no i ...
dalej jem wiecej, niz bym chciala.Do stawki 1500 kalorii na dzien, dzieki , ktorej zgubialam 10 kilo (w ubieglym roku), bardzo mi daleko! Dalej oscyluje w granicach 2300-2500.No, coz, na cale szczescie, "robotki reczne" spoalaja troche z tego paliwa, co pozwala mi (ledwie) na utrzymanie tej wagi, ktora posiadam aktualnie, a na pewno, nie na utrate tego, co mi sie zgromadzilo! No, coz, nie zabawiajac sie w ksiegowa, wiem, ze trzeba zmienic proporcje ilosci spozywanych kalorii, do ilosci spalanych! Niby takie to proste! Niby....
Powoli, powolutku
...zaczynam sie mobilizowac.Naprzod, powrot do mozolnego, bardzo zczegolowego zapisu pozartych artykulow spozywczych(chemicznych-tez, bo dzisiaj zarcie-to sporo chemii!). No i wczoraj-pojadlam na ogolna wartosc kaloryczna- uwaga! -2400! Ale, zaliczylam bardzo intensywne cwiczenia w postaci "robotek recznych", wiec juz nie rozpaczam....Dzisiaj natomiast...maly sukces(!)-2.230...Ale, niestety, mniejszy wysilek fizyczny!(proporcjonalnie tez - mniejszy zarobek!). Nie mam co plakac, zaczynam sie codziennie "podliczac", i to powinno dac jakis efekt.Zasada:"najpierw poznac ile sie zjada, by - potem-odrzucic z ogolu, ile potrzeba, by sie schudlo, ile by sie chcialo"-zapracowala w ubieglym roku, wiec, chyba nie mam innego wyjscia.Kartka i olowek w ruch.
Dzisiaj bylam u Pani Soni.Byla w duzo lepszym nastroju niz zwykle! Posmialysmy sie troche, a na odchodne-(moje, do nastepnego tygodnia..)byl kieliszek pysznego wina musujacego.W koncu, nalezy nam sie cos , poza praca, prawda?
Jutro, Dzieci do Polskiej Szkoly, a ja w tym czasie-po zakupy...Troche sie nalaze, ale to dobrze, potrzebny mi jest ruch!
Juz pojde spac, bo pozno sie robi, a ja jeszcze mam pare rzeczy do zrobienia, nim sobie zasne, wiec...Dobranoc! Do jutra!
Jak mozna tak marnotrawic dorobek(ciezki!)
ubieglego roku?
Ano, mozna! Ja to aktualnie czynie! Zre jak najeta! Przybyl mi wlasnie kolejny kilogram...Plakac sie chce, ale, co tam, kazdemu jest ciezko....Zeby tylko takie problemy czlowiek mial? Ale, skoro znalazlam sie na Vitalii z powodu diety, to od czasu do czasu, musze szczerze wyznac...Co wlasnie uczynilam....
Wobec ostatnich wydarzen w Polsce,
a scislej mowiac, w polskim kosciele, wywiazala sie dzisiaj mala dyskusyjka miedzy mna a moim bossem, Ojcem Jimmym. Wlasciwie, to nic rewelacyjnego z tej mini-dyskusji nie wyniklo, ale, takie spostrzezenie osoby z "zewnatrz", czyli Ojca Jimmiego, ktory reprezentujac polnocna Ameryke ( w swoim mysleniu)-ukazal cala niewiedze w temacie rezimu komunistycznego( a scislej-jego sily oddzialywania). No, coz, nie mam zadnych powodow do rozgoryczenia z powodu zupelnego braku orientacji w tym temacie(no, moze nie tak zupelnego...).Bo czy ja potrafie sie wykazac znajomoscia faktow przeszlych z zycia...Maltanczykow?-naprzyklad...(nie przypadek z Tymi Maltanczykami, bo wlasnie Ojciec Jimmy tam sie urodzil...) No, z grubsza, to sie tutaj ludziskom wydaje, ze jakis tam komunistyczny rezim to zapraszal na kawke (a , takie przypadki bywaly, rzeczywiscie!) takiego Delikwenta, i prosil Go mile o malutka przysluge, oferujac Temuzze worek diamentow w zamian. Ale, zeby tylko o paszport szlo? O jego wydanie na czas, o pozwolenie na wyjazd zza granice? No, nie! Toz to podstawowe prawa czlowieka, wiec, jak ktos moglby targnac sie na wolnosc czlowieka nadana