Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Teraz JA. Poukładałam różne sprawy, odeszło kilka problemów - cóż, kobiety tak mają, że o sobie myślą na samym końcu... a może to też jest wymówka.... tak czy owak jakoś tak pięknie się znowu zrobiło...a już zapomniałam, że tak też może w życiu być... Czytam wszystko, co mi w ręce wpadnie, odkrywam na nowo świat i jego uroki... Znowu początek i znowu myślę, że tym razem się uda...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 20246
Komentarzy: 531
Założony: 12 stycznia 2009
Ostatni wpis: 18 sierpnia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
e1272

kobieta, 55 lat, Warszawa

168 cm, 96.50 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Osiągnąć wymarzoną wagę, założyć każdy ciuch, który mi się spodoba, wrócić do biegania, kochać siebie i cieszyć się życiem

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 października 2015 , Komentarze (8)

Witajcie kochani!

Właśnie wróciłam ze "spaceru" i z przyjemnością przeczytałam informację w appce, że cel na dzisiaj został osiągnięty.

Czas: 1:15 h

Dystans: 6,5 km

Spalone kalorie - 279 - matko, jak mało, to mniej niż jeden pączek!!!

Kroki: 10 107  Imiało być 10 000 i to był ten cel właśnie).

Godzina wymarszu: 20:00 - ilość spotkanych biegaczy/"marszantów"  -  1 powracający spotkany na samym starcie i na tym koniec. Wszyscy inni pewnie imprezują lub postanowili oglądać "Mam talent".

Doposażam się powolutku - dzisiaj nabyłam pas na biodra z kieszonką na smartfona i klucze oraz rękawiczki dotykowe - jedno i drugie bardzo przydatne.  Ale zimno już, a kaptur ogranicza percepcję, więc jeszcze czapeczkę muszę sobie jakąś fikuśną sprawić :)

Buziaki i  miłej reszty weekendu :))))

10 października 2015 , Komentarze (4)

Dzień doberek :)

Wstałam o rosądnej porze w tę słoneczną sobotę - 6 godzin snu - to rekord.  Wczoraj musiałam posiedzieć w biurze, a komputer mielił i mielił, więc zostawiłam "kolegę" samego, żeby sobie przemielił na spokojnie, bo przecież nie będę spać w ofisie.  Za karę dzisiaj muszę tam lecieć jeszcze raz (na drugi koniec miasta), kliknąć, odczekać parę godzin i znowu kliknąć - masakra... Wróciłam bardzo późnym wieczorem i po piątku, a miałam takie plany na wieczór... 

Zbieram się właśnie do wyjścia, bo może w trakcie "mielenia" podkskoczę na angielski (doszkalam się trochę) - a szkółka do 14.00 w soboty.  Jakoś ten czas trzeba wykorzystać.  Weekend miał wyglądać zupełnie inaczej, ehh ta robota, co ona w sobie ma, że z tylu rzeczy dla niej rezygnujemy?  

Jak tylko wrócę, to sobie to odbiję... no właśnie i zrobię porządek w mojej "nieistniejącej" szafie, to ci dopiero impreza weekendowa... Ciągle jeszcze się nie dorobiłam szafy - najpierw jednak muszę wymienić podłogę w przedpokoju, bo nie ma sensu instalować szafy, żeby potem podłogę robić..... i tak oto, głos rozsądku sprawia, że będę czekać na tę szafę nie wiadomo ile....Ale za to jutro będzie pięknie  i na powietrzu  i żadna praca mi w tym nie przeszkodzi.....

Miłego weekendu :)

8 października 2015 , Komentarze (14)

Witajcie Kochani,

wczorajsza impreza była nawet ok. Nie żałuję, ze byłam. Zjadłam kawałek mięska z pieczonymi ziemniaczkami w mundurkachi warzywami.  Obyło się bez alkoholu, ale  drinki były - bezalkohoowe mojito, pyszne, chociaż za mojito nie przepadam. Za deser i kawę podziękowałam  ... uffff, udało się...

