- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 170904 |
Komentarzy: | 1444 |
Założony: | 16 listopada 2005 |
Ostatni wpis: | 10 lipca 2018 |
Postępy w odchudzaniu
Gdzies sie wykrzyczec! Gdzies....
Pustka, nie ma gdzie..
Pustka po Kims, kogo juz od prawie miesiaca nie ma - zaczyna bolec...Czasami , az sie otrzasam - jakby ze zlego snu, czy , aby to wszytsko prawda jest? Prawada, bylam tam, trzymalam urne z prochami...
Chyba juz rozumiem wartosc rytualow chowania -pogrzebu...Nawet spojrzenie na cialo Zmarlego- byloby jakims ocknieniem sie, ale tu-byla urna, i taka mysl, ze jak nie zobacze , to nie uwierze! Boze...
A to co sie tam teraz dzieje-przechodzi ciosem bolu w sercu, bo zabraklo Gospodarza, no i sie sypie wszystko....Uratuj to Boze, co zostalo po Nim, bo On cizko na to pracowal, caly Jego skarb - to jego Rodzina!
Sni mi sie nieraz, czasami radosnie- to sie ciesze jak dziecko! Ale, ostatnio- niestety- smutek...I sprawdzilo sie co do joty.
Rozmawiam soebie czasem z Nim, raczej - monologuje...Pierwszy raz cos takiego przezywam, dobrze mi to robi, naprawde!
A Ty, Moja Droga, nie poddawaj sie! On by tego nie chcial! Kto wie, moze umowil sie z Panem Bogiem, ze odda siebie za Ciebie? Kto to wie? Dlatego, czyn wszytsko, co w Twojej mocy, bysmy i Ciebie nie utracili, prosze....
Swiat stracil cos ze swego blasku na trwale..Cos peklo, przestalo cieszyc...Boze, jak dobrze , ze jestes! Tylko Ty mozesz mi tlumaczyc smutek obecnej chwili na przyszlo radosc...
I juz wiem, ze ten swiezo narodzony strach o kolejne Osoby - bedzie trwal do konca...Az, ktoregos dnia sie wypelni wszytsko.
Gdy weszlam do jego pokoju z rana,
wil sie z bolu! Oczy wywracaly sie ku gorze...Bylam sama w pokoju...Niesmialo powiedzialam "dziendobry". Przez glowe przeszla mi mysl, ze chyba "odchodzi", ale zaraz sie z tej mysli wycofalam, bo przeciez, gdyby tak bylo, to bylby pod "pelnym " wyposazeniem aparatury, ludzie wokol, rodzina.A tu nic takiego sie nie stalo!
Godzine pozniej, zauwazylam maly ruch pielegniarek, myly Go- bo sam nie mogl sie ruszyc. Nie mogl....bo juz nie zyl! Jaki mnie wyrzut sumienia sciga! Przeciez, On umieral tak samotnie i w takim bolu! Moglam sie chociaz zatrzymac na chwilke, cos powiedziec, chociaz slowko...
Dwie godziny pozniej, wchodza dwie kobiety na oddzial, pytajac sie o Niego, ale One jeszcze nie wiedza , ze On ju nie zyje...(taka procedura, One prowadzily samochod, wiec nie dzwoni sie na komorke z taka wiadomoscia i w takim momencie...)Pielegniarka bierze je na bok, i wyjasnia okolicznosci smierci "bylam przy Nim, umieral lekko, spokojnie, pogodzony...)Coz, jak Go juz nie ma, to niech Innym nie zostaje bol powiekszony o szczegoly umierania w cierpieniu, w osamotnieniu...Te-zostana ze mna...
Wyszalm wlasnie z pokoju Nigeryjki, mlodej jeszcze wiekiem,ale nie cierpieniem! Spogladalam na Jej zmeczona twarz od cierpien bolesci, ktore znosi juz od paru miesiecy. Miala przeszczep -udany, ale potem , jakis wirus wkradl sie do Jej mozgu, i odbiera reszte zycia...jedyne co Ona czuje - to nieustajacy bol, bol, bol....
Chce odpoczac od tego widoku, wchodze na Vitalia...Trafiam na pamietnik kolejnej odchudzonej , ktorej juz mozg odchudzilo na sucho! Wyglada jak anorektyczka, a tlum mlodych (najwyrazniej - niedowartosciowanych ) dziwczat - gratuluje jej sukcesu, proszac o porade, jak dostapic tego zaszczytu, by wygladac akuratnie na Hallowee'n( a jednak, jestem w czasie i w temacie!). Nie sposob tego czytac, ani ogladac zdjec doloczonych do tej zdrowotnej apokalipsy...
Zza drzwi Chorej innej -dochodza przeklenstwa dwoch klocacych sie kobiet. Jedna z Nich-to pacjentka, druga-albo Corka, albo- Synowa...Corka-Synowa wykrzykuje, ze ma juz dosyc pozycia malzenskiego z mezem, ktory ja poniza, bije i zasstrasza dzieci...Chce zostawic meza, bo nie moze zniesc tego. Z odpowiedzi Matki-Tesciowej-wynika, ze i Ona nie chce tego sluchac. W odpowiedzi pada krotkie -"zostaw Go" i " nie mow mi o tym wiecej!" Zaczynam drzec, opuszczam miejsce z ktorego zbyt dobrze slychac ludzkie zale, klopoty, cierpienia...Czas isc do domu. Jeszcze tylko krotkie "dobranoc" rozesmianym pielegniarkom i pielegniarzom. Swiat sie smieje! I swiat cierpi...Czego na nim wiecej?
Caaalutki miesiac juz minal od ostatniego wpisu...
ktore przezywam obecnie, musze wziac w nawias, poprostu o nich nie mowic.Nie da rady! Inaczej, zaplacze sie na umor, a tu trzeba zyc....bo Dzieci, bo...zycie to dar wielki...Koniec dyskusji. Moze kiedys do tych dni powroce w pamietniku, ale na dzisiaj, stanowia otwarta rane, na ktora nic-tylko milczenie -okladem kojacym. To moze cos ze szpitalnych przezyc? Otoz, dwa tygodnie temu, w pokoju "ubogich", (osob nie posiadajacych specjalnego pokrycia z ubezpieczalni na pokoj jednoosobowy, lub-polprywatny) pojawil sie pan w podeszlym-lekko-juz wieku...Sama won roztaczajaca sie wokol Niego, odpycha kazdego, kto sie Don zblizy (z reguly-jak juz bardzo musi!). No, i byl czas na mnie, bo musialam uprzatnac wokol Chorego.A On mnie zagadnal, czy aby mam jakas gazete do poczytania, bo Mu sie nudzi, a na spanie juz nie moze "patrzec". Obiecalam Mu, ze zalatwie cos po drodze. Nastepnym pokojem-(prywatka !) z nazwiskiem Mr King - (z reguly - nie ujawniam nazwisk, ale tu-czynie wyjatek umotywowany, bo mi tak do tej historii pasuje) byla postrachem dla mnie, bo Ow Krol(Pan) - jakis taki naburmuszony byl, i caly taki nastroszony, ze nazwisko i postura-razem wziete - napawaly lekiem..Postanowilam zapytac tego Krola(Pana), zeby mi udostepnil jakies (uprzednio przeczytane) gazety, to gosciowi z "ubogiego" pokoju dostarcze, niech ma troche radosci! Alez sie Ten Krol (Pan) na mnie spojrzal, myslalam, ze padne ze strachu! Ale, pozwolil mi, wiec zgarniam pek gazet i w nogi- a Krol(Pan) za mna, ze ma jeszcze eksluzywne pismo dla nowo-bogackich, i ze po prtzeczytaniu-mam poprosic o zwrot tegozze czaspoisma "ubogiego" pacjenta.Tak sie zestrachalam, ale poczulam, ze Krolowi(Panu) serce mieknie, i ja takoz nabralam wiekszego szacunku do Goscia. Dzisiaj, po dwoch tygodniach nieobecnosci, przybywam do szpitala, a Krol(Pan) do mnie z usmiechem, ze nie mogl sie doczekac mojego powrotu, bo ja tu jedynie wiem, o co w tej robocie szpitalnej chodzi! Omal szoku nie doznalam, co nie wskazane na moje serce (a leki-w Seattle zostawialam), ale patrze oslupiala i czekam na dalsze wyjasnienie tego zjawiska...Otoz, Krol(Pan) wyjasnil mi, ze Ten Ubogi pacjent, dokladnie czuje niechec personelu do Niego, i ze ja niby jestem ta, ktora Go po ludzku potraktowala...Wzruszylam sie bardzo, i wiem, ze nie jestem jedyna...Ale, dziekuje Ci Boze , za "oczko" zrozumienia -puszczone w moja strone -z wysokiego nieba! Ja tak Go potrzebuje, takiego mrugniecia Twojego oka, znaku - ze wiesz co sie dzieje, i ze czuwasz, bo ja juz zapadam w niepewnosc dnia, nocy, chwili... A coz maja powiedziec Ci, ktorych tragedia spowila dookola zycia, i zaciska sie petla smierci?! Za nimi niech zawsze prosze...