Mu prawem Odwiecznym, od zarania dziejow? Im sie to w glowie nie miesci (na szczescie, moj Boss nie przejawial takiej ignorancji w braku znajomosci polskiej rzeczywistosci, jak ja pewnie bym sie wykazala , gdyby mnie On z kolei poprosil o pare faktow z zycia Maltanczykow!) wiec, nie rozumieja Tu-bylcy(ogolnie) frustracji pokolenia zyjacego w czasach wielkiej komuny w Polsce(a i- niestety -wypadkow uleglosci w sluzbie "wielkiemu bratu"). Dla nich, wszytsko jest proste! A do czego ja tu w ogole zdazam? A, chodzilo mi o to, ze ja nie jestem pewna siebie, jakbym to wybrala, gdyby mnie necono w czasach ciezkiej komuny, i mialabym wiele do zyskania, (a jeszcze wiecej do stracenia !)-gdybym sie nie zgodzila? Nie, nie bede sadzila, nie biore Nikogo w obrone (na adwokata sie ...hmm...moze i nadaje, ale nie skorzystalam z okazji, by sie na owego wyksztalcic!), ale wstrzymuje sie przed osadem.Jasne, lepiej byloby, gdyby Nikt nigdy Nikogo nie sypal, nie bral "brudnych" pieniedzy, a szczegolnie-nie zawiodl powierzonego Mu zaufania! Pewnie! To jasne, nawet sie nie rozwodze nad tym faktem, no coz, zycie sie okazuje czasami bardziej bolesne, i dlatego, ciesze sie, ze jest Bog, i On zna Cala Prawde, i wedle niej - osadzi , osadzi sprawiedliwie, patrzac na caloksztalt sprawy z wysokosci swej lawy sadowniczej.Jego osadowi sie oddaje za przeszle, terazniejsze i przyszle przewinienia, za , ktore - jednak - juz teraz przepraszam -otwarcie, Wszytskich!
I tego wlasnie zabraklo mi najbardziej w calej sprawie....Musimy sie nauczyc umiec przyznac...i przeprosic, inaczej, zostaniemy w miejscu.... A stac w miejscu, to dzisiaj znaczy stracic wielka okazje samooczyszczenia, pojednania, odbudowy zaufania. Trudne to wszystko, moze dlatego takie szlachetne? A jak trudne to jest? Bardzo trudne, bo wlasnie father Jimmy zlapal mnie na nie wykonaniu okreslonej czynnosci, a ja?A ja...stchurzywszy - "poszlam w zparte", i ani powieka mi drgnela, taka bylam w swoim klamstwie zatwardziala! Stchurzyc latwo, nawet przez najmniejszy blad (moj naprawde byl malym wykroczeniem!), a jak trudno sie przyznac! Wiem to z wlasnego doswiadczenia, wiec - chocby dlatego - nie mam prawa osadzac....
uffff.....zaczynam...od nowa...
Nie ma co! Z Nowym Rokiem, wkraczam w rzeczywistosc (wagowa) niestety- o zwiekszonej masie. Jest mnie wiecej o trzy kilo, wiec, zmieniam paseczek, przed czym bronilam sie juz od paru tygodni...No, coz, naprzod trzeba sie pzryjrzec prawdzie, a prawda, jaka jest, to widze juz od paru ladnych tygodni...wiec...Znowu zaczynam od nowa. Zycze wiec sobie i Wam - naprzod -prawdziwego spojrzenia na rzeczywistosc, potem- mocnego postanowienia poprawy, a na koniec- wiele uporu w realizacji postanowienia w temacie ulepszenia samych siebie! Pozdrawiam!
co za dzien.....
niech juz sobie pojdze, mam go dosc! Do ostatniej chwili trwania tegoz, mam jakies "przerypalki"...Zaczelo sie od mojego solidnego przemeczenia, bardziej z niewyspania, nizli ze zmeczenia sprzatniem domow w poprzednie dwa dni... Dzwonie wiec do pani Sonii, by Ja powiadomic, ze przyjade pozniej, bo dzieci zaprowadzam dzisiaj do Niani, wiec wszytsko sie opozni, ale za to zostane tak dlugo, jak tego bedzie wymagala sytuacja. Wstalam wiec pozniej, niz zwykle, bez pospiechu, bo w koncu, mam jedno zycie, a robota-nie zajac, i za miedze sie nie chowa, no nie?
