Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wracam do formy po urodzeniu synka. Jako weteran odchudzania wierzę, że tym razem, nauczona własnymi błędami, potrafię racjonalnie i mądrze uzyskać wymarzoną wagę i kondycję :-) Jestem typową kurą domową z zacięciem pedagogiczno- filologicznym. Pochłaniam masowo książki, zajmuję się dzieciakami, z kuchni zrobiłam jaskinię alchemika. Nie stronię od robótek ręcznych wszelkiego rodzaju. Lubię zwierzęta, jeśli one mnie lubią. Jestem utalentowana muzycznie, ale to talent zmarnowany. Bywam marzycielką, złośnicą, przykładną żoną lub nieznośną synową. Dla każdego coś innego :-D

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 89747
Komentarzy: 741
Założony: 13 stycznia 2009
Ostatni wpis: 5 września 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kasiapelasia34

kobieta, 49 lat, Kraków

160 cm, 79.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 września 2013 , Komentarze (4)

Opisać wszystkiego się nie da. Można streścić, że codziennie życie mija mi tak:
- kurs do miasta do szkoły muzycznej, po drodze szkoła starszego syna i przedszkole młodszego;
- w drodze powrotnej zakupy, załatwienia itp.,
- gotowanie obiadu w ilościach jak dla wojska,
- bieg z psem w ramach spaceru (kto miałby czas spacerować?),
- kurs do przedszkola,
- ekspresowe ogarnięcie stajni Augiasza i wyrzucenie partii prania na strych, zrzucenie suchych ciuchów z dnia poprzedniego do garderoby,
- kurs do szkoły muzycznej po córę i powrót w gigantycznych korkach (kto zna Kraków, ten wie :-)),
- po powrocie kawa z termosu na przywrócenie życia, nakarmienie stada, dopilnowanie odrabiania lekcji, dzienniczków, ćwiczeń itd. itp., 
- nakarmienie stada przed nocą, zaganianie do łazienki i łóżek,
- przygotowanie ciuchów na dzień następny,
- prysznic, łóżko, pół strony książki i zaśnięcie przy czytaniu....
Jeszcze ekstra raz w tygodniu mam 2 godziny na basenie (plus dojazd) jako obsługa zmokłych dziewcząt - koleżanek mojej córy. 
Przychodzi sobota, mam nadzieję nadrobić zaległości, a tu: najmłodsze wymiotuje, średnie gorączkuje,  najstarsze pyskuje, mąż imprezuje, a ja.... zaciskam zęby.

Przyjechał na kilka dni do nas mój tato. Patrzy na mnie i mówi, że on w moim wieku też miał kołowrót i nie miał kiedy się wyspać. Marzył sobie, że jak dzieci pójdą w świat, to on zwolni tempo i sobie wreszcie odpocznie. A teraz siły ma coraz mniej, zdrowie kiepskie i bezsenność. I cokolwiek robi, zajmuje mu to więcej czasu, więc nie ma kiedy odpocząć. A sen, o którym marzył, nie chce przyjść. Pocieszył mnie, nie ma co :-) Ten kołowrót nigdy się nie skończy, tylko się będą zmieniać atrakcje :-)

Wracam do "Biegnącej z wilkami" Jesień to czas wchodzenia w głąb siebie, a tam zawsze można znaleźć coś nowego. To nic, że czytam po dwa zdania (stojąc w korkach). Mam czas porządnie je sobie przemyśleć :-) Do wiosny będę mądrzejsza :-D 
P.S. Chudsza też będę, bo nie mam czasu jeść.... A jak gotuję, to tak się nawącham, że mam dość....

