Dzień trzeci
Szczerze to nie wierzyłam, że po pierwszym dniu się nie złamię. Z drugiej strony to dopiero 3-ci... Ostatni posiłek już zjedzony. Najgorsze są wieczory, wtedy najbardziej mi się chce coś zjeść. Póki co jadam ściśle wg wskazówek i staram się włączyć choćby minimum ruchu.
Dzień trzeci
Śniadanie: 8.00 - 9.00 > 1 kubek czarnej kawy, 1 kostka cukru, grzanka
Obiad: 12.00 – 14.00 > pół paczki gotowanego szpinaku, 1 pomidor, mały owoc (pomarańcza)
Kolacja: 17.00 - 18.00 > plaster szynki (10 dkg) + 2 jajka na twardo + sałata z cytryną i oliwą z oliwek.
Najgorsze jest to, że mam mnóstwo pracy i mało czasu na spanie. Byle do jutra.
Dzień drugi
Przetrwałam wczoraj, chociaż łatwo nie było. Mam nadzieję, że dziś będzie łatwiej.
Wczoraj też trochę poćwiczyłam wieczorem 15 min.
Dzień drugi
Śniadanie: 8.00 - 9.00 > 1 kubek czarnej kawy, 1 kostka cukru
Obiad: 12.00 – 14.00 > befsztyk, sałata z oliwą z oliwek i cytryną + duże jabłko
Kolacja: 17.00 - 18.00 > plaster szynki (10 dkg) + 2/3 szklanki jogurtu naturalnego
Reaktywacja - dzień pierwszy
Ważę obecnie tyle co w ciąży
. Mój
normalny dzień jest tak nieregularny, że trudno cokolwiek ułożyć w harmonogram. Po pracy zwyczajnie mi się nie chce i nie mam sił na nic. Myślę jednak, że jest to w dużej mierze związane właśnie z masą ciała. Moja desperacja sięgnęła zenitu. Dosyć już użalania się nad sobą, czas coś zrobić. Nie wiem czy mi się uda, bo jak do tej pory nie potrafiłam dojść choćby do połowy dystansu do mojej wymarzonej wagi, ale mimo wszystko spróbuję jeszcze raz.
Dziś z koleżanką zaczęłyśmy dietę kopenhaską. Nie jestem co do niej przekonana, ale spróbuję wszystkiego.
Dzień pierwszy Śniadanie: 8.00 - 9.00 > 1 kubek czarnej kawy, 1 kostka cukru
Obiad: 12.00 – 14.00 > 2 jajka na twardo, pół paczki gotowanego szpinaku, 1 pomidor.
Kolacja: 17.00 - 18.00 >1 duży befsztyk wołowy (200 g), 5 liści sałaty z łyżką oliwy z oliwek i sokiem z cytrynyMam nadzieję, że dotrwam do jutra.
kolejna porażka
Tak, rehabilitacja minęła... a ja utonęłam w codzienności. Ważę więcej niż kiedykolwiek... to straszne i dołujące.
Dobrze, wyżaliłam się a teraz mam nadzieję, zebrać wszystkie siły i zapanować nad tym.
Malutki cel na początek, zgubić 1 kg do piątku.
wreszcie piątek
Mozolnie, ale powoli do celu. W ostatnich tygodniach nie mam czasu absolutnie na nic, więc skupiam się na tym co najważniejsze. Obecnie ćwiczę około 3h dziennie - to zasługa tego, że się rehabilituję, próbuję też jeszcze pracować w domu, ale na ogół już nie mam na to siły. W moim domu poza stacjonarnym rowerkiem wczoraj pojawiła się piłka rehabilitacyjna więc jakiś podstawowy sprzęt do ćwiczeń mam. Chciałabym tu częściej zaglądać, może za jakiś czas się uda.
Pozdrawiam wszystkich dietkujących i ćwiczących swoje fałdki.
koniec weekendu niestety
No niestety jutro poniedziałek. Dziś wstałam jeszcze później niż wczoraj. Gimnastyki rano nie było, strasznie za to byłam głodna :) ale nie dziwne jak się o takiej porze wstaje.
posiłki10:30 8 łyżek płatków żytnich, 4 łyżeczki serka wiejskiego, 2 śliwki z kompotu + 2 łyżki kompotu ze śliwek, herbata bez cukru
12:00 połówka średniego jabłka, kawa bez cukru
13:15 5 kostek arbuza
16:30 1/2 miseczki zupy ogórkowej (kończyłam po dziecku)
17:30 duży talerz barszczu czerwonego z kawałkami podwawelskiej i pokrojonym jajkiem, zabielonym śmietaną i chrzanem, śliwka, mała kawa bez cukru, woda
aktywność22:00
rower (dystans: 20 km, czas: 40 min, 563 spalonych kcal).
20x proste brzuszki
20x średnio zaawansowane brzuszki
20x zaawansowane brzuszki
Chciałam zrobić więcej, przede wszystkim dalej pojechać rowerem, ale niestety noga mi nie pozwoliła
strasznie boli dziś i w ogóle po ćwiczeniach jakoś dziś tak nie bardzo, może to przez ten zaduch i deszcz. Byle do jutra, a jutro zaczynam rehabilitację...
mały krok do przodu
Weekendy są po to, żeby się wyspać :) Dzień zaczęłam później niż zwykle, bardzo się cieszę, że mogłam (córcią zajął się mąż). Sobota zaliczona z małą wpadką na koniec dnia, ale trochę tą wpadkę spaliłam na rowerku, więc może to jakoś bardzo nie zaszkodzi poniedziałkowemu pomiarowi mam nadzieję.
posiłki9:50 - 8 łyżek płatków żytnich z cynamonem, 3 łyżeczki serka wiejskiego, 2 śliwki z kompotu, herbata bez cukru
13:00 - parówka drobiowa, grubszy plaster żółtego sera (ok. 6 mm), 3 kromki lekkiego pieczywa z serkiem wiejskim, woda
aktywność13:30 - 18:20 chodzenie po sklepach (nie cierpię zakupów)
posiłki c.d.19:00 1/2 średniego kalafiora, 1 pomidor, 75g jogurtu naturalnego z solą i tymiankiem, 5 rzodkiewek
20:00 - 4 łyżki lodów
aktywnośćrower: (dystans: 30,22 km, czas: 69:41 min, 850 spalonych kcal)
20x proste brzuszki
20x średnio zaawansowane brzuszki
20x zaawansowane brzuszki
Modlę się, żeby wytrwać do kolejnej soboty.
piątek, tygodnia koniec i...
