Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Konie, ptaki, zwierzaki, moje dzieci, fotografia, brydż, i parę innych śmiesznych zajęć. Moja waga znacznie uszkodziła moje kolana , a przy koniach nie da się chodzić o kulach ani poruszać na wózku. I mam marzenie .... najważniejsze - pojeździć jeszcze konno. A z paleniem - to póki co ... przestałam palić

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 83237
Komentarzy: 696
Założony: 1 lutego 2009
Ostatni wpis: 2 lutego 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Opcja

kobieta, 73 lat, Sosnowiec

165 cm, 138.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Chcę normalnie żyć i być sprawna

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 kwietnia 2010 , Komentarze (4)

Doczytałam sie na necie , że wielość osobowości to niekoniecznie normalne jest.

Znaczy walnięta jestem. hihihihihihihi

Ale , to jak mi się zdaje , u mnie stan normalny.

Bo tylko walnięty osobnik jest zdolny do szalonych rzeczy.

Echhhhhhhhhhhhhhhhhhh.

A wracając do rzeczywistości.

Świeta święta i po.....................  No tak. Myjąc okna załatwiłam sobie na jakiś czas kolana ................ dzieci radośnie oświadczyły ,żeby na nich nie liczyc , bo jest akurat sezon krycia klaczy i woadna tylko na chwilkę . Co tez uczyniły.

Ale Bozia sprawiedliwa jest bo jak sie ewakuowały z domu na wieść o konieczności imprezy rodzinnej w poniedziałek to trachnął im w samochód bażant. Co prawda dorodny wielce ( póki co kruszeje u Aśki ) , ale przednia szyba poszła w śliczna siateczkę.

A teraz synus wraca z Puszczy sandomierskiej bocznymi drogami , żeby go nie chapnęła policja i nie zabrała dowodu rejestracyjnego.

No...................to by było na tyle jeśli chodzi o newsy

A jeśli chodzi o mnie .  To waga zamurowała sie na 146 kg i kropka.

Zaczynam się zastanawiać nad poddaniem , rzuceniem ręcznika na ring, ustąpieniem pola.

Czy mam sie uważać za przegraną.

Nie. Na pewno nie. Tylko , że mimo  pisania o spokoju ciągle walczę . Każde wejście na wagę to stress. Ile mi jeszcze zostało do końca skali.??????

A przez te parę dni co nie pisałam , równiez nie zwracałam większej uwagi na walkę z jedzeniem. I jak dzisiaj rano siadłam i zaczęłam sobie przypominać to sie okazało ,że np. śniadanie wielkanocne zjadłam bez chleba.

A przez 3 dni wcześniej  na śniadanie jadłam jogurt z otrębami owsianymi i rzeżuchą. I jak teraz sobie przypominam  , nawet się nie zastanawiałam tylko działałam na zasadzie odruchu.

Wygląda na to ,że wyrobiłam sobie juz parę prawidłowych nawyków.

Więc może teraz przyszła pora na poddanie się. Ale nie przegraną . O nie

Ja poddanie rozumiem jako spokój , dystans do siebie i otoczenia .

Może teraz powinnam wyrobić w sobie taki nawyk . ..........ponosi mnie temperament .. to mówię sobie .... Stop .........pomyśl.......... .

No to będzie trudne , ale właśnie myślę , że takie zatrzymywanie chwili pomoże mi w zatrzymywaniu moich zapędów żarłoka. .

Spokój daje ............paradoksalnie ..................mnóstwo czasu  . A więc i czas na przygotowanie dobrego jedzenia. Zrobienie sobie ....................właśnie sobie .........przyjemnośći. 
Taaaaaaaaaaaaaaa .............to jest myśl.

Zapomniałam już jak to jest kiedy się zacznie łapać te drobne radości . Nie , nie zapomniałam.

Tylko nie miałam czasu. .

A teraz będę miała i kropka

 

 

26 marca 2010 , Komentarze (2)

stronę mojej natury. A właściwie nie odkryłam. Zawsze tam była.

Najlepiej się czuję jak trwam w lenistwie.

Kurde też  nie tak.   Nie ,  nie jak trwam w lenistwie, tylko jak nie ma żadnego przymusu.