Nagle, telefon, nawet sie nie zrywam, bo polamalo mnie po dwoch dniach intensywnych "robotek recznych"....Telefon dzwoni poraz kolejny. Kaze podniesc Synkowi...ach, to Carl, z "uprzejmym" zapytaniem, kiedy i czy w ogole sie raczymy zjawic, bo mielismy byc okolo dziewiatej! Szlag by trafil, nie uzgodnilam pozniejszego przyjscia z Niania (babcia Carla). Zbieram wiec moje towarzystwo pospiesznie, kaze Im cos napredce zjesc, bo wlasnie Syn przypomnial mi, iz Carl kazal moim dzieciom przyjsc z wlasnym prowiantem! Cholera!- pomyslalam, jak ja tego Smarkacza goszcze u siebie godzinami, to zawsze konczy sie to McDonald'sem na moj koszt, a On taki "madry"? No, ale , to pewnie nie Jego pomysl - podpowiada mi rozsadek (czyli-Glos Sumienia) . Biore - zawziecie - ogromniasta torbe zarcia zamrozonego od miesiecy, a niech sie wszyscy napchaja do syta! - i pedze z Dziecmi. Zostawiam Niani okragla sumke za bawienie dzieci , bo pozniej przyjedzie po dzieci moj Maz, i nie bedzie wiedzial w jaki sposob ma sie "rozliczyc", wiec, juz to robie "na zas"...Niania biorac do reki okragla sumke, twierdzi, ze to za duzo, ale reszty nie wydaje, wiec, juz wsciekla, ze tak duzo zapalacilam za trzy dni bawienia - siedze w autobusie - liczac na palcach, ile to ja "na czytso" zarobie przez te trzy dni...Wychodzi mi, ze bardzo niewiele, i nie warto byloby sie za taka kwote wychylac z domu...To tak na razie, bo ...potem najda mnie zupelnie inne mysli.
Siedzac juz wygodnie w autobusie - jednym z trzech -wiazacych mnie do Pani Soni, postanawiam do Niej zadzwonic i przypomniec, ze dzisiaj bede pozniej, bo z pamiecia Pani Soni juz coarz gorzej. Telefon odbiera Jej syn, kaze Mu powtoryc, ze jestem w drodze, a bede za dobra godzine, niech to przekaze swojej Matce. Obiecal powtorzyc!
Przy podrozowaniu autobusami miejskimi w moim miescie - uiszcza sie jedna oplate za wejscie do autobusu, i otrzymuje sie (na wlasne zyczenie) - bilet "przesiadkowy", ktory okazuje sie (wciaz ten sam) przy kazdej zmianie autobusu, byleby jechac "przed siebie", ale nie wolna cofac sie, bo za ten manewr - placi sie juz nowa cene, czyli oplata nowego przejazdu. No, wiec , biore ten "przesiadkowy " bilet, i ide na drugi autobus...Zimno jak diabli, wieje porwisty wiatr, urywa mi sie czesc "przesiadkowego" biletu...No, coz, przeminela z wiatrem jedna czesc, ale druga - wciaz w dloni. Nadjezdza drugi autobus. Okazuje wiec na wpol urwany bilet, tlumaczac, co sie stalo. Kierowca w ogole nie reaguje, kaze mi siadac, i zyczy mi dobrego dnia! Przyzwyczajona juz do okreslonego standartu traktowania ludzi jak nie potencjalnych przestepcow, a raczej - nieszczesnikow, ktorym sie zdarza urwanie czesci biletu na wietrze, nie zdaje sobie nawet sprawy, ze ktos moglby kwestionowac moja uczciwosc! Pedze juz na trzeci autous, ktory wlasnie nadjezdza, okazuje resztke biletu "przesiadkowego", sadowiac sie do wygodnego miesca, az tu nagle slysze - "przepraszam pania, ale ja tego biletu nie moge uznac, bo nie zawiera on zasadniczej czesci, na ktorej uwidoczniona jest trasa (pamietacie zasade-"byle by do przadu"?) do przadu, czy z powrotem...Wobec tego, prosze uiscic nowa oplate za przejazd". Wszytsko powiedziane uprzejmym tonem, ale mnie to nie wystarczylo, i zaczelam sie "rzucac" i