Przygotowanie do biegania_ dzień 2

Jak zaplanowałam, tak wyruszyłam znowu do parku -  marsz  w szybkim tempie.

Czas: 1:15 h

I znowu nie znam dystansu, bo krokomierz po wczorajszym upadku chyba się zepsuł, pokazał mi tylko 27 minut i 33,8 kcal - skandal.....  Czas pomyśleć o VTrackerze.Następnym razem wyjdę wcześniej. Dziś wyruszyłam o 20:30  - spotkałam tylko 2 osoby, a ciemno było miejscami jak nie wiem co. NIe boję się ciemności i często chodzę wieczorami, kusząc licho. Pomyslałam jednak, że gdyby co... tfu, tfu, to z moją kondycją daleko nie ucieknę. Pozostanie liczyć na to, że ewentualnego napastnika pokonam po prostu masą, he, he, he...TYm bardziej więc chodzić będę, coby wyrobić sobię kondycję.... .  

Po pierwszych dziesięciu minutach pomyslałam, że nie dam rady dzisiaj przez godzinę, nogi zrobiły się jak kołki, koło serducha coś zaczęło kłuć  - no nie fajnie, ale nie spuchłam, nie wyskoczyły mi brodawki na nosie, zęby nie wypadły, nie wyrósł ogon, miotły też nie było, co by do domu wrócić, więc  szłam dalej, a co tam, najwyżej mnie trafi coś tam coś tam.    

Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu po 30 minutach poczułam się nagle taka leciutka, jakieś turbodopalanie czy co?  I tak się rozbujałam, że dodatkowe 15 minut zrobiłam.  Pod koniec rozbolała mnie głowa, mam nadzieję, że to tylko odwodnienie.  Może przygotuję jaką mała buteleczkę z wodą na kolejny raz...

Powietrze cudowne, ciemne niebo bez ani jednej chmurki - gwiazdki nawet widziałam, co w tej okolicy zdarza się wybitnie rzadko.Ogólnie jestem bardzo, ale to bardzo zadowolona, że poszłam, że nie zrezygnowała po jednym razie i że tak fajnie się szło... 

Teraz zabieram się do gotowania zupy z dyni - pora jesienna, a dynie tak pięknie na straganach wyglądają, że szkoda przejść obok :) Moja dyńka capnięta ze straganu poniżej :)

Z dyniowym pozdrowieniem :)

Buziaki

7 października 2015 , Komentarze (4)

Witam,

krótko, bo w biegu. Udało mi się przespać 5 godzin - to sukces. Pewnie wczorajszy marsz na świeżym powietrzu podziałał :)

:)

6 października 2015 , Komentarze (6)

Nie mogę jeszcze zacząć biegać, ale to nie znaczy, że nie mogę trochę się przybliżyć do celu. Kiedyś ten piękny dzień nastąpi i przebiegnę pierwszy kilometr. 

Dzisiaj godzina szybkiego marszu. Włączyłam ulubioną muzykę, słuchawkę w jedno ucho, żeby nie stracić kontroli nad otoczeniem i jazda (muzyka) Udało się utrzymać szybkie, równe tempo.(pot) Pod koniec nogi mi się trochę plątały, ale dałam radę.  Było ciemno, lampy świeciły i co chwila mijałam jakiegoś biegacza (noc)(ninja)   Fajnie zobaczyć swoją niedaleką przyszłość ;))(slonce)

Nie wiem, ile przeszłam, ile kalorii spaliłam - w domu przy zdejmowaniu kurtki upadł mi krokomierz i się zresetował - he, he - pewnie miałam tego nie oglądać.

Jutro będzie przerwa, bo mam firmową kolacje. Mogę sobie pozwolić na pól lampki wina.  Niecierpię firmowych kolacji, ale staram się pozytywnie podejść do tematu. Przeżyję. (klaun)

Kolejny marsz w czwartek, z pulsometrem i krokomierzem. 

A teraz lecę gotować wegetariańską fasolkę  po bretońsku. Cała tejemnica w przyprawach :) 

Buziaki 

6 października 2015 , Skomentuj

Witajcie!