28 sierpnia 2013 , Komentarze (3)

Widzę, że nie jest źle i moja "stała " ekipa ciągle na Vitalii :-) Ile to już lat? He he... Sama się ostatnio zreflektowałam, że ja już prawie cztery. A jak patrzę na historyjkę swojej wagi, to przypomina on jakiś wykres funkcji, a nie równię pochyłą hi hi. Czyli odchudzanie treścią życia :-) Co ja bym robiła, jakbym schudła raz, a dobrze.....
Ale dzięki temu nie śpię w życiu. Szukam, eksperymentuję, doświadczam.... Wiecie same, jak to jest :-)
A tak na marginesie.... Czuję jesień. To nic, że w kalendarzu co innego. Ona już tu jest :-) A wraz z nią te fantastyczne kolory, smaki i zapachy. Te dynie, bakłażany, aronia, jabłka... I wino jabłkowe, zeszłoroczne, pachnące minioną jesienią.... Mocne wyszło. Dobrze się po nim pisze :-) I tańczy... I śpiewa....

23 sierpnia 2013 , Komentarze (6)

A jednak nie jestem uzależniona :-) Nawet całkiem przestało mnie to bawić. Sprawa wyglądu i odchudzania przestała byc priorytetem. Postanowiłam najpierw odchudzić swoje wybujałe ego. A okoliczności sprzyjające były, a jakże :-)
Mąż mi wpadł w kryzys czterdziestolatka. Omal nie wykoleił nam całej rodzinki na tym zakręcie. N aszczęście wszyscy trzymali się mocno tego wózka, chociaż koń ponosił....
Było i bieganie za panienkami, i szukanie celu w życiu, i zmiana obyczajów... Słowem...działo się. Nawet miałam ochotę wystąpić o rozwód. Teraz myślę sobie, że to byłaby głupota nie do naprawienia, spalenie mostów. Warto było zacisnąć zęby i przeczekać.
I co? Miałam okazję zastanowić się dojrzale i na poważnie, kim sama jestem, w czym zaklęta jest moja wartość i dlaczego wyszłam za tego faceta. To, co zobaczyłam, nie zachwyciło mnie. Przestałam więc okłamywać samą siebie i to chyba największa dobroć, jaka mnie spotkała przez ten rok.
Teraz jestem spokojna. Mam zaufanie przede wszystkim do siebie. I nie buduję swojego świata na czyjejś obecności. Dojrzewam naprawdę :-)
Już nie potrzebuję czekoladek, ciastek, sprawiania sobie jedzeniowych przyjemności dla poprawy nastroju czy zagłuszenia lęków. Jestem wolna :-)
Od 1 lipca zarzuciłam tak na 100% zboża ( z wyjątkiem owsianki :-). Wyniki rewelacyjne: 6 kg mniej na wadze bez żadnych dodatkowych zabiegów. Wraca mi energia i chęć do życia, rano fruwam po schodach :-) Jem mało, bo nie czuję głodu. Kawa tylko dla przyjemności, nie na obudzenie :-)

Pozdrawiam wszystkie Panie, które jeszcze mnie pamiętają :-)

4 kwietnia 2012 , Komentarze (3)

.... to jeszcze nie miałam na Vitalii.
Ale w końcu wracam, bo to uzależnienie (chyba?), nad którym się jednak nieco panuje.
Przysiadłam fałdów ostro i udało mi się terminowo skończyć zajęcia na studiach. Poślizg jest wprawdzie, ale to nie moja zasługa. Została mi jeszcze jedna praca do napisania, ale to dopiero wtedy, gdy pozostali studenci pokonaja swoją "działkę" :-) Wyszło na to że kujon i prymus jestem hehe.
Inna sprawa, że uskrzydliły mnie te studia i mam poniekąd żal do swoich nauczycieli z dziennych, że odebrali mi kiedyś wiarę we własne możliwości. Bo okazuje się, że ja zdolna jestem i talent mam, tylko się nie mieściłam w sztywne ramki i zostałam "odstrzelona". Ile ja przez to niepotrzebnie czekolad zjadłam.... i ciastek....
Może jeszcze coś dobrego z tego wyjdzie, ale na razie cicho, sza....

Poza tym przybrałam nieco na wadze, bo siedzący tryb życia nie pomaga. Ale na razie mnie to nie martwi, bo właśnie zaczęłam się ruszać (i wszystko mnie boli, kondycja żadna...).

Zgodnie z wcześniejszymi planami ograniczyłam bardzo jedzenie produktów pszenicznych (całkiem "rzucić" nie dałam rady), ale i to przyniosło pozytywne skutki: przestałam się czuć jak nie naoliwiony robot i moje stawy przestały boleć i skrzypieć. Czyli kierunek jest słuszny.