To wtedy nawet coś zrobię bez stresu . Ale sama , z własnej woli.

Bo jak coś powinnam , to zaraz się zaczyna.

A jak coś muszę to mam taki odruch obronny , że szok.

A jak bym Sezamku wiedziała jak scalić osobowośći albo pozbyć sie nadliczbowych to bym była bardzo bogatym psychiatrą , .............ale czy  była bym szczęśliwa. ?????

Myślę, że jak sobie uświadomimy co w nas siedzi i to zaakceptujemy , to jest znacznie łatwiej.

Problem ma tylko mój Skarb . Twierdzi , że zrobiłam sie harda i się stawiam. A ja tylko staram sie być asertywna. Szczególnie jak ostatnio koleżanka lekarka mi zwróciła uwagę , że nie pozwalam dorosnąć mężowi.

I jak się temu przyjrzałam .........to ma rację.

Pomstowałam na teściową śp. ,że rozpieszcza synusia i trzyma przy sobie , a ja co robię . Kurde .............też rozpieszczam. I to na własną szkodę.

No to przestałam. Szczególnie jak sobie kazał podawać obiad na leżąco...bo zmęczony.

No to się dowiedziałam ,że wredna  jestem i on mi pokaże.

Ciekawe co.

A teraz chodzi po domu z mina cierpiętnika , bo jak zaczął pyskować na kałuże Alkaidy to mu powiedziałam, że skoro ON nie chce pomóc to wywożę ją do schroniska i to będzie jego wina

No masakra.

A teraz MUSZĘ skończyc stronę.

Tak mi się nie chce ,że nawet sobie drinka zrobiłam .  Jak ja się dałam w to wmanewrować . Miałam tylko znaleźć dobra firmę , to znalazłam . No i nagle ocknęłam się jako wykonawca strony. Szlak. I Jeszcze zaczynają mieć wymagania . A ja za darmo to robię.

A z tych stresów dzisiaj trochę odpadłam w obiad . echhhhhhhhhhhhhh

 

 

26 marca 2010 , Komentarze (5)

Wczoraj był pierwszy dzień , kiedy mi się udało zapanować na wieczornym obżarstwem.

Świadomie , z pełną kontrolą nad tym , co robią moje ręce.

Nawet ostatni naleśnik z obiadu wylądował w psich pyskach. Ale uczciwie przyznam , to oddawanie naleśnika psom , bardzo mnie bolało.

Jestem juz pewna ,że składam się z conajmniej 3 osobowości.

Jedna to ta co na zewnątrz , zwarta , optymistyczna , usmiechnieta, pewna siebie.

Ta co w domu .....to różnie . Tu się potrafie rozłozyć na czynniki pierwsze , pojamrać bez powodu . Wylać samej sobie wiadro pesymizmu na głowę , albo pod nogi.

No i ta trzecia .................psycholog to nazwie podświadomością..............no z tą to mam problem. Działa na poziomie odruchów , z chciejstwem rozwleczonego bachora.

Ta trzecia potrafi wyłaczyć te dwie pozostałe. Jak coś chce ................a mówie tu o jedzeniu , to po prostu mogę tylko obserwować z boku jak moje ręce i nogi działają niezależnie od mojego rozumu.

Nie moge się jej całkiem pozbyć , bo kiedy musi zadziałać instynkt to ta trzecia jest najszybsza.

I to  podświadomośc podsuwa mi przeczucia. zazwyczaj trafne

Nie ...............stanowczo  jest potrzebna.  Tylko muszę odkodować jej złe poglądy na jedzenie.

Ale to problem - rzeka . O tym jak kodować podświadomośc napisano już tony , ale nikt nie znalazł jednego skutecznego sposobu.

I chwała Bogu .

Bo jak by znalazł , to byśmy jak automaty działali , a nie jak ludzie.

Wiem napewno , że na podświadomość działa chińska metoda kropli wody.

Czyli  styl życia . Codziennie ....tu i teraz ..............będę świadomie ..............jak trzeba będzie to na głos............powtarzać sobie , jak i co mam jeść.