Jestem trochę jeszcze pod wrażeniem tego, czego świadkiem byłam wczoraj. Wracałam do domu drogą przy lasku - to dłuższa trasa, ale bardzo ją lubię. Było zupełnie ciemno, droga nieoświetlona, więc jechałam ostrożnie, a tu nagle widzę z daleka dziwny ruch przy samochodzie nadjeżdżającym z naprzeciwka i coś poruszającego się w poprzek drogi. Myślałam, że to pies, zwolniłam jeszcze bardziej. Samochód przejechał obok i nawet nie zauważyłam, jaki to był pojazd, bo oślepiały mnie światła. Jadę dalej powolutku i widzę, że na drodze coś leży, trudno było rozpoznać, bo w kilku miejscach coś było rozrzucone.  Okazało się, ze to był dzik, chyba dość młody.  Leżał na boku i próbował się podnieść biedak. W pierwszej chwili pomyślałam, że kona, bo strasznie nim rzucało, ale on tylko próbował wstać. Zatrzymałam się, a za mną zaraz sznurek samochodów, ale przecież nie mogłam tak po prostu przejechać. Kurczę zupełnie zgłupiałam i zanim wykonałam telefon, w pierwszej chwili przyszła mi do głowy policja, to dzik się poderwał i pobiegł do lasu. Był mocno przestraszony i chyba w szoku.   Kierowca, który go potrącił po prostu uciekł. Na pewno ma uszkodzony samochód, bo jakaś część leżała na ulicy.  A ja się zachowałam jak głupek i nie zrobiłam nic. No, ale co tu zrobić? Bałam się podejść do dzikiego zwierzęcia. Pewnie gdybym go w lesie spotkała wdrapałabym się ze strachu na drzewo. A jak już pobiegł do lasu, to co, miałam go ganiać i wołać, czy wszystko w porządku?  Co się robi w takich sytuacjach?  Na kursach nikt tego nie uczy.  Jeśli miałabym to zgłosić, to co powiem, że samochód , ale jaki, nie mam pojęcia, nic nie zauważyłam...  Szkoda zwierzaka bardzo. Mam nadzieję, że nie odniósł poważnych ran i się wyliże. Pierwszy raz widziałam dzika na żywo, nie za siatką i musiało to być w takiej przykrej sytuacji... Teraz wertuję internet i sprawdzam, co należy zrobić - póki co, znalazłam tyle:

" ... co kierowca powinien zrobić, gdy już dojdzie do potrącenia zwierzęcia. W takich przypadkach obowiązują standardowe procedury stosowane w wypadkach - najpierw należy włączyć światła awaryjne oraz zabezpieczyć miejsce zdarzenia trójkątem ostrzegawczym, następnie prawo nakazuje zgłosić tę sytuację odpowiednim służbom (straży miejskiej, policji lub lokalnemu nadleśnictwu), które mają obowiązek podjęcia działań związanych ze zniwelowaniem zagrożenia stwarzanego przez zwierzę, udzieleniem mu pomocy oraz usunięciem zwłok, jeśli zajdzie taka potrzeba. Zasady te obowiązują również w przypadku wypadku z udziałem zwierząt domowych.

Polskie prawo reguluje również sankcje stosowane w przypadku ucieczki prowadzącego pojazdem z miejsca wypadku i pozostawienie rannego zwierzęcia bez pomocy. Według art. 25 Ustawy o Ochronie Zwierząt, kierowca, który potrącił zwierzę, musi w miarę możliwości zapewnić mu pomoc lub zawiadomić służby o których mówi art. 33 ust. 3. Za niedopełnienie tego obowiązku grozi kara aresztu lub grzywna w wysokości do 5000 zł."  

źródło:  https://840805.siukjm.asia/porady/potraciles-zwierze...

