Jestem na diecie zdrowe serce, i wszystko powinno grać jak w szwancarskim zegarku ale od czasu do czasu nie gra, a właściwie gra ino zegarek nie tak chodzi jak trza. ostatnio postanowiło moje pikadło pożartowac ze mnie i sie włączyło w jakieś inne rytmy, nie wiem czy to była cha cha w wykonaniu Rosiewicza zreszta Andrzeja, czy to była salsa, czy też inne tango argentyńskie w wykonaniu Edyty i Janka Klimenta, faktem jest, ze nie mogłam sie ustawić w ramie i przejechałam do Instytutu Kardiologii w Warszawie. Leżałam sobie w zielono wykafelkowanej sali, na swoim łóżku, znaczy na szpitalnym ale ciagle tym samym drugim od okna, pod monitoringiem komputerów z kroplówą w żyle i liczyłam pikanie mego najdroższego organu, a tu nic i nic. I tak bym se leżała, gdyby nie mój dobry łapiduch co sprawy wziął w swoje rece i psoatnowił mi dać łupnia, a to straszył, że kardiowersaj a to , że coś przyjemniejszego aż w końcu zdenerwił się okrutnie i za karę poczęstował moje żyły jakimś pierońskim świństwem no i po 25 minutach serce zaskoczyło, hahahahaha! Wróciłam po dwóch godzinach do domu, tydzień byłam na zwolnionych obrotach a teraz wracam powoli do siebie, no bo taki rozklekotany klamot do kogo może wrócić? ja się pytam. Ja nie wiem, ale najfajniejsze, że kolegi uczone też nie wiedzą od czego tak jest i dlaczego, po co to ja doskonale wiem, abym se pomyślała o wszystkim w tym i o sobie. No to se pomyślałam, ale waga przepadła, kontrola przepadła, ważenie przepadło, no i troche dieta przepadła, choć trzymam magiczna cyfrę 80. Wiem, że nie moge nic po diable robić i nie robię, i tak se myślę, i nie piję, i nie pływam, i nie żrem i jak to jest a ono se robi co chce.
Postaram się przynajmniej nie stresować, ale łatwiej powiedzieć niż wykonać, no to ide sie nie stresować, a jak będziecie chciały poczytać to zapraszam do mnie mimo śniegu deszczu, pluchy i ewentualnych mrozów pa pa pa
wasza babcia2