klac na cala firme przewozowa! Ale, coz moglam zrobic? Zaplacilam kolejna porcje "przejazdowego", i usiadlam. Po chwili, gdy juz sie uspokoilam, GS sie odezwal..No, bo przeciez, nie da mi spokoju! Zawsze mnie dopadnie, czy chce tego, czy nie! I juz wiedzialam co bede musiala zrobic. Poprostu, przeprosic za zle zachowanie kierowce, ktory niczemu nie byl winien, i spelnial swoja "powinnosc" - egzekwujac nowa oplate za przejazd. Krotko wiec przed wysiadka, podeszlam do Kierowcy, i zaczelam przepraszac, znowu liczac, ze "dostane brawa", i ze kierowca stwierdzi, iz naprawde sie nic nie stalo, i moze zwrocic mi za ten przejazd pieniadze! O jakze sie pomylilam! On nawet na mnie nie spojrzal! Zignorowal mnie zupelnie! Oj, zabolalo to moja dume, zabolalo! (teraz juz wiecie, czego tak walcze z moja niepokora!).
Jestem juz u Pani Soni, a ta wita mnie oschla mina, i zarzuca mi nieuczciwe podejscie do biznesu, bo Ona tu na mnie czeka, a ja po drodze - zalatwilam sobie pewnie inna robote, i spozniona - przychodze do Niej, by tylko "odwalic" swoje w krotkim czasie! No, tego to juz bylo dla mnie za wiele, nic nie mowiac, zbieram sie do wyjscia, a Ta-zdezorientowana - pyta mnie sie, o co mi chodzi? A ja w bek! Bo ja naprawde uczciwie jechalam do Niej, odbierajac po drodze telefon od Synka, ktory wlasnie mi powiedzial o dzikich manewrach swojej Siostrzyczki w domu Niani, a Pani Sonia jeszcze smie watpic w moja usluznosc wzgledem Jej Osoby! Wyrzucilam z siebie wszytsko, ze ja wydalam cala stowe za bawienie Dzieci, by zarobic na czysto-siedemdziesiat, ze jakis kierowca mnie traktuje jak jakas oszustke, ze , w koncu - to ja uprzedzilam Ja (przez Jej Syna) o pozniejszym moim do Niej przyjezdzie, a tu jeszcze pomyje sie na mnie wylewa, i ze ja to sobie juz chyba pojde! Pani Sonia sie przetraszyla, ale, niestety, oczy mi sie otworzyly, poznalam juz swoje miejsce, jestem kochana, mila i dobra, jak robie "wedle zyczenia", a jak tylko nie tak cos pojdzie, to nie ma "zmiluj sie"!
W koncu, by uciszyc moj placz (bo co Jej Syn o Niej pomysli, ze ja przez Pania Sonie placze?), tlumaczy mi, ze Syn Jej niczego nie powtorzyl! Godze sie na taka wersje, bo awanturniczka nie jestem, i biore sie do "robotek recznych", ale nic mi sie juz nie kleilo, niestey...Dopiero pozniej, jak sobie juz tak robotkowalam, powoli zaczelam przywolywac dobre myli do siebie. Otoz, nie bede gniewala sie na Nianie, ze wziela ode mnie tak duzo forsy, bo dzieci mam nie -za -slodkie, wiec, niech sobie ma, a ja niczego tak naprawde nie stracilam, bo dlam komus zarobic, i w zapomnienie mi to nie pojdzie, i ze w ogole, to dobrze jest Komus dac a nie ciagle ciagnac do siebie! A, co do pani Soni, to z kolei, coz ja Jej moge poczytywac za wine? Urodzila sie i wychowala w kulturze, w ktorej, pieniadz odgrywal i nadal odgrywa -znaczna rola , i frajerem jest ten, kto nie umie walczyc o swoje, a zyskiem jest kazdy dolar zaoszczedzony na sprzataczce i sklepikarzu, i wlasnie taka filozofie - choc moze nie w bezposredni sposob - wyznaje wiekszosc Jej Wspolplemiennikow, ale to nie jet juz tylko oznaka Tegoz ze Plemienia, ale ogolnie - chciwej Ludzkosci, w ktorej, tylko "naiwni" maja skropuly...i daruja sobie finansowe straty na korzysc wlasnej satysfakcji...