1 października 2015 , Komentarze (10)

Jak ja się cieszę, że minął okres marazmu, zastoju, braku energii i w ogóle.  "Krwawy księżyc" zrobił swoje i wróciła lekkość bytu. Byłam w czarnej dziurze i czy to zagęszczenie materii, czy może jakieś inne kosmiczne jajo, ale przybyło trochę na wadze. Nie napiszę ile, bo nie chcę się demotywować. Było minęło, wyrzucam "trupa z szafy". 

Znowu późno, trzecia dziewiętnaście - energii chyba za dużo, spać nie mogę, a po nocy nie będę się tłukła z ćwiczeniami. Najgorsze, że sen przychodzi, jak trzeba wstawać.  Takie tam  atrakcyjne inaczej przygody nocnej sowy --  i któż zrozumie ten ciąg dziwnych skojarzeń - hi, hi ;)) 

Rano przyjdzie nowy dzień ....i będzie normalnie - ale lubię te nocne galopady myśli...

18 września 2015 , Komentarze (23)

Ominęłam dzisiaj pomiar wagi - tak, tak wstyd mi - ostatnie grzeszki i zasłanianie się brakiem czasu, pracą, bólem głowy itd. dały efekty - mimo, że pod koniec się już starałam, to nie ma przeproś i waga podskoczyła  - nie od dzisiaj jednak wiadomo, że to kapryśna bestia jest bez uczuć, więc spodziewałam się tego po niej.... no cóż, trzeba brać "koleżankę"  taką jaka jest i działać ;)  Dzisiaj piątek, więc będzie łatwiej się zorganizować.

Na obiad przygotowana zupa krem z groszku zielonego i mięty, z białą pietruszką i mleczkiem migdałowym (unikam mleka krowiego).  (zupa)     Zupa wyszła świetna, a zapach w czasie gotowania był po prostu obłędny!!!! 

Po pracy lecę na bazarek po dynię i jutro będzie kolejny krem -  według przepisu kolegi Sadpotato :), za który bardzo dziękuję :))) 

16 września 2015 , Komentarze (12)

Wsiąkłam w pracę i nie ćwiczę i nie trzymam diety od dwóch dni....  idzie to w złym kierunku, więc dzisiaj wieczorem muszę się sprężyć.....Ale co mam poradzić jak padam na pyszczek....cos wymyslic musze - przystopowac z pracą, przystopowac z pracą.... nie dam się.... 

Dzisiaj nie ma cieplej wody - to i tak dobrze, bo w innych dzielnicach wody nie ma wcale i dowoza beczkowozami - awaria wodociągu.....

A ja wieczorem naolejowałam sobie włosy i przespałam się z tymi strączkami - moja mina rano pewnie bezcenna -  a potem wszystkie garnki na gaz i był wielki "grzaniec"  he, he.....niespodzianka....

13 września 2015 , Komentarze (6)

Witajcie w tę dziwną niedzielę,

Koniec tygodnia i potworny ból głowy - jakby mi ktoś z młotkiem szalał od ściany do ściany (martwy). Okazuje się, że nie mnie jednej. Taka aura.... Byłam zmuszona do zwolnienia tempa, skutkiem czego obudziłam się w sobotę skandalicznie późno i zmarnowałam część weekendu. (uff) Wieczorem przestało padać (deszcz) i powiedziałam sobie, że nie mogę tak tracić czasu i udałam się na wieczorny spacer - nawet mi się oka zrobić nie chciało, więc prawie jak stałam tak wyszłam. Chodziłam, chodziłam, aż zrobiło się ciemno. 

Pierwszy raz przytulam się do drzewka :)  (przytul)  To naprawdę działa!!   Ta brzózka już jest MOJA ;) (zakochany)

I tak oto leniwie, spokojnie i bez większych atrakcji minął dzień.    Było pięknie (swiety)

Dzisiaj jeszcze jakoś tak niewyraźnie, ale i tak nadrabiam zaległości w wyzwaniach itp. Muszę wyrobić sobie formę do biegania.  Planowałam zacząć we wrześniu, nie wiem, czy zdążę, ale czuję, że już niedługo. (ninja)

Udanej niedzieli i dobrej formy Wam życzę :) (pa)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.