Poza tym wiosna, dzieci szaleją na łące na rowerach, a ja wreszcie mogę otworzyć szeroko okna. Cudnie śpiewają ptaki. Święta tuż tuż, a ja jakoś żadnych przygotowań nie czynię. Nie czuję wewnętrznego imperatywu he he... Ale święta i tak będą bez względu na to, czy okna będą wymyte, czy nie. I to jest cudowne! A teraz biegnę kochać życie!!!

3 lutego 2012 , Komentarze (2)



Zawsze się tak dzieje, gdy pojawi się czarna seria zdarzeń. Chyba mało odporny typ jestem.

Puszczanie nerwów objawia się delikatnym rozedrganiem wewnętrznym, które chwilami narasta i powoduje, że wypadają mi talerze z rąk. W skrajnych sytuacjach talerze nie spadają, tylko latają i powoduje to przykre skutki.
Dzieci mam chore. Sama walczę z jakimś wirusem żołądkowym. Przez ten cholerny mróz ciągle psują się samochody. Mąż też ledwo żywy ( a jego to zwalają z nóg tylko końskie wirusy). Na szczęście jutro się pewnie opamięta, bo nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek dłużej chorował.
W przychodni nie chcą zarejestrować mi dziecka. ODMÓWILI. Cholerni lekarze zapominają, że ich zawód to przede wszystkim przysięga Hipokratesa, a w drugiej kolejności kasa i sen. Jest sezon na choroby. Odsypia się w lecie!

(.......................................................................................)

Napisałam jeszcze mnóstwo złych rzeczy o lekarzach i innych takich... ale wykasowałam. To sama żółć była. I nie wszystko prawda (jak to bywa w gniewie). Ulżyło mi, a teraz idę leczyć siebie i swoją rodzinę. Matka musi być specjalistą interdyscyplinarnym. I na to musi jej starczyć inteligencji, chociaż medycyna to dla niej za wysokie progi.

26 stycznia 2012 , Komentarze (2)



UZALEŻNIŁAM SIĘ OD INTERNETU

Jak do tego doszłam? Zaczęła mnie denerwować obecność kogokolwiek, kto chciał odciągnąć moją uwagę od komputera. I to nie chodzi o jakieś potrale społecznościowe. Uzależniłam się od uczenia się. I usprawiedliwiam się sama przed sobą, że przecież nie marnuję czasu, tylko robię coś pożytecznego....
Skutki uboczne? Popsuły mi się relacje z mężem (on też jest uzależniony, walczymy o dostęp do komputera) i dziećmi (one mają jakieś ważne sprawy, które mnie nic a nic nie obchodzą).
I jeszcze jedno: siedzący tryb życia sprzyja tyciu....

No więc idę sobie. Dziś szlaban. Tylko jedna godzina po południu (muszę napisać krótki wywód naukowy na temat wkładu Seniorów w Kapitał Intelektualny Rodziny). Przemyślę sprawę nad garnkami, a potem siądę i szybciutko napiszę....Takie postanowienie mam. Się pochwalę, jak się uda :-)

23 stycznia 2012 , Komentarze (1)



....zimno. Dzień trzeba zaczynać od odwiedzin kotłowni i rozpalania w piecu. Jak ja zazdroszczę wszystkim, którzy mają ogrzewanie na gaz i tylko pokrętełkiem kręcą...  U nas nie ma widoków na taki luksus. Taszczę więc drewno, węgiel, wynoszę popiół i czekam, aż kaloryfery zaczną robić się ciepłe. Ale z drugiej strony.... czy doceniałabym ciepło w domu, gdyby to było oczywiste i nie wiązało się z żadnym wysiłkiem? 
Może dlatego ci, co nie mają pieca, montują kominek, żeby ten żywy ogień jednak czasem zobaczyć :-)

Wiosny nie widać, ale sikorki rozpoczęły śpiewy godowe. A to znaczy, że jednak wiosna będzie :-) One wiedzą lepiej :-)

20 stycznia 2012 , Komentarze (2)



To taka prawdziwa burza śnieżna była. Sypało i wiało tak, że musiałam zjechać na stację benzynową, bo nie wiedziałam, gdzie droga, a gdzie rowy... Stałam tak na wielkim parkingu, którego granic nie było widać, bo dookoła biały tuman. Po 20 minutach przestało sypać, a ja nie mogłam otworzyć drzwi, bo wisiała na nich wielka czapa lepkiego śniegu. Dzieci miały nietęgie miny. W samochodzie panował półmrok.
Gdy udało mi się z grubsza odkopać naszego vana, ruszyłam jedynką w kierunku drogi. W tempie 20 km/h i z duszą na ramieniu sturlaliśmy się z miejscowej górki po serpentynach. Na szczęście nie jechało nic dużego z naprzeciwka i nie musiałam używać hamulca.
Do garażu nie udało mi się dojechać, bo dom też na górce. Na ręcznym zostawić nie mogłam, bo temperatura była na minusie. Wjechałam więc w oraninę mając pewność, że mi nigdzie "fura" nie ucieknie :-) Gorzej, jeśli ten śnieg nie stopnieje zbyt szybko...
Nie powiem, że kocham zimę. Schudłam po tej jeździe z całą pewnością, tzn. wypociłam masę kalorii. Dawno nie miałam takiej jazdy :-)
Naśladować nie polecam. Znam bardziej bezpieczne formy zrzucania nadbagażu....

9 stycznia 2012 , Skomentuj


Siedzenie godzinami przy komputerze powoduje u mnie chroniczne przemarzanie. Pies grzeje stopy, a reszta kochanego ciała zawinięta szczelnie w koc. Ale ręce na klawiaturze marzną.... A wszystko przez te studia moje. Mam trzy miesiące wytężonej pracy przed sobą, a więc siedzący tryb życia, nie sprzyjający odchudzaniu...

Na szczęście zawsze jest w tym jakieś szczęście :-) Odkryłam przyjemność płynącą z używania intelektu. To wielka zmaina, bo do tej pory uczenie się traktowałam jako przykrą konieczność. Po raz pierwszy uczę się z radością :-)
Wiem, że to trochę późno, ale to tłumaczy poniekąd, dlaczego tylu uczniów nie lubi szkoły.

W sumie więc miło spędzam czas, chociaż zimno... Oby do wiosny... ciepłej wiosny...

2 stycznia 2012 , Skomentuj



Nic nie wyszło z mojej poprzedniej deklaracji. Tzn. unikałam pszenicy jak mogłam, ale nie zawsze mogłam :-) Święta nie sprzyjają takim postanowieniom. Poza tym dwie imprezy urodzinowe w domu w ciągu tygodnia też wprowadziły niezły chaos. Plus oczywiście sylwestrowe szaleństwo, też u nas... Domu nie mogę jeszcze poznać ani odnaleźć wielu rzeczy, ale.... warto było :-)

Nowy rok zaczynam więc spokojnie i bez strasznych postanowień :-) Będę się starać zmieniać niektóre nawyki na takie korzystniejsze i już. Na ile potrafię i bez rozpaczy, że zjadłam kromkę chleba, a postanawiałam inaczej...

Wczoraj na imieninach wuja Mieczysława przekonałam się, że nie mam ekonomicznej głowy, a śliwowica działa baaaardzo długo. I ponoć przedłuża życie, jak przekonują producenci :-) Przymierzam się więc do produkcji (na własny użytek oczywiście), bo śliw zatrzesięnie w sadzie i się marnują. Tylko że zdobycie sprzętu wymaga niesamowicie dużo zachodu. Może komuś obrasta kurzem gdzieś w piwnicy/garażu/na strychu? Chętnie się zaopiekuję :-)

Na wagę nie wchodzę na razie. Poczekam, aż będę mieć na tyle dobry humor, żeby się nawet na skutek wstrząsu nie popsuł :-) A do wiosny jeszcze spora chwilka, więc zdążę :-) Już wiem, jak działa mój mechanizm (chudni-rośnij-chudnij), więc spokojnie sama siebie przechytrzę :-)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.