Po powrocie do domu wita mnie moj Maz, zapytaniem -oskarzeniem, dlaczego ja juz zaplacilam pieniadze Niani, bo On wlasnie sie Jej zapytal, a w odpowiedzi, dostal zwrot 40 dolcow nadplaconych za pilnowanie naszych Latorosli! No, pieknie! Znow sie Krycha tlumacz, tlumacz sie cale zycie przed kazdym za wszystkie przewinienia, a nawet za dobre intencje, ktore - jesli nie przemyslane - moga tylko komplikowac komus zycie! No, bo gdyby Maz moj sie nie zapytal, ile jest winien Niani, to by nie dostal owej reszty, a tak , wygladalo na to, ze sie o te reszte upomnial! Nie odmowie logiki temu mysleniu, tylko znow mnie trafilo, bo, przeciez ja taka dobra, i uczynnna i troskliwa, tylko ten paskudny swiat sie przeciwko mnie sprzemierzyl!
Konczy sie dzien, za siedem minut - zacznie sie juz jego kolejny, nowy numer...Zmeczona, koncze swoje wywody...Wiekszosc swoich negatywnych doswiadczen dzisiejszego dnia - niestety - sama "wyprosilam " od losu, prowokujac go swoim zachowaniem! Bo, przeciez , gdybym zachowala odrobine pokory, to Innym i mnie z Innnymi-lzej by sie zylo! No, nie? O Dobry Boze, jak widze, nie zostawiasz mnie samej, nawet komunikujesz sie ze mna przez tak nieudany dzien, tylko po to, by uczynic mnie lepsza! Ale, powiem Ci cos, ciezko mi sie nieraz rownac ze Swietymi, ja tak daleko od Nich jestem! No, ale Ty wiesz lepiej, bo widzisz wszytsko "z lotu ptaka"...
Cicha Noc...
I zapadlo milczenie....
Swieta Noc....
Teraz dopiero odczulam znaczenie Swietowania , przez udzial w Nabozenstwach...Tam bylo tak radosnie, mnostwo Dzieci, tyle swiatel, i Ty Maluchny...Maluchny, Maluchny...
Pokoj Ludziom Dobrej Woli!
Jak w niej wytrwac, kiedy wokol mnie - brak dobrej woli? Sama przeciez nie udzwigne tego ciezaru...Acha, przeciez mam Ciebie, caly czas mi szepczesz do ucha, a ja nie slysze...
Czy narodziles sie we mnie?
Chyba jednak tak, niesmialo wyznanie to skladam...Bo odczulam dzisiaj taka Radosc, ktora moze pochodzic tylko od Ciebie! Dziekuje Ci Malenki! Uratowales (jednak) urodziny Twoje w moim domu, w sercu!
A przyjdzie znow szary zwykly dzien....
I ile z Twoich Narodzin zostanie na reszte roku?
A niechby ten malutki Promyczek zapodzial sie choc w cichym zakatku mojej duszy, i kiedy trzeba bedzie, niech da mi slily na przetrwanie, mnie i moim Bliskim, ktorych Grono poszerzylam o Was Wszytskich!
No, to tak...
Niestety, znow zre, i to mocno, wiec waga juz nieaktualna( na suwaczku)...
Dzisiaj powinnambyla byc u Pani Soni, ale Synek zachorowal, wiec odwolalam swoja tam obecnosc, otrzymujuac blagalny telefon od P Soni, bym jakos sie mogla pokazac w weekend(niestety, nie mozliwe!)
Na Plebanii - dalej rozgryzam orzech...Och, jak to sie ciezko pokory nauczyc, ale nic, jeszcze sie moze uda mnie cos pozytecznego w zyciu uczynic?
W mijajacym tygodniu mialam nowa Osobe , musialam sie uwijac, ale dobrze zarobilam, wiec - nie narzekam!
Tesciowa- matka Zastepcza-po pierwszch dniach chemioterapii...Wspolczuje Jej, i modle sie o Jej zdrowie, wszytsko w Boskich rekach!
Pogoda u nas deszczowa, i nie chce sie wychodzic z domu, wiec i to przyczynia sie do przyrostu wagi....
No, i na koncu, chce wspomniec, ze nie bedzie mnie tutaj az do "po Swietach", wiec juz teraz zycze Wam :prostej drogi do Betlejem, gdzie sie Bozy cud zadzieje, a wszytskim - Lask Bozej Dzieciny -na te najpiekniejsze Urodziny!
Bede tesknila za Wami, i po powrocie na komputerowe wrota Vitalii-rzuce sie na Wasze pamietniki, i forum, ktore-to z ogromna radoscia zauwazam-odzywa!
Po takie Odzycie sie wlasnie udaje, no bo cos sie zapadam, emocjonalnie i fizycznie, wiec, zawsze-a teraz w szczegolnosci-prosze o Wasza pomoc, w jakiejkolwiek formie mozecie mi ja ofiarowac! Kazda pozytywna mysl sie liczy! I choc nie bede miala okazji zagladania do Was, to bede Was "odczuwac" w pozytywnych fluidach!
P.S. Nie, tylko sie nie martwcie, nie dzieje sie zadna tragedia, tylko, mam "taki" czas, i cos musze z soba uczynic, zeby Inni mogli ze mna jakos wytrzymac....(ze o sobie juz nie wspomne!) No, to glowa do gory! Jak juz postanowiono, to sie zrobi! Wish me a good luck!
W telegraficznym skrocie...
-Pani Sonia "odchodzi" na moich oczach...Z glebi Jej wzroku wyziera sie rozpaczliwe pytanie o przyszlosc Jej Syna po "odejsciu" Pani Soni...Zal na to patrzec! Moge (tylko?) szeptac ciche blagania do Boga, by okazal sie laskawy dla Pani Sonii i Jej Syna...
- Na Plebanii trwaja (moje) cwiczenia pokory. Paulina traktuje mnie olewajaco, milczaco, a ja probuje sie nie poddawac temu "treatmentowi", i usmiecham sie od ucha do ucha! Zobaczymy, co bedzie dalej, komu wystarczy sil, czy Jej - na ciagle zwracanie mi uwagi, czy mnie, na przyjmowanie ich z usmiechem na ustach?! Czarno widze (czasami) swoja pokorna wole, nie jestem typem "potulnej owieczki", wiec walcze soba cala, by sie nie dac nastrojom Pauliny...
- Dieta? przybylo mnie caly kilogram, zre, i nie wiem, jak to sie dzialo, ze moglam przez tyyyle miesiecy odmawiac sobie posilku po osiemnastej (idac spac - czesto, gesto - po dwunastej w nocy...)Ale nie marudze, bo wiem, ze nic tu po moim marudzeniu, bo wiele z Was "tak ma", wiec....
- W domu.Wlasnie odkrylam, ze moj (prawie) jedenastoletni Syn, zaczyna dojrzewac! No i coz? Musze z nim duuuzo rozmawaic, bo On nie jest chetny do dojrzewania, a przeiez...nie ma innego wyjscia, prawda?
- a reszta? Cale szczescie, ze na dworze slonce, bo bylabym na progu jesiennej depresji...
- I to by bylo na tyle....
"Plebania" czIV, czyli lekcja pokory...
Coz to za dzien dzisiaj byl! Za oknem - lalo jak z cebra, a mnie z oczu - chyba nie mniej - lez splynelo...Nie, zeby jakis dramat, chyba bardziej -przewrazliwienie, bo jak to okreslic?
Otoz, wczoraj bedac na Plebanii, mialam miedzy innymi obowiazkami - rowniez obowiazek wyprania obrusow, co dla mnie nie jest wielkim wysilkiem, bo w koncu to pralka pierze, a nie ja....
No wiec, wrzucilam ja te obrusy do pralki, bo tylko na to mialam czas - posrod innych obowiazkow, a one sie praly...Wysluszylam w suszarce, normalna kolej rzeczy.. Ale, szczeka mi opadla, gdy wyjelam je, bo zobaczylam, w jakim (wciaz brudnym!) stanie one byly! Bo, gdybym byla w domu, mialabym wiecej czasu, to po pierwsze-przed wrzuceniem do pralki - porzadnie bym je wymoczyla w srodkach wybawiajacych plamy, potem, jeszcze recznie cos bym tam sprobowala zrobic, a na koncu-wrzucilabym do maszyny, i jazda! No, ale , to byloby w domu, a na Plebanii-nie mam na takie "troskliwosci" czasu, no i efekt byl oplakany (mojego prania). Dzisiaj, gdy przyszlam na "dokonczenie" swojej wczorajszej pracy, zauwazylam, ze moj Boss cos malo sie odzywa, ale, zrozumiawszy, o co idzie, wzielam sie zwawo do roboty!
Gdy zeszlam do kuchni, by przywitac sie z Paula(Pania gotujaca na plebanii), Ona jakos tak "obco" na mnie popatrzyla, ale, ze juz przyzwyczailam sie do Jej (czasami takich) spojrzen, nie przeczuwalam niczego zlego...Ale sielanka spokoju sie zaraz miala skonczyc. Paula zwrocila mi uwage, ze nie sortuje prawidlowo smieci na te do przetworzenia, i te - na calkowity odpad...Staralam sie Jej wytlumaczyc, ze czynie to, ale nie przekazuje "oficjalnych , zaufanych-chyba-poufnych" listow, ktore sa wyrzucane do kosza na smieci, do kolejnego przetworzenia, bo moze to-mimo wszytsko - dostac sie w "obce rece", i dlatego spora czesc tej "literatury" wyrzucam do smieci...Na nic sie to zdalo, Ona zakonczyla rozmowe, ze Ten Pan, ktory sie pakowaniem "odpadow" plebaniijnych zajmuje - ma juz dosyc mojego zaniedbania, i kazal mi zwrocic uwage...No i Ona to uczynila. Alez mnie zapieklo, do zywca! Bo przeciez, zadna to przyjemnosc, gdy sie "obrywa" uwage? Pozatym, co tu najwazniejsze, przemyslanie to czynilam, wiec czulam sie "pokrzywdzona" w ocenie mojej pracy! (Teraz, jak sobie pomysle, to przychodzi mi na mysl, ze gdyby byly jakies "tajemnicze papiery", to przeciez w biurze sa "siekaczki", ktore wlasnie sluza do calkowitej utylizacji tychze!). No, coz, Paula miala racje, definitywnie! Co za porazka! A ja myslalam, ze robie wszytsko "naj"!
Przygod dnia dzisiejszego - nie koniec, o nie!
Otoz, przebiegajac kolo jadalni, zauwazylam Paule szeptajaca po wlosku do mojego Bosa, ze zle wykonalam robote (pranie obrusow), czego nie zrozumialabym, gdyby nie rzucone na stol owe (niedoprane) obrusy, i jakas "tajemniczosc calego dialogu, nie wspominajac o klopotliwej minie Szefa, ktory zapewne przyobiecal zwrocic mi uwage na ten szczegol.
No, teraz, to naprawde czulam sie jak zmiazdzona mrowka pod buciorem harcerskiego trepa!
Nie wspomne o salwie mysli i odczuc jakie pojawily sie w mojej glowie na temat Pauli! Jak Ona mogla! - krzyczalam w myslach! Czyz nie mogla do mnie z tym przyjsc? A , Ona , tak za plecami! Alez paskudna Ona! Tak, tak wlasnie pomyslalam...
Potem, wziawszy sie za odkurzanie, zaczelam rozmysliwac cala ta zaszla sytuacje...Bylo o czym!
Z bolu i z zalu do Pauli, ze tak poza plecami do mnie "nadaje", plynely mi lzy jak deszcz z rynny! Alez sie rozczulilam nad soba! Tego wlasnie bylo mi trzeba, jak plaster miodu na skolatana dusze - lez, oczyszczajacych, przebaczajacych, wszytsko-rozumiejacych....
I juz wiedzialam, co musze zrobic ...Musze przebaczyc! Malo tego, musze z r o z u m i e c motyw postepowania Pauli! To -akurat - nie bylo trudnym zadaniem. Otoz, Paula, jest rowniez - jak ja - pierwsza generacja emigracyjna w Kanadzie. Pomimo, ze jest pare lat starsza, i wiele lat dluzej ode mnie w Kanadzie, zna jezyk angielski slabiej, chyba dosyc sporo - slabiej...Ale, uczciwie pracujaca na Plebani juz jakies 12 lat (jesli nie wiecej). Ustanowila swoja wartosc na tej palcowce swoja ciezka praca i doswiadczeniem dobrej gospodynii. Spotykalo (i spotyka) Ja ze strony ksiezy - uznanie za Jej trud, za Jej umiejetnosci bycia w kazdej sytuacji "na pomoc", ale tak jakby w cieniu, nigdy nie narzucajaca sie swoim pracodawcom...
No, a ja? Kimze jestem ja? Dwa miesiace temu, wpadlam z hukiem na plebanie, i juz zaczynam byc "zauwazana", na tyle, ze pozwalam sobie na coraz luzniejsze dialogi ( bo mam lepszy jezyk angielski? nie, nie tylko, bo ksieza mowia po wlosku, czego ja nie umiem, ale Paula-tak!).To tak, jakbym "podwazalaa" waznosc Jej Osoby...Tak Ona mogla to odebrac...Rzeczywiscie, zaczynam sobie na nazbyt wiele...Chyba tak. Teraz juz wiem, musze postarac sie o pokore, pokore wobec Wszytskich wokol, wobec ich potrzeb(nawet , jesli bylyby to bardziej emocjonalne, niz fizyczne). No, bo, tak sobie mysle, Paula, juz bedzie na Plebanii "dozywotnio", chyba, a ja? Nie zamierzam tam tkwic do smierci, ale "przetrwac" do jakiejs bardziej stabilnej pracy...Wiec, po co mam zmieniac bieg rzeki, jesli jej nurty uksztaltowala natura przez wieki? Tylko, by "zaistniec", pokazac sie , ze jestem , i nalezy mi sie z tego powodu wielki poklon? Czyli, moje "ego" sie odezwalo, ciagle -niezaspokojone, ciagle , zadajace ofiar, wszytskich, ktorzy mi sa "po drodze"...Coz za egoizm! Boze moj Drogi - Ty to widzisz, i nie grzmisz?! Nie, w zamian , dales mi chwile, w ktorej slucham piosenki, o tym , ze jestem dla Ciebie najwazniejsza, ale to "tylko miedzy nami", a na zewnatrz, dla swiata - mam sie umniejszyc! O, jakze to trudne zadanie! Zadna dieta sie z taka walka nie rowna! Wiec, z wysuszonymi juz lzami , ide do Pauli, (wciaz walczac z ochota na zemste!), p o k o r n i e wyjasniam, ze probowalam (za drugim razem) zrobic wszytsko, by plamy z obrusa wybawic, ale nie do konca sie udalo, wiec, moze wezme te obrusy do domu, i w domu sie nad nimi poznecam? Nie, Paula kazala mi je zostawic, bo byly juz w wystarczajaco dobrym stanie, by zalal je kolejny sos pomidorowy - przy lada okazji...
Tak, duma mnie rozpiera, bo udalo mi sie raz - pkonac siebie! No, tak, tylko ja juz tyyyyle dni zyje na tym swiecie, a tylko nielicznych pare - udalo sie uratowac moja pokorna postawa, ktora byla konieczna!
Boze, jak ja sie przed Toba wytlumacze z pozostalych "sknoconych" dni, zakonczonych zloscia, zlorzeczeniem, i postanowieniem , ze ja im jeszcze pokaze?!