Wczoraj ..........sukces . I dobrze. Ale dzisiaj jest dzisiaj .  I teraz to jest najważniejsze.

Słońce dodaje motywacji , chce się żyć i ruszać.

Biorę się za balkon. w koncu święta blisko .

PS............ To odpowiedź na komentarze.

Jest  mi miło , . że tak wiele osób zagląda tu i wspiera mnie dobrym słowem.

Czasem to tylko świadomość Waszej obecności powstrzymywała mnie od całkowitej rezygnacji z wysiłku który , dla mnie bywa czasem strasznie męczący.

Ale już daleko poza mną pisanie co i ile jadłam dzień po dniu.

Ten etap już mam za sobą . Napewno napiszę jak znajdę jakieś ciekawe danie. Tak jak pisałam o kanapkach z kapusty pekińskiej.

Można je robić również ze zwykłej sałaty.

Dzięki nim nie jadam chleba. Nie mam takiej potrzeby.

Ten pamietnik zmieniał się w miarę jak nabywałam wiedzy na temat żywienia i samej Siebie.

I mimo ,że póki co jestem w punkcie wyjścia to mam na swoim koncie olbrzymie osiągnięcią .

Zdobyłam paru wspaniałych przyjaciół,  rzuciłam palenie, i poszerzyłam swoją wiedzę.

I dzięki temu wszystkiemu przestałam sie tak straszliwie bać.

I nic już nie muszę , ale chcę i mogę

No i teraz chcę na słoneczku posprzątać w koncu balkon

 

 

 

 

 

25 marca 2010 , Komentarze (5)

dzisiaj 146,1 kg na wadze. Ale sza, bo jak złe sie dowie to znowu utyję.

No dobra żartuję.  Nie z wagą oczywiście .  hihihihihihih.

Pisze zeszyt. Rano nie mam żadnych problemów i z jedzeniem i z pisaniem. tego wszystkiego co jem. , ale jak mija 13 to jakby złe we mnie wstępowało.

Powoli zaczynam sie rozkręcać. I to w jedzeniu , nie w pisaniu.

Bo jemmmmmmmmmmmmmmm a nic nie piszę, tak jak bym sama siebie się wstydziła,

Dzisiaj juz lepiej. Piszę a dzięki temu jakoś panuję nad tym obżarstwem. Znaczy moc słowa pisanego jest niebywała.

I sama nawet się dziwie , jak olbrzymieco wyiłku musze dokonać ,żeby siąść , wziąść pióro do ręki i zapisać co będe jadła. Wręcz czuje odrazę do tej prostej czynnośći.

Mówię sobie sama na głos ............siadaj...............otwieraj zeszyt ................no i pisz do jasnej cholery co chcesz zjeść.

A potem sama  sobie zadaje pytanie .......poco . Przecież nie jesteś głodna. No i nie jem. tylko piję.

dzisiaj mi sie uda . I to będzie super.

A jutro zacznę od nowa . Nic naprzód. Tylko to jest ważne co sie dzieje aktualnie.

Każdy dzień to ..........tu i teraz ...............to przkonywanie samej siebie do innego stylu życia niż dotąd

A jak mam zgagę ....taką jak dzisiaj ..........to nawet nie musze sie za bardzo wysilać ,żeby się sama przekonać ,że jedzenie w tym momencie jest bez sensu.

No to by było na tyle  jeśli chodzi o jedzenie

'A co pozatym . Ano znalazłam suczkę. Na środku drogi , między hamującymi samochodami . Daleko od zabudowań. Chyba ktos ją ...............hm..............wysadził.

NArażąjąc sie na rozjechanie .....pogoniłam ja w krzaki i tam złapałam.

Psy ..obwąchały i ...........przygarnęły. Makaron  najpierw nasyczał , a potem do niej dotarło ,że to coś co pachnie obcym psem jest o połowę od niej mniejsze. Więc teraz chodzi .owszem ....na mnie obrażona , ale suczke olewa.

Skarb ja nazwał ..kurde .nomen omen ................Alkaida. W skrócie .Alka

Chyba przeciucie.................mała błyskawicznie zdominowała psy i ich miski. Na swoja nawet n ie spojrzy.

2 godziny jej zajęła nauka wchodzenia na nasze lóżko i układanie sie tak ,żeby jej nie przygnieść.

Ukradła Arniemu jego sznurek do zabawy .............to znaczy to jest taka kolorowa bardzo gruba lina z węzłami , długa gdzieś na 40 cm.

Dzisiaj rano słyszę coś się miota w przedpokoju. Cichutko wyjrzałam i cóż ja widzę. Arni trzyma za linę z jednego końca a na drugim wisi Alka . Miota nią na wszytkie strony , ale z wyczuciem, delikatnie, widać nie chce jej skrzywdzić. A Alka aż sie gotuje , tak mu chce zabrać linę. W pewnym momencie wypluła ją z pyszczka i skoczyła do pyska Arniego ,,a ząbki ma jak szpilki. Zawisła mu na fafli. Arni zakwiczał .........puścił linę, a Alka zarzucana na boki przez 2 razy dł?ższy od siebie sznurek , powlekła ja na posłanie Bruna.

Bo Bruna uzywa jako poduszki do spania.

Sika ....czasem w domu ....czasem na dworze.

Dzisiaj z nią była u weta ..............ma ok. 8 tygodni  , nie ma pcheł............o dziwo........

Dostała książeczke zdrowia i zawiesinę na odrobaczanie.

No i mam problem. Bo musze ja oddać w dobre ręce. Teraz jest ok . Ale za jakies 7 - 8  miesięcy , jak dostanie pierwszej cieczki to moje psy pozabijają sie . Jej to pewnie nic nie zrobia , bo nawet wet dzisiaj powiedział ,że będzie malutka , Ale te dwa dominanty nie odpuszczą , jak sie zaczna w powietrzu unosic jej cieczkowe feromony.

Powchodziłam na różne fora. Ale tam tyle ogłoszeń ....tyle psiego nieszczęścia , że aż sie serce kroi.

Dlatego proszę tych co zaglądaja do mojego pamiętnika.

Popytajcie znajomych ,,,,,,,,,,,,,może ktoś zechce, małą inteligientną , odważną suczkę, Rasy.............hm .............u koni sie mówi .SP........ czyli szlachetna półkrew a u psów ........kundelek.

A wygląda jak miniaturka skrzyżowania jamnika z owczarkiem , na dodatek chowana pod szafą.

Zdjęcia .............jutro. Dzisiaj nie miałam czasu.

 

PS .....................udało mi się wstawić zdjęcia na początku . Widać na nnich jaka jest. Tak na szybko robione

 

 

 

 

 

23 marca 2010 , Komentarze (7)

Nie jest najgorzej . Zapas do końca wagi zwiekszył sie do 3 , 4 kg.

Czyli ważę 146,6 kg. Poleciało w dół ..............troszeczkę.

A ja przez te parę dni na samym dole - zrozumiałam jedno. To nie może być odchudzanie .

W życiu. napewno nie .

Bo nawet jesli schudnę , walcząc o to z całych sił, to wyrzeczenia , które musze uczynic ,są tak męczące , że tracę samą siebie. Przestaję być miła , nawet dla siebie.

A przecież nie chodzi o to by wychodować jakąś wredną harpię , tylko , żeby schudnąc i zachować Siebie w całośći ...........psychicznie .

więc to musi być styl życia a nie walka.

 Do tej pory walczyłam o pozbycie sie każdego kilograma. Walczyłam sama przeciw sobie. i co mam z tego.

Figę z makiem. Wróciłam do tej wagi  co była , a nawet przytyłam. Ważłam jeszcze dwa dni temu najwięcej w swoim życiu .

Schlałam się . i jak miałam kaca ,  to jak u "pomysłowego Dobromira " -  olśnienie.

I nawet już wiem  jak to zrobić. Wszystkie rozrzucone informacje poukładały mi sie grzecznie .

Załozyłam ZESZYT. Duży . ładny , bardzo gruby , ze ślicznym kotkiem na okładce. To rodzaj pamiętnika.

Jedyne co muszę to pamiętać ,żebym , zanim coś zjem , otworzyła zeszyt i przez chwile pomyśłała. To jedyny warunek .

siadam rano w kuchni i otwieram zeszyt. A tam pisze. ..............Pamiętaj,że świeży sok naczczo nie powoduje zgagi. ....................wpisłam to wieczorem. Więc zamiast rzucac się na żarcie jak spokojnie wyciągam marchew , seler, jabłko i robie sok..............dla siebie i Skarba. Potem porządek , parę rutynowych czynności i sniadanie. Ale wcześniej otwieram zeszyt. i pisze co będę jadła, I tylko tyle sobie robie. Jak mi się chce jeść, to ide do kuchni ,śiadam otwieram zeszyt i najpierw sie zastanawiam co czuję, i pisze to w zeszycie. Wczuwam sie w siebie ,ćzy to głód naprawdę ,  czy tylko pędza mnie w stronę lodówki ........nałóg żarcia.

 Tak jak było z papierosami. I jak się przez 2 dni okazało , takie spokojne przemyśłenie kończy sie na piciu wody albo ziółek  , . Bo jak napiszę  na papierze , że właściwie wcale nie jestem głodna , tylko chcę zajeść niechęć do jakieś pracy , co to mam ja wykonać, to po prostu nie jem. a prace........................hm ..................czasem wykonuję.

Tym sposobem udaje mi się zapanować .................narazie .............nad  niekontrolowanymi - do tej pory  - atakimi wilczego głodu .   Wygląda na to ,że ja po prostu nie chciałam nad nimi panować . 

Ostatnio czytałam , że , żeby pozbyć sie jakiegos niechcianego nawyku trzeba konsekwentnie z nim walczyć przez 21 dni. i w zasadzie ma sie spokój.

Ale na zaszczepienie jakiegoś nowego potrzeba aż 2 do 3 miesięcy.

Ale myślę , że tyle wytrzymam.

3 miesiące to i bardzo dużo i bardzo mało.

Narazie pozbywam sie tych szybko nabytych kilogramów.

W myśł zasady ...............szybko przyszło , szybko pójdzie, powinnam  pozbyć sie tego 4 kilogramowego balastu za tydzień.

A potem to już skończą się żarty a zacznie sie uczenie mojego opornego organizmu, nowego sposobu życia.

Wiosna, słońce, żyć sie chce ................powinno sie udać

 

21 marca 2010 , Komentarze (3)

I skończy mi się waga. A nowej nie kupie . NEVER...............W ŻYCIU

Nie mam juz siły walczyc. Jeszcze korzonki mi dają popalić po lewym biodrze ..........no masakra.

Chleb już całkiem odstawiłam zamiast tego kanapki robię z liści kapusty pekińskiej. No obiad pół ziemniaka i cóś na parze.

RAno szklanka świeżo zrobionego soku z marchwi , jabłek i czego tam pod rękę wpadnie .......czyli seler , pietryszka , burak , a po godzinie kanapka z pekinki , jak małe liście to z dwóch.. Potem obiad.
Piję dużo w tym szklanka zielonej herbaty , szklanka ziółek z morszczyna i gryki 2 - 3 szklanki cykorii .zamiast kawy. Nie słodzę.

Nie za bardzo moge sie ruszać z powodu tych korzonków , ale przeciez nie żrę.

No i co  .................ano patrzę ja k codziennie mnie jest więcej , tak po 100 - 200 gram.

No i dzisiaj stanęłam a tu 148 , 2 kg.

Więc otworzyłam nowiuśką butelkę Sobieski - 0, 7  - kupiona na prezent świąteczny , na zajączka , taka , elegancka ze szklanką na drinka.

I wyżej wymienionej szklance zrobiłam sobie drinka z coca-colą  i ..........wypiłam. A teraz idę zrobić drugiego .

Opiję się , jutro będę miała kaca , to może cos wymyślę.

Bo skoro grzeczne zachowanie nic nie daje , to może należy zaszaleć.

A swoja drogą to stoczyłam sie już na samo dno.

No bo co ja zrobie jak waga mi sie skończy......kurde

 

 

14 marca 2010 , Komentarze (1)

No i znowu wypadało by pojamrać.

Waga stoi  z tym , że niezauważalnie średnia przesuneła sie na 146 kg. I co ja mam zrobić. Jedynym pocieszeniem.......jakże przewrotnym .......jest to ,że w wielu pamiętnikach , które czytuję taki sam zastój.

Dziewczyny , na uszach staja i co...............i nic. Albo waga stoi , albo sie czołga w górę.

Chociaż  zawsze mogę powiedzieć ,że nie ma co sie oglądać na innych i że to moja wina bo z ćwiczeniami to ja sie chyba nie polubiłam.

No dobra , może to i racja , ale jak już mi sie zachciało ćwiczyć , ..................... to mnie korzonki strzeliły i szlus, kropka, ...............po ćwiczeniach.

Czasem to ja nawet myślę, że mój organizm ma taki odruch obronny i jak tylko zapowiada sie jakis wysiłek to ...trachhhhhhhhh i już nie mogę się ruszać . No a potem jak problem zdrowotny mija to i mnie mija chęć

Tak jak z tym murzynem. Co robi murzyn jak mu sie chce pracować .....kładzie sie pod palme i czeka aż mu przejdzie .

No i moje egoistyczne wewnętrzne ja też tak sie zachowuje, ale ja to musze zwalczyc. Jutro jade do lekarza bo nie da sie chodzić z takim bólem , siedzieć zreszta dłużej też sie nie da. A jak sie położe to potem nie moge wstać.

Mój Skarb dochodzi do siebie po szpitalu. Twierdzi ,że tam chcieli go otruć. Takie ilości tramalu i ketonalu mu ładowali ,że do dzisiaj miał kaca ...chemicznego. Ale dobrze ,że jest.

Przeczytałam do końca diete zycia i powiem , że dociera do mnie zasadnośc łączenia produktów. Chociaż z jednej strony podobno wydatek energii na trawienie tez sie liczy.

Ale uczucie lekkości w żołądku też ma znaczenie. No i przynajmniej do części założeń mnie przekonała.

Jak w końcu schudne to chyba książke napiszę o tej mojej walce. A może sama wymyślę nową dietę Opcji .

Ale narazie to tyje i nic nie wskazuje na to ,że ta książka powstanie.

Przeczytała kontrolnie i wyszło mi ,że jednak znowu pojamrałam. Echhhhhhhhhhhhhhh

A podobno jestem optymistką.

13 marca 2010 , Komentarze (2)

Pisałam i pisałam i prąd mi wcieło na sek , ale to co napisałam ...również

No i muszę od nowa. Może to i dobrze , bo znowu chciałam popłakać.

Ale Sezamek mi przypomniał bardzo ważne   PRZYKAZAZNIE   ........................Patrz przed siebie .

Bo tak mnie los dociera od początku tego roku ,że tylko mogę mieć nadzieję ,że to już to dno i teraz będzie juz tylko lepiej bo od dna zawsze się można odbić ......teoretycznnie

No bo jak mężowi wróci spokój i odtruje sie po pobycie w szpitalu a mnie przejdą korzonki , co to mnie onegdaj siekły w plecy to reszta to pikuś.

Nawet sie już nie ważę. Bo i po co . Będzie co ma być .

Zaczęłam robić wiosenne porządki . No bo małymi kroczkami do przodu , a święta za mniej niż miesiąc. I znalazłam w moich starych książkach ............Dietę życia...............Takie połaczenie diety Daimondów ze zdrowym rozsądkiem podpartym naukowymi wywodami. .

Ale jak już wcześniej napisałam ...........................ja zdaję się na zdrowy rozsądek i potrzeby organizmu. A ta książeczka właśnie niejako mnie utwierdziła w tym postanowieniu.

No i jeszcze jedno

Ja chcę już wiosnęęęęęęęęęęęęę

Ten okropny ihihihihihihihih   Sezamek Przypomniał mi o wakacjach . Rozmarzyłam się i tak mi brak ciepła i zieleni. echhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh.

 

10 marca 2010 , Komentarze (4)

Jest po 7 rano, Synuś wczoraj kupił ( poprzednie sprzedał bo za dużo paliło , to jest nba gaz) kolejne BMW.........kurde takiego wypasionego potwora serii 7. Mimowolnie staje się znawcą tych aut. Echhhhhhhhhhhhhhh.

Chciałam  zacząć dzień optymistycznie, tyle  że nie bardzo mogłam wstać z lózka. Wczoraj przejechałam 300 km  , z czego polowę jako kierowca i dzisiaj to musze odcierpieć.

Córka przyjeżdża jutro. Ja mam w domu bałagan. Nie zaczęte nawet rissotto , które obiecałam jej zrobić w dużych ilościach. No i muszę skończyć do południa stronę dla kolegi .

Niby koncówka , ale też czas zajmuje. O 15 mam być na rozmowie o pracę. A potem do szpitala , do Skarba.

Jak synek nie zdąży wrócić,  to będę musiała wyjść z psami i jechać jego nowym BMW , bo póki co to on mi zabrał moja renuwkę.

No i jak już doczołgam się ok 18 do domu to będę miała siłe tylko siąść na kompa a potem łazienka i do lóżka. 

No i jak tu tryskać optymizmem. Ja nawet nie będę miała czasu , żeby latać co 2 godziny do kuchni. I takie szaleństwo trwa od tygodnia.

A waga nawet nie drgnęła

Ma ktoś jakieś pomysły na ruszenie jej z miejsca . Bo mnie się skonczyły.

A właściwie nie , Mam jeszcze jeden.

Najtrudniejszy do realizacji. Bo jakości i ilości jedzenia pilnuję już poniekąd .......odruchowo.

Muszę zacząć ćwiczyć godzinę dziennnie.

Tak...................PRZYZNAJĘ się  ....................wstyd mi strasznie ....................ale ćwiczyłam sporadycznie . I najchętniej wirtualnie.

Masz rację GrubaHanko ..........................każdy kilogram w dół to mniej dolegliwości.

I teraz  będzie pesymistycznie .

Skąd wziąść siłę .............żeby mieć chęć ćwiczyć, żeby pokonać lenistwo.................żeby dać odpór wszystkim wymówkom , którymi tak łatwo się posługuję.

No i proszę. cały problem schudnięcia sprowadziłam do jednej rzeczy.

Pokonać lenia.

Proste................ale może nie możliwe do zrobienia.

I tu właśnie potrzebne jest wsparcie.

W wakacje był ze mną Sezamek. Ona wie , ile kosztowało ją wysiłku zmuszenie mnie do ćwiczeń.

Bo zawsze miałam wymówkę .Choćby taką , że cały dzień zajmuję się jazdami. Więc się ruszam.

A jednak głeboko wierzę, że to w większej części , właśnie te ćwiczenia spowodowały ,że schudłam do 134kg.

Jasne wiem..............jestem dorosła, sama decyduję.

To po jaką cholerę tworzy się te grupy wsparcia , jeśli każdy jest dorosły.

Teraz i tak nie poćwiczę bo nawet za bardzo nie moge sie ruszyć.

Maść i gorset trochę to wyluzują . A wieczorem choćby na leżąco , a zaliczę pół godziny.

 

 

 

 

 

 

9 marca 2010 , Komentarze (2)

Nie użalam się nad sobą

Nie płaczę

Nie jestem nieszczęśliwa

Mam potrzebę dzielenia się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami  . No moja wiedzą.

Potrzebne mi wsparcie osób , które wiedzą o co chodzi .

A piszę to wszystko w miejscu , które nazywa się PAMIĘTNIK i sama z własnej woli udostępniłam je ogółowi.

Bo wiem z własnego doświadczenia ,że przypadek rządzi naszym życiem  i może moj pamiętnik lub jakieś zdanie w nim napisane  będzie dla kogoś takim przypadkiem.

Tak jak dla mnie stał się pamiętnik Sezamka . i PAru innych wspaniałych kobiet tu bywających.

A że do tego wszystkiego lubie pisać , to po prostu piszę.

Może nawet czasem i nie za dobrze.

Ale przecież ważne jest ,że to pisanie pomaga przedewszystkim   MNIE

Bo nie ma jak zdrowy egoizm ...............hihihihihihihihih

 

 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.