były takie, jak pamiętałam. Ale serniczek za to nadal jest poezją.

W Boże Narodzenie znów siedziałam przy stole, mając na talerzu swój chleb, którym zagryzałam kapustę z grzybami. Z sadystami nie warto zadzierać.

29 grudnia 2018 , Komentarze (2)

Rusz dupę – tak zaczynają się i kończą wszelkie książki, filmy i poradniki motywacyjne nawołujące do zmiany zachowań. Swoje cztery litery ruszyłam dokładnie 17 grudnia. Miałam wtedy dzień sądu ostatecznego, czyli oddawałam projekt do druku. Po raz kolejny obiecałam, że nigdy więcej na ostatnią chwilę, że następnym razem… Obiecałam i dość nieopatrznie powiedziałam o tym swojemu znajomemu. Oczyma duszy widzę ten moment, jak zaciera ręce i spokojnym głosem mówi: „pomogę ci”. Z wypowiadaniem marzeń trzeba jednak uważać. Od dwóch tygodni zaczęłam żyć inaczej. Po raz pierwszy chyba w życiu. Zdarzały mi się okresy, kiedy coś tam nadganiałam i próbowałam usprawniać, ale kończyło się to porażką.

Postanowienie zbiegło się z okresem przygotowań przedświątecznych. Nie udało mi się ogarnąć całego domu, ale postęp jest każdego dnia. Uczę się robić rzeczy, których nie lubię i które wiecznie odkładałam na później.
W dużym stopniu pomogła mi książka Mel Robbins „Reguła 5 sekund”. Metoda polega na tym, żeby liczyć od 5 w dół i przy 1 zabierać się za wykonanie rzeczy, która przyszła nam do głowy. Teoria jest taka, że jak zaczniemy się zastanawiać, to nasz mózg wymyśli milion wymówek, żeby tego nie zrobić. Bo przecież mamy jeszcze czas, zdążymy, bo to trudne, bo co ludzie powiedzą, bo….
Nie liczę, po prostu wstaję i robię. I nagle okazuje się, że nie muszę stać nad zlewem godziny, żeby wszystko pozmywać albo odkurzanie zamiast dwóch godzin zajmuje mi niespełna 30 minut. Nadal nie przepadam za tymi czynnościami, ale je robię od razu. Uczę się walczyć ze swoją prokrastynacją, ze sobą. Nie myślałam, że to jest takie łatwe. Sprzątnięcie jednej rzeczy w uporządkowanym pomieszczeniu, sprawia, że w ciągu kilku sekund panuje porządek. Zrobienie porządku w zabałaganionym pokoju wymaga czasu, siły i zniechęca.

Nadal mam masę zaległości, ale jest ich z każdą chwilą mniej. Kiedyś one mnie przerażały. Teraz im na to nie pozwalam. Staram się pozbywać chociaż jednej starej rzeczy dziennie. Starej w tym sensie, że miałam ją zrobić tydzień temu, miesiąc, kwartał, ale wylądowała na stercie „kiedyś tam”.

Rusz dupę działa też przy odchudzaniu. Ostatnio miałam problemy, waga stanęła na dłużej między 91 a 89. W święta zobaczyłam 86,8. I była to najniższa cyfra od ponad 5 lat. Po prostu w końcu ruszyłam dupę.  

28 października 2018 , Komentarze (1)

Podświadomość to, coś co rządzi nami bez udziału świadomego „ja”. Nie zastawiamy się jak oddychamy, jakich mięśni używamy siedząc, pisząc, chodząc. W podświadomości zapisanych jest masa rzeczy, które wykonujemy bezwiednie. To dlatego czasem łapiemy się na tym, że idziemy znaną drogą do pracy czy szkoły, chociaż zamiast tam wybieraliśmy się w zupełnie inne miejsce. To dlatego budzimy się niedzielny poranek wcześniej rano, chociaż budzik nie zadzwonił. To działa podświadomość, zapisane w niej nawyki.

Dlaczego o tym piszę? Bo zrozumienie tego jest kluczem do zrozumienia, dlaczego po kilku dniach zaczyna nam brakować motywacji do działania i zarzucamy wszelkie ambitne plany. Nasze świadome „ja”, to zmotywowane, w natłoku nowych rzeczy, o których musi myśleć, spycha działanie do podświadomości. A ta ma wytworzone latami nawyki, nie analizuje ich, czy są dla nas dobre, czy złe, po prostu tak zachowywaliśmy się do zawsze. W chwilach stresu sięgaliśmy po coś słodkiego, na widok literki M, skręcaliśmy z drogi i szliśmy na małe co nieco i tak dalej, i tak dalej. Robimy to bezwiednie.

Uświadomienie sobie, czym zapchałam swoją podświadomość pomogło mi znaleźć motywację, do zapychania jej czym innym. To dlatego od ponad dwóch miesięcy żyje bez cukru i nie ciągnie mnie, chociaż okazji naprawdę mi nie brakuje. Świadomie wybieram, a nie daję możliwości wyboru podświadomości, do momentu, aż zdobędzie ona odpowiednio dużo powtórzeń, by sama stosować ten wzorzec zachowania.

Nie wiem, czy komuś pomoże ten wpis. Starałam się, aby był w miarę czytelny, jak coś, to pytajcie.

27 października 2018 , Komentarze (6)

Obiecałam sobie, że zrobię pierwszy wpis, kiedy waga zejdzie poniżej 90 kg. Dziś zobaczyłam 89,8. Zaczynając, nie przypuszczałam, że mi się uda. Byłam zniechęcona. Ostatnie próby kończyły się porażką i to totalną. Pomógł mi ktoś, wredny i złośliwy. Zaczęło się od zmiany diety. Jestem wegetarianką od ponad ćwierć wieku. Jadłam jednak za dużo, a szczególnie za dużo było węglowodanów w mojej diecie. Mój wredny ktoś zażyczył sobie, żeby przestała jeść wszystko co ma cukier i wszystko, co ma indeks glikemiczny większy niż 55, no i jeszcze koniec z produktami wysoko przetworzonymi. Żadnej białej mąki, białego chlebka, makaronów. No i grzecznie miałam mu wysyłać to co jem na pocztę, za każdym razem jak coś tylko zjadłam. Było strasznie. Okazało się, że chleb razowy jest zły. Miałam poszukać chleba z mąką pełnoziarnistą. Oczywiście mamrotałam, że się nie uda, że nie można, że on żyje w dużym mieście i całą masę innych powodów też znalazłam. A jednak udało, w Biedronce trafiłam na odpowiedni chleb. Chociaż według mnie chleba on nie przypominał. Kawałki czegoś ciemnego, pokrojone i zapakowane. Starczało na trzy, cztery dni, bo dużo tego jeść nie da. Okazało się, że nawet kasze wykraczają poza mój limit IG. Nie wszystkie, mój ulubiony pęczak nie, ale jęczmienna już tak. Łaskawca zgodził się na to, żeby jadła jednego ziemniaka na tydzień. Słownie jednego. Przy tym nabijał się, że będę szukać największego kartofla w mieście.

Pierwsze tygodnie były katorgą. Dosłownie. Cała masa rzeczy, które jadłam jest na zakazanym. No i odstawienie cukru nie przychodziło mi łatwo. Tym bardziej że moja praca polega m.in. na chodzeniu na wszelkiego rodzaju imprezy, a tam zawsze są ciasta, ciasteczka i torty. Gdyby nie te mejle, które musiałam mu wysyłać, poddałabym się. Tonami za to jadłam śliwki. Sezon był. Waga powolutku się zmniejszała. Na tyle powolutku, że wchodziłam na nią rzadko. Po jakiś ośmiu tygodniach mój osobisty sadysta stwierdził, że czas na zmiany. Wtedy miałam nadzieję, że coś nowego mi pozwoli jednak zjeść. Zmiany polegały na ważeniu produktów, które jem, za każdym razem. Coś potwornego. Okazało się jednak, że nie zjadam to śliwek i nawet mleko do kawy, zawsze wlewane na oko waży od 25 do 40 g.

Po jakimś czasie wpadł na kolejny genialny pomysł. Ograniczył mi liczbę kalorii. Przygotował piękne tabelki w ekselu i kazał wpisywać. Miałam się dziennie mieścić w limicie 1200-1300 kcal i w IG poniżej 55. Żeby go… No dobrze, na początku wydawało mi się to niemożliwe. Ale powoli zaczęło mi się klarować. Najbardziej dostawałam, jak… miałam za mało kalorii. W pracy przyszedł dla mnie trudny okres. Nie miałam czasu na nic. Jak spałam pięć godzin, to uważałam, że to sukces. Sukcesem było jednak to, że nie zjadłam nic z zakazanej listy. Której nocy byłam głodna. Poszłam do kuchni coś zjeść. Zwykle byłoby to coś słodkiego albo jakaś masa jedzenia. Skończyło się na dwóch plasterkach chudego twarogu. Dosłownie.

Kiedy zaczęłam ważyć 92 kg, waga stanęła w miejscu. Normalnie załamka. I powinnam się załamać, ale te wysyłanie mejli, ten kociokwik w pracy sprawiły, że nie miałam czasu. Kiedy w końcu zamknęłam komputer z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, pomyślałam, że sobie pojadę do jakiegoś spa i dam się porozpieszczać. Pojechałam do Ciechocinka i rozpieszczać się dałam. Wykupiłam pakiet z trzema posiłkami i kilkoma zabiegami w spa. I nauczyłam się kolejnej rzeczy, zostawiania jedzenia na talerzu. Mimo że dostawała wegetariańskie obiady (śniadanie i kolacja w formie bufetu), to jednak sporo odbiegały one od tego co jadłam normalnie. No cóż zostawiałam grzanki i makaron w zupie i zjadłam jednego kartofla. Trzy razy przekroczyłam wyznaczone limity: naleśnik ze szpinakiem, zupa krem z marchwi i kasza jęczmienna. Przez sześć dni nie zjadłam kromki chleba. Nie dałam się skusić nawet karpatce, czy serwowanym codziennie naleśnikom z różnymi dodatkami. Dodatkowo kupowałam sobie jabłka, raz sok mandarynkowy. Chodziłam do kawiarni, żeby wypić kawę i popatrzyć na ladę ze słodyczami. I nawet mnie nie ciągnęło.

Sporo chodziłam, w końcu nie spiesząc się nigdzie i nie myśląc o milionie spraw do zrobienia. To było dobre doświadczenie.

Wróciłam i weszłam na wagę. Po raz pierwszy od kilku lat spadła poniżej 90 kg. Nadal jestem otyła, nadal mam bluzki, które są dla mnie za szczupłe, ale jestem z siebie dumna. Dziękuję mojemu Potworowi za motywację.


27 lipca 2018, Skomentuj
krokomierz,-3261,-27.934219360352,-195,-12441,-2152,1532723873
Dodaj komentarz

17 lipca 2018, Skomentuj
krokomierz,12757,109.56365203857,766,52467,8420,1531782865
Dodaj komentarz

14 lipca 2018, Skomentuj
krokomierz,10902,93.495719909668,655,57523,7195,1531521357
Dodaj komentarz

12 lipca 2018, Skomentuj
krokomierz,7973,68.19953918457,479,60128,5262,1531381491
Dodaj komentarz

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.