Zaspałam. Wszystko w biegu z rana. Oczywiście poranna gimnastyka umarła śmiercią naturalną. Tak czy siak jakoś ten dzień też udało mi się spędzić w dobrym nastroju i z przyzwoitym jadłem.
posiłki8:30 płatki owsiane z cynamonem, kawa bez cukru
9:00 jabłko
11:45 3 kromki lekkiego pieczywa wasa, 3 plastry twarogu wiejskiego, 6 liście sałaty, ogórek małosolny
12:30 3 wafelki niskokaloryczne (ok. 10 kcal), 1/2 szklanki wody + magnesium fore B6
14:26 3 wafelki niskokaloryczne
18:00 mała miseczka arbuza
19:30 jajecznica z 4 jaj + 4 ogórki kiszone
20:00 znowu arbuz
aktywnośćrower (dystans 30,10 km, 847 kcal, 62:35 min.)
20x skręty
4 serie po 20x brzuszki proste
3 serie po 20 sec unoszenia tuż nad ziemię prawej nogi
całkiem udany czwartek
Udało mi się poćwiczyć rano, z posiłkami całkiem przyzwoicie, załatwiłam wszystko co miałam załatwić, odwiedziłam lekarza i na koniec dnia czekał na mnie wspaniały prezent - rowerek treningowy :) Tak więc koniec dnia także wykorzystałam na ruch.
6:05 - aktywność
rozgrzewka (ok. 10 min. skłony, skręty, wykroki, pląsy :) )
odwodzenie nogi do boku 3 serie po 15x na nogę
brzuszki podstawowe: 4 serie po 20 powtórzeń
unoszenie bioder z leżenia: 20
posiłki
8:30 płatki owsiane z 1/2 kubeczka (150 g) jogurtu naturalnego i cynamonem
12:15 talerz zupy botwinkowej
14:00 6 łyżek ryżu, 1/2 pomidora, 1/2 jogurtu naturalnego
16:40 gołąbek bez sosu
20:30 arbuz (ok. 300 g)
aktywność
21:15 rowerek (dystans: 25 km, czas: 60 minut, to daje chyba około 600 spalonych kcal)
20x skłony
20x skręty
15x na nogę odwodzenie do boku
4 serie po 20x brzuszki podstawowe
2 serie po 15x unoszenie bioder na boku
Myślę, że ten dzień należy do całkiem udanych.
kolejny dzień za mną
Miał być lepszy, ale szczerze mówiąc to inaczej go sobie wyobrażałam. Ustawiłam budzik na 6:00, żeby poćwiczyć i przygotować się do pracy (głównie posiłki), ale moja 1,5 roczna córeczka wstała pół godziny przede mną i po zawodach :( przewijanie, karmienie, zabawa, przebranie i żłobek, a ja do pracy. Z jedzeniem to tak umiarkowanie, nie było źle ale dumna z siebie też nie jestem.
posiłki
8:15 - 6 łyżek ryżu, 1/2 małego jogurtu naturalnego i 3 liście sałaty rzymskiej, kawa bez cukru
10:40 - 1/2 małego jogurtu naturalnego, duże jabłko, woda
12:30 - 2 średnie gołąbki (bez sosu, po prostu kapusta z mięsem i ryżem i marchewką), 3 wafelki niskokaloryczne (ok. 33 kcal), woda
13:50 - 10 wafelków niskokal., mała kawa, woda
17:15 - rosół z makaronem (ok. 30 łyżek czyli na oko pewnie około 300 g)
20:40 - (wiem, że nie powinnam, ale byłam głodna) dużo arbuza :( myślę, że ok. 500 g - 600 g), herbata bez cukru
aktywność - niewiele tego, ale nie odpuściłam sobie całkiem, chociaż byłam bardzo zmęczona - przynajmniej tyle:
22:15
rozgrzewka: skłony, skręty, wymachy ramion - ok. 5 min.
brzuszki podstawowe: 4 serie po 15x
unoszenie bioder na boku: 2 serie po 15x na każdy bok
brzuszki podstawowe: 15x
brzuszki skośne lewe: 15x
- // - prawe: 15x
brzuszki z leżącymi na boku kolanami: 15x na każdą ze stron
brzuszki z dociąganiem nóg do brody: 15x
unoszenie bioder z leżenia: 20x
trzymanie wyprostowanej nogi tuż nad ziemią po 15 sec: 10x prawa (moja chora)
I tyle. Dziś miał dojechać mój rowerek stacjonarny, ale nie dojechał i lipa, a tak czekałam cały dzień. Myślę jednak teraz po całym dniu, że nie ma się tak co podniecać bo jak już dojedzie to będę go miała cały czas, pytanie ile na nim przejadę - mam nadzieję, że nie porośnie kurzem, a tego się najbardziej obawiam.
W przyszłym tygodniu zaczynam rehabilitację, więc to też jakoś powinno pomóc i w powrocie do zdrowia, kondycji i bonusowo zrzuceniu choć